„Przyznam, że nigdy nie czułam się piękniejsza bez makijażu, niż teraz” – wyznaje Paulina, a w tych słowach mieści się wiele: macierzyństwo, bliskość natury, świadomość ciała. O tym opowie nam dziś mama chłopca i joginka. Matka Natura.
Paulina, mama rocznego Jasia, człowiek-słońce, jeszcze jedną nogą na urlopie macierzyńskim, a drugą na zajęciach jogi, to nasza druga bohaterka cyklu Matka Natura. Seria ta, przygotowana we współpracy z Weledą – marką naturalnych biokosmetyków dla dzieci i dorosłych, obejmuje 8 spotkań z matkami, które żyją świadomie, w bliskości z dobrymi ludźmi i z poszanowaniem dla Matki Ziemi. Stawiają też na naturalną pielęgnację, bo ona jest ważnym kawałkiem naszego cyklu. Każda z nich przygotuje również mały manifest Matki Natury, a dziewiąty odcinek cyklu będzie ich zbiorem.
Wszystkie wyżej wymienione wartości są też składową filozofii marki Weleda, więcej o nich znajdziecie pośród ciekawostek, które pojawią się w każdym odcinku. I wreszcie – Matka Natura to cykl, którym świętujemy 100-lecie istnienia Weledy. A jeśli urodziny – to także prezenty, i to nie dla jubilata, a dla was, droczy czytelnicy! Każdej naszej publikacji towarzyszy konkurs, w którym czekają na was zestawy kosmetyków. I tak na setne urodziny mamy łącznie aż 100 nagród.
W pierwszym, otwierającym cykl odcinku gościłyśmy u Dominiki Genei. Dziś zapraszamy was do jasnego warszawskiego mieszkania joginki Pauliny Rogóskiej-Wichy, która opowie nam o kontakcie z naturą, jodze i patentach na pielęgnację swoją i Jasia. Ta dwójka testuje też dla was kosmetyki Weleda oparte na naturalnych, łagodnych dla skóry składnikach: szampon i płyn oraz olejek z serii Calendula dla niemowląt, krem Skin Food Light, olejek na rozstępy dla mamy, aromatyczny olejek do masażu i żel do kąpieli z serii z arniką.



MANIFEST MATKI NATURY
Jestem Matką Naturą, więc dbam o siebie, o swoich bliskich i o nasze otoczenie. Jestem mamą, pokazuje swojemu dziecku otaczający je świat, uczę je miłości, uważności i każdej najdrobniejszej czynności. Akceptuję siebie, żyję własnym rytmem, zgodnie ze swoimi przekonaniami.



JOGA – MIŁOŚĆ Z PRZYPADKU
Moja przygoda z jogą z pewnością nie zaczyna się jak u większości joginek. Nie potrzebowałam odnaleźć siebie, nie chciałam też odmienić swojego życia i nie robiłam żadnego kursu na Bali czy w Indiach (choć to akurat bym chciała – może kiedyś się jeszcze uda!). Kilka lat temu byłam instruktorką fitness, ale po jakimś czasie nie dawało mi to satysfakcji i czułam, że nie wkładam w to serca i że ludzie to czują. Joga w moim życiu pojawiła się przypadkowo, gdy znalazłam się na zajęciach yoga beat i całkowicie przepadłam. Ten rodzaj jogi to połączenie klasycznych asan, elementów fitness i energicznej muzyki. I tak z dziewczyny która przychodziła na zajęcia, stałam się trenerem yoga beat i jestem z tego powodu szalenie szczęśliwa. Moja miłość do tego rodzaju jogi cały czas się rozwija, ciagle uczę się czegoś nowego, a do układania nowych programów treningowych inspirują mnie ludzie i muzyka. Joga daje mi bardzo dużo radości, pozwala też porządnie się zmęczyć, a zarazem wyciszyć. To taki wysiłek, po którym przychodzi ukojenie dla ciała i głowy.





DOŚWIADCZENIE CIĄŻY I PORODU
Muszę przyznać, że ciążę przechodziłam wzorowo. Śmiałam się, że gdyby nie rosnący brzuch, to w ogóle nie wiedziałbym, że jestem w ciąży. Jasiu do końca 7. miesiąca „prowadził” ze mną yoge beat (to chyba dlatego tak bardzo lubimy tańczyć razem na rękach i potrafi zasnąć przy muzyce!). Sam poród już był trochę trudniejszy. Niestety przyszło mi doświadczyć porodu naturalnego i cięcia cesarskiego, o którym nie miałam żadnego pojęcia. Tu mam na myśli głównie zmiany w ciele i dojście do siebie już po. To było dla mnie trochę trudniejsze psychicznie na początku, gdy ciężko było wstawać w nocy, kiedy przestawały działać leki przeciwbólowe. Na szczęście wszystko szybko się goiło i po 4 miesiącach, pod okiem mojej fizjoterapeutki, mogłam już powoli zacząć ćwiczyć. Niedawno wróciłam do pracy – połowicznie! Na razie bywam w studiu, prowadząc zajęcia, a do mojej głównej pracy wracam pod koniec maja, gdy skończy mi się urlop macierzyński. Nie ukrywam, że trochę nie mogę się już doczekać tego powrotu, a z drugiej strony, jak każda mama, mam obawy o pójścia bobasa do żłobka.






NATURA DAJE PERSPEKTYWĘ
Od dziecka byłam blisko z naturą (szkoda, że nie pamiętam tych wypadów z rodzicami pod namiot, gdy miałam kilka lat!). Moja bliskość z naturą jest dosłowna. To las za domem, gdzie bardzo często chodzimy na spacery, ogródek ze skrzynką z ziołami, krzaki borówek i jeżyny. Nasza rodzinna bliskość z naturą często przejawia się na wspólnych wyjazdach. Zazwyczaj wybieramy miejsca, gdzie jest cisza, zieleń i przestrzeń na długie spacery. Kocham Bieszczady, Tatry i ten wspaniały widok, gdy wchodzisz wysoko, żeby złapać oddech i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Niestety Rysów nie udało mi się jeszcze zdobyć. Czekamy, aż Jasiek dorośnie, żebyśmy mogli razem wyruszyć na wycieczki.
MĄDROŚĆ I CZUŁOŚĆ W PIELĘGNACJI
Gdy urodził się Jasiek, moje podejście do pielęgnacji naturalnej nabrało jeszcze większego znaczenia, wzrosła świadomość dotycząca dobrego składu kosmetyków – zarówno dla Jasia, jak i dla mnie. Pielęgnacja to u nas w domu bardzo ważny temat. Z jednej strony staramy się używać bardzo dobrej jakości kosmetyków, a z drugiej – używać ich jak najmniej. Od narodzin Jasia zmagaliśmy się z problemami skórnymi, więc nie używamy kosmetyków przypadkowo. Pomocne okazały się też stare jak świat sposoby babć, takie jak kąpiel w krochmalu czy maść z cynkiem. Czasem droższe kosmetyki czy te w pięknym opakowaniu naprawdę nie oznacza, że są lepsze. Przekonałam się o tym.
Z Jasiem, od jego urodzenia, dużo się masujemy. Na początku bardzo lubiliśmy masaż Shantala, który uspokajał i wyciszał go przed snem. Teraz, gdy małemu człowiekowi wszędzie się spieszy, czasu wystarcza jedynie na masaż stópek!







PIĘKNA BEZ MAKIJAŻU
Moja pielęgnacja zamyka się w stwierdzeniu, że im mniej tym lepiej. Hydrolat różany, serum lub ulubiony olejek i odżywczy krem – mogę śmiało stwierdzić, że w ostatnim roku znalazłam kosmetyki, które bardzo mi służą, a moje krótkie rytuały stały się przyjemnością. O makijażu zbyt wiele nie mogę powiedzieć, ponieważ obcy stał mi się nawet tusz do rzęs. Przyznam, że nigdy nie czułam się piękniejsza bez makijażu, niż teraz.
WELEDA POLECA
Kosmetyki Weledy są wszechstronne w swej naturalności, dzięki czemu mogą je stosować dorośli i dzieci. Docenia to także Paulina: „Lubię produkty, które możemy używać całą rodziną, a taki właśnie jest szampon i płyn do ciała Calendula dla niemowląt. Bardzo kremowy, o delikatnym, niedrażniącym zapachu. I co ważne, nie szczypie w oczy malucha!”. Wielozadaniowy płyn z nagietkiem lekarskim myje i pielęgnuje skórę, nie powodując jej wysuszenia. Z tej samej nagietkowej serii jest też organiczny bezzapachowy olejek do ciała, który rozgrzewa i idealnie nadaje się do masowania maluszka.
Do masażu swojego ciała Paulina przetestowała olejek na rozstępy – „Co prawda rozstępów u mnie brak, ale olejek sprawdza się do smarowania ciała po kąpieli. Lubię ten ziołowy zapach, daje wrażenie bliskiego spotkania skóry z naturą. Jest idealny na wieczorne ukojenie po całym dniu” – wyjaśnia. Do zadań specjalnych sprawdzi się z kolei olejek Weleda do masażu z arniką, i to energicznego masażu, bo ten okaz jest idealny do rozgrzewania mięśni przed treningiem, a po nim – przynosi ukojenie. W sam raz dla trenującej dynamiczną yogę beat mamy! Paulina docenia też piękne zielone flakoniki olejków wykonane ze szkła – ukłon w stronę planety. Jeszcze słówko o „zielonym kremie” – kultowym Skin Food Light, który dopieścił dłonie Pauliny: „Moja skóra jest bardzo sucha i od zawsze mam problemy z suchymi dłońmi i łokciami. Zielony krem przynosi ulgę i nawilża”. moje dłonie.





WELEDA – CIEKAWOSTKI
- Jednym z założycieli firmy Weleda był Rudolf Steiner – filozof i twórca antropozofii. Do dziś antropozofia, czyli nauka badająca analogię między człowiekiem a naturą, jest wykorzystywana w tworzeniu produktów Weleda
- W swojej ofercie Weleda ma nadal kosmetyki, które są produkowane według tej samej receptury od prawie 100 lat, przykładowo: olejek z arniką od 1923 roku, a krem Skin Food od 1926 roku
- Krem Skin Food jest naprawdę wielofunkcyjny: może być używany jako maska na twarz lub kompres na stopy lub dłonie

KONKURS – WYNIKI
Dziękujemy za wasze piękne naturalne inspiracje! Nagrody otrzymają: Zuzzmariee, Traudka, Ewa, Magda, Patrycja, Olak, Mary, Malwa, Daga27, Kasia Diaz. Gratulujemy! Zwyciężczynie zostaną powiadomione mailowo. Przypominamy też, że kolejna odsłona cyklu będzie następną okazją do wygrania kosmetyków Weleda.
Z okazji 100. urodzin Weledy mamy dla was łącznie aż 100 nagród w ramach cyklu Matka Natura. W tej odsłonie do wygrania jest 10 zestawów kosmetyków Weleda do pielęgnacji niemowlęcia i całej rodziny. Każdy zestaw składa się z: szamponu dla dziecka, kremu Skin Food Light oraz miniaturek: olejku na rozstępy i kremu do twarzy Calendula. Aby wziąć udział w konkursie, wystarczy odpowiedzieć na pytanie: co robisz, aby twoje dziecko/dzieci miało/y bliższy kontakt z naturą?
Odpowiedzi umieszczajcie w komentarzach poniżej – czekamy na nie do 11 kwietnia. Spośród nich wybierzemy dziesięć najciekawszych, a wyniki podamy w tej publikacji 12 kwietnia.
TUTAJ znajdziecie regulamin konkursów na Ładne Bebe.
*
Zapraszamy was też do przeczytania treści pierwszego odcinka z cyklu Weleda Matka Natura, w którym gościła Dominika Geneja
Ilość komentarzy: 20!
Bycie w kontakcie z Naturą w naszym życiu jest ważne. Ważne na wielu płaszczyznach.
Podczas wypoczynku, jedziemy do naszego ukrytego w lesie domu na Mazurach, tam łapiemy świeży oddech ten dosłowny, ale ten również oczyszczający od codzienności. Moja córka czuje swobode, drzwi są od domu otwarte, nie zwarzamy na wyprasowane ciuchy, jemy na świeżym powietrzu, chodzimy do lasu, przebywamy ze zwierzętami i pokazuje mojej 6-latce jak piękne są proste rzeczy.
Natura to życie w zgodzie ze sobą. Pokazuje mojej córce jak ważne są emocje, które są w nas, nazywamy je i patrzymy na nie.
Bycie blisko natury to czerpanie też z jej skarbów, wybieramy zdrowe produkty, zapakowane ekologicznie lub jak sie nie da-wykorzystujemy do czegos innego.
Nie wyrzucamy zurzytych rzeczy, ale robimy z nich coś nowego. To budzi w niej kreatywność i we mnie też:)
O Naturę trzeba dbać: dbać od środka i na zewnątrz i być z nią w kontakcie.
Pozdrawiam,
Mama 6-letniej Poli
Agnieszka
Jesteśmy młodymi rodzicami mieszkającymi blisko centrum miasta. Jako świadomi i nowocześni rodzice chcemy,żeby nasz synek od małego był wychowywany w zgodzie z naturą, dlatego już zanim się urodził przygotowywałam naturalna wyprawkę pielęgnacyjną ( oleje, masła), ubranka z naturalnych tkanin ( większość second hand od koleżanek), ważna była też edukacja babć i dziadków odnośnie zabawek -nie liczy się ilość,a jakość, drewniane, szmaciane, często też robione z rzeczy, które już są w domu,bo tak naprawdę to dla małego dziecka wszystko jest fascynujące. Uczymy się segregacji śmieci, zamiast podróży samochodem wybieramy hulajnogę albo rowerek. Teraz chodzimy na spacery do ogrodu botanicznego, parku, na balkonie mamy mini ogródek z ziołami,z których przygotowujemy zdrowe pyszności.
Temat bardzo ciekawy 🙂 Ponieważ mieszkamy w bloku muszę stosować szereg działań , aby moje dzieci miały kontakt z natura:
– wizyty do lasu, minimum raz w tygodniu
-odwiedziny babci, która mieszka na wiosce, prowadzi gospodarstwo rolne. Tam dzieci poznają co to znaczy żyć w symbiozie z naturą, blisko zwierząt
-edukacja domowa, czytanie ksiązek Simony Kossak, Marcina z lasu, autorytetów w kwestii przyrody. Im moje dzieci wierzą we wszystko, wiedzą też jak się zachować w miejscach, gdzie trzeba szanować naturę
-mamy dużego psa, który też uważam łączy nas z naturą.
Bardzo zależy mi na tym żeby moje dzieci miały bliski kontakt z naturą. Przede wszystkim miejskie przechadzki zmieniamy na spacery po lesie czy wycieczki rowerowe. Zakupy w marketach na lokalne bio sklepiki żeby wiedziały skąd bierze się jedzenie coraz częściej i chętniej pomagają dziadkowi w uprawie warzyw i owoców, karmieniu kur. Poliestrowe ubranka na wełnę i len z metka made in Poland. A kosmetyki z drogeri na rzemieślnicze mydełka i olejki. One to widzą i rozumieją, rozmawiam z nimi na tematy eko nawet te trudne. Chce żeby miały świadomość jak wpływaja nasze wybory na planetę i nasze zdrowie.
Wkładam kalosze i otwieram drzwi na oścież. Podaję miskę na zupę dla wiewiórek lub ufoludków i pokazuję gdzie dołożyć patyk żeby ognisko nie zgasło za prędko. A kiedy dopada nas izolacja to otwieram okna szeroko i wdychamy sobie rodzinnie smog, marząc o głuszy:)
Wiadomość o tym, że jestem w ciąży zmotywowała mnie i męża do odważnej decyzji i radykalnego zwrotu ku naturze. 🙂 Postanowiliśmy spełnilić nasze marzenie i zbudować na wsi dom w ekologicznej technologii słomianio-glinianej. Chcemy żyć w rytmie pór roku, otaczać się tym co zdrowe i naturalne. Posadziliśmy 100 starych odmian jabłoni, gruszy i czereśni. Projektujemy ogród warzywny w duchu permakuktury. Tworzymy mały raj dla naszej Córeczki. 🙂
Samo wydanie dziecka na świat jest dla mnie jednoznaczne z połączeniem go z tym, co naturalne. I tylko od nas, rodziców, zależy, czy przetniemy pępowinę z naturą i pozwolimy żyć z dala od niej czy też na zawsze go z nią połączymy. Jestem mamą 3,5-letniego Filipa. Mieszkamy nad morzem. Każdy dzień bez obcowania z naturą jest trudny. Codziennie przytulamy drzewa w nadmorskim lesie, wąchamy morze, wsłuchujemy się w jego odgłosy. Poznajemy zwierzęta, uczymy się szacunku wobec nich zapewniając im wolność. Filip uwielbia rośliny. Interesuje się cyklem ich wzrostu. Sieje i sadzi we własnym ogrodzie, żeby później móc skorzystać z plonów. Nie wie, co to jest bajka lub gra na tablecie. Jeśli poprosi o bajkę w telewizorze, zawsze tę o ludzkim organizmie, roślinach lub zwierzętach. Nigdy jednak nie wygra ona z czasem spędzonym pośród natury.
Choć obecne zawirowania życiowe nieco postawily wszystko na glowie, ja się niepoddaje 🙂 i wciaz staram się by moje córki obcowały na co dzień z naturą, a otoczenie w tym sprzyja. Mamy działkę za miastem, na której…. założyłam kurnik i warzywniak. Super odskocznia od mieszkania na 38metrach we trzy w bloku. Moje córki oswoiły kury do tego stopnia, ze jedzą im dosłownie z ręki 🤣 Odpadki żywieniowe nigdy się nie marnują, gdyż zostają zjadane przez nasze wesołe kokoszki, albo wyrzucan na działkowy kompostownik. Codziennie rano moja babcia je otwiera, by biegały po ogrodzonym wybiegu, wieczorem ja je zamykam ( przechadzając się z córkami po okolicy i lapiac w płuca świeże i czyste wiejskie powietrze). A wiecie jak warzywa rosną na naturalnym nawozie! O mamuś! 🙂 Moje małe kobietki pomagają mi dbać o nasze warzywa i grządki. Siejemy i sadzimy różnorakie warzywa i zioła. W tym roku rzucam się na gleboką wodę i mam zaniar wyhodować wymarzone dynie babyBoo – które mika starsza córka uwielbia w mieszkaniu- oraz w kuchni- przy zapiekaniu ich.
Codzienna porcja natury jest takze dostarczana przez babcię(moją mamę). Dwa razy w tygodniu to ona odbiera dziewczyny z przedszkola i zabiera do siebie. A mieszka… pośrodku lasu. Uwielbiam te klimaty 🙂 A na podworku chodzenie boso po szyszkach, mchu czy kamyczkach. W to mi graj, ja i moje dziewczyny to uwielbiamy. Kontakt z naturą ma dla mnie ogromne znaczenie. Wiem, ze dzieki temu mogę lepiej i bardziej mieć wplyw na to jakimi ludzmi beda moje córki, empatycznymi, z pieknymi duszami i głową pełną magicznych wspomnień z dzieciństwa 🙂
Nie oglądamy tv, za to obserwujemy zwierzęta na wycieczkach do lasu, albo przez płot gdy jesteśmy w domu, mamy dużo sarenek i ptaszków które przylatują do karmnika 🙂 a po trawie chodzimy tylko na boso 🙂
Przywracam moim „miejskim” dzieciom kawałki natury z mojego dzieciństwa. Jeździmy na wieś, do domu moich rodziców, a ich dziadków, w których się wychowałam. Ten dom to ogród, przepastne pola, podglądanie owadów i żab, zjeżdżanie na sankach po ośnieżonych pagórkach, agrest prosto z krzaka. Smaki i zapachy. Tak blisko przyrody, że bliżej już się nie da. Ja wspominam, oni – debiutują.
Przyznam, że mieszkając w jednym z największych miast Polski kontakt z samą naturą jest na pewno bardziej ograniczony niż w domku pod lasem, ale czy my się poddajemy? Nie! Otóż wychodzę z założenia, że natura to nie jest tylko łąka za domem i niestety, znam też osoby, które pomimo zasiedlania takich malowniczych terenów, z Matką Naturą nie specjalnie się lubią. Lubię miasto, tempo życia tutaj i dostępność oferty kulturalnej, ale naturę też tu znajdziecie.
Zaczyna się już w mieszkaniu kiedy z szacunkiem podchodzimy do zużywania wody, kiedy na zakupy bierzemy wielorazową torbę, kiedy Syn pomaga mi każdorazowo z segregacją odpadów, a na obiad potrafimy wyczarować pyszne zielone pesto z podwiędłej natki pietruszki. Kontakt z naturą to też empatia dla zwierząt, którą praktykujemy na co dzień opiekując się kotem ocalonym z ogródków działkowych. To entuzjazm dla otaczających nas ptaków, roślin i owadów. To odpowiedzialne zakupy chemii, tekstyliów i kosmetyków. To idea, że lepiej naprawić, szanować niż kupić tanio i wymienić za dwa lata. To nauka uważności. Ostatnio z Przyjaciółką założyłyśmy nawet mini-firmę upcyklingową i malujemy porcelanę i ceramikę z drugiej ręki, by jeszcze wzbudziła czyjś zachwyt i wywalczyła sobie drugie życie. To taka nasza odpowiedź na dzisiejszy konsumpcjonizm.
Dla mnie takie nawyki w życiu codziennym są ważne bo to one budują tożsamość mojego Syna, który poniesie je ze sobą w świat możliwie, że nawet bezwiednie. Chcę żeby widział, że nam zależy, że my się staramy, że wkładamy wysiłek. A jednocześnie boję się konfrontacji w szkole podstawowej, kiedy zaczną się pytania „a Tata Karoliny nie segreguje i mówi, że to nie ma sensu bo i tak wszystko ląduje w jednym miejscu”. Boję się ale też mocno liczę, że będziemy takimi małymi bohaterami Syna i że będzie chciał z nas brać przykład. W końcu „czym skorupka za młodu itd.”.
W związku z powiększeniem się naszej Rodziny w ostatnim roku o małą dziewczynkę i bardzo aktywnego psiaka, zdecydowaliśmy się na radykalny krok ku zbliżeniu do natury – z zatłoczonego i zanieczyszonego Krakowa przenieśliśmy się na większą część tygodnia w Beskidy. Ku przerażeniu miejscowych postawiliśmy drewnianą chatę bez dostępu do bieżącej wody, za to z pięknym widokiem na pasące się o świcie sarny. Cały dzień na łonie natury, i to niezależnie od pogody, nie tylko haratuje, ale też uwrażliwia na otoczające piękno. Strumyk, pniaki, powalone drzewa z hubą – to wszystko stanowi naturalny plac zabaw i sprzyja odkrywaniu świata od najmłodszych lat, a wspólne spacery (część ekipy w chuście, cześć na własnych nóżkach) jest najlepszym sposobem na rodzinne spędzanie czasu. Nie mówiąc już o tym, że życie w campingowych warunkach uczy ekologii, dbania o środowisko oraz minimalizmu. Już teraz wiem, że to był swietny krok, który na pewno zaprocentuje w przyszłości i dzieci same będą dążyć do bliskości z naturą 🙂
Życie blisko natury ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Dlatego tak bardzo w tej dziwnej, pandemicznej rzeczywistości doceniamy swój kawałek ogródka. Na jego tyłach znajduje się przestrzeń dla moich córek – tzw. „Misiowy Las”. To właśnie tam odbywa się eksplorowanie podwórka pełną parą! Jest najprawdziwsza błotna kuchnia (z palet i desek), w której powstają pulpety, babeczki, zupy z mleczy i stokrotek. Są stare garnki, durszlak, sitko. Jest koszyk na wszystkie skarby – znaleziska: patyki, piórka, muszle, kasztany. Tej wiosny dziadek ku uciesze wszystkich zamontował budkę lęgową, czekamy na pierwszych lokatorów i leśne trele. W ogóle obserwacja ptaków daje nam ogromną frajdę (zimą dokarmialiśmy ptaszki w przydomowym karmniku).
Staramy się towarzyszyć i wspierać dziewczynki w odrywaniu najprostszych aktywności – spacer po lesie, zabawa w Indian i w strumienie, wyprawa w góry. Jesteśmy szczęściarzami, bo Beskid Śląski mamy na wyciągnięcie ręki. Wybierając się w takie miejsca, próbujemy zaszczepić dzieciom zwyczaj, że wszystkie odpadki zabieramy ze sobą (sprzątamy też po innych, a ilość śmieci jest naprawdę przygnębiająca). Nasze małe „sprzątanie świata” jest okazją do rozmów o recyklingu, segregacji, po prostu o uważności, że to od nas zależy jak będzie wyglądać planeta za kilkanaście lat.
W zeszłe wakacje na balkonie udało nam się wyhodować piękne, soczyste i pachnące pomidory i truskawki. Dlatego przymierzamy się do założenia ogródka . Nic nie daje większej satysfakcji, jak obserwacja efektu pracy własnych rąk. Troska o rozwój roślin to przestrzeń do nauki o szkodnikach, naturalnych nawozach (wykorzystujemy wodę po ugotowanych ziemniakach do podlewania, skorupki jajek, fusy po kawie itp.) i pielęgnacji. ,
Uwielbiam zachwyt córek nad przyrodą, od nich uczę się, że warto się zatrzymać! Kolorowa tęcza, różowe niebo, groźne chmury przed burzą, pajęcza sieć.
Obserwowanie przyrody uwrażliwia, wymaga cierpliwości, a w zamian daje poczucie związku z tym, co naturalne, pierwotne i żywe!
Natura a więc naturalnie, czyli jak?
Czyli bez wymuszonej kontroli nad tym co robię. I tak właśnie wychowuję moją córkę.
Już od momentu pojawienia się fasolki w brzuchu mój organizm sam odrzucił to, co sztuczne. Przestałam używać mocnych perfum i zapachowych kosmetyków bo mdłości dopadały mnie jak tylko poczułam z oddali intensywny zapach. Jedyne co mogłam zjeść to owoce z ogrodu mamy. Całe szczęście miałam do nich nieograniczony dostęp.
Przez okres ciąży spokorniałam i cielesne zmiany pozwoliły pochylić mi się nad tym, co naturalne. I kiedy moja córka przyszła na świat, ten szacunek do natury pozostał.
Delikatną skórkę początkowo myłam w wodzie z dodatkiem mojego mleka, później zamieniłam mleko na kilka kropel oleju ze słodkich migdałów. Do dzisiaj pediatra nie wierzy, jak udało się, aby moje maleństwo miało tak nieskazitelną skórę. A to właśnie zasługa natury !
Dodatkowo żyjemy z psiakiem, który nie raz w czułości do maleństwa polizał małą Laurę, potem jej zabawki.
Wychodzę z założenia, że to część jej codzienności i nie mogę wiecznie wyparzać, myć w płynach jej zabawek bo właśnie natura przystosowała nas do nabywania odporności w kontakcie z potencjalnymi zarazkami.
Laura jest szczęśliwa, tak czuję, bo żyjemy w zgodzie z naturą – czyli z jej potrzebami, nie zmieniamy na siłę otoczenia w którym żyjemy. Mała uczy się tym samym słuchania swoich potrzeb, szacunku do innych stworzeń ale przede wszystkim do siebie.
Może dziwnie to zabrzmi, ale po części dzięki pandemii koronawirusa moje dziecko i ja postawiliśmy na bliższy kontakt z naturą. Zawsze jeździliśmy na wypasione place zabaw, parki rozrywki, do zoo czy wesołego miasteczka, by dziecko miało atrakcje. Takie wypady jednak zamiast uspokoić, męczyły, i zamiast w weekend odpocząć z rodzinką, kłopotałam się pakowaniem, jazdą autem, tłumami do kasy. Tak bardzo nie doceniałam tych pięknych pól, łąk i lasku, który znajduje się przecież tuż nieopodal naszego domu. Zawsze goniłam tylko za nowymi miejscówkami oddalonymi od naszej wioski o parędziesiąt kilometrów. Od czasu pandemii prawie codziennie bierzemy wózek lub rowery i jedziemy na łąkę. Zabieram zabawki, mus owocowy, placki bananowe, wodę, i koniec pakowania! Piknik pikobelo! Trawa, śpiew ptaków, pełno małych robaczków, promienie słońca i my. Syn zadowolony, z bananem na buzi biegający po łące i podziwiający wiatraki na szczerym polu. Wszystkiego dotyka, wszystkiego ciekawy, czasami i pozwolę na bosaka, czasami pozwolę usiąść na kretowinie, czasami turlamy się jak wariaty. Prosty, tani, wręcz darmowy bliski kontakt z naturą ROBI nam dzień!
Jestem mamą trzyletniej Zosi i zależy mi, by rozumiała jak silne są związki człowieka z naturą, dlatego staram się Jej je pokazywać na każdym kroku- np. Razem mieszamy mąkę wodą robiąc chleb. Chce, by Zośka wiedziała, że natura to nasz wielki sprzymierzeniec, że możemy czerpać z Jej ogromnej siły. Jeździmy na wycieczki do ładu, gdzie obserwujemy drzewa, ptaki i poszukujemy śladów zwierząt.
Sprzedaliśmy mieszkanie w kamienicy w centrum miasta – kupiliśmy stare gospodarstwo – robimy co możemy by w najbliższym czasie móc zamieszkać w środku pola okalanego puszczą bydgoską z piątką – już wtedy szóstką – naszych dzikich dzieci, które już od miesiąca proszą, by móc zamoczyć nogi w strumieniu,bo przecież zrobiło się ciepło i przyszła wiosna 😊
Spacerujemy! Zaraz po lekcjach online, po kolacji, w drodze do sklepu, w weekendy. Po prostu uczę dzieci aktywności, to ona zmotywuje je w przyszłości do częstego wychodzenia na łono natury.
Latwiej jest być blisko natury mieszkajac na wsi, majac las za oknem, lub łąke gdzie dzieci mogą biegac caly dzien. Mieszkajac w miescie trzeba wycieczki planowac staranniej. Nie mamy mozliwosci codziennie gdzies pojechac, lecz gdy tylko nam się to uda wykorzystujemy ten czas w 100%. Dlatego staram się by dzieci odkrywaly swiat angazujac wszystkie zmysly. Gdy jedziemy do lasu sluchaja spiewu ptakow, szumu drzew i wody w strumieniu. Szukamy sladow zwierzat, podgladamy ptaki, sprawdzamy czy już są grzyby. Pozwalam dzieciom poglaskac mech, kopac w ziemi przy strumieniu i przytulic się do brzozy. Lubimy zapach lasu i mokrych lisci.
Latem kosztuja jagody prosto z krzaczka ,a jesienia grzybowa z wlasnorecznie zebranych grzybow. Co z tego ze się pobrudza blotem, wysmaruja poziomkami czy prawie zjedza nas komary. Jak inaczej być blizej natury jeśli choc na chwile nie stac się jej czescia?
A w oczekiwaniu na następna przygode umila im czas „pudelko odkrywcy”. Znajduja się w nim wlasnorecznie upolowane skarby, takie jak bursztyn znad morza, kamyczek w ksztacie serduszka, smieszny patyk czy kasztany. Mozna zawsze do nich zajrzec gdy od rana pada deszcz…
Cała rodziną staramy się dbać o nasza Ziemię, bo mamy ja tylko jedną i jak nie zaczniemy działać to wnuki naszych dzieci będą żyły w okropnych warunkach.
Jestem mama dwóch chłopców i kładę bardzo duży nacisk na to zeby byli wrażliwymi ludźmi. Szczerze mówiąc zaczęłam zwracać uwagę na naturę odkąd się pojawili na świecie. Segregujmy śmieci, nie jemy mięsa (prowadzimy wegański lokal w Warszawie), dużo wyjeżdżamy za miasto, kapiemy się w rzece, tarzamy się w piasku, słuchamy ptaków, jemy zdrowe potrawy, nie tolerujemy zoo i cyrków, pomagamy schroniskiem kochamy otaczająca nas naturę tak bardzo jak kochamy siebie.