Ten miesiąc to dla mnie skok milowy
Razem z marką Organique sprawdzamy, co słychać u starych znajomych

Jesień to dla wielu okres zmian, debiutów, początków. Intensywniej niż kiedykolwiek, więcej niespodzianek i planów, niż przy noworocznych postanowieniach. Z ciekawością zaglądamy do waszych domów i pracowni – co u was nowego?
Wrześniowy blok startowy, trzy, dwa jeden…Galop! Zmiany, nowości, nowe szkoły, pierwsze razy i życiowe zawirowania. Coś jest w tym początku jesieni, że niby tak płynnie buduje pomosty między latem a słotą, a tak naprawdę wrzuca nas z impetem w wir obowiązków, otwiera zupełnie nowe rozdziały. Jest jak esencja, koncentrat, soczewka, a my zaglądamy przez nią do naszych zaprzyjaźnionych mam. Co u was słychać? Czym was ten miesiąc zaskoczył? Razem z marką Organique namówimy was też na mały przystanek w pędzie i chwilę dla siebie. Gdzie dziś łapiemy Paulę, czyli właścicielkę marki Brunoszka?




Wrzesień był jak skok milowy – podsumowuje Paulina. Łapię ją w jej nowym studio, połączeniu pracowni, sklepu i magazynu. Niech nie zwiodą was leniwe kadry, Paulina zatrzymała się dla nas w pędzie dosłownie na chwilę. Jasne wnętrza, gra światła na wysokich sufitach, wszędzie bele z tkaninami. Choć jest i kawa, i chwila relaksu – bo praca to dla Pauliny odskocznia i odpoczynek w jednym.
Jak wygląda twój początek jesieni? W jakim momencie życia teraz jesteś?
Powiększyłam swoje studio, teraz sklep i pracownia, gdzie projektuję i odszywam projekty, są w jednym miejscu. Tu też pakujemy paczki z zamówieniami ze sklepu online. To dla mnie ogromna zmiana, bo w ciągu zaledwie miesiąca z małego brunoszkowego jednopokojowego studia przeniosłam się na 140 mkw. powierzchni, którą od początku do końca zaprojektowałam po swojemu. Czuję ogromne szczęście, wdzięczność, radość i dreszczyk najróżniejszych emocji! Ta olbrzymia zmiana to dla mnie ogromny krok do przodu. Po 8 latach rozwijania kroczek po kroczku mojego biznesu, ten miesiąc to jakiś skok milowy.







Bałaś się tych zmian?
Tuż przed urlopem okazało się, że zwolnił się lokal piętro wyżej nad Fach Studio, w którym wynajmowałam jedno pomieszczenie na showroom. Decyzja musiała być szybka. Obleciał mnie strach, że 140 mkw. to chyba za dużo, że nie dam rady. Wiedziałam, że jest mi potrzebna większa przestrzeń, że prędzej czy później będę musiała podjąć jakąś decyzję. Ale czy na pewno teraz? Czy jestem na to gotowa?
Wrzesień miesiącem trudnych pytań!
Wiem teraz, że była to najlepsza decyzja, że to miejsce jest dla mnie magiczne, po mojemu. Studio to przestrzeń, gdzie odnajduję spokój, harmonię, gdzie mogę porządkować swoje myśli. Lubię tu być, lubię tu pracować. Cieszę się, że zaufałam swojej intuicji. Dodatkowo, jestem blisko Fach Studio i Karoli, z którą się zaprzyjaźniłam. Nadal możemy razem pić poranną kawę i wspierać swoje inicjatywy – to jest megasuper sprawa. Taka kobieca siła i wsparcie.







Za tobą sporo nowych wyzwań, wręcz kumulacja!
Największym wyzwaniem było chyba to, że wszystko, co najważniejsze, działo się w ostatnim miesiącu. Wyczekiwany urlop, zmiana miejsca brunoszkowego studia, remont lokalu, urządzanie, dopinanie nowej kolekcji i ogarnianie początku roku szkolnego… z trójką dzieci nie jest łatwo (śmiech). Niejednokrotnie zdarzało się, że miałam ochotę uciec na inną planetę albo wystrzelić się w kosmos. Generalnie bardzo lubię, jak się u mnie dużo dzieje, ale nadmiar obowiązków na już, na wczoraj bardzo mnie przytłacza. Lubię mieć wszystko pod kontrolą, robić w swoim tempie i mieć czas na oddech. Ten miesiąc zdecydowanie dał mi sporego kopa i już nie mogę się doczekać, aż dopnę wszystko na ostatni guzik. Studio jest już praktycznie gotowe, brakuje kilku rzeczy, ale są do ogarnięcia bez większej spiny. Dzieciaki już chodzą do szkoły i mam tylko nadzieję, że tak pozostanie. Do tego kolekcja jesienna będzie miała premierę na przełomie września i października, więc jestem podekscytowana!




W tej układance nie zapominasz o sobie i chwili regeneracji. Nie wiem, czy to praca, czy endorfiny, ale promieniejesz! Opowiesz o twoich kosmetycznych rytuałach z Organique na półce?
Moje rytuały to pobudka o 5-5:30, kawa i pół godziny na kanapie z psami i kotami. Potem wstają dzieci i zaczyna się pierwsza zadyma dnia (śmiech). Szykowanie się do szkoły, przedszkola, potem jazda do pracy. Tam też się sporo dzieje, chociaż mam wrażenie, że w studio łatwiej mi nad wszystkim zapanować niż w domu! I jak tak jestem w biegu, to marzę o mojej ulubionej ciepłej herbacie po powrocie z pracy, o kąpieli w wannie z ulubionymi olejkami, albo szybkim prysznicu i później spokojnym masażu, balsamowaniu ciała – koniecznie czymś, co koi moje zmysły – uwielbiam kosmetyki, które pachną! Przyjemny zapach mnie relaksuje i odpręża. Uwalnia we mnie spokój. Kocham też peelingi, szczotkowanie i masowanie ciała. Te rytuały sprawiają, że moje ciało wraca do siebie.








Praca może być azylem i pasją. Miesiąc może być bogatszy w wydarzenia niż cały rok. Wieczorny relaks w samotności w łazience może być cenniejszy niż jednodniowy pobyt w spa. Kto tak ma? My mamy i dorzucamy dla was drugą odsłonę konkursu w naszej serii. Zadanie jest proste: w komentarzach poniżej podzielcie się z nami tym, co było dla was ostatnio największą życiowa zmianą. I jak wam z tym? Czekamy do 3 października! Do wygrania są 3 zestawy kosmetyków od naszego partnera, marki Organique. Trzy najlepsze komentarze wybierzemy tu 4 października. Regulamin naszych konkursów znajdziecie tutaj.
Wyniki: dziękujemy wam wszystkim, team Zmiany! Kosmetyki wędrują do Asi, Ewy i Emilii. Powodzenia!
*
Na półce Pauliny znajdziecie wybrane kosmetyki marki Organique:
Peeling solny z masłem shea Black Orchid
Odżywczy olej do kąpieli i masażu Black Orchid
Rozświetlający eliksir do twarzy Eternal Glow
Peeling korundowy Eternal Gold
Nawilżający krem pod oczy Pumpkin
Materiał powstał we współpracy z marką kosmetyków Organique.
Ilość komentarzy: 9!
Moją najwiekszą życiową zmianą w ostatnim czasie było zaakceptowanie faktu, że nie na wszystko mam wpływ, że są rzeczy, które dzieją się poza moją kontrolą, kontrolą „ogarniaczki” wszystkiego. Przeziębienia dzieci, a w związku z tym opóźnienia z projektami, złośliwość rzeczy martwych takich jak skaner, klienci. Łączenie swojego biznesu i bycie mamą to zajęcia wymagające posiadania silnej głowy i po układania sobie w niej tego i owego, troszeczkę wyrzekając się wcześniejszego perfekcjonizmu.
Dla mnie największą życiową zmianą było i ciągle jest życie w rodzinie z niedosłyszącym dzieckiem w spektrum. Jego narodziny i kolejne lata uczą całą rodzinę, że nie ma czegoś takiego jak „normalność „.Wszyscy codziennie walczymy o dobre emocje, żeby wieczorem móc powiedzieć, bądź tylko poczuć, że dajemy radę, razem. Ja jako mama uczę się,że czas dla mnie to inwestycja w dobre samopoczucie, co przekłada się na dobrobyt całej piątki w domu. Zmiany to nowe wyzwania,na które czasem nie ma siły,ale to i tak nic nie da,trzeba walczyć dalej, by znajdywać w tym wszystkim sens i spokój ♡
Największa zmiana? Ah wrześniu…. Początek przygody ze szkoła to zmiana w życiu rodzinnym tak wielka, że nie do opisania! Nie jest lekko. Pożegnanie spokojnego azylu jakim było przedszkole i przywitanie nowego szkolnego świata pełnego nowosci. Wydawać by się mogło, że większej zmiany nie będzie jednak jest… podjęłam decyzje o rozwodzie. Formalnym zamknięciu rozdziału życia, które zmieniło się prawie 4 lata temu. Wrzesień jest wiec nowym początkiem, oby pięknym!
Ostatnio moją największą życiową zmianą było postawienie wszystkiego na jedną kartę i start własnego, wymarzonego biznesu. Uczuciowy rollercoaster, z jednej strony podekscytowanie z drugiej strach przed porażką. Jednak życie mamy tylko jedno i należy brać z niego jak najwiecej bez zastanawiania się co pomyślą inni. Jeśli coś nie wyjdzie zawsze można spróbować raz jeszcze. Najważniejsze to się nie poddawać.
Moja największą przełomowa zmiana jest rozpoeczecie walki o własne zdrowie po 12latach. Wkoncu sie mierze z tym. Z jednen strony czuje strach, lęk i złość że to jest zbyt trudne z drugiej strony cieszę się że wkoncu nastąpił przełom w moim życiu i moment w którym sie zaczęła podróż po nową siebie. Odważyłam sie na pierwszy kobiecy wyjazd zupełnie sama z innymi nieznanymi kobietami w Tatry. Miałam wiele obaw . Wyjazd dał mi niesamowite wspomnienia, niesamowite przygody. Pozwolił mi zaznać kobiecej mocy i wzajemnego wsparcia. Pozwolił przesuwać własne granice i pokazał jak silna potrafię być. Pierwszy raz uwierzyłam że marzenia sie spełniają, że stają sie rzeczywistością jeśli w nie uwierzymy. Coś co było dla mnie marzeniem dla innym normalnością . Pokazało mi że warto wierzyć do końca.
Ostatni rok powinien nosić imię Zmiany.
Z pojawieniem się mojej pierwszej córki zmieniło się wszystko. We mnie.
Moje ciało jest już inne, nosi ślady ciąży. Oplecione mieniącymi się rozstępami i blizną po cesarskim cięciu. Pod szczęśliwymi i niewyspanymi oczami są cienie. Początkowo było mi z tym trudno, spojrzeć w lustro i uwielbiać siebie tak, jak moją Córkę, które to ciało dało światu. I dlaczego byłam dla siebie tak surowa ? Nie wiem. Ale udało mi się. Udało mi się o siebie zatroszczyć, spojrzeć na siebie z czułością i być dla siebie przyjaciółką. Zabieram siebie na kawę w piękne miejsca. Pozwalam sobie na czas tylko ze mną, żeby wyciszyć głowę od natłoku bodźców. Wróciłam do jogi, której tyle zawdzięczam. A tę wymęczoną ale silną skórę pieszczę olejkami, masuję szczotką i kocham ją coraz bardziej, choć wiem, że ślady ostatniego roku zostaną ze mną na zawsze.
Ostatnio moją największą życiową zmianą było postawienie wszystkiego na jedną kartę i start własnego, wymarzonego biznesu. Uczuciowy rollercoaster, z jednej strony podekscytowanie z drugiej strach przed porażką. Jednak życie mamy tylko jedno i należy brać z niego jak najwiecej bez zastanawiania się co pomyślą inni. Jeśli coś nie wyjdzie zawsze można spróbować raz jeszcze. Najważniejsze to się nie poddawać.
Moją największą zmianą to była decyzja spełnienia marzeń i wyjechanie do Berlina. Od kiedy pamiętam chciałam zamieszkać w tym mieście – ten miejski gwar, wielokulturowość i to coś, czego nazwać nie potrafię a zawsze mnie tu przyciągało. Po 3 miesiącach mieszkania okazało się, że zmiana nie była taka łatwa jak mi się wydawało. Rodzina i przyjaciele zostali w Polsce, a samotność dość często mi towarzyszy. Jednak odkrywam swoją relację z samotnością, przyglądam się temu co dla mnie jest dobre i, co najważniejsze, daję sobie czas i życzliwość. Ot zmiana miejsca przerodziła się w zmianę nastawienia wobec samej siebie i przyzwolenia na różne emocje, które mi towarzyszą 🙂
Moja zmiana tak naprawdę zaczęła wraz z rozpoczęciem pandemii, w zeszłym roku…
Tu wiadomość o izolacji, straszny niepokój i lęk, a chwilę potem dowiedziałam się, że mam raka piersi.
Nie będę tu pisać jak ciężki był to dla mnie czas…Jakby jakaś czarna chmura z wielkim gradem spadła na mnie i moją rodzinę. Poturbowała nas doszczętnie, zostawiła nas na środku przestrzeni o nazwie NIC.
Jednak jak się okazało, to że mogliśmy być razem, bardzo pomogło. Razem z mężem i córeczkami przeszliśmy przez to wspólnie, wzajemnie się wspierając. O tym jak się czuliśmy można było napisać książkę… To był czas gdzie zmieniłam swoje patrzenie na świat, gdzie doceniłam każdą chwilę z dziećmi, mężem. Gdzie otrzymałam niesamowitą pomoc od ludzi.
I w lipcu tego roku wyniki badań, które mówiły tylko jedno RAK POKONANY. Płakałam ze szczęścia kilka dni pod rząd. To tak niesamowicie dodało mi skrzydeł. Chciałam góry przenosić😊 Dzięki tej chorobie, odważyłam się zmienić pracę. Postanowiłam rzucić pracę w wielkiej korporacji i rozpocząć pracę w małym ośrodku kultury w małej miejscowości. To była dla mnie tak wielka zmiana, ale dzięki tej chorobie, nabrałam pewności i chęci do zmian w życiu. Do spełnienia marzeń. Staram się być dla siebie dobra, staram się dbać o siebie na tyle ile mogę, codziennie dziękuję za to, że żyję i mam dla kogo żyć… Ten wrzesień ma dla mnie, dla nas, zupełnie inny wymiar… Najpiękniejszy 😉