Rodzicielstwo wchodzi nam z impetem do łóżka
Rozmowa z Zofią i Dawidem Rzepeckimi

Erozja związku po porodzie? A może zaniedbanie w komunikacji, które trwa latami, a rodzicielstwo je skutecznie dobija ostatnim ciosem? Oto związek i intymność rodziców pod lupą w rozmowie z terapeutami Dawidem i Zofią Rzepeckimi.
Przy lekturze książki „Życie seksualne rodziców” z wydawnictwa Natuli zadałam sobie wiele pytań. Jak to jest, że półki w księgarniach uginają się od poradników dotyczących tego, jak pielęgnować dziecko, jak karmić, jak się bawić, a tak mało jest pozycji o kondycji związku, gdy wkracza w niego mały człowiek. To rewolucja na wielu poziomach i nie każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę. Czasem nie dostrzegamy w biegu pierwszych rys i pęknięć, czasem je widzimy, ale zamiatamy skrzętnie pod dywan, bo przecież mały człowiek domaga się całej naszej atencji. Tak jakby można było nasz związek wziąć w nawias, nacisnąć pauzę i odmrozić w stanie nietkniętym, gdy dzieci już dorosną. O komunikacji w związku, intymności, pułapkach rozmawiam z autorami książki, terapeutami, a prywatnie parą i rodzicami dwóch córek – Zosią i Dawidem Rzepeckimi.



Seks rodziców. Zastanowiło mnie to, że nie widzę za dużo książek skierowanych i biorących pod lupę ten etap w życiu. Czy to temat tabu? Czy widzicie w swoich grupach warsztatowych dużo młodych rodziców?
To prawda. Dla nas ten temat ożył, kiedy sami staliśmy się rodzicami. Dopiero wtedy doświadczyliśmy tych samych wyzwań, o których mówiło wiele par. I rzeczywiście, jednym z często powtarzających się kryzysowych motywów, wnoszonych przez uczestników naszych warsztatów, to pogłębiająca się erozja związku po porodzie i przez kilka pierwszych lat rodzicielstwa. Zwróciliśmy uwagę, że rzeczywiście niewiele się na ten temat mówi, a według nas to zasadniczy moment w każdej relacji. Tu dzieją się przełomy, przechodzimy jako para, że tak powiem, wylinkę. Potrzebujemy się odnaleźć w nowej skórze, co nie zawsze jest takie proste.
Książka fajnie mnie zaskoczyła, bo przyznam, że po samym tytule bałam się poradnika w stylu „recepta na udany seks, pozycje itp”. Tymczasem schodzicie do podstaw udanej relacji, patrzycie na związek holistycznie, analizujecie inne filary takie jak komunikacja i bliskość. Jest to wiec spokojnie książka i dla singli, i dla par przed etapem dzieci. Redefiniujecie pojęcie udanego seksu, które zazwyczaj odmienia się wyłącznie przez liczbę orgazmów i pozycji. Wy mówicie o „pełnym zaangażowania spotkaniu”.
Udany seks oparty jest przede wszystkim na pełnowymiarowym spotkaniu. Mówiąc pełnowymiarowe, mamy na myśli angażujące zarówno ciało, jak i uczucia, ale nie tylko. To, co jest z naszego doświadczenia bardzo istotne i przenosi seks na inny „level”, to świadomość. Czyli wzajemna uważność i obecność partnerów. Bo jak wiemy, często podczas zbliżeń pojawia się sytuacja, gdy jedno bądź oboje partnerzy błądzą myślami gdzieś indziej. Są nieobecni albo nie w pełni obecni w tym, co się dzieje. Nawet jak wykazują zaangażowanie, to często skupia się ono na dążeniu do orgazmu, a to już nie sprzyja spotkaniu, o którym mówimy. Dla nas w udanym seksie się JEST, a nie się go uprawia. W takim byciu razem wszystko może się zdarzyć, do niczego nie dążymy, niczego nie osiągamy. Pozwalamy sobie, żeby pojawiło się to, co się ma pojawić. Często to nas zaskakuje i porusza. Otwiera nas na nowe, wspólnie przeżywane doświadczenia. To przygoda sama w sobie.




Myślę, czy pod wpływem mediów, seriali i innych przekazów nie robimy sobie sami krzywdy, czy nie zwieszamy zbyt wysoko poprzeczek i naszych wyobrażeń o tym, jak powinna wyglądać nasza intymność w sypialni. Czy jest tak, że brakuje nam dystansu wobec własnych oczekiwań?
Tak w ogóle jakiekolwiek oczekiwania zabijają wejście w głąb tego, co się między partnerami dzieje. No bo zobaczmy, jeśli on/ona robi to, co chcemy, to jesteśmy szczęśliwi (chwilowo), a jak nie – to nie jesteśmy i narzekamy. W ten sposób oddajemy poczucie swojej satysfakcji w ręce lub inne członki partnera. Nie ma tu szans na głęboką satysfakcję, bo pozostajemy w miejscu biernego uczestnika. Z drugiej strony można mieć także wiele oczekiwań od samych siebie. Ale to wywołuje sporo stresu, co jak wiadomo nie sprzyja życiu intymnemu, a wręcz przeciwnie. Stres napędzany wzajemnymi oczekiwaniami prowadzi prostą drogą do rozczarowań. Wpadamy w koło samospełniających się przepowiedni. O tym można wiele powiedzieć, bo kobiety mają swoje wyobrażenia, a mężczyźni swoje. Co ciekawe, zmienia się to z wiekiem. To szeroki temat, który mocno uruchamia się po pojawieniu się dziecka.
To porozmawiajmy o tym właśnie etapie: gdy pojawia się mały człowiek. Wy sięgacie dalej, analizując poszczególne etapy związku, od euforii przy świeżym zakochaniu, po czas stabilizacji – „gniazdowania”. To właśnie na tym etapie często pojawia się myśl o powiększeniu rodziny. Plany się konkretyzują, dochodzi proza życia, praca, kredyty i pierwsze pęknięcia. Co jest największym wyzwaniem dla związku w tym czasie?
Największym wyzwaniem jest, konieczna na tym etapie, zadaniowość. Kiedy pojawia się dziecko, nie mamy wyboru, jest tyle rzeczy do zrobienia. Włącza nam się tryb turbodziałania, nie mamy czasu dla samych siebie, a co dopiero dla partnera. To w krótkim czasie prowadzi do przekierowania uwagi na zewnątrz relacji, na dziecko, dom, pracę, ogarnianie rzeczywistości, co w efekcie skutkuje zamieraniem czułej bliskości. Nie mamy czasu się po prostu zatrzymać i pobyć ze sobą. A to właśnie we wzajemnym byciu, bez oczekiwań, rodzi się bliskość. Bliskość oparta jest na akceptacji, a nie na wymaganiach, które przed sobą stawiamy. Nie chodzi o to, żeby akceptować wszystko, bo można nie akceptować zachowań partnera, oraz komunikować mu swoje potrzeby, jeśli jakieś nie są zaadresowane. Chodzi raczej o to, że jeśli partnerzy widzą siebie przede wszystkim poprzez pryzmat swojej sprawności w zarządzaniu domem, to tracą ten niezbędny element empatii i wzajemnego wsparcia. Paradoksalnie planowanie może nam tu pomóc.
Jak?
Zamiast czekać na wolny czas, aż się wyśpimy albo gdzieś razem wyjedziemy (bez dzieci), to tak jak planujemy zakupy, możemy zaplanować godzinę jakościowego spotkania w sypialni, bez oczekiwań. W pobyciu, może nawet bez seksu, ale w rozmowie, w czułości. Takie regularne jakościowe „randki”, nawet jeśli trwają godzinę w tygodniu, mogą niesamowicie zrestartować poczucie intymnej więzi, jaką mamy z partnerem.


Nie wszystko od nas zależy, w ciąży czy po porodzie jesteśmy na łasce hormonów. Zatrzymajmy się na chwilę przy oksytocynie, która spaja związek. Z ciekawością czytam, że wydziela się też przy dotyku, przytulaniu, a nawet patrzeniu w oczy. Czyli jest światełko dla par, które zwyczajnie nie mają siły na seks. Bliskość to nie tylko seks, można bliskość wyćwiczyć choćby małymi, czułymi nawykami?
Z jednej strony – tak jak mówiliśmy – warto sobie wyrobić nawyk regularnych cotygodniowych spotkań w bliskości i intymności, ale tak jak piszemy w książce, równie ważne, a może nawet ważniejsze, jest zadbanie o te drobne gesty czułości na co dzień. My zawsze kiedy wstajemy i kładziemy się spać, dajemy sobie buzi. To naprawdę świetnie działa, jak taki shot oksytocynowy. Kiedy siadamy koło siebie, łapiemy się za ręce choć na chwilę. Kiedy do siebie mówimy, patrzymy na siebie z uwagą. Słuchamy siebie, przerywając inne czynności tak, żeby mówiąca osoba miała poczucie, że to, co mówi, jest dla tej drugiej ważne. Choć to brzmi dziwnie – przynajmniej raz dziennie się przytulimy. Oczywiście nie liczymy tego i nie odhaczamy w excelu, ale ten nawyk sam już działa! Jak się dłużej nie przytulamy, to nasze ciała same nam to podpowiadają i do tego dążą. Ważne, aby te drobne czułości nie były odczytywane jako gra wstępna do seksu. To jest odrębny wymiar relacji. Miłość karmi się czułością.
No ale dojdźmy do seksu. I to w ciąży. Pod wpływem hormonów i różnych skutków ubocznych w ciąży libido nie szaleje. Ona nie chce, on chce. Albo on nie chce (rzadko się o tym mówi!). Pojawia się lęk: seks wywoła przedwczesny poród, seks może zaszkodzić dziecku…
Przede wszystkim to temat indywidualny. Jeśli istnieją jakieś przeciwwskazania, to warto ich przestrzegać, ale jeśli wszystko jest OK, to czuły, spokojny seks może tylko nam pomóc. Możemy poczuć się razem, w większej więzi, a mama może doświadczyć przypływu miłości (co objawia się też zastrzykiem hormonów), którą odczuje również dziecko w brzuszku. Jeśli jest jednak tak, że któreś z przyszłych rodziców nie chce seksu, to oczywiście nie powinno się do niego namawiać. Ale nie oznacza to, że trzeba rezygnować z fizycznej bliskości. Warto jest rozgraniczyć seks od czułości. Jeśli to potrafimy, to niezależnie od seksu, możemy i powinniśmy dać sobie jak najwięcej przyjemnego dotyku. Na przykład, kompletnie amatorski, intuicyjny, ale uważny i delikatny masaż. Głaskanie, przytulenie. Trzymanie za (czasem spuchnięte) stopy. To wszystko wspiera parę i zasila relację. Ale też może się szybko okazać, że zachęca niezachęconych do większego zbliżenia. Pod warunkiem, że nie było to wcześniejszym ukrytym celem okazywanych sobie czułości. Naprawdę potrzebujemy nauczyć się cieszyć z samej czystej fizycznej bliskości. To według nas zasadniczy element każdej relacji, a szczególnie ważny w tym wrażliwym okresie, jakim jest ciąża i czas po porodzie.



Kolejna opinia: udział mężczyzny w porodzie, zwłaszcza domowym, zmniejszy w jego oczach atrakcyjność partnerki, odbije się czkawką „w łóżku”. Jak się przygotować, skoro chyba żadna szkoła rodzenia nie wspomina o życiu seksualnym.
Ja uczestniczyłem w porodach moich trzech córek. Jeśli wpłynęło to na mnie, to raczej w ten sposób, że zdałem sobie sprawę, że obcując z kobiecą seksualnością, obcuję z żywym cudem natury. Znam wielu mężczyzn, którzy mają tak samo. Jednak nie można nikogo do tego zmuszać. Niemniej często mam wrażenie, że ta niechęć do uczestniczenia mężczyzny przy porodzie jest raczej po stronie kobiet. Bywa, że to właśnie ona sobie wyobraża, że będzie wtedy taka niehigieniczna, obnażona, w swojej ocenie nieatrakcyjna. To bardziej świadczy o jej własnym stosunku do swojego ciała, o potrzebie kontroli własnego wizerunku, o braku akceptacji siebie w różnych odsłonach. To jest duży temat i wymaga sporo uwagi. Ale warto, żeby partnerzy o tym porozmawiali. Przede wszystkim szczerze powiedzieli sobie o swoich obawach. Może się okazać, że są one projekcją własnych lęków, które przypisujemy partnerowi. Ostatecznie jednak ważne jest, żeby uczestnictwo mężczyzny w porodzie wypływało z potrzeb obojga partnerów.
Zmęczenie, niewyspanie, prolaktyna i… dziecko w łóżko. Pogadajmy o tym, jak spanie z dzieckiem wpływa (a może nie wpływa?) na życie seksualne rodziców?
Wpływa na pewno, ale jak – to już zależy od nas. Jeśli lubiliśmy dziki głośny seks, to z tym pewnie trzeba będzie poczekać albo znaleźć inne spokojne miejsce. Ale przecież nie zawsze w taki sposób się kochamy. Paradoksalnie, śpiące w łóżku dziecko, może nam pomóc rozwinąć w sobie umiejętność spokojnych, pełnych czułości i uważności na siebie zbliżeń. Nienastawionych na spektakularny efekt na koniec, ale na bycie obecnym w każdej chwili i czerpanie pełnymi garściami z samego faktu połączenia. Możemy przecież „być w sobie” i się nie ruszać. Nie w sposób zamrożony, ale w pełni zrelaksowany. Oddychając głęboko i spokojnie, wykonywać powolne ruchy i cieszyć się tą – tak naprawdę – o wiele większą intensywnością doznań, niż przy szybkim i mocnym seksie. Wychodzimy z założenia – o czym obszernie piszemy w książce – że każdy kryzys w relacji daje nam szansę na odkrycie czegoś nowego. Na zaadresowanie potrzeby, której nie znaliśmy, na odkrycie siebie na nowo.
Zakończmy typową sceną, którą przeżył chyba każdy z nas choć raz: gdy dziecko wejdzie do sypialni nie w tym momencie. Już samo sformułowanie „przyłapani” sugeruje, że ktoś tu jest winny… Jak zachować się, by nie wzbudzić ani w sobie, ani w dziecku lęku?
Przede wszystkim, jeśli sami uważamy seks za coś dobrego, to nie musimy się niczego bać. Gorzej, jeśli się wstydzimy lub czujemy się winni. Ważny jest komunikat, jaki przy tej okazji wysyłamy dziecku. Jeśli mamy przerażenie na twarzy, to dziecko to zobaczy i poczuje, że coś jest nie tak. Ale jeśli po prostu spokojnie się zatrzymamy i zamiast odskakiwać od siebie, zostaniemy w przytuleniu, wszystko wygląda OK. Mama może powiedzieć dziecku, że się przytula z tatusiem, bo się bardzo kochają. Potem powoli można się rozłączyć i zaprosić do siebie dziecko i je też przytulić. Nikt nie poczuje się odtrącony czy zawstydzony. Dajemy dziecku podświadomy komunikat, że czułość i bliskość są elementem miłości, a to dobry komunikat.
*
Być może zauważyliście, że jest w związku inaczej, że kryzys czai się za rogiem. To dobrze. Znajdziecie w tej książce bardzo pokrzepiające przeświadczenie, że kryzys sam w sobie nie jest niczym złym. Każdy kryzys w relacji daje nam szansę na odkrycie czegoś nowego. Na zaadresowanie potrzeby, której nie znaliśmy, na odkrycie siebie na nowo.
Z taką myślą was zostawiam!
„Życie seksualne rodziców”, autorzy: Zofia i Dawid Rzepeccy, Wydawnictwo Natuli, 2021
Materiał powstał we współpracy z Wydawnictwem Natuli