Najlepszy plan na rodzinne popołudnie: testowanie cukierni
Szalejemy z rodziną Slow Fit Mamy
Któż, jeśli nie mama-baletnica wie najlepiej, że trud ciężkiej pracy trzeba sobie czasem osłodzić drobną przyjemnością? Nie odmawiajcie sobie tej radości, na spacerze i tak kalorie same znikną! Oto, jak doskonale bawi się rodzina Agaty Ziółkowskiej, znanej jako Slowfit Mama, na przechadzce śladem warszawskich cukierni.
Najlepsze wspomnienia z dzieciństwa to jedzenie lodów i innych słodyczy, prawda? Dziś prawdziwych candy shopów już nie ma, ale są za to wspaniałe cukiernie pełne wykwintnych deserów z jakościowych ekologicznych produktów.
Rodzina Agaty Ziółkowskiej – mamy i baletnicy – zabrała nas w szalony maraton po najfajniejszych punktach z deserami w centrum Warszawy. Zróbcie sobie to – zabierzcie dzieci na słodką przechadzkę, będziemy was kusić!
Pączki de luxe
Na słodki spacer po Warszawie najlepiej wyruszyć z samego rana i zacząć od kawy z pączkiem. Maleńka uliczka Oleandrów o tej porze jest jeszcze pusta. To zakątek dobrze znany nie tylko wśród różnych foodies, ale także wielbicieli jakościowych zakupów. MOD – cukiernia pod numerem 8 na tej właśnie ulicy, to wizytówka okolicy, miejsce, gdzie po luksusowe pączki w amerykańskim stylu przyjeżdżają ludzie z odległych dzielnic. Czasami urządza tu offowe gotowanie dla VIP-ów sama Monika Brodka – bilety rozchodzą się szybko, bo zarówno MOD, jak i cała okolica cieszą się dobrą sławą w stolicy.
Chwila namysłu przy marmurowej ladzie pachnącej karmelem i zastawionej bukietem z kaliny, i możemy w słońcu zajadać słodkości. Na pudroworóżowym stoliku czeka już kawa. Mała Wandzia wybrała pączek z lukrem matcha, pozostali – bardziej klasyczne smaki. Cała rodzinka naładowana gorącą kawą i drożdżowym ciastem pakuje pozostałe okruszki pączków do różowego pudełka i rusza na długi spacer w stronę Placu Zbawiciela.
Psst! Po drodze warto zahaczyć o Kino Luna – zobaczyć jego kultowy neon, który nie wiadomo jak długo tu jeszcze powisi. Zerknijcie na repertuar tego jednego z ostatnich stołecznych kin studyjnych o kultowym statusie. Kto po pączkach ma dość, ten skręca w stronę Łazienek i Ujazdowa. My i rodzina Agaty podążamy dalej w kierunku cukrowego zagłębia ulicy Mokotowskiej.
Oś Stanisławowska i tęczowe lody
Idziemy dalej Marszałkowską. Na tym odcinku ulica ta niewiele różni się od tego, czym była przed wojną – niezbyt szeroka, prosta, gęsto zabudowana kamienicami, wytyczona za czasów Króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. To jedna z zagadek Warszawy – zabytkowe założenie urbanistyczne, które można zobaczyć dopiero na planie miasta, rysując romby i kreski od Łazienek do Placu Zbawiciela, od Placu Unii po okolice Placu Konstytucji. Co ciekawe – zwieńczeniem Marszałkowskiej miała być brama, wzorowana na paryskiej Porte Saint-Denis! Francuskich akcentów w okolicy będzie więcej, ale o tym za chwilę. Warszawski flaneuring daje radę, nawet z dwójką pędzących na hulajnogach szkrabów. Mijamy kino i lądujemy na rogu Alei Wyzwolenia. To tu, przy kolumnadzie mieści się naturalna lodziarnia Na Końcu Tęczy. Jej filię znajdziecie także m.in. w warszawskiej Elektrowni Powiśle.
Kącik wielbicieli francuskich słodyczy
Uff, ile tego cukru! A jednak, wbrew pozorom wcale nie tak dużo. Dzieci nie zasłodziły się, za to odrobinę zmarzły przez te lody… Idziemy więc dalej, rozruszać się i sprawdzić, co kryje się za rogiem Placu Zbawiciela. Mijamy słynne Bistro Charlotte, gdzie można zjeść najpyszniejsze francuskie wypieki z domowymi dżemami i innymi słodkimi smarowidłami, i zatrzymujemy się w Sucré, malutkiej cukierni i lodziarni, też w stylu francuskim. To tu kupujemy piękne makaroniki, godne samej Marii Antoniny. Tylko kilka, takie śliczne i eleganckie, że szkoda je jeść. Plan jest taki, by zabrać je do domu w małym pudełeczku. No cóż, nie udało się… Przez ten ruch, spacer i hulajnogi zapotrzebowanie na kalorie wzrasta!
Mokotowska bomboniera
Słońce raz chowa się za chmurami, raz wychodzi, świecąc nam w oczy. W ruchu są więc na zmianę bluzy, kurtki i ciemne okulary. Rodzina Agaty odmaszerowała (odjechała) w stronę Mokotowskiej, przez niektórych zwanej warszawską Oxford Street. Jeśli gdziekolwiek w stolicy szukać eleganckich zakupów i wykwintnych cukierni, to właśnie tu. Na pierwszy ogień poszła Magda Gessler – ale tylko jej wystawa. Nie było już miejsca i zasobów na zjedzenie kultowej bezy ze Słodki Słony. Ale to nic, window shopping w tej cukierni zaspokaja inne zmysły w sposób satysfakcjonujący (rozwiązując odwieczny dylemat „jak zjeść ciastko i mieć ciastko”).
Będąc w tym miejscu, nie można też przegapić cukierkowej fasady pobliskiej kamienicy pod adresem Mokotowska 41, tuż obok. Ten piękny dom zaprojektowany przez duet Heppen-Czerwiński na początku ubiegłego stulecia, przed wojną miał mansardę (piękny spadzisty dach). Wyglądał wtedy zapewne dużo bardziej parysko, w sam raz na siedzibę cukierni w klimacie Ladurée. Dziś cukierkowego wyglądu dodaje kamienicy pastelowy, błękitny kolor.
Ale Mokotowska i bez Ladurée ma czym się szczycić. Nieco dalej znajdują się bowiem dwa lokale, lubiane na równo przez pasjonatów deserów, co i miłośników designu. Stylowe ciastka w stylowych wnętrzach – a do tego stylowo urządzone witryny. Naprawdę warto zajrzeć tam choć raz, choćby na jeden serniczek. Polecamy cukiernię Kukułka oraz Lukullus.
Co oprócz cukierni?
Jeśli chcecie być nie tylko łasuchami, ale także warszawskimi flâneurami (czyli spacerowiczami, którzy z uwagą i zachwytem przemierzają miasto), zanotujcie, co w okolicy Mokotowskiej i Śródmieścia Południowego warto zobaczyć.
Architektura: wspomniana Oś Stanisławowska i piękny Plac Zbawiciela to nie jedyne atrakcja okolicy. Koniecznie rzućcie okiem na Pałacyk Cukrowników przy Mokotowskiej 25 (w końcu spacerujemy śladem cukierni). Dalej Mokotowska także zachwyca pięknymi kamienicami, jednymi z niewielu, jakie ostały się z wojennej zawieruchy. Chociażby kamienica projektu Mariana Lalewicza, czołowego architekta niegdysiejszej Warszawy przy Mokotowskiej 51/53 prezentuje się pięknie.
Place zabaw: w okolicy są dwa naprawdę świetne miejsca dla dzieci. Pierwsze to Park Ujazdowski i jego słynny plac zabaw, który choć nie pozbawiony wad, uchodzi na jedną z największych atrakcji stolicy, oraz mniej zanany, a równie fajny plac zabaw na podwórku ulicy Natolińskiej. Oba miejsca są idealne na przerwę w spacerze.
Parki: na cukiernianej trasie znajduje się piękny historyczny skwer zwany Dolinką Szwajcarską, a nieopodal – zabytkowy Park Ujazdowski i Łazienki Królewskie.
Inne atrakcje: w Parku Ujazdowskim stoi przedwojenna waga osobowa – brzmi dziwnie, ale to naprawdę fajne doświadczenie: wejść do szafy i zważyć się, jak obywatele stolicy przed wojną. Kolejnym wartym odwiedzenia punktem w okolicy jest Ogród Botaniczny (wstęp płatny) oraz wystawy czasowe na ogrodzeniu Łazienek Królewskich (najczęściej są to fotografie lub plakaty). Wielką atrakcją jest także eksponowany w Łazienkach zabytkowy cadillac Marszałka Piłsudskiego (rekonstrukcja). Z ulicy Mokotowskiej blisko jest także do zabudowań Sejmu oraz osiedla Otwarty Jazdów, w którym nieustannie organizacje pozarządowe robią coś dla dzieci – od ogródka społecznego, po kuchnię błotną i warsztaty.
Na spacerze przydają się wygodne bawełniane ubranka polskiej marki maybe4baby (Wandzia miała na sobie żółtą bluzę hoodie yellow i zieloną sukienkę spanish dress, a Marcel – zielone spodnie street baggy pocket green i longsleeve classic blouse w paski).
Gdy pogoda się popsuła, wykorzystaliśmy membranową lekką kurtkę parkę softshell marki Miapka w bananowy print. Marcel miał na sobie także czapeczkę tej samej marki.
W czasie spaceru dzieci szalały na świetnie wyważonych i stabilnych hulajnogach Mini Micro ze sklepu Rowerystylowe.pl. Wandzia używała trójkołowej hulajnogi dla pięciolatków Micro Maxi Deluxe, a ośmioletni Marcel, którego tata jest profesjonalnym nauczycielem skateboardingu, wybrał dwukołową hulajnogę dla starszaków – model Micro Sprite (o rowerkach biegowych i rowerach dla starszaków przeczytacie w naszym innym spacerowym wpisie tutaj.)
Agata spakowała wszystkie potrzebne rzeczy w superpojemnej, pełnej przegródek i pięknej torbie świeżutkiej polskiej marki LofroCity. Polecamy wam ich konto na Instagramie, gdzie znajdziecie mnóstwo innych kolorów tych wygodnych toreb!
Wandzia i Marcel używali także kasków marki Scoot&ride (z genialnym magnetycznym zapięciem, które minimalizuje ryzyko uszczypnięcia skóry buzi przy zapinaniu), a także okularów przeciwsłonecznych Beaba, które mają odpinane gumki (idealne do jazdy na hulajnogach i innych szaleństw).
Do zabawy na spacerze dzieci wykorzystały zestaw drewnianych jojo i gry zręcznościowe od Janod.
Dziękujemy Agacie Ziółkowskiej i jej świetnej ekipie za słodką przechadzkę!
Materiał powstał we współpracy z markami LofroCity, maybe4baby, Miapka, Béaba, Janod, Scoot&ride i sklepem Rowerystylowe.pl.
Jeden komentarz
Super używamy hulajnóg Micro od 9 lat. Najpierw kupiliśmy dla dzieci ale szybko okazało się, że jazda na hulajce we czwórkę jest dużo bardziej przyjemna.
Jakość wykonania Micro powoduje ze można cieszyć się nimi przez wiele lat a jak dziecko wyrośnie to łatwo można odsprzedać.
Kupiliśmy je właśnie od https://www.rowerystylowe.pl/ i widzę, że wciąż mają je jeszcze w ofercie. SUPER!