Przesilenie zamiast przemęczenia - Ładne Bebe

Przesilenie zamiast przemęczenia

Kiedy gęstniejąca ciemność i przeszywające zimno każą ciałom ludzi, roślin i zwierząt zwolnić, otoczyć się dodatkową, miękką warstwą i skorzystać z wcześniej zgromadzonych zapasów, żeby przejść spokojnie przez powolny proces hibernacji, warto wspólnie nauczyć się celebrować przesilenie zimowe. Czas, w którym urzeczywistnia się największa i najświętsza tajemnica rodzicielstwa – że cicha noc to święta noc.

Każdy, kto chce zrozumieć doniosłości tego okresu, wraz z całą jego ambiwalencją, niech wybierze się w mroźną grudniową noc na długi spacer. Albo po prostu zakopie się pod kocem i sięgnie po „Zimę Muminków”, gdzie Tove Jansson z typową sobie wnikliwością opowiada o mocy przesilenia tak, żeby każdy poczuł ją w kościach:

„Nad doliną rozpościerał się szary półmrok. Ale teraz dolina nie była zielona, tylko biała. Wszystko, co się kiedyś ruszało, zrobiło się nieruchome. Wszelkie żywe dźwięki zamilkły. Wszystko, co było kanciaste, stało się okrągłe. (…) Bez wiedzy Muminka jego aksamitna skóra postanowiła powoli stać się futerkiem, które mogło przydać się w zimie. (…) Czas i cały świat zagubiły się. Wszystko, czego można było dotknąć i co można było zobaczyć, umknęło gdzieś – został tylko zaczarowany wir roztańczonych wilgotnych ciemności.”

Zresztą, od kiedy sama zostałam mamą, wspomnienia z pierwszych, dziecięcych Gwiazdek nawiedzają mnie z coraz większą mocą. Nieuniknione i namacalne, jak duchy wigilijnej przeszłości. Wystarczy, że powietrze zapachnie mrozem, smogiem i mandarynkami, a ja znów czuję pod palcami miękkie i czułe dłonie dziadka. Lepką gładkość ciasta na pierniczki. Kruchy opłatek. Chropowate igły choinki. Gryzącą wełnę odświętnego szalu babci. Drżącą przyjemność wypatrywania pierwszej gwiazdki na niebie. I echo radosnych kolęd, które śpiewaliśmy po Wigilii, wspólnie, całą rodziną, przed separacją, śmierciami, wyprowadzkami, lockdownami i moją utratą wiary. Dziś ta beztroska przeszłość wydaje mi się równie mityczna, jak czas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz, którego imię śniło mi się po nocach, bo tak bałam się je poplątać podczas głośnej lektury Ewangelii przy wigilijnym stole.

Tęsknię za magią tamtych świąt. I chciałabym, żeby moje dzieci również jej doświadczyły. Ale nauczona doświadczeniem kolejnych, klaustrofobicznych Gwiazdek w skłóconym domu, nie umiem dłużej zaufać zwyczajom, które niczym bombki, uchodzą za kwintesencję Bożego Narodzenia dopóty, dopóki nie pękną pod naciskiem drobnych, dziecięcych dłoni. I nie zranią wszystkich twardymi, lśniącymi odłamkami dorosłego gniewu, który włazi pod skórę na lata, tak głęboko, że nie da się go wygrzebać. Czy naprawdę musimy płacić aż tak wysoką cenę za podtrzymanie magii świąt przy życiu?

Tym bardziej, że ta magia wcale przecież nie dzieje się sama. Bo za każdym elfem, śnieżynką, Mikołajem czy Dziadkiem Mrozem, stoją przemęczeni i przepracowani rodzice, którzy zawalają noce i czyszczą konta zdobywając i pakując prezenty, szyjąc własnoręczne kalendarze adwentowe i gotując dwanaście potraw, z których dziecko zje i tak tylko pierogi.

Wymęczona ząbkowaniem i średnio udanymi próbami łączenia pracy zarobkowej z pracą opiekuńczą, z roku na rok mam coraz mniej siły i ochoty, żeby babrać się w skomplikowanym dziedzictwie bożonarodzeniowej tradycji i ścigać się sama ze sobą w pędzie do stworzenia Gwiazdki idealnej. Skoro nie chcę, żeby moje dzieci wystawiały w przedszkolu wyłącznie katolickie jasełka, pora, żebym i ja zrezygnowała z odgrywania bożonarodzeniowej szopki. I poszukała magii świąt i cudu odrodzenia gdzieś indziej.

Zimowe przesilenie to świetny pretekst, żeby poćwiczyć czułość i oszczędność, i nauczyć się wreszcie czerpać przyjemność z zaniechania. Pozwolić naszym ciałom zestroić się ze zmiennym rytmem przyrody, żeby doświadczyć mądrości, nadziei i woli przetrwania, które nieustannie pulsują wokół w środowiskowych cyklach przemijania, rozkładu i odrodzenia. Czy zamiast spalać się w imię dawnych, drenujących tradycji, nie warto by po prostu okazać światu i sobie nawzajem wdzięczność? Za to, że przetrwaliśmy kolejny rok i możemy razem, z radością i spokojem, korzystając ze wspólnych zasobów, wkroczyć w czas ciemności. Bo darów ziemi spokojnie wystarczy dla wszystkich, jeśli tylko zaczniemy się nimi inaczej, szerzej dzielić.

Na tyle, na ile nam starczy sił. Byle razem. Jak zimowi goście w domu Muminków, którzy starając się nie zbudzić śpiącej rodziny gospodarzy „grzecznie pozwijali się w dywany i obrusy, a najmniejsi usnęli w czapkach, pantoflach i tym podobnych rzeczach. (…) Goście nadzwyczaj cenili sobie długie, trochę przebałaganione przedpołudnia, chwile, kiedy powoli robił się dzień, a oni opowiadali sobie, co im się śniło, i słuchali odgłosów z kuchni, gdzie Muminek przyrządzał kawę”.

Dlatego w tym roku spróbujcie zastąpić lampki na balkonie kulami ziaren dla ptaków. I jedząc śniadania w towarzystwie sikorek, zamiast zmuszać się do adwentowych wyrzeczeń, podzielcie się z bliskimi opowieściami z ostatniego roku. Pożegnajcie go razem z wdzięcznością albo z ulgą. Koniecznie nad kubkiem kakao.

Udekorujcie choinki laskami cynamonu i plastrami pomarańczy wysuszonymi w piekarniku. Albo wstążkami, które zostały po prezentach z zeszłorocznych świąt. Złóżcie z dziećmi proste gwiazdki z gazet i pozwólcie im ulepić własne ozdoby, krzywe i wielobarwne, z masy solnej pociągniętej plakatówkami albo starym lakierem do paznokci.

Nie czyśćcie konta na prezenty, ani nie zaciągające pod nie kredytów. Kupcie je z drugiej ręki. Albo wymieńcie się na nie z sąsiadami. Nikogo też nie urazicie, jeśli poproście bliskich o wpłaty na konto Grupy Granica. Albo jeśli zawekujecie kilka słoików postnego barszczu i wyślecie na Podlasie w ramach akcji Zupa na Granicę. Albo jeśli w ramach szkolnych jasełek, zorganizujecie zbiórkę ciepłych butów i odzieży dla wszystkich, dla których nie ma miejsca w polskiej gospodzie. Dzieci powitych nie na sianku, a na mchu. Obok żubrów, rysiów i wilków. W złotej poświacie koców termicznych.

W długie, grudniowe wieczory, zainspirowani przewodnikiem Joanny Kończak po świętach z różnych stron świata, powróżcie sobie z książek, jak w Iranie podczas Jaldy. Albo pośpiewajcie z przyjaciółmi kolędy przy świecach, jak Australijczycy. Albo wybierzcie się całą rodziną do sauny, jak robią to w Finlandii. Albo usmażcie racuchy i opowiedzcie dzieciom o Chanuce, święcie świateł. A potem sklejcie z nimi z papieru fanous egipskie lampiony, którymi muzułmanie ozdabiają dom podczas Ramadanu. Pałaszując kutię, przyznajcie, że jej nazwa pochodzi z Ukrainy.

A jeśli nie macie na to wszystko siły, nie róbcie sobie wyrzutów sumienia. Tylko po powrocie z pracy, szkoły, przedszkola czy żłobka, pochuchajcie w zmarznięte dłonie swoich dzieci i zamiast denerwować się, że znów zgubiły rękawiczki, walnijcie się z nimi na łóżku, okryjcie kocem i przytulając się, wyszeptajcie im do ucha, że fajnie tak razem schować się przed światem.

Albo po prostu puśćcie im bajkę i z błogą radością pogapcie się chwilę w ścianę. A potem poczytajcie wspólnie „Zimę Muminków” i zanurzcie się w spokoju grudniowych ciemności. Wiosna jeszcze nadejdzie. Teraz czas odpocząć.

 

Powiązane