W poznańskiej kamienicy
Rodzinny dom Agaty z Miszkomaszko
Trochę na kartonach, a trochę już z książką na kanapie. Wyjątkowo nie o modzie, a o wymarzonym domu opowiada dziś Agata, twórczyni i projektantka marki Miszkomaszko.
Dziś Agata zamiast o szafie i wzorach w nowej kolekcji Miszkomaszko mówi nam o fugach, blatach i ekipach remontowych. Własne mieszkanie i zupełnie nowy życiowy etap, w którym zamiast maluchów pod jednym dachem zamieszkują z nami nastolatki. Z własnym gustem pomysłami i potrzebami. Łapiemy ich w momencie, kiedy poznańskie mieszkanie w kamienicy zaczyna się wreszcie przepoczwarzać, strzepuje z siebie cement, dumnie lśni nowymi umywalkami, błyska miedzianym kranem. Ale nie myślcie, że Agata zamknęła skrzynkę z narzędziami na klucz – ma za wiele pomysłów i za dużo energii, to nie typ, który usiedzi w miejscu. Właśnie wypuściła kolekcję porcelany Ćmielów & Miszkomaszko, zaraz leci na spotkanie. Ale najpierw kwestionariusz – między śniadaniem i makijażem a chwilą z córką.
*
Kto tu mieszka i na ilu metrach?
Skład się nie zmienił – mieszkam z dziećmi: Olafem i Łucją na 70 metrach kwadratowych.
Co było kluczowe w podziale nowej przestrzeni?
Chciałam, żeby każde z nas miało własną przestrzeń, gdzie można się zaszyć i mieć trochę prywatności, oraz miejsce do wspólnego spędzania czasu – salon i kuchnię, dwa ulubione pomieszczenia w mieszkaniu, bo to w nich jesteśmy najczęściej.
Skąd czerpiesz inspiracje?
Zanim zaczęłam urządzać mieszkanie, zapisywałam w telefonie zdjęcia znalezione w czasopismach, wywiadach, zauważone w filmach, a potem nastąpił mój ulubiony moment, czyli zderzenie wizji z możliwościami w realnym świecie. Tak naprawdę inspiruje mnie wszystko co widzę, czytam, rozmowy z ludźmi, otaczający świat i dlatego lubię zmieniać scenerię raz na jakiś czas, by nakarmić umysł czymś nowym i innym niż na co dzień. W tym roku pojechałam zimą pierwszy raz do Mediolanu, zupełnie sama! Podróż była ekscytująca i była równocześnie wyzwaniem jakie sobie postawiłam, by spróbować czegoś nowego, doświadczyć i dać sobie radę w nowym miejscu, w kraju, którego języka zupełnie nie znam. Do dziś jestem zachwycona Mediolanem, a włoskie światło jest jedyne w swoim rodzaju. W ogóle uwielbiam włoską estetykę, ich galerie sztuki nowoczesnej i Pradę, Gucci, Missoni, Versace, wszystko co równocześnie kolorowe i eleganckie, obsypane złotem. Z bliższych kierunków staram się raz na jakiś czas odwiedzić Berlin i Warszawę, bo do obu wystarczą niecałe trzy godzinki drogi, a mają bardzo dużo do zaoferowania chociażby w samym stylu ubierania przechodniów. Najczęściej i najchętniej odwiedzam Paryż, mimo że nie znam francuskiego i czasem nawet zakup obiadu bywa przez to kłopotliwy, ale to miasto ma w sobie magię, a za każdym razem jest nowe i inne niż poprzednio. Łapię kolory nawet w odartych plakatach ulicznych i plakatach w metrze, odwiedzam wystawy, kupuję lokalne wydania gazet, chodzę po księgarniach, jeżdżę metrem, obserwuję ludzi w kawiarniach, zaglądam do sklepów. Takie samotne podróże dają też czas na myślenie, bycie ze sobą i napełniają ogromną energią do pracy.
Jakie zmiany przyniosły ze sobą dzieci?
Moje dzieci są już duże i zmiany następują na każdym etapie ich życia. Zmieniają się potrzeby, zainteresowania, teraz jest zupełnie inaczej, niż kiedy były małe. Znów mam dla siebie dużo czasu i wyzwaniem jest odnaleźć się w takiej nowej rzeczywistości, gdzie będziemy coraz więcej czasu spędzać osobno. To trudny moment, szczególnie kiedy wychowywało się dzieci samodzielnie i do tej pory wypełniały każdą chwilę, wymagając dużo uwagi. Zaczęłam chodzić na jogę, więcej pracuję, gotuję ciekawsze potrawy (bo w końcu stali się mniej wybredni), zaadoptowałam psa ze schroniska i uczę go życia wśród ludzi. Dzieci to trochę jak tornado, które przechodzi przez nasze życie w ogromnym tempie, aż budzimy się pewnego dnia i jest już spokojnie. Zaczynamy sobie myśleć o tym, jak ten czas nas zmienił, kim teraz jesteśmy i co teraz będzie najważniejsze. Oczywiście wybiegam trochę w przyszłość, ale zdecydowanie nastolatek to co innego niż noworodek i bycie mamą znaczy teraz co innego niż kiedyś. Wyzwania są trudniejsze, wymagają szukania w sobie dojrzałości i odpowiedzi na wiele trudnych pytań. Jest super!
Co było kluczowe przy urządzaniu pokoi dziecięcych?
Nie mamy w domu wielu rzeczy, ale kiedy wszystko ma swoje miejsce, to zdecydowanie łatwiej o utrzymanie porządku i właśnie do tego dążymy. Na razie remont jeszcze całkiem się nie zakończył, ale szafy i półki to nasz klucz do przytulności, bo nic się nie wala po kątach. Często pytałam dzieci o zdanie, pokazywałam im zdjęcia z pomysłami, by ich pokoje były zgodne z ich stylem i marzeniami. Syn jest starszy i teraz sam dekoruje ściany, przewiesza obrazki i zaplanował rozkład mebli. Lubi rośliny, ma bardzo dobry gust.
Jest jakiś mebel, który „odmienił” wam życie?
Tak! Szafka na buty była naszym wybawieniem, teraz już zawsze są uporządkowane! Korytarz czeka na szafę wnękową na kurtki, torby i plecaki.
Ulubione miejsce w domu?
Kuchnia. Jadamy w kuchni, przy stole od mojej babci, oryginał z lat 60-tych oszlifowany i naprawiony przeze mnie. Wspólne posiłki to mój ulubiony moment dnia, lubimy wymyślać, co będzie do jedzenia i nawet jeśli obiad przebiega z prędkością światła, to zawsze jest to czas na pilne pytania i relacje ze szkoły, a przede wszystkim nikt przy jedzeniu nie patrzy w telefon. Po prostu rozmawiamy ze sobą, słuchamy muzyki i cieszymy się posiłkiem. Ja w ogóle bardzo lubię jedzenie, gotowanie i kuchnię, również jako pomieszczenie. Jest bardzo piękna i zupełnie jak w marzeniach.
Gdzie spędzacie najwięcej czasu?
W salonie i w kuchni, więc może kiedyś połączymy je ze sobą. Lubimy oglądać filmy, czytać książki, jeść przy tym coś dobrego.
Mój dom jest dla mnie…
Zmieniałam miejsce zamieszkania wiele razy w swoim życiu i dlatego dom to dla mnie ludzie. Nauczyłam się nie mieć wielu rzeczy i inwestować w to, co zostaje z nami na zawsze: w podróże, w czas spędzony z bliskimi, w ruch na powietrzu, w kulturę. Lubię, jak w mieszkaniu jest ciepło, jasno i wygodnie. Ono jest dla mnie miejscem, w którym mogę odpocząć i nie myśleć o tym, czy kolory do siebie pasują, czy wszystko jest modne albo ładne. Na co dzień zawodowo pilnuję estetyki, idealnych połączeń kolorystycznych i współtworzę piękne sesje zdjęciowe, więc w domu skupiam się na fakturach i zapachach, na tym jak się tu czuję i jaka panuje u nas atmosfera. Tworzymy dom razem. Abstrakcję w kuchni namalowałam wspólnie z Łucją, bo lubię wymyślać nam zajęcia odciągające od elektroniki. Zbieram plakaty wystaw i filmów, mapy. Na ścianach wieszamy głównie wielkie formaty i trochę sztuki trójwymiarowej, marzy mi się jakaś super rzeźba do postawienia w salonie.
*
Teraz na Agatę czeka najprzyjemniejszy etap – szukanie detali, które dopełniają całość. Życzymy jej miłych poszukiwań! A czym dla was jest dom? Azylem, odskocznią, startem, metą? Podzielcie się tym w komentarzach.
Jeden komentarz
Jak przyjemnie przeczytać wywiad z tak mądrą i sympatyczną mamą! Dom bardzo inspirujący, na pewno dzieci będą go mile wspominać…