electrolux x ładne bebe współpraca reklamowa

Niczego nie odkładamy na później

Z wizytą u Elizy i Wojtka.

Niczego nie odkładamy na później
Kinga Hołub

W ich domu pachnie upieczonym dopiero co chlebem, świeżymi kwiatami w wazonach i kawą, zaparzaną z godną tego trunku celebracją. W tle gra radio, a dobrze nakarmione brzuszki mruczą z zadowoleniem. Eliza, autorka książek i jednego z najbardziej znanych blogów kulinarnych w Polsce White Plate, oraz jej mąż Wojtek, na Instagramie działający pod nickiem Pan Inżynier, stworzyli wokół siebie przestrzeń nie do podrobienia. – Ze względu na pracę mam mnóstwo rzeczy generujących bałagan: książki kucharskie, gadżety do zdjęć. Na szczęście Wojtek ogarnia to na bieżąco – przyznaje Eliza.

Rzeczywiście tak jest. Chociaż z narzekania na konieczność ciągłego sprzątania po buszujących w kuchni dziewczynach Pan Inżynier zrobił żartobliwy leitmotiv swego profilu, w życiu codziennym można się przekonać, że tworzą raczej zgrany team. „Wracaj, bo nuda i nie ma kto porozrzucać, narozwalać” – pisze w chwili tęsknoty. Czytając tego typu ciepłe wyznania, trudno się nie uśmiechnąć do ekranu. W prostych słowach i gestach, podczas rozmowy o zupełnie zwyczajnych obowiązkach znajdujemy odpowiedź na to, jak tworzy się prawdziwe partnerstwo.

Próbowaliście kiedyś zdefiniować to słowo „partnerstwo”? Co to dla was znaczy?

Eliza: Uzupełnianie się i wspieranie.

Wojtek: Wbrew pozorom to nie jest wcale łatwe pytanie. Dla mnie to przede wszystkim równość, pod każdym względem. Nawet nie podział obowiązków, ale całkowita ich wymienność, możliwość dostosowania się. Na poziomie związku zaś – rozmowa i wspólne podejmowanie decyzji.

Macie trzy córki, a zatem wasz dom jest siłą rzeczy sfeminizowany. Czy wpływa to na to, jak postrzegacie rozkład zadań czy ról w rodzinie?

Wojtek: Według mnie nie ma to żadnego znaczenia. Jakie zresztą miałoby mieć? To, co się robi i jakie wzorce się przyjmuje, nie zależy od płci.

Eliza: Zgadzam się. To raczej kwestia wychowania. Nieustannie dziękuję mojej teściowej za to, że wychowała swojego syna tak, żeby umiał wszystko zrobić, żeby nie było dla niego tematów tabu, żeby potrafił się zawsze odnaleźć w domowej rzeczywistości. Dzięki temu nie muszę sobie rwać włosów z głowy, kiedy przychodzi mi gdzieś wyjechać, a on zostaje z dziećmi. Wiem, że poradzi sobie naprawdę ze wszystkim. Zapewne jest to również kwestia charakteru. Wojtek po prostu jest chętny do działania.

Czy to właśnie wychowanie, przekonania czy modele zachowań, jakie wynieśliście z waszych rodzinnych domów, stanowiły bazę dla waszych ustaleń?

Eliza: U mnie ten podział wyglądał dość klasycznie, jak na tamte czasy. Oboje rodzice pracowali zawodowo, ale to mama ogarniała dom – gotowanie, sprzątanie, zakupy – robiła to wszystko.

Wojtek: W domu moich rodziców nie istniał jako taki podział obowiązków, normą była raczej ich wymienność. Widok taty gotującego obiad czy zaszywającego mi dziurę w spodniach nie był dla mnie czymś obcym ani nadzwyczajnym. Nie wiem, czy to wpłynęło na nasze ustalenia, bo żadnych takich między nami nie było, wszystko wyszło samo, naturalnie po prostu. Oboje umiemy robić równie dobrze niemalże wszystkie rzeczy w domu. No, może poza pieczeniem chleba, bo tego nie potrafię. Nasz podział zadań jest bardzo płynny, zależny od aktualnych potrzeb.

Eliza: Mówiąc szczerze… Wojtek uważa, że to on najlepiej sprząta, najlepiej pierze (ach, te jego domowej roboty środki piorące!), więc… oddałam mu tę działkę. Sama przyjęłam za to rolę osoby, która raczej „wspiera w działaniu”. To ja rzucam hasła: „dziś trzeba zmienić zasłony”, „dziś trzeba to”, „dziś trzeba tamto”.

I to działa? Czy jednak toczycie o coś czasem spory?

Eliza: Na pewno ja częściej odpuszczam, dla mnie nie musi być perfekcyjnie, ważne, żeby było czysto i ogólnie poukładane, a Wojtek ma dokładnie odwrotnie – jego zdaniem zawsze jest coś do zrobienia, coś jest niewystarczająco ogarnięte, za dużo rzeczy leży dookoła, coś trzeba przejrzeć, oddać, uprzątnąć… Na szczęście te różnice między nami nie urastają zwykle do rozmiarów sporu, raczej są to takie drobne sprzeczki, typu „obiecałaś, że ułożysz ten sztapel książek…”.

Wojtek: No, tak. Lizka się czasem denerwuje, jak po raz któryś z kolei proszę, aby coś swojego ogarnęła. (śmiech)

Eliza: Ja się też dużo od Wojtka uczę. Na przykład jeśli chodzi o zakupy spożywcze. Mogę śmiało przyznać, że dzięki niemu nauczyłam się gospodarować zawartością lodówki tak, żeby niczego (ale to naprawdę niczego!) nie wyrzucać. To była dosyć znacząca zmiana w moim życiu, bo przedtem w lodówce musiałam mieć absolutnie wszystko, na zasadzie „chcę mieć wszystko, bo nie wiem, na co przyjdzie mi ochota”. On gospodaruje zasobami racjonalnie i bardzo mi się to podoba.

Jakie macie patenty na ogarnianie domu, który intensywnie „żyje”? Dużo się u was gotuje, co przecież automatycznie wiąże się z bałaganem. Macie też sporo książek, które zbierają kurz. Jak sobie z tym radzicie?

Wojtek: Nie mamy opracowanych żadnych patentów. Jestem zdania, że po prostu trzeba na bieżąco robić rzeczy, które są do zrobienia. Jeśli chodzi o gotowanie, również staramy się ogarniać właśnie w trakcie, żeby nie zostawiać wszystkiego na koniec dnia. Bo wtedy, kiedy robi się już za dużo do sprzątnięcia, zwyczajnie się człowiekowi nie chce.

Eliza: Moja praca zawodowa związana jest z gotowaniem i fotografią kulinarną, dlatego mam wciąż wokół siebie mnóstwo rzeczy generujących nieporządek – książki kucharskie, gadżety do zdjęć. Zawsze, gdy wykonuję jakieś większe zlecenie, proszę Wojtka o wsparcie i pomoc. Wówczas do niego należy zmywanie naczyń czy sprzątanie po sesji, a czasem staje się także kucharzem, który realizuje wymyślone przeze mnie przepisy.

Na ile w ogóle ważny jest dla was porządek? Umiecie funkcjonować w chaosie czy są rzeczy, które potrafią wyprowadzić was z równowagi, np. sterta brudnych naczyń lub niezebrane pranie?

Wojtek: Dla mnie porządek jest bardzo ważny i kompletnie nie odnajduję się w chaosie. Muszę mieć ogarnięte, żeby czuć wewnętrzny spokój. Szczerze mówiąc, wcale nie jest mi łatwo z tym żyć. (śmiech) Oczywiście rzeczy dzielą się na takie, które trzeba zrobić, ale i na takie, które zrobić można. Na przykład mokre pranie trzeba koniecznie rozwiesić, wiadomo. Ale poskładać suche pranie to już tylko można. (śmiech)

Eliza: Jak mówiłam, nie potrzebuję jakiegoś idealnego porządku, ale jednak nie jestem w stanie funkcjonować w chaosie. Lubię mieć rzeczy wcześniej przygotowane, zaplanowane, lubię potem iść zgodnie z tym planem. Lubię też wstać rano i pójść do kuchni, która jest pięknie wysprzątana i dosłownie lśni. Uczciwie przyznaję, że to, że właśnie tak jest, to zasługa Wojtka, który niczego nie odkłada na później i nie wyobraża sobie zostawienia na noc zlewu pełnego garów.

Angażujecie dziewczynki w domowe obowiązki? Mają jakieś stałe zadania?

Wojtek: Staramy się je angażować. Nasze dzieci wynoszą śmieci czy chodzą do sklepu po nieduże zakupy, ścielą swoje łóżka i robią samodzielnie wokół siebie wiele innych rzeczy. Uważam, że w ten sposób uczą się, że nic nie zrobi się samo i trzeba włożyć trochę wysiłku, aby wszystko w domu wyglądało, jak wygląda, i działało, jak działa. Co ciekawe, z naszymi dziećmi jest tak, że im są młodsze, tym bardziej się garną do różnych prac domowych, a potem… ten entuzjazm trochę opada.

Eliza: W tym temacie pod wpływem Wojtka dokonała się we mnie pewna zmiana – nazwijmy to: mentalna. Byłam – i chyba wciąż jestem – raczej matką, która najchętniej by dzieci we wszystkim wyręczała pod różnymi pretekstami: „bo im za ciężko”, „bo są zmęczone”, „bo są jeszcze małe”. Podejście Wojtka jest jednak moim zdaniem słuszne i bardziej racjonalne. Widzę w tym duży sens. Nasze córki mają oczywiście obowiązki adekwatne do ich wieku i możliwości. To są zupełnie drobne rzeczy, które na dłuższą metę uczą przede wszystkim obowiązkowości i samodzielności. Niewielkie sprawunki, małe porządki w ich pokoju itp.

Najbardziej lubicie robić wspólnie, a przy czym lepiej, żeby partner jednak nie przeszkadzał?

Eliza: Wojtek lubi robić razem absolutnie wszystko, łącznie z wychodzeniem do paczkomatu, po ręczniki papierowe czy po masło. (śmiech) Ja potrzebuję trochę więcej samotności i zdecydowanie lepiej mi się pracuje, np. pisze czy redaguje książkę, kiedy jestem sama.

Wojtek: Faktycznie, jeśli chodzi np. o robienie zakupów, także tych niedużych, codziennych czy cokolwiek do załatwienia na zewnątrz, to zdecydowanie wolę, kiedy mam przy sobie Lizkę. Lubię też, gdy ona zakupy „zatwierdza”, np. te ciuchowe dla dzieci. Natomiast jeśli chodzi o porządkowe prace domowe, którymi się zazwyczaj zajmuję, preferuję robić je sam, bo – nie ma co tu kryć – dziewczyny się tylko kręcą i przeszkadzają. (śmiech)

Życzę wam zatem wielu udanych działań na wspólnym domowym froncie i serdecznie dziękuję za rozmowę.

Opinia Elizy i Wojtka na temat Electroluxa:

Wojtek: Do tej pory używałem klasycznego odkurzacza z rurą, który ciągnąłem za sobą przez wszystkie pokoje i przełączałem od gniazdka do gniazdka. To był u nas sprzęt codziennego użytku. Mamy też drugi, taki mały, do zbierania rzeczy, które się gdzieś tam wysypały i trzeba je szybko wciągnąć. Electrolux zastępuje oba te sprzęty! Jest na tyle mocny i wygodny, że można posprzątać cały dom, oraz na tyle lekki i mały (po odczepieniu od rury), że spełnia swoje zadanie w przypadku, gdy trzeba na już zebrać coś, co się rozsypało. Ponadto to super sprawa, że jest akumulatorowy, bo nie trzeba z nim latać od gniazdka do gniazdka. Bardzo mi to odpowiada.

Eliza: Ja to w ogóle jestem fanką Electroluxa – mamy w domu naprawdę dużo sprzętów tej marki. O bezprzewodowym odkurzaczu długo słuchałam od Wojtka właśnie (śmiech), a wcześniej miałam okazję wypróbować podobny u teściowej. U nas w domu odkurza się na bieżąco, czyli właściwie non stop, bo a to mąka się rozsypała, a to dzieci nakruszyły, a to pies linieje. Tradycyjny odkurzacz wyjmowany był z szafy co najmniej kilka razy dziennie, nie ma w tym ani grama przesady. Ten jest bezprzewodowy, o poręcznej wielkości, lekki i łatwy do przechowywania. Mogę go mieć zawsze pod ręką, jest zdecydowanie bardziej przyjazny i wygodniejszy do użytkowania.

Materiał powstał we współpracy z marką Electrolux. Eliza i Wojtek używają modelu ULTIMATE 700 Turbo Drive 50 min

 

Dodaj komentarz