Kiedyś w wirze mody zapełniała szafę nowymi metkami. Dziś, już poza machiną kup-załóż-wyrzuć i odzieżowym korpo, daje ubraniom drugie życie. Nowoczesny vintage selected – tak nazywa swój pomysł na życie. Pracuje, tuląc małą Matyldę i buszując w second handach. Poznajcie Magdę!
Ma szalony kolor włosów, który od razu zapowiada, że oto spotykam się z duszą niepokorną i kreatywną. Fakt, Magdalena Montwiłł idzie lekko pod prąd obecnym trendom w promowaniu siebie i swojej marki. Trzeba wręcz jej dobrze poszukać – lata pracy w żelaznym uścisku korporacji zrobiły swoje, dziś Magda zachęca do modowego recyklingu i bardziej świadomych zakupów. Z płaszcza szyje kamizelkę, a z sukienki – spódnicę. I znajduje w tym czas na herbatę w pięknych wnętrzach kawiarni Dwie Zmiany. Podczas naszego spotkania z serii #tulenie w Tula nie da się nie zacząć od rozmowy o ciuchach. No to rozmawiamy!
Moda kojarzy się dziś z fast fashion, z kupowaniem ponad miarę i ponad to, co może pomieścić szafa. Nie idzie to w parze z byciem eko i minimalizmem. Ty jednak połączyłaś te opcje.
Sama przez wiele lat pracowałam w korporacji, w branży odzieżowej. Traktowałam to jako możliwość rozwoju, wielką przygodę z modą, i bardzo to lubiłam. Wpadłam w wir pracy, spędzając długie godziny w delegacjach pomiędzy różnymi miastami. W tym czasie sama za dużo kupowałam. Zdarzało się, że ani razu nie zakładałam danej rzeczy lub nawet nie odrywałam metki. Po 15 latach „dojrzałam” do zmiany. Zobaczyłam, jaka jest nadprodukcja towaru, którego nikt nigdy nie kupi, ani tym samym na siebie nie założy. Jak sztucznie napędza się potrzebę bycia na czasie. Potrzebę bycia trendy. Zrozumiałam, że nie chcę tak żyć, że nie chcę być częścią tej konsumpcyjnej machiny. I zrezygnowałam z korporacyjnej kariery.
I wpadłaś na to, by zrobić z tego filozofię twojej marki…
Second handy zawsze lubiłam, a zakupy w nich traktowałam jak zabawę, ruletkę, bo przecież nigdy nie wiadomo, na co trafisz. Jakoś tak naturalnie przyszło mi zminimalizowanie swoich potrzeb. Zobaczyłam też, że mam tak zwaną rękę do wyszukiwania „perełek”. Ale jednocześnie, że sama nie muszę mieć tego wszystkiego. Wtedy pomyślałam, że przecież skoro mam taką umiejętność, to mogę ją wykorzystać i pokazać kobietom, jak można się świetnie ubrać, nie wydając przy tym fortuny. Pomysł dojrzewał. Ania, moja przyjaciółka z Gdańska, prowadziła już w tamtym czasie sklep internetowy, taki vintage selected. To było megainspirujące!
Trochę idziesz pod prąd, nie kreujesz marki na Instagramie, nie zapraszasz do współpracy w social media, a dziś wiele nowych marek modowych tak zaczyna. I często też szybko kończy.
Z tą promocją to fakt – jestem trochę na bakier. A szczególnie po porodzie trudno mi na bieżąco uzupełniać Instagram. Choć to dobre narzędzie i zawsze, kiedy tylko coś tam wstawię, pojawia się ogromne zainteresowanie… Czyli działa. Ale najbardziej cenię sobie kontakt face to face, ludzki, szczery. Wtedy na żywo mogę doradzić, porozmawiać i wystylizować. Jeżeli jesteś autentyczna, lubisz to, co robisz, to tak to działa, że inni mają do ciebie zaufanie. Dzięki temu, że jestem sobą i lubię ludzi, to oni wracają, często nie sami. Przyprowadzają kogoś, z kim chcą się podzielić swoim odkryciem.
To gdzie spotykasz się z klientkami?
Mój żywioł to targi – na nich dostaję pozytywny feedback na temat jakości ubrań i to utwierdza mnie w przekonaniu, że idę w dobrym kierunku. Mam też takie klientki, które mówią mi wprost, że przestały kupować ubrania w sklepach i czekają tylko na kolejne targi, aby uzupełnić swoją garderobę. Zawsze szukam ubrań najwyżej jakości ze szlachetnych tkanin, jak jedwab, wełna, kaszmir czy skóra. Ponieważ to ja dokonuję selekcji, wybieram ubrania w stylu, który sama preferuje. Dzięki temu jestem wiarygodna. I oczywiście nie muszę trafiać w gusta wszystkich kobiet.
Jak nazwałabyś to, co robisz?
Swoje działania nazwałabym tak – nowoczesny vintage selected. Jestem z pogranicza typowego vintage, lubię ubrania nowoczesne. W swoich wyborach kieruję się rodzajem tkaniny, formą, kolorem. Stawiam przede wszystkim na jakość. Czasem znajduję ubrania z metkami od światowych kreatorów mody: Dior, Issey Miyake, Céline, Burberry. I wszystkie je sprzedaję. Nieraz ktoś mnie pyta, czy nie chcę tego zatrzymać, czy mi nie szkoda… A ja się cieszę, jak ktoś może sobie u mnie kupić daną rzecz, której pewnie nigdy by nie kupił nowej. Mnie cieszy sam fakt, że to wyszukałam. Czy to dziwne? Mam jeszcze jedną rzecz, która wyróżnia mnie od reszty sklepów – sama umiem szyć i często przerabiam ubrania, które wybrałam. Tworzę autorskie kolekcje, dając ubraniom drugie życie. Z płaszczy robię kamizelki, z jedwabnych koszul sukienki, ze spodni szorty – to jest moja pasja. Uwielbiam tworzyć, w końcu jestem niedoszłą malarką!
No to jakim zakupowym pokusom się nie oprzesz?
Nie mogę się oprzeć wizytom w second handach. Mam słabość do skórzanych spodni i spódnic. I nie myśl, że mam ich w swojej szafie nieskończenie wiele. Zawsze znajdują nowego właściciela. Ale cieszy mnie to, że kupiłam te rzeczy w tak dobrych cenach.
Trendy czy klasyka?
Trendy śledziłam, pracując przez wiele lat w korporacji. Teraz tego nie robię. Oczywiście jestem na bieżąco z tym, co na Instagramie, z tym, co się dzieje na ulicach. Ale jest to raczej rodzaj inspiracji, pewnych poszukiwań, niż ślepego podążania za nimi. Poza tym w vintage i tak nigdy nie wiadomo, co się uda złowić. Ten rodzaj niepewności i zaskoczenia jest niezwykle uzależniający. A klasyka – wiadomo… Kto by nie chciał beżowego płaszcza od Max Mary! (śmiech).
Rozmawiamy, dziecko przytulone w Tuli, ty pracujesz. Praca z maluchem to mobilne biuro i showroom w jednym?
Nie mam biura ani showroomu. I nie ukrywam, że jest to moim marzeniem. Ale jak na razie pracuję w domu i dobrze mi z tym. Na samym początku dużo rzeczy przerabiałam sama. Ale odkąd zaszłam w ciążę – i jeszcze bardziej teraz, kiedy jest Matylda – najzwyczajniej nie mam na to wystarczającej ilości czasu. Bo już samo wyszukiwanie ubrań w second handach, pranie i prasowanie zajmuje mi czas pomiędzy karmieniem i zabawą z Manią. A to ona jest teraz priorytetem. Nosidełko i wolne ręce bardzo się przydają. Do przeróbek mam zaprzyjaźnioną i zaufaną krawcową.
Organizacja pracy i czasu w ogóle to jedno, a jak Ciebie zmieniło macierzyństwo?
Świat po porodzie to zupełnie nowa strefa. Nic już nie będzie takie samo. Nabrałam wiary w siebie, czuję się spełnioną kobietą, matką, kochanką. Jestem wdzięczna za to doświadczenie. A każdego dnia odkrywam, że tego mi było trzeba do dalszego rozwoju. Macierzyństwo zmieniło mnie bardzo. Nie jako człowieka, przyjaciółkę, Magdę… raczej uzupełniło moją kobiecość. Dodało pewności siebie, radości z każdej chwili, wdzięczności za te ulotne momenty naszego wspólnego życia. Myśle sobie, że jestem bardziej świadoma i uważna. Mam wspaniałą rodzine, otaczają mnie cudowni przyjaciele i do tego robię to, co lubię.
Wcześniej wygrywała kariera, teraz jesteś spełniona na różnych obszarach.
Matylda urodziła się w moje 40 urodziny, czyli to dość późne macierzyństwo… Od zawsze chciałam być mamą, ale wcześniej, gdy robiłam karierę w korporacji, na życie prywatne nie było czasu. A tym bardziej na dziecko. Odkąd przeprowadziłam się nad morze, a uważam to za jedną z lepszych decyzji w moim życiu, czas płynie innym tempem. Uwaga skierowana jest na inne aspekty. Robiąc swój biznes, sama decyduję, co i kiedy mam do zrobienia, i chociaż wymaga to ode mnie sporej samokontroli, to uwielbiam ten stan. Przy dziecku czas płynie zupełnie inaczej. Wydaje mi się, że to inny wymiar i staram się po prostu robić to, co mam przed nosem. Cieszy mnie każda chwila spędzona z córką. Każdy jej uśmiech, mina i reakcja.
Co jest dla ciebie największym wyzwaniem?
Teraz chyba upływ czasu. To, że nie da się zatrzymać żadnej chwili. Mania właśnie ząbkuje. Dwa dni temu pojawił się pierwszy ząb i to jest ważne wydarzenie dla naszej rodziny (śmiech). Tak, te drobne sprawy tworzą teraz mój i nasz świat. Pojawiają mi się w głowie pytania: jak być dobrą matką i partnerką, jak dbać o bliskich mi ludzi, jak godzić pracę i dom? Mam nadzieje, że uda mi się to jak najlepiej. Bo wierzę, że w życiu wydarza się wszystko tak jak powinno, i dostajemy to, co jest nam potrzebne do rozwoju. Życzę sobie, aby tak właśnie było.
Dołączam do życzeń. Dziękuję za rozmowę!
*
Kochasz modę? Kupuj mniej. Z głową, z pomysłem. Bo więcej nie znaczy lepiej, a tego uczymy się już w kołysce, nie zarzucając dziecka toną zabawek. Niech szafa oddycha wolnymi półkami, ot takie postanowienie przed wiosennym sezonem.
*
Magda tuli Matyldę w nosidełku Tula Half Buckle.
Magdalena Montwiłł o sobie: Jestem rodowitą Warszawianką, która 5 lat temu postanowiła spełniać swoje marzenia i zaczęła od przeprowadzki do Trójmiasta. W tym czasie założyłam swoją firmę i urodziłam dziecko.
Materiał powstał we współpracy z marką Tula.
Dziękujemy sopockiej kawiarni Dwie Zmiany za pomoc w realizacji sesji.