recenzja

Pudle i frytki

Nowość od Wydawnictwa Zakamarki

Pudle i frytki

Wydawnictwo Zakamarki proponuje nam kolejną książkę Pii Lindenbaum. Fani autorki będą zachwyceni, historia jest bardzo w jej stylu, a do tego aktualna i niełatwa.

Co ja sobie myślałam, sięgając po tę książkę? Chyba, że będzie zabawna, że będzie lekka, że pudle plus frytki gwarantują żart o lekko absurdalnym, abstrakcyjnym zabarwieniu. Znam dobrze poprzednie książki Pii, a tak łatwo dałam się zwieść. Moim zdaniem „Pudle i frytki” – zaraz za „Filipem i mamą, która zapomniała” – to najmocniejsza w przekazie książka autorki. O czym jest?

Dom Ulisy, Ludka i Katki to ich szczęśliwe miejsce. Mają tu wszystko: małego szczeniaka, ziemniaki, z których można robić frytki, wodę do picia i do basenu, a do tego słońce, pod którym wesoło toczy się życie. Ale przychodzi czas, w którym słońce świeci za mocno, zaczyna brakować wody, kończą się ziemniaki, a nowe nie mają szansy wyrosnąć. Mijają tygodnie i kończy się wszystko, co potrzebne, aż nie zostaje już nic. Zniknęło nawet, wątłe już, poczucie bezpieczeństwa, bo do pustego basenu bohaterów ktoś wrzucił ciężki głaz. Ulisa, Ludek i Katka muszą ruszać w drogę, by znaleźć nowe miejsce do życia.

Zacząć wszystko od nowa po wycieńczającej podróży, gdy wszystko jest obce i nie ma się niczego, jest bardzo trudno. Ułatwić może to tylko przyjacielski gest. Lecz, czy zupełnie obce pudle, którym życie oszczędza trosk, będą chciały ten gest wykonać? Czy pomogą trójce nieznajomych, uciekających przez złym losem? Czy jest coś, co sprawi, że w obcych zobaczą kogoś podobnego do siebie?

 

Uprzedzałam, temat trudny. Bardzo aktualny. I co mnie uderzyło najbardziej, wziął mnie z zaskoczenia. I został z dziesiątkami pytań moich dzieci. Dla nich ta historia to nadal bajka. Nie śledzą przecież niepokojących wiadomości ze świata i beztrosko żyją w swej niewinnej niewiedzy małych przedszkolaków. Mały szczeniak jest małym szczeniakiem, pudel pudlem, a dobry koniec pozwala ukoić smutek, który czuło się kilka stron wcześniej. Pija wie, jak rozmawiać z dzieckiem, by na nie zadziałać, ale nie przerazić. Wydaje mi się również, że pisarka potrafi jednocześnie mówić do dzieci w różnym wieku i tu zaczyna robić się bardzo ciekawie. Bo dzieciom nieco starszym będzie już trudniej zamydlać oczy. Pudel przestaje być pudlem, szczeniak szczeniakiem, a bajka bajką. Ale to chyba tak już musi być, by konstrukcja tego świata nie zwaliła się z hukiem, że przychodzi taki moment, kiedy do głowy wpada myśl, wcale nie najmilsza i wcale nie proszona, ale już jest. I pęcznieje. I nie można się jej pozbyć. I trzeba dokonać wyboru, co z tą myślą zrobić.

„Pudle i frytki”, Pija Lindenbaum, przekład: Katarzyna Skalska, Wydawnictwo Zakamarki. 

Książkę kupicie między innymi w księgarni czytam.pl.

 

Tekst: Paulina Filipowicz