Tulenie w tula

Tulenie Rysia

Rozmowa z Olą Wolkowską

Tulenie Rysia

Ola wygląda jak dziewczyna, ma w sobie dużo uroku i delikatności. Twardo stąpa po ziemi, remontuje dom, maluje dekory, prowadzi blog i jest mamą pięciu chłopców. Ma w życiu wszystko!

Ola ma też dobry żart. Humor zdaje się jej nie opuszczać, mimo iż w domu raczej rwetes i tornado. Życie z dziećmi to czasem jazda bez trzymanki, a życie z piątką? Nie da się nie lubić tej rodziny, od najstarszego Tadzia, do najmłodszego, tulonego jeszcze w Tuli, Rysia. Dużo tam serca, czułości i dużo tam życia. Fajnie jest wpaść w ich wir, a jak w tym wirze się nie zgubić? O tym rozmawiam w dzisiejszym odcinku #Tulenie w Tuli z kobietą, która sprawnie i efektywnie włada domową batutą.

*

Multitasking masz we krwi czy musiałaś się tego nauczyć? 

Wciąż się tego uczę, multitasking to umiejętność, która rośnie wraz z każdym nowym dzieckiem. Mam wrażenie, że mając piątkę dzieci, robię więcej, niż gdy miałam jedno. Wtedy mi się wydawało, że z dzieckiem nic nie można, teraz wiem, że można wszystko.

Pięć różnych potrzeb i jedna minuta, tak to wygląda? 

Przede wszystkim jest głośno. Czasami nerwowo, jak to w życiu. Muszę działać szybko – szybko nalewać płatki Jurkowi i szybko wycierać pupę Kaziowi. Ale tak naprawdę chłopcy są megasamodzielni. Sami robią sobie śniadania i potrafią nawet zrobić jajecznicę. Ja potem tylko sprzątam (śmiech).

Powiedziałaś mi, że pogodziliście się z tym, że nie żyjecie jak inni ludzie, bo macie za dużo dzieci. Co miałaś na myśli? 

Pamiętam, że np. podczas wyjazdu do Chorwacji mieliśmy problem ze znalezieniem domku dla takiej ekipy. Wtedy zrozumiałam, że taka liczba dzieci nie jest jednak standardem. Miałam też na myśli wszelkie sytuacje zakupowe. Nie kupujemy niepotrzebnych gadżetów, chłopcy mają używane rowery wygrzebane na OLX i naprawdę nie wstydzimy się tego. Uczymy ich, że to nie jest ważne. Inaczej wygląda też nasz samochód, który bardziej przypomina autobus niż auto osobowe (śmiech).

Za chwilę wrześniowa organizacja, chciałabym podejrzeć wasz poranek…

Nie uwierzysz, ale o dziwo, w ciągu roku szkolnego jesteśmy bardzo zorganizowani. Pobudka, toaleta, śniadanko i już o 7.15 chłopcy są gotowi do drogi, bo zabiera ich sąsiad. Jednak zdarzają nam się wpadki. Pamiętam, jak pewnego dnia tak strasznie zaspaliśmy, że obudziło nas pukanie do drzwi. Chłopcy, którzy już nie spali, otworzyli drzwi, a to nasz sąsiad zaniepokojony przyszedł, bo chłopców nie było przed bramą, a my nie odbieraliśmy telefonów. Jejku, jak nam było głupio, szczególnie, że jeszcze w łóżku zastanawialiśmy się, co się stało, że dzwonią i budzą nas w środku nocy (śmiech). Oczywiście dzieci miały wtedy gratisowy dzień wolny z okazji naszego zaspania.

Opowiedz proszę o chłopcach.

Tadzio, najstarszy (9,5) chce być drugim Lewandowskim. Staś, nasz muzyk i artysta, który kocha cekiny i muzykę Zalewskiego, ma 8 lat. Sześcioletni Jurek żyje w swoim świecie i jest jedyny w swoim rodzaju, jest piłkarzem i fanem Lego. Kaziu jest naszym słodziakiem i oazą spokoju, ma 4 lata. Rysiek jest Ryśkiem demolką, ma 15 miesięcy i potrafi sam wejść i zjechać ze zjeżdżalni.

 

Lubisz chłopięcy świat? 

Czy lubię? Trudne pytanie. Z jednej strony tak, bo od zawsze byłam chłopczycą, fanką Tolkiena, Avengersów i Star Wars. Wspinałam się po drzewach, jeździłam na rolkach i deskorolce, więc rozumiem wiele pasji moich synów. Z drugiej zaś, tęsknię jednak za tiulami, lalkami i wciąż nie rozumiem największego hobby synów – piłki nożnej. To jest jedyna rzecz w męskim świecie, której nie ogarniam (śmiech).

Masz plan na chłopaków? 

Staram się zostawić im wolność. Mimo mojego niezrozumienia dla piłki, dzielnie chodzimy na treningi. Nasz drugi synek, Staś, rok temu postanowił iść do szkoły muzycznej. Było nam to totalnie nie po drodze, ale co mieliśmy zrobić? Wysłaliśmy Stasia na egzamin i zdał chłopak! Tak więc podążamy za nimi i nie naciskamy. Chciałabym, żeby wyrośli na dobrych facetów. Uczę ich gotować i zajmować się rodzeństwem, pokazuję dobrą muzykę i stylowe ciuchy. Ale czy wybiorą to, czy coś zupełnie innego, to już ich spraa. To trudne, ale myślę, że taka jest rola rodziców. W końcu dzieci nie są naszą własnością, rodzimy i wychowujemy je dla świata.

Na jakich mężczyzn chciałabyś ich wychować? 

Na silnych duchem i odważnych. Pomocnych i kochających. Chciałabym, żeby byli otwarci na świat i nie ograniczali się niczym. By kochali sztukę i muzykę. Ale przede wszystkim, żeby nigdy nie wyparli się naszych domowych wartości.

Opiekują się sobą nawzajem? 

O tak! Szczególnie najstarszy Tadziu ma wielkie serce i naprawdę jest moim pomocnikiem. Ale nie tylko on. Tak naprawdę każdy z nich opiekuje się sobą nawzajem. Gdy komuś dzieje się krzywda, lecą na ratunek szybciej niż strzała.

W takiej drużynie tworzą się podgrupy?

O dziwo nie. Są dni, że Staś bawi się z Tadziem, a Jurek z Kaziem, a są dni, że jest całkiem odwrotnie. Oczywiście jest ciągła rywalizacja. Kto najlepiej gra w nogę, kto szybciej śmiga na rowerze itp. Jednak mamy jedną złotą zasadę – bawimy się razem i każdemu można znaleźć rolę w zabawie, nawet maluchom. I to się sprawdza. Gdy starszaki nie chcą się bawić z maluchami, dają im jakieś zadania, np. idźcie na spacer i zbierajcie ślimaki. Malcy się cieszą, a starszaki mogą bawić się sami.

 

Niedawno weszliście w posiadanie nowego starego domu i wdepnęliście w niezły remont. Opowiedz proszę o tym. 

Ten remont marzył mi się od lat, gdyż dom nie jest dla nas nowością – przeniósł go z innej miejscowości mój tata, wiele lat temu i własnym sumptem, nieco niefortunnie, wyremontował. Jako fanka pięknych wnętrz od lat zastanawiałam się, co by tu w nim zmienić i gdy w zeszłym roku stał się nasz, wpadliśmy w wir remontu. Ponieważ Piotrek jest stolarzem i niezła z niego złota rączka, większość prac wykonaliśmy sami. I to jest dla nas wielka radość. Sami położyliśmy podłogi i płytki, burzyliśmy ściany i zmienialiśmy elewację na drewnianą. To jest wielka przygoda, którą pokazuję na Instagramie i blogu. Moja pasja i odskocznia. Cieszę się, że ten remont tyle trwa, bo mam masę pomysłów. Obecnie robimy kurnik, mamy dwie kurki i bycie małą farmerką cieszy mnie niezmiernie!

Jak znajdujesz czas na pracę?

Pracuję głównie wieczorami, gdy dzieci śpią, lub z rana, gdy jeszcze dobrze nie wstali. Bardzo cenię sobie te chwile. W ciągu roku szkolnego pomaga nam moja mama, wpada na chwilkę, a ja idę pomalować wzory na kołyskach – uwielbiam to, bo nie dość, że lubię moją pracę, to jeszcze spędzam czas z Piotrkiem bez dzieci. Taka randka w pracy (śmiech).

Ty i Piotrek to musi być mocny duet.

Oj tak! Jesteśmy małżeństwem od 10 lat. I muszę przyznać, że to najfajniejszy facet, jakiego znam!

Jesteś stale z najmłodszym Rysiem?

Do niedawna byłam z nim non stop, bo to taki typ cycowy był. Odkąd skończył rok, staram się go zostawiać z Piotrkiem i wieczorami wyskakiwać na kawę lub lody z przyjaciółką. Mama wielodzietna musi mieć reset – inaczej by zwariowała (śmiech).

Kiedy najbardziej przydaje się wam Tula?

Kocham to nosidło! Ratuje nam życie na spacerach w polach, przydaje się, gdy idę odwiedzić Piotrka w pracy – stolarnię mamy zaraz pod domem. Wrzucam wtedy Ryśka na plecy, w jednej ręce mam ciacho, a w drugiej kawkę i idę na wspólne drugie śniadanko. Gdy Ryś marudzi, też mogę go włożyć do nosidła i w spokoju ogarniać np. kolacje dla mojej męskiej ekipy.

Rysiek to przytulaśny typ? 

Zdecydowanie. Rysio kocha się przytulać. Gdy nie przytulam go ja, robi to któryś z braci. Ciągle go ktoś obejmuje!

Czyli czuła jest cała ekipa. 

Bardzo. Kochają się przytulać i skakać po sobie, a gdy ktoś cierpi, zaraz reszta braci go przytula. Kiedy Ryś zapłacze, już całe stado go niesie i głaszcze. Tak, zdecydowanie lubimy się przytulać. Nawet 9-letni Tadzio wciąż się tuli i obiecuje mi, że nigdy nie przestanie!

Olu, tak szczerze, chciałabyś mieć córkę? 

Oczywiście, że tak! Wciąż liczę na przynajmniej dwie!

Dzięki za rozmowę! Wszystkiego dobrego dla was!

Ola wybrała nosidło: Tula free-to-grow Marigold

*

Ola o sobie: z wykształcenia artysta plastyk i pedagog. W dziesięć lat urodziła pięciu chłopaków. Żona Piotrka, z którym współtworzy markę Lululaj – ręcznie robione i malowane kołyski i łóżeczka dla dzieci. Fanka remontów i pięknych wnętrz, w wolnych chwilach prowadzi bloga www.jaklubimy.pl, a codziennie dzieli się swoim życiem na Instagramie.

*

Rozmawiała: Paulina Filipowicz

Zdjęcia: Joanna/Migavki