Matka Ziemia współpraca

Matka Ziemia. Z wizytą u Karoliny Balmas-Pęczuły

Rozmowa o ekożyciu na wsi + konkurs marki Weleda

Matka Ziemia. Z wizytą u Karoliny Balmas-Pęczuły
Marta Więcek

„Ziemia jest dla mnie domem, który współdzielę z florą i fauną. Nie czuję nad nią władzy, raczej odczuwam wielki respekt i szacunek” – mówi mama dwóch dziewczynek, śpiewająca artystka Karolina Balmas-Pęczuła. Zaglądamy do jej ogrodu i domu wypełnionego tradycyjną muzyką, zapachem ziół i śmiechem dzieci. Zapraszamy na pierwszą odsłonę naszego nowego cyklu Matka Ziemia, gdzie z marką Weleda uczymy się o roli ziemi w naszej codzienności.

Historią Karoliny otwieramy pierwszy rozdział cyklu Matka Ziemia, który powstał pod patronatem firmy Weleda. Ta znana z proekologiczej filozofii marka uruchomiła niedawno program Save Earth’s Skin – ogólnoświatową kampanię mającą m.in. uwrażliwić na potrzebę dbania o glebę, i to nie tylko jako źródło naszego pożywienia i schronienia.

Czy wiecie, że większość rzeczy, których używamy na co dzień, w jakimś sensie pochodzi z ziemi? Gleba jest domem dla aż 25% gatunków żyjących na naszej planecie. O tym, że o ziemię powinniśmy dbać tak samo jak o skórę swojego ciała, będziemy pisać w kolejnych odsłonach cyklu, gdzie postaramy się przybliżyć wartości związane z ekologią, ochroną przyrody i zasobów ziemi. Przy okazji poznamy właściwości lecznicze roślin, posłuchamy o kulisach powstawania ekologicznych kosmetyków, dowiemy się, czym są biodynamiczne uprawy wykorzystywane przez Weledę – pioniera biodynamicznego rolnictwa. Poznamy różnicę miedzy ekologicznym CSR (odpowiedzialnością społeczną biznesu) a tzw. green washing (czyli zielonym PR-em), nauczymy się też rozszyfrowywać składy kosmetyków.

Opowieść o życiu w miłości do darów ziemi rozpoczynamy na dzikiej Lubelszczyźnie. Jedziemy przez zakurzone szutrowe drogi, wiodące między pachnącymi miodem rzepakowym polami. Susza odciska na glebie swoje piętno. Przyroda jest tu jednak silna, dzięki ludziom, którzy od pokoleń funkcjonują z nią w symbiozie, nie na przekór niej.

Nad nami przelatują bociany, wreszcie na horyzoncie wyłania się maleńka osada. Gdzieś tu, pośród malowniczych krajobrazów Kozłowieckiego Parku Krajobrazowego, schował się dom Karoliny. Postawiła go wraz z mężem Kacprem, na jego rodzinnej ziemi. Dokonali tego sami, używając naturalnych materiałów – nie przez wynajem fachowców, ale własnoręcznie, jedynie z małą pomocą sąsiadów. Żyją w tej oddalonej od cywilizacji idylli, w spokoju i bliskości przyrody, którą mieszkańcom dużych miast niekiedy trudno sobie wyobrazić.

Ona – dusza tego sioła, artystka związana z muzyką tradycyjną, nie tylko śpiewa archaicznym białym śpiewem, ale też gra na unikalnych ludowych instrumentach. Roztacza wokół siebie aurę niemal szamańską. Na stole w kuchni dojrzewają słoje z domowym ziołowym octem, aromatyzowanym tym, co Karolina zebrała na polnej miedzy. Zioła wystają z każdej donicy, każdego zakątka ogrodu, bo Pani tego domu zna ich moc.

Idziemy przez grządki – tam, na permakulturowym warzywniku truskawki towarzyszą warzywom korzeniowym: burakom, marchewkom, pasternakowi. Rodzina wegetarian musi mieć wybór zielonego pożywienia. Przysiadam na werandzie domu Karoliny, słucham śpiewu ptaków i obserwuję. Jak to jest żyć w taki sposób? Powoli, bez wielkomiejskiego bagażu? W świecie, gdzie tylko przyroda mówi nam, co jest dla nas dobre, a cywilizacyjne zdobycze sprowadzono do niezbędnego minimum? Posłuchajcie.

Bliskość natury

Dready, surowa lniana sukienka, proste sandały, zero makijażu – Karolina całą sobą zdaje się harmonizować z otaczającą przyrodą. Ze zdziwieniem odkrywam, że to jednak dziewczyna z miasta, przynajmniej kiedyś nią była. Pracowała nawet jako nauczycielka w Lublinie. To właśnie tam poznała swojego przyszłego męża Kacpra i wraz z nim osiadła na ziemi lubartowskiej. „Choć pochodzę z Sandomierza, dużą część dzieciństwa spędzałam na wsi, gdzie były ogrody, zwierzęta i wolność” – mówi. Gdy poznała Kacpra, każdą chwilę spędzali w jego rodzinnym domu i okolicach. „Zauroczyła mnie tamtejsza przyroda i niezwykła społeczność, która zamieszkuje te tereny od pokoleń. Ludzie pełni pasji, miłości do natury i szacunku do siebie nawzajem. Artyści, muzycy, rzemieślnicy, aktywiści, wolne dusze. Wszystkie te czynniki sprawiły, że pokochałam to miejsce i szybko poczułam się jak u siebie. Własnymi rękami zbudowaliśmy tutaj dom i założyliśmy rodzinę” – wspomina Karolina.

Z szacunkiem do Matki Ziemi

„Ziemia jest dla mnie domem, który współdzielę z florą i fauną. Kompletnie nie czuję władzy nad nią, raczej odczuwam wielki respekt i szacunek do niej, do Ziemi planety i do samej gleby” – mówi Karolina. Prawdopodobnie dlatego jej ogród przypomina trochę dziki zakątek. Zamiast wypielonych równych grządek, są tu jadalne chwasty i ściółka ze słomy. Obramowania zrobiono ze starych bali. To przykład uprawy permakulturowej, która bazuje na ekologii i wykorzystaniu tego, co dostępne pod ręką. Nie ma tu miejsca na przekopywanie, które radykalnie zaburza strukturę gleby i wpływa na jej szybsze wyjaławianie.

„Od kiedy zamieszkałam na wsi, uczę się obserwować cykl natury i uczestniczyć w nim. Poznaję zwierzęta, owady, rośliny, uczę się je nazywać i odczytywać ich misję – po co są, co wnoszą do świata przyrody” – tłumaczy. Takie podejście stara się zaszczepić swoim dzieciom. „Córka często zadaje mi pytania: czy ślimaki, gołębie, mrówki, komary są pożyteczne? Odpowiadam jej wtedy, że owszem. Nie ma żadnej istoty, która jest szkodnikiem, bo życie na Ziemi to nieustanny cykl przyrody, to zależności, wielki połączony ekosystem, w którym każdy element jest niezbędny” – mówi.

W rytmie pór roku

Trwa pełnia wiosny, w ogrodzie Karoliny kwitnie bez. To niby początek sezonu warzywnego, ale już udało jej się zrobić trochę przetworów. Za domem pyszni się pigwa, truskawki zaraz będą owocowały. Pytam, czy przetwory też są dla Karoliny elementem życia w zgodzie z cyklem natury. „Życie według rytmu dnia i nocy, oraz pór roku jest dla mnie bardo ważne. Jeśli udaje mi się wejść w niego naturalnie, czuję się doskonale. Tej zimy zrozumiałam, jak wspaniale jest zapaść w sen zimowy podobnie do roślin i zwierząt. Odpuścić pośpiech, realizację ambitnych planów, żyć w zwolnionym tempie. Z kolei gdy budzi się wiosna, rozpoczyna się wielka gonitwa za naturą, obserwacje, powitania, snucie planów i rozpoczęcie ich realizacji. Zaczyna się pęd za wybuchającym życiem, zbieranie roślin, które pojawiają się na kilka lub kilkanaście dni – i zatrzymywanie ich wartości w słoikach. Wszystko jest na chwilę, ale zarazem dzieje się cykliczne” – mówi. Karolina zbiera rośliny i zioła nie tylko na przetwory.

Prawie każdego dnia w jej kuchni gości pokrzywa, podagrycznik, bluszczyk kurdybanek. „Dzika kuchnia fascynuje mnie od dawna. Lubię eksperymentować i szukać wokoło przekąsek” – mówi, częstując mnie herbatką z nazbieranej przed chwilą mięty. Jako wegetarianka z zacięciem ekologicznym, stara się w kuchni lub domowej apteczce wykorzystywać to, co aktualnie jest dostępne. „Niekiedy jest to wyścig z czasem, bo każda roślina ma swój moment na zbiory, który zwykle nie trwa zbyt długo. Najchętniej zbierałabym zioła całe dnie, medytując przy ich przerabianiu, ale na pełnię tej przyjemności muszę poczekać kilka lat, aż córki podrosną” – mówi.

Od apteczki, do kosmetyczki

Gdy brakuje czasu na zbieranie, suszenie i tworzenie własnych mikstur, w ręce Karoliny wpadają naturalne kosmetyki Weledy, tworzone według tradycyjnych receptur. Na co dzień wybiera to, co najprostsze: ziołowe mydło czy olejek z dodatkiem lawendy. Kilka lat temu ograniczyła używanie kosmetyków do absolutnego minimum. „Uznałam, że nie potrzebuję niczego poza olejami i mydłem” – mówi. Ponieważ Karolina nie ufa kosmetykom z drogerii, dawniej czasami trochę hobbystycznie robiła własne kremy na bazie olejów, wosku pszczelego i ziołowych maceratów. Dziś częściej stawia na wygodę, używa sprawdzonych produktów. Dla dzieci używa tylko kilku podstawowych produktów do higieny osobistej – do mycia i nawilżania. Ważny jest dla niej dobry skład i ekologiczna produkcja.

„Kiedy czuję, że przyjemnie czasem zrobić sobie domowe spa, używam olejków. Kocham naturalne zapachy, a właściwości olejków eterycznych odkryłam dzięki mojej dobrej koleżance Oli, która tworzy olejkowe perfumy” – śmieje się Karolina. „W kosmetykach Weledy urzekł mnie właśnie ten naturalny zapach pochodzący z olejów eterycznych, zwłaszcza lawendowego i nagietków w linii Calendula. Brak koloru i ziołowy aromat w kosmetyku przemawiają w moich oczach za jego naturalnością. Teraz z przyjemnością przetestuję naturalny dezodorant Weledy z cytrusami, bez soli aluminium” – dodaje.

Ziemia i Woda

Karolina stawia w ogrodzie balię. Mówi, że za domem jest jeszcze jedna, większa – latem zapewne dzieci będą miały tu kąpiele w plenerze. Ta mniejsza przydaje się, by obmyć ręce po pracy w warzywniku czy zrywaniu ziół. Znany wśród ogrodników patent na ochronę paznokci to drapanie kostki mydła przed pieleniem w ogródku. Po skończonej pracy wystarczy opłukać dłonie z użyciem myjącej kostki i użyć uniwersalnego kremu nawilżającego lub olejku.

Karolina nachyla się nad balią. „Woda to mój żywioł. Uwielbiam rzeki, jeziora, strumienie. Jest dla mnie życiem. Od kiedy zostałam mamą, rozpoczęła się moja droga do odnalezienia i poznania siebie, a przygotowując się do drugiego porodu, dużo medytowałam. Kiedy nadszedł czas rozwiązania, wybrałam „płynięcie z nurtem” – dało mi to bardzo dużo siły i uświadomiło, że w moim życiu jest miejsce na wszystko, że chcę się nauczyć przyjmować i metaforycznie płynąć. W ten sposób – w dobie pandemii, w małym powiatowym szpitalu – urodziłam córeczkę i to był najpiękniejszy poród, jaki mogłam sobie wyobrazić” – wspomina.

Woda jest w organiczny sposób powiązana z glebą. Bez niej nie ma na ziemi życia, co widać szczególnie, gdy spojrzy się na ostatnie pomiary hydrologiczne. Na Lubelszczyźnie aktualnie trwa susza, plon rzepaku obok domu Karoliny w kilku miejscach zdaje się być wysuszony. Ale nie w jej ogrodzie, gdzie bujna zieleń drzew daje cień, ogranicza parowanie i zatrzymuje wilgoć, a bioróżnorodność zapewnia lepszą siłę roślinom i współżyjącym z nimi organizmom. Naturalna ściółka w warzywniku sprawia, że nie trzeba często podlewać roślin. Oszczędność wody daje przewagę ogrodnictwu permakulturowemu i uprawom biodynamicznym nad tradycyjnymi.

Dom twórców

Ktoś mógłby zapytać – z czego żyje czteroosobowa rodzina na lubelskim końcu świata? Już na pierwszy rzut oka widać, że to siedlisko artystów. Ogród dekorują kolorowe drewniane żyrafy z patyków autorstwa starszej córki Karoliny. W kącie domu stoi suka biłgorajska – wyjątkowy ludowy instrument, a raczej jego rekonstrukcja, bo wszelkie oryginały czy artefakty tego muzycznego wynalazku zaginęły w mroku dziejów, stając się „zaginioną arką” dla etnografów. Sukę Karoliny odtworzył z maleńkiej ryciny na starym znaczku pocztowym znajomy lutnik z okolic Biłgoraja. Karolina od lat jest związana z polską muzyką tradycyjną, uczyła się od najstarszych wiejskich muzykantów śpiewu i starych pieśni. Grała, śpiewała i tworzyła w zespołach folkowych takich jak Kipikasza i Dziadowski Projekt, czy Kapela Lubartowska.

„Gdy zostałam mamą, zapragnęłam stworzyć solowy projekt muzyczny, skierowany właśnie do nich. Nie infantylny, ale bogaty w warstwę dźwiękową i tekstową. Tak zrodziła się idea Ptaszkowie Śpiewali. W okolicy poleskich bagien stworzyłam pierwsze piosenki pełne natury, w folkowym klimacie. Nagrałam je w studiu, samodzielnie wyprodukowałam teledyski. Z czasem powróciło marzenie o powrocie na scenę i do projektu zaprosiłam przyjaciela, Piotra Rybczyńskiego.

Tak powstał zespół, pojawiła się nowa energia, nowe instrumenty. Koncerty Ptaszkowie Śpiewali przepełnione są naturą, opowieściami przyrodniczymi, magią wsi, lasów, łąk, podwórek. Piosenki mówią o żywiołach, ptakach, dawnych zwyczajach. Na występach wchodzimy z dziećmi w interakcję, czasem porywamy je wraz z dorosłymi do tańca. Jest to dla mnie bardzo ważny projekt, dlatego, że został stworzony z myślą o moich córkach” – mówi Karolina. I dodaje, że to przedsięwzięcie muzyczne jest całym jej życiem, mieszczącym w sobie zachwyty nad naturą, odkrycia codzienności i doświadczenia związane z macierzyństwem. Muzyki Karoliny posłuchacie m.in. tutaj. 

Dzikie dzieciństwo

Karolina mówi o sobie „dzika mama”, i to nie tylko dlatego, że śpiewa w sposób charakterystyczny dla kultury ludowej. Jej córki doświadczają przyrody wszystkimi zmysłami: biegają po ogrodzie, starsza jeździ rowerem przez polne drogi. Karolina spaceruje z nimi po trawie, razem przyglądają się owadom, biedronkom i żukom. „Towarzyszę córkom w błotnych kąpielach, brudnych eksperymentach, chodzimy razem boso, kąpiemy się, czasem nawet morsujemy w rzece czy jeziorze. Nie czuję się uprawniona do pozwalania i zabraniania moim dzieciom czegokolwiek. Staram się nie ograniczać ich bezpiecznego poznawania siebie i świata, choć oczywiście mamy kilka wspólnie ustalonych zasad” – mówi.

Podobno z okna ich sypialni widać gniazdo bażanta. Nie widzimy go w czasie tego spotkania, ale słyszymy pianie w pobliskich krzakach. Dziewczynki Karoliny mają tu prawdziwe dzikie dzieciństwo, w bliskości tego, co najcenniejsze: rodziców, przyrody, i zwierząt (dookoła domu biega pies i kilka kotów). „Pochylamy się nad każdą mróweczką, wspinamy się na drzewa. W podróże – najczęściej nad jezioro – zabieramy ze sobą narzędzia takie jak scyzoryk, sznurki, spinacze, by konstruować z gałęzi, patyków, kamieni, piór i wszystkich innych skarbów, które trzeba wypatrywać uważnie, i to właśnie tą uważność bardzo cenię. Sama się jej uczę od niedawna i pragnę, aby moje dzieci umiały żyć właśnie w tu i teraz” – mówi Karolina.

Jej zdaniem codzienne obcowanie z naturą uczy dzieci uważności, a spokój i ukojenie, jakie daje przyroda, ułatwia bycie samym ze sobą. Codzienne zabawy w ogrodzie rozbudzają miłość do roślin, wrażliwość i szacunek do ziemi. Są też walory edukacyjne. „Przyroda może być najlepszym nauczycielem matematyki, polskiego, biologii, chemii, fizyki, a nawet języków obcych. Nie ma ograniczeń. Nieustannie inspiruje do tworzenia, konstruowania, odkrywania. Uczy też pokory. Czuję, że dorastanie w bliskości z naturą jest najważniejszą częścią naszego życia, bo przybliża nas do siebie. Moje macierzyństwo na wsi jest łatwiejsze, a moje brudne dzieci – szczęśliwe” – podsumowuje.

Konkurs Weledy

W każdym odcinku cyklu Matka Ziemia damy wam szansę wygrania zestawu kosmetyków Weleda inspirowanego bohaterami danej publikacji. Tym razem mamy dla was zestaw składający się z kremu do ciała dla niemowląt, kremu do twarzy oraz lawendowej kostki do mycia ciała. A pytanie konkursowe brzmi: Co jest lepsze: kostka pod prysznic czy żel pod prysznic w tubie i dlaczego? Odpowiedź – maksymalnie dwuzdaniową – prosimy zamieścić w komentarzu. Na kreatywne i interesujące odpowiedzi czekamy do 5 czerwca (do końca dnia). Wyniki zostaną ogłoszone w tym miejscu 6 czerwca. Powodzenia!

EDIT: Wyniki konkursu

Serdecznie gratulujemy Magdzie Em wygranej w konkursie. Zapraszamy was do udziału w kolejnych 0 co miesiąc w każdej odsłonie naszego cyklu do wygrania będzie inny zestaw kosmetyków. Redakcja skontaktuje się ze zwyciężczynią za pomocą e-mail. Zwycięski komentarz brzmi:

„Na tym etapie naszej rodziny (trójka maluszków na pokładzie) najlepiej sprawdza się żel w tubie – dwójka przedszkolaków myje się już sama), gdyż kostki lądują natychmiast w wannie pełnej wody i dzieci.”

Regulamin konkursu znajdziecie tutaj. 

Materiał powstał we współpracy z marką Weleda.

Dodaj komentarz