„Myślę, że w dzisiejszych czasach wszyscy jesteśmy przebodźcowani i możliwość życia poza miejscem, gdzie coś atakuje cię z każdej strony, uważam za luksus” – mówi nam posiadaczka tego luksusowego dobra, jakim jest kontakt z przyrodą. Poznajcie Natalię Sosin-Krosnowską, Matkę Naturę.
Znacie program „Daleko od miasta”, który Natalia prowadzi od lat? W jego ramach odwiedza i wypytuje bohaterów o to, jak żyje im się tak, jak głosi tytuł programu. Jak widzicie, od miejskiego zgiełku ucieka i prywatnie, i zawodowo. Dziennikarka i mama Konstantego pisze też artykuły i książki o podobnej tematyce – można więc rzec, że jej profesja oscyluje wokół rozmawiania z ludźmi. Za to dziś to my podpytujemy Natalię Sosin-Krosnowską o to, co tak przyciąga ją za miasto, jak jej się żyje bliziutko natury w domu pod Krakowem i na czym polega jej pielęgnacja.
W jesiennym odcinku zaprosiłyśmy Natalię do cyklu Matka Natura organizowanym z Weledą – marką naturalnych biokosmetyków dla dzieci i dorosłych, której bliskie są takie wartości jak antropozofia czy dobrostan ludzi i natury. W każdej edycji cyklu przybliżamy wam wartości Weledy i związane z nimi ciekawostki, a także zapraszamy do wzięcia udziału w konkursach, w których łącznie możecie zdobyć aż 100 zestawów kosmetyków. To wszystko dlatego, że w tym roku Weleda świętuje 100-lecie istnienia! O szczegółach konkursu w tym odcinku dowiecie się na końcu artykułu.
Zanim jednak uruchomicie twórcze myślenie, poczytajcie o tym, co ma do powiedzenia nasza bohaterka – a mówi mądrze, świadomie i z pokorą. Natalia testuje także kosmetyki Weleda, które lubi od lat. Dziś pod lupę bierze gamę z opuncją: mgiełkę, krem i żel pod oczy, serię z brzozą: olejek do ciała i peeling oraz masło do ust z kultowej serii Skin Food.
MANIFEST MATKI NATURY
Jestem Matką Naturą, więc mam w sobie wrażliwość, zgodę na przemijanie i spokój, że wszystko w życiu jest jakimś etapem. Tak, jak rośliny kiełkują, wschodzą i owocują, by jesienią zamienić się w suche badyle, a wraz z kolejną wiosną znów odrodzić, tak samo człowiek czasami się rozwija, a czasami zwija albo wręcz zamyka w sobie – i to zawsze jest jakiś etap, jakaś podróż. Nasza natura jest cykliczna i warto o tym pamiętać.
boso po trawie i śniegu
Moja bliskość z naturą jest dosłowna, mieszkamy prawie w lesie, w drewnianym domu na wsi, na działce, która klinem wcina się w las. W każdej chwili mogę otworzyć furtkę prowadzącą z ogrodu wprost do lasu i iść przed siebie. Bardzo mocno czuję, że jestem częścią natury i tego miejsca, które znam od urodzenia. Codziennie chodzę boso – w lecie i zimą, po śniegu też. To się nazywa uziemianiem i faktycznie nim jest! W naszym ciele krążą wolne rodniki, to takie atomy z elektronami „nie do pary”, które jak wiadomo, powodują różne choroby i przyspieszają starzenie się organizmu. Chodząc boso, pozbywamy się ich, tak jak piorunochron oddając je ziemi. Poza tym, od kiedy mieszkamy na wsi, mój rytm dobowy bardzo się zmienił. Chodzę wcześnie spać i wcześnie wstaję, jesienią bez wyrzutów sumienia zapadam w lekkie odrętwienie, latem przebywam dużo na słońcu, by naładować się witaminą D3.
przyzwolenie na bycie zwierzęciem
Obserwuję zwierzęta i daję sobie wewnętrzne przyzwolenie na bycie takim „zwierzęciem”. W miastach „oszukujemy” się – wszyscy chcą być bezustannie pełni energii, wszędzie jest dużo światła i hałasów, a na wsi, kiedy jest ciemno, to idzie się spać, a kiedy dzień jest smętny, to patrzę na koty i myślę: no, dobra, jeżeli one śpią cały dzień, to coś jest na rzeczy, ja też nie muszę się forsować. Wsłuchuję się w swój organizm i jego realne potrzeby. Poza tym mamy własne warzywa, których uprawa daje mi dużo szczęścia i satysfakcji, wszędzie wokół nas coś pięknie pachnie, szeleści, szumi, śpiewa. Zmysłowość życia w naturze jest przeogromna i ja ją uwielbiam.
ŻYCIE NA WSI
Lubię to, że jesteśmy tutaj wolni. To ja decyduję, co i kiedy zrobię, nic mnie nie goni, nie ma dedlajnów i asapów, nie muszę się nigdzie spieszyć, ani poganiać mojego dziecka – „szybko, zakładaj te buty, bo mama się spóźni do pracy!”. Oczywiście nadal pracujemy i mamy jakieś terminy do dotrzymania, ale tempo jest inne, a przede wszystkim mamy komfort pracy – gdy możesz w każdej chwili zrobić sobie kawę i wyjść, posiedzieć na trawie albo zrobić przerwę i przewietrzyć głowę w lesie, gdy masz moment blokady twórczej.
W życiu na wsi bardzo lubię brak bodźców. Nie lubię nadmiaru hałasów, dźwięków, zapachów, głosów, przypadkowych ludzi. Myślę, że w dzisiejszych czasach wszyscy jesteśmy przebodźcowani, i możliwość życia poza miejscem, gdzie coś atakuje cię z każdej strony, uważam za luksus. Tutaj, na wsi, nie spieszymy się, nie stoimy w korkach, nie irytujemy się na innych ludzi. Chodzimy boso po mięciutkiej koniczynie i kłującej trawie, patrzymy, jak rośnie łąka i jak jelonki skubią trawę w zagajniku, spacerujemy po lesie, jemy własne warzywa i owoce, robimy przetwory.
CELEBRACJA CZASU
Na wsi mamy czas dla siebie, zawsze znajdziemy chwilę na wspólną kawę rano i nie omijamy posiłków – wiemy, co u kogo się dzieje, bo cały czas jesteśmy razem i nie musimy nadrabiać wieczorami i w weekendy straconego czasu. Mniej wydajemy, bo nie ma pokus, tych wszystkich pięknych butików i kawiarni. Więcej jesteśmy. Nie spotykamy się z przyjaciółmi na chwilę, my ich gościmy, nie pijemy szybkich kaw na mieście, zapraszamy na cały dzień albo i kilka, wspólnie gotujemy, ucztujemy w przyjemnym cieniu, na porośniętej pnączami werandzie, śmiejemy się, mamy nasycony, wolny, wspólny czas. Czasami się zastanawiam, czy bez tych wszystkich informacji, „must-have tego sezonu”, biegu, spotkań, życia towarzyskiego i bycia na bieżąco staję się oderwana od rzeczywistości, czy wręcz przeciwnie – bardzo mocno w niej zakorzeniona.
każdy człowiek ma jakąś historię
Kocham moją pracę! Od lat jeżdżę po Polsce, odwiedzam piękne miejsca i spotykam się z niesamowitymi ludźmi, którzy postanowili zmienić wszystko w swoim życiu i realizują swoje marzenia daleko od miasta – i właśnie tak, „Daleko od miasta”, nazywa się program telewizyjny, który jest wynikiem tych spotkań. Od kiedy pamiętam, żyłam pomiędzy dwoma światami – miejskim i wiejskim. Zawsze czułam się jednocześnie częścią przyrody i miejską dziewczyną, i że mogę te dwa światy pokazać sobie nawzajem i przetłumaczyć. Piszę też artykuły i książki, można powiedzieć, że zawodowo rozmawiam z ludźmi. Jestem ich ciekawa, uważam, że każdy człowiek ma jakąś historię i warto go wysłuchać.
„Rozmowy przy stole”
To książka o jedzeniu i o miłości. To dwadzieścia opowieści o miejscach i ludziach, dla których gotowanie jest pasją. Bohaterowie tej książki są bardzo różni i różne były ich kulinarne drogi. Są tam historie profesjonalnych kucharzy, którzy postanowili wyprowadzić się na wieś, jak i kompletnych laików, którzy dopiero na wsi, we własnych agroturystykach, stawiali pierwsze nieśmiałe kroki w kuchni – i to właśnie ich historie pokazują, że gotować dobrze możemy wszyscy. Poza tym, każdy rozdział kończy zestaw autorskich przepisów od bohatera, takie menu dzienne – coś na śniadanie, obiad, kolację, na deser i wyjątkowe „coś”. To coś to może być konfitura, sos, deser, cydr – taka wyjątkowa specjalność domu.
Dla mnie ta książka była bardzo ważna, bo mam wrażenie, że o jedzeniu często mówi się tylko w kontekście: „od tego przytyjesz, a od tego nie”, a jeśli o emocjach związanych z jedzeniem, to w jednym zdaniu z zaburzeniami odżywiania i zajadaniem stresu. Wszystko ciągle wokół bycia grubym i chudym, a nie tego, co nam jedzenie daje, a przecież daje nam tak wiele! W tym odżywienia – czyli dosłownie dawania energii do życia i pozytywnych emocji, możliwości spotkania przy stole z ludźmi, którzy są dla nas ważni.
PIELĘGNACJA BARDZO NATURALNA
Od kiedy mieszkam na wsi, dostrzegam, jak kolosalny wpływ na wygląd skóry i włosów ma dotlenienie, sen i woda. Piję gorącą wodę, codziennie, przez cały rok. Myję się też, używając raczej czystej wody, nie szoruję całego ciała detergentami. Bardzo dbam o nawilżanie skóry i od jakiegoś czasu polubiłam i doceniłam masaże twarzy. Co wieczór nakładając krem na noc, masuję twarz, żeby rozluźnić mięśnie. A poza tym, idę za głosem intuicji i używam tego, co w danym momencie rośnie wokół nas. Jeśli jest czas pokrzywy i skrzypu, to robię z nich napary, którymi płuczę włosy po myciu, jeżeli czas kwitnienia bzu, to piję herbatki, które mają działanie antyoksydacyjne. Dla mnie naturalna pielęgnacja to też zdrowe odżywianie, dbanie o siebie w sposób holistyczny i pielęgnowanie ciała jako całości, nie tylko jego zewnętrznej powłoki.
WELEDA POLECA
„Lubię kosmetyki Weleda od lat, kojarzą mi się z taką tradycyjną wartością. Mają atesty, ich składy są dobre, a twórcy marki dbają o ekologię i to nie jest greenwashing, ale autentyczna dbałość, opakowania z recyklingu, uprawy nieniszczące ekosystemu” – mówi Natalia, podkreślając bazę filozofii Weledy. Jednym z naturalnych składników marki są liście brzozy zawierające flawonoidy i taniny, które pobudzają metabolizm skóry – zawarto je w peelingu do ciała i olejku, który wygładza i ujędrnia skórę, redukując widoczność cellulitu. O usta Natalii zadbało masło z gamy Skin Food – jak ocenia go Matka Natura? „Jako osoba absolutnie uzależniona od balsamów do ust, bardzo wysoko oceniam masło z lanoliną, ma neutralny zapach, nie klei się i szybko wchłania”. Natalia testowała też serię do twarzy bazującą na nawilża opuncji: mgiełkę, krem i żel pod oczy. Efekty? „Bardzo przypadła mi do gustu mgiełka z opuncją, żałuję, że nie znałam jej wcześniej, na pewno jest genialnym produktem na gorętsze dni, cudownie odświeża i nawilża” – wyznaje Natalia.
CIEKAWOSTKI
- Naturalne i organiczne kosmetyki Weleda od 2008 roku mają certyfikat NaTrue, który gwarantuje m.in, że surowce są pozyskiwane w zrównoważony sposób.
- W gamie produktów Weledy jest aż 80% certyfikowanych składników botanicznych.
- 88% badanych potwierdza, że po użyciu peelingu z brzozy skóra jest bardziej gładka i miękka (test samooceny po 28 dniach).
KONKURS – WYNIKI
Dziękujemy za wszystkie inspirujące odpowiedzi! Zestawy kosmetyków otrzymają: Julia, Aga, Aleksandra, Karolina, Gustaw, Maria, Magda, Anna, Monika i Sabina. Zwycięzców powiadomimy mailowo. Gratulacje!
W tej odsłonie do wygrania jest 10 zestawów kosmetyków Weleda do pielęgnacji – w każdym znajduje się: Nawilżająca emulsja do twarzy 24 h z opuncją, Pielęgnacyjna emulsja do ciała z dziką różą i Płyn do mycia ciała – dobrany losowo (z dziką różą, granatem, cytrusem lub lawendą). Aby wziąć udział w konkursie, wystarczy odpowiedzieć na pytanie: które rośliny i w jaki sposób wykorzystujesz w domowej apteczce? Odpowiedzi umieszczajcie w komentarzach poniżej – czekamy na nie do 17 października do końca dnia. Spośród nich wybierzemy 10 najciekawszych, a wyniki podamy 18 października w tej publikacji.
TUTAJ znajdziecie regulamin konkursów na Ładne Bebe.
*
Zapraszamy was też do przeczytania i obejrzenia pozostałych odcinków z cyklu Weleda Matka Natura.






























