rodzina

Rodzinne zwyczaje, które warto wprowadzić w życie

Pytamy rodziców

Rodzinne zwyczaje, które warto wprowadzić w życie

„Nowa świecka tradycja” to zabawny oksymoron z filmu „Miś”, który nas natchnął do sprawdzenia, czy są takie rodzinne zwyczaje, które warto polecić wszystkim. Takie, które nas wspierają w życiu rodzinnym – w dbaniu o bliskich i o siebie, w rozwoju, w życiu z partnerem i z dziećmi.

O przydatne wskazówki poprosiłyśmy kilka osób, które nas inspirują. Są rodzicami i tak jak my ciągle sprawdzają, co może sprawić, że w ich rodzinie będzie się wszystkim żyło lepiej. A Nowy Rok to dobry pretekst, by te codzienne nawyki wdrożyć w domowym rozkładzie jazdy. Inspirujcie się śmiało.

Zdjęcia, które wykorzystałyśmy do ilustracji tego artykułu, pochodzą z dwóch instagramowych profili: Old School Moms i Old School Dads, które gromadzą zdjęcia z prywatnych archiwów użytkowników sieci.

*

MAGDALENA KOSTYSZYN – TWÓRCZYNI BLOGA CHUJOWA PANI DOMU
mama 3-letniej Niny

Bardzo, ale to tak bardzo, bardzo chciałabym, żebyśmy wspólnie całą rodziną nauczyli się wyłączać z życia internetowego w weekendy i w trakcie wyjazdów wakacyjnych. Razem z partnerem pracujemy w branży kreatywnej i niestety odciągnięcie nas od telefonów i komputerów to rzecz niemal niemożliwa. A myślę, że każdemu potrzebny jest odpoczynek i od pracy, i od mediów społecznościowych. Więc jeśli miałabym wskazać jedną rzecz, nad którą na pewno będę pracować w swoim domu, będzie to ograniczenie korzystania ze świata wirtualnego na rzecz spędzania czasu razem offline. A już najmocniej marzy mi się, żebyśmy w 2020 r. pojechali gdzieś na szwedzką prowincję i przez miesiąc żyli tam wolniej, bardziej na luzie, z dala od codziennych problemów i stresów. Trzymajcie kciuki.

 

*

SYLWIA CHUTNIK – pisarka, działaczka społeczna
mama 16-letniego Bruna

Nawykiem, a raczej miłym przyzwyczajeniem, jest wspólne jedzenie. Nawet w biegu, w jednym bucie, ale razem. Biesiada daje możliwość nie tylko dzielenia się posiłkiem, ale i rozmowy, wygłupów i po prostu bycia ze sobą.

*

Agata Ziemnicka – dietetyczka i psycholożka
mama Niny (7 lat) i Gai (5,5 roku)

W kolejnym roku, po udanych próbach podchodzenia do swoich ciał w trybie body positive, proponuję i życzę sobie podejścia body neutral. Czyli, żeby myśleć o sobie, a nie o ciele, żeby swoją stronę emocjonalną i rozwój kultywować i dopieszczać. Ciało traktować jako narzędzie, które nam te dobre miłosne plany pozwoli zrealizować. Planem może być ciało zdrowe, silne, pomocne w zdobywaniu szczęścia, ale nie szczupłe, nie fit, nie chude, nie XS, nie zgodnie z modą. Mamy wpływ na to, jak mówimy do dzieci o ich ciałach, jak mówimy o swoich. Że: takie silne ręce, takie wytrzymałe nogi, takie zwinne palce i sprawne dłonie i dobry wzrok pozwalają nam na zabawę i bieganie, na uciekanie przed myciem zębów i czytanie pod poduszką z latarką. I nic poza tym. Bo za pięknem idzie dużo zobowiązań w dziecięcych głowach. A system edukacji już wystarczająco dzieci zobowiązuje.

*

MARTA RYNG – psycholożka związana m.in. z Fundacją Sto Pociech
mama Frania (14 lat), Stasia (13 lat), Marysi (8 lat) i Józka (5 lat)

Raz w tygodniu randka z mężem – „wylogowujemy się” z naszych codziennych ról logistyczno-organizacyjnych, rodzicielskich, „bycia załatwiaczem”. Dajemy sobie wieczór na tańce, słuchanie muzyki, czasem wyjście, pobycie w tym, co miłe dla nas razem.

Choć raz w tygodniu transport samochodem zamieniam na transport nożny lub autobusowy w drodze do i ze szkoły/przedszkola. Gdy razem idziemy, można przyjrzeć się uważniej naszej okolicy, zobaczyć zmiany (o! pojawiła się nowa kałuża; ten sklep już nie działa), ale przede wszystkim pobyć ze sobą w wędrówce na przystanek, planowaniu dnia lub zbieraniu jego wrażeń.

Chcemy się uczyć słuchać swojego ciała, jego wołania o odpoczynek, uczyć dzieci takiej obserwacji: ile rzeczywiście mogę działać, a gdzie potrzebny jest przycisk stop – więc czasem wagary z przedszkola lub szkoły, aby pobyć razem, odpocząć, pójść do biblioteki na długie oglądanie książek.

Postanawiamy pielęgnować indywidualny czas z każdym dzieckiem – może kebab z nastolatkiem, a z młodszymi pogranie w „kropki” – grę tylko z kartką i 2 długopisami.

Dla siebie: raz w tygodniu wybieram bieganie lub spacer w przyrodzie, która daje mi wielki ukojenie, odbodźcowanie, oddech.

*

SYLWIA SZWED – wicenaczelna „Kosmosu dla dziewczynek”, autorka książki Mundra
mama Krzysia (8 lat), Maciusia (5 lat) i Anieli (trochę ponad rok)

Jak myślę o tym, co jest najważniejsze w naszej rodzinie, to myślę o byciu blisko. Stąd nasz rytuał niezaplanowanych weekendów. Nie chodzimy wtedy na dodatkowe zajęcia, nie nadrabiamy spotkań towarzyskich, nie pracujemy, omijamy prace domowe i z przykrością patrzymy na zobowiązania typu: imieniny cioci. Czyli jeśli zapytasz mnie, czy w niedzielę świetna wystawa dla dzieci, przygotowana przez doskonałych kuratorów, z której dowiemy się coś więcej o świecie, czy spokojne niedzielne przedpołudnie z wysłuchiwaniem każdego, powolną zabawą, obowiązkowym omletem i przytulaniem się do siebie – wybieram to drugie.

Mój syn Krzysio, kiedy jest już w łóżku, a już gaszę mu światło, lubi powiedzieć: „mamo, pogadamy?”. I ja wtedy przeżywam wewnętrzne katusze. Bo jestem taka zmęczona, marzę tylko o tym, żeby się kopsnąć na kanapę i pobyć sama ze sobą. Pokonuję siebie i jeszcze chwilę, we dwoje, po ciemku, opowiadamy sobie dzień. I często okazuje się, że wtedy mój 8-letni syn wreszcie ma przestrzeń, żeby opowiedzieć mi, co trudnego albo niepokojącego wydarzyło się w ciągu tego dnia, może w szkole, może z bratem.

Randki z mężem! Relacja kobieta- mężczyzna jest w rodzinie priorytetową, fundamentem innych relacji. Nasze dzieci wiedzą więc, że rodzice od czasu do czasu idą na randkę. Nie są zachwyceni, wymaga to od nas wiele zachodu, a czasem pokonania zwykłego zmęczenia. Jako rodzice małych dzieci jesteśmy tak za sobą stęsknieni, że nie potrzebujemy wielkich atrakcji. Chcemy pogadać przez 3 godziny bez urywania wątków, potrzymać się za ręce w kinie, poudawać bezdzietną parę w restauracji, pojeździć nocą na rowerze.

Jędrzej, mój mąż, wymyślił kiedyś rytuał wdzięczności. Już w piżamach, po umyciu zębów, spakowaniu plecaków, wspólnym czytaniu, pada pytanie – „za co jesteście dzisiaj wdzięczni?”. Krzysio: za nowy zestaw Lego, Maciuś: za granie w piłkę. Niesamowite jest to, że ten zwyczaj jakoś się w nich zakorzenił i nawet jak my o tym zapomnimy, to chłopcy sami mówią, za co są dziś wdzięczni. To takie mindfulnessowe!

Niektóre rytuały nam się nie sprawdzają. Nie czaję, o co chodzi z tymi wspólnymi posiłkami. Często jadamy obiady w podgrupach, nie celebrujemy w jakiś szczególny sposób smaków czy aromatów, nie wkładamy w przygotowanie dań nie wiadomo, ile pracy. W naszym domu jedzenie to jedzenie, a nie więziotwórcza sprawa. Równie dobrze gada nam się w samochodzie, czekając w kolejce do lekarza czy w kawiarni.

Dla Jędrzeja  ważnym rytuałem rodzinnym jest wspólne oglądanie z chłopakami powtórek goli, jeśli poprzedniego wieczora FC Barcelona (ich ulubiona drużyna) grała mecz. De Jong strzelił w ostatniej minucie, Suarez tym razem nikogo nie pogryzł… Messi wszedł na boisko i pozamiatał! Dlaczego? Bo to budowanie tożsamości fana Barcy.

*

ALICJA DYRDA – współtwórczyni portalu Dzieci są ważne
mama Franka (14 lat), Mani (11 lat) i Kazika (6 lat)

Jesteśmy rodziną nomadów. Od kilku lat mieszkamy głównie w Indiach i stąd mamy bazę wypadową do różnych miejsc na świecie. Dlatego, zapytana o to, o jakie zwyczaje warto dbać w tym roku zwyczaje, odpowiem – o podróże, które można traktować wielowymiarowo. Jako przemieszczanie się i doświadczanie nowych miejsc, ale także jako podróże w głąb siebie i odnajdywanie ważnych dla nas rzeczy.

Podróże, te dalekie, ale też te zwyczajne, codzienne – do pobliskiego miasta czy za miasto, do lasu, wyprawa na szczyt najbliższej góry – są papierkiem lakmusowym rodzinnych relacji. Całe to planowanie, pakowanie, sprawdzanie, na czym komu zależy, co zobaczyć, co odpuścić – są badaniem wzajemnych potrzeb, nauką obserwacji, definiowania celów i słuchania siebie nawzajem. To jest piękne, odkrywcze, wzbogacające i… niezwykle trudne zarazem.

Nie zapominamy, że szybkie przemieszczanie się samolotami stało się olbrzymim obciążeniem dla środowiska naturalnego. Na szczęście coraz więcej mówi się o tym, że turystyka ma swoją bardzo ciemną stronę. Dlatego zastanawiajmy, się jak podróżować, czym podróżować i czy w ogóle! Róbmy to z głową. Dla naszych dzieci.

*

KATARZYNA JABŁOŃSKA-KUŚMIEREK – w „Kosmosie dla Dziewczynek” dba o komunikację i relacje
mama Antka (7 lat) i Kai (4 lata)

Wspólne czytanie. Najlepiej nam, kiedy wtulamy się do siebie tak blisko, że aż trudno któremuś z nas przerzucić kartkę na drugą stronę. Najbardziej lubimy schować się pod kołdrą, oprzeć o wielką poduchę i czytać, aż nie znuży nas sen albo zmęczenie. Każde z nas lubi czytać co innego. Darek wprowadza dzieciaki w kolejne komiksy. Ja jestem tropicielką dawnych bohaterów – Muminków, Pippi, Ronji, Pana Maluśkiewicza, rodziny Trąbalskich i wielu innych. Mamy też szczególny zwyczaj związany z książkami. 2 kwietnia, w Dniu Międzynarodowego Dnia Książki Dziecięcej, idziemy do jednej z maleńkich niezależnych księgarni i każde z nas wybiera dla siebie jedną książkę.

Ziomalskie śniadania. I obiady. I kolacje. Ziomki to grupa naszych najbliższych przyjaciół. Znamy się od ponad 20 lat. Nie jesteśmy jak rodzina. My nią jesteśmy! Wielką ziomalską rodziną, która co jakiś czas się powiększa. Rodzą się dzieci. Ważni ludzie dla naszych ziomków stają się też ważni dla nas. Nie wyobrażam sobie roku bez tych spotkań. Okazja i częstotliwość? Jest jeden stały punkt. Ziomalska Wigilia.

Piątkowe wieczory. Zwłaszcza te jesienno-zimowe. Oglądamy filmy. Najtrudniej jest wybrać ten, który chcemy oglądać wszyscy. Ale jakoś zawsze się udaje. Nasza czwórka zasiada na kanapie. Darek robi wielki gar prażonej kukurydzy i zaczyna się nasz filmowo-piątkowy rytuał. Kto najczęściej zasypia w trakcie? Bingo. Ja – mama!

Las. O każdej porze. Tu niestety nie ma jednomyślności. To ja najbardziej kocham spacery po lesie. Antek zawsze marudzi przy wyjściu. Ale ostatecznie to on znosi najwięcej patyków, szyszek i kawałków kory do domu. Kaja zazwyczaj jest entuzjastką wyjścia do lasu. Bo tam czekają na nas drzewa. A co się robi z drzewami? Oczywiście można się do nich przytulać. A Darek? Darek najchętniej biegałby po lesie.

Bliscy. Prababcia. Babcia. Dziadek. Babcia. Dziadek. Dziadek. Bracia rodziców. Siostry i bracia dzieci. Bliżsi i dalsi. Ale wszyscy w tej samej orbicie. To dla nas ważne, aby tkać nić historii. Coraz trudniej jest być blisko. Jest tyle rzeczy do zobaczenia, zrobienia, doświadczenia. Mimo to chcemy, aby dzieciaki były blisko swojej prababci, obydwu babć i trzech dziadków. Tak, historia bywa zakręcona. Na szczęście!

*

WOJCIECH TYLBOR-KUBRAKIEWICZ – pedagog na Wydziale Grafiki ASP, tatuator
tata 8-letniej Blanki

Z moją żoną Dorotą celebrujemy poranne zakupy pod Halą Mirowską. Kiedyś to ja „ogarniałem” zaopatrzenie, ale od kiedy nasza córka Blanka poszła do szkoły, raz w tygodniu bierzemy wielorazowe torby na zakupy i razem, w miłej atmosferze, wybieramy warzywa i owoce. Dzięki temu razem planujemy posiłki i gotowanie. To może się wydać zabawne, ale dla nas to jest jak pójście we dwoje do kina czy do knajpy. Warto w Nowym Roku znaleźć czas na celebrowanie zwykłych rzeczy, jak wspólne czynności okołogarnkowe. To misterium dnia codziennego.

*

A wy – macie swoje rodzinne nawyki, którymi chcielibyście się podzielić, albo które dopiero planujecie wdrożyć? Czekamy na wasze motywujące komentarze.