macierzyństwo współpraca

„Tak mamy”, czyli życie po narodzinach dziecka. A my mamy dla Was konkurs.

Historie mam z przestrzeni Philips Avent. KONKURS!

„Tak mamy”, czyli życie po narodzinach dziecka. A my mamy dla Was konkurs.
Ewa Przedpełska

Przybliżamy historie, które być może wiele z was zna i się z nimi identyfikuje. Zapytałyśmy mamy, które biorą udział w projekcie „Tak mamy” marki Philips Avent, o to, jak zmieniło się ich życie po przyjściu na świat maluchów. Nie było łatwo.

Laura, mama małego Gucia, bardzo chciała karmić piersią, ale życie zweryfikowało te pragnienia. Marika – aktorka, przyznaje, że z dwójką nie jest tak źle – tylko pod warunkiem, że ma się pomoc. Marzena, mama bliźniaków i położna, myślała, że wie wszystko, jednak rok z bliźniakami trochę to zweryfikował. Wszystkie wzięły udział w projekcie „Tak mamy” – przestrzeni, którą zaaranżowała na Instagramie marka Philips Avent do dzielenia się historiami macierzyństwa. Poznajcie ich historię! A na samym dole artykułu znajdziecie informację o fajnym konkursie!

Laura: też miałam problemy z karmieniem

Wyobrażałam sobie siebie jako mamę, której karmienie przychodzi naturalnie i która karmi swojego maluszka w niemal każdych warunkach. Laktator kojarzył mi się z opcją dodatkową na sytuacje kryzysowe (w razie, gdybym na przykład musiała wyjść bez dziecka). Nie myślałam nigdy o nim jako o głównym narzędziu, które pozwoli mi rozkręcić laktację, i dzięki niemu będę mogła karmić swoje dziecko moim mlekiem. A tak właśnie się stało – mój syn urodził się w 32. tygodniu. Na początku był karmiony przez sondę, a po miesiącu, gdy wyszedł ze szpitala, musieliśmy go karmić butelką. W trzecim miesiącu stopniowo zmniejszała się ilość leków, które podawaliśmy mu wraz z moim mlekiem w butelce, i uczyliśmy się przystawiać do piersi. Co wcale nie było takie proste.

Jego mała buźka ledwo potrafiła objąć moje brodawki. Ja byłam tak podekscytowana, że w końcu karmię swoje dziecko, że miałam bardzo szybki wypływ. Maluch się krztusił, nie potrafiłam zapanować nad mleczną fontanną i dopiero w kolejnych dwóch miesiącach zaczęliśmy się docierać. Znaleźliśmy odpowiednią pozycję, Gucio nauczył się i znalazł swój rytm ssania. Po drodze zaliczyliśmy też wszystkie atrakcje: od nawałów i zapaleń po zatkanie kanalików mlecznych.

Kilka tygodniu temu znowu zaczęliśmy używać butelek podczas kilku karmień w ciągu dnia. Niestety, musiałam zacząć brać leki na tarczycę, po których nie można karmić piersią przez kilka godzin. Więc znowu mamy system karmienia piersią inaczej. Czasami odciągam pokarm laktatorem, a gdy tylko mogę – karmię synka piersią.

Marzena: nasze życie też obróciło się o 180 stopni

Jestem położną, więc wydawało mi się, że wiem, czego się spodziewać. Z jednej strony byłam przerażona, ponieważ na oddziale niejednokrotnie opiekowałam się świeżo upieczonymi mamami bliźniaków, więc wiedziałam, że łatwo nie będzie. Z drugiej strony myślałam sobie, że przecież w pracy sama mam czasem pod opieką 8 noworodków, więc dlaczego miałabym nie ogarnąć dwójki? Zapomniałam tylko, że w pracy jestem 12 godzin i jakby ciężko nie było, to wychodzę, idę się wyspać, najeść, spotkać z przyjaciółmi i spędzić czas z mężem, a od bycia mamą nie ma przerwy na takie rarytasy.

W ciąży zaplanowałam, że będę karmić moje bliźniaki wyłącznie piersią, nie będziemy używać smoczków, puszczać im bajek, będziemy stosować pieluchy wielorazowe, a spać będą w swoim łóżeczku, w swoim pokoju. I właściwie wszystkie te plany zostały spełnione, ale trzeba było zrezygnować ze sprzątania mieszkania, jedliśmy zazwyczaj tylko śniadanie i drugi posiłek – późno w nocy, kiedy bliźniaki zasnęły. Były noce, że potrafiły budzić się co 40 minut. Wstawaliśmy oboje, bo ja karmiłam, a mąż podawał ich i zdejmował z poduszki do karmienia. Nigdy nie podejrzewałam, że tyle energii i poświęceń będzie nas kosztowało spełnienie naszego planu!

Było trudno, ale rodzice bliźniaków powtarzali mi, że najgorszy jest pierwszy rok. Ciągły płacz, dużo bujania, jedna turbodrzemka w ciągu dnia. Światełko w tunelu pojawiło się około 7 miesiąca i z każdym tygodniem było coraz lepiej.

Dzisiaj chłopcy mają ponad rok. Sami się bawią, sami jedzą sztućcami, sami zasypiają i przesypiają w nocy 12 godzin bez pobudek. Jedyne, co jest jeszcze uciążliwe, to to, że nadal nie chodzą samodzielnie. Jako wcześniaki kolejne stopnie rozwoju osiągają trochę później niż rówieśnicy. Więc nadal znoszę i wnoszę moje 18 kg szczęścia na trzecie piętro, na którym mieszkamy.

Teraz zaczyna się nasz czas dla siebie, na który przez cały dzień mamy zawsze wielkie plany. Czasem jedno z nas wychodzi na zakupy czy spotkać się z kimś na mieście, a drugie pilnuje śpiących bobasów. Ale zazwyczaj jesteśmy tak zmęczeni, że kładziemy się na kanapie, zamawiamy jedzenie i oglądamy seriale. Początki były ciężkie, ale dziś naprawdę jest wspaniale i delektujemy się każdą chwilą razem. Kiedy wrócę do pracy, nie będzie mnie w domu po 12 godzin, w tym nocki i święta – wtedy dopiero się zacznie!

Marika: też miałam nieprzespane noce

Z dwójką nie jest wbrew pozorom gorzej niż z jednym. Gdy mój starszy był mały, jakoś nie mogłam pogodzić się z częstym wstawianem w nocy i pobudkami o 5:00 rano. Szukałam poradników i treningów snu. Teraz, po dwóch latach nieprzespanych nocy, po prostu wstaję, karmię albo zmieniam pieluchę starszemu i wracam spać. Odeśpię w ciągu dnia albo położę się spać wcześnie. To ważne, żeby ten sen później sobie „odebrać”. Całe szczęście młodszy syn jest leniuszkiem i potrafi pospać do 8:00, a starszy śpi już u siebie i przesypia całe noce. Jest więc lepiej niż było, gdy miałam jednego malucha.

Ogólnie nie jest źle, ale jeśli parę dni pod rząd pójdę spać późno, a potem z chłopakami nie odeśpię, to potrafię zasypiać podczas rozmowy (śmiech). Oczywiście cała nadzieja w kawie, wiadomo. Staram się też dobrze jeść, aby mieć energię, bez tego i kawy jestem jak dętka i tracę orientację, kiedy coś się dzieje – a wiadomo, że z dwójką oczy trzeba mieć dookoła głowy.

Zawodowo jestem aktorką i piszę artykuły. Mam niewiele czasu na pracę, ale nieraz uda mi się zagrać jakąś rolę albo coś napisać. Zdarzało się, że odciągałam mleko laktatorem na planie i wysyłałam taksówką do mojej mamy, która karmiła naszego synka. Więc pomagają mi mama i mąż. Nie wyobrażam sobie, jak miałabym to pociągnąć sama.

KONKURS!

Jeżeli chcecie się podzielić historiami podobnymi do naszych bohaterek – napiszcie je w komentarzach. Przy swoich historiach napiszcie również, co wybieracie: laktator Philips Avent SCF392 lub szczoteczkę do pielęgnacji twarzy Philips VisaPure Advanced BSC431. Trzy najciekawsze historie nagrodzimy wybraną nagrodą!

Konkurs trwa do 12 grudnia. Zwyciężczynie ogłosimy 13 grudnia!

Tutaj znajdziecie regulamin konkursów na Ładne Bebe. Zachęcamy do udziału!

UWAGA! Wyniki konkursu! Serdecznie gratulujemy: 

  1. Paulinie: Moja mleczna historia to opowieść o godzinach spędzonych z na karmieniu „inaczej”. Do pracy wróciłam gdy córka miała 3 miesiące a skończyłam karmić gdy miała prawie 15. Przez ten czas odciagalam jej mleko, w pracy, po pracy, w weekendy. Mój stały ekwipunek to laktator, szklanka wody i coś słodkiego. Cieszyłam się z każdej nowej butelki tego cennego mleka i jednocześnie byłam dumna ze mój organizm może dać jej to
    co potrzebne. Bo my mamy, kobiety z miłości do dziecka możemy zrobić bardzo dużo, wiele godzin podarować myśląc o tym małym brzdącu i zapominajmy ze odciąganie mleka to tez karmienie, nieco trudniejsze ale wciąż piękne i wynikające z miłości choć wymagające innej organizacji. Cokolwiek byśmy nie wybrały, my mamy, jesteśmy cudotworczyniami. Wybieram laktator (moj stary wyzionął ducha po pracy 3 razy dziennie).
  2. Joannie: W naszym przypadku, przy pierwszym dziecku, laktator był nieodłączną częścią życia. Zofia pospieszyła się o ponad miesiąc. Jako taki maluch nie miała odruchu ssania. Zatem w walce o pokarm po cesarce pomógł laktator. W piątej dobie po urodzeniu mała trafiła z żółtaczką i wyziębieniem do inkubatora. Rodziłam w Barcelonie – szpital nie dawał mi możliwości zostania z małą na oddziale neonatologii. Kiedy zabierali Zośkę na oddział moi rodzice biegli do sklepu kupić laktator, bo na 5 tygodni przed porodem nie był jeszcze w mojej „wyprawce”. Całe następne 10 dni jeździliśmy między szpitalem a domem na poranne i popołudniowe karmienia z przerwą na obiad (każdorazowo robiąc 25 km w jedną stronę). Każde ominięte przez nas karmienie, spędzałam z laktatorem. Co 3 godziny. Noce były najtrudniejsze, ale dzięki temu codziennie mogłam dowieźć do szpitala worki z moim pokarmem, który Zofia dostawała podczas mojej nieobecności. W kolejnych miesiącach laktator bardzo często ratował moje piersi przy zastojach oraz nawale pokarmu.
    Przy drugim dziecku, które złapało za pierś natychmiast po porodzie, zrozumiałam, że proces karmienia piersią nie jest zależny tylko od nas. W dużej mierze zależy on od „jednostki”, którą sprowadziliśmy na świat i nie możemy winić siebie, gdy jest trudno.
    Dzisiaj potworki już prawie wszystko jedzą same, ale dalej potrafią mamie dać w kość. Dlatego szczoteczka do pielęgnacji twarzy pomogłaby mi powalczyć z oznakami zmęczenia macierzyńskiego 😉
  3. Justynie: Moja prawdziwa matczyna natura wyszła już w pierwszym miesiącu naszego wspólnego jestestwa🤭 za radą położnej środowiskowej – jak coś się dzieje to wsiadać i jechać do szpitala bo jest obok! Tak wiec przyszła śnieżna noc, godzina bliżej dwunastej kiedy mój ledwo urodzony syn płacze w niebogłosy, darł się przeraźliwie! Ręce rozłożyłam i mówię do męża – jedziemy! Śnieg wali nam po oczach, biegniemy z dzieckiem na sor – wpadamy, lekarza! Noworodek płacze! Ja przemoknięta, mąż panika w oczach. Wchodzi lekarz. Ogląda ogląda i wkłada mu palec do buzi, uśmiecha się z politowaniem i oznajmia – on jest głodny. Głodny. Tak po prostu chciał jeść. Karmienie synka nie było łatwą drogą, na zmianę odciągałam, dostawiałam a mały zanosił się w niebogłosy. Po roku urodziłam córeczkę – wtedy do dopiero zaczęła się jazda bez trzymanki. Wspominam ten etap z ogromnym rozczuleniem. Nauczył mnie cierpliwości i zrozumienia, słuchać potrzeb moich dzieci i być przy nich zawsze. Choćby nie wiem co ❤️ Wybieram szczoteczkę do pielęgnacji twarzy.

Przeczytajcie więcej historii mam z przestrzeni „Tak mamy” tutaj.

Artykuł powstał we współpracy z marką Philips.

Dodaj komentarz