mama wraca do pracy

Mamo, zacznij zarabiać na Instagramie! Rozmowa z „królową reelsów”, Natalią Szewieliewą

Biznes na macierzyńskim

Mamo, zacznij zarabiać na Instagramie! Rozmowa z „królową reelsów”, Natalią Szewieliewą
Archiwum prywatne

W ciągu 3 lat udało jej się zbudować na polskim Instagramie zasięg 100 tysięcy followersów. Zrobiła to, będąc mamą niemowlaka, kobietą u progu średniego wieku, pomimo niedoskonałej polszczyzny, zabarwionej wschodnim akcentem. Kluczem do sukcesu okazały się instarolki, które Natalia kręci z pasją i kreatywnością. Dziś jej krakowska firma zatrudnia 15 osób, a my pytamy – jak mamy mogą uczyć się od niej zarabiać na Instagramie?

„Trzynaście lat pracowałam w korporacji, w branży IT. Urodziłam dziecko i zrozumiałam, że nie chcę wracać do biura, nie chcę mieć dla dziecka jedynie trzech godzin dziennie po pracy” – mówi Natalia, adminka i twarz konta Natalia O’Story, które od ponad pół roku ma gigantyczne zasięgi zdobyte w sposób organiczny. Od 8 lat mieszka w Krakowie z mężem Polakiem i córką. Jej polski nie jest doskonały, co słychać od razu, ale jest ostatnią osobą, która by się przejmowała. Choć jak przyznaje w rozmowie – nie zawsze miała w sobie tyle pewności siebie, by nie zrażać się ocenami. „Wiarę we własne możliwości dał mi własny instabiznes” – mówi w rozmowie z Ładne Bebe. Natalia uczy robić profesjonalne rolki.

Choć znam odpowiedź, to zapytam dla czytelników, którzy cię jeszcze nie kojarzą: z czego jesteś znana w Internecie?

Z mobile video. Uczę ludzi robić profesjonalne rolki telefonem, jako wsparcie ich biznesów. Na początku, gdy rozkręcałam swój Instagram, próbowałam szkolić ogólnie z mediów społecznościowych, z prowadzenia komercyjnych kont. Tyle że takich profili było już wtedy sporo, trudno było mi się przebić. Przełomem okazały się reelsy, które wprowadzono w Polsce dość późno. Nagrywanie telefonem i montaż filmików mobile video od początku wychodziły mi bardzo dobrze. Okazało się, że to jest moja nisza. Wystarczyło dodać do tego trochę wiedzy sprzedażowej i udało się osiągnąć sukces.

I w 3 lata uzbierałaś 100 tysięcy followersów?

Tak. Miałam jasno sprecyzowany cel. Wiedziałam, że nie chcę zajmować się lifestyle’em, tylko uczyć na Instagramie. Moim celem było sprzedawać wiedzę. Niestety niedoskonała znajomość polskiego była trochę przeszkodą w momencie, gdy pisałam poradnikowe posty. W wideo natomiast nie liczy się to, co piszesz, tylko to, co pokazujesz. To mi pomogło. Najpierw wyspecjalizowałam się w robieniu ciekawych instastories, a potem przeszłam na reelsy.

Czy swoją ofertę nauki zarabiania na Instagramie kierujesz do matek podobnych do ciebie?

Tak, przede wszystkim chcę trafić do osób, które z jakiegoś powodu chcą realizować się w social mediach, np. do mam na urlopie macierzyńskim, choć w zasadzie swoje treści kieruję do różnych kobiet, nie tylko do matek. Zawsze mówię, że będąc w domu z dzieckiem, miewamy kreatywne pomysły, ale też ograniczone możliwości, by je realizować. Brakuje nam też pewności siebie. 

Oczywiście jeśli masz 30, 40 lat i wciąż za grosz wiary w siebie, to raczej tego nie wydobędziesz „na siłę” dzięki kursom online. Ale jeśli drzemie w tobie potencjał, to najprostsze co można zrobić, to znaleźć sposób na zarabianie „z domu”. Nie czekać, bo brak poczucia własnej wartości będzie się pogłębiał, będziesz się czuć w naturalny sposób coraz mniej pewnie przez swój postępujący wiek. Doświadczenia moje i moich kursantów pokazują jednak, że warto wtedy postawić na rozwój i zdobyć umiejętność, która dla innych – w tym przypadku dla odbiorców – będzie ekscytująca. Taką umiejętnością może być właśnie zdolność nagrywania super filmików. Oczywiście temat pewności siebie jest skomplikowany, a ja nie mam kompetencji psychologa, by o tym mówić, ale moje doświadczenie życiowe pokazuje, że można „obudzić” pewność siebie dzięki zdobywaniu umiejętności, działaniu w Internecie i pozytywnej reakcji odbiorców. Dla mnie to był dobry motywator, te komentarze, że robię super filmiki, że się rozwijam. I pytania od obserwatorów z prośbami o instrukcje, o tutoriale. To było bardzo motywujące.

W jaki sposób wiedza o robieniu reelsów może pomóc komuś, kto nie chce być influencerem?

Może dać ci umiejętności do bycia reelsmakerem, social media managerem, do sprzedawania produktów, do wsparcia reklamy innego biznesu. To może się przydać wszędzie.

Co jest najczęstszym powodem, że biznesy mam, które są na macierzyńskim, tak jak ty byłaś, i próbują popularyzować swoje konta, nie rozkręcają się?

Najczęściej błędem w rozwijaniu instakont jest myślenie, że ludzie potrzebują tylko naszej wiedzy i czegoś praktycznego, przydatnego. Tak jest, ale social media – jak sama nazwa wskazuje – opierają się na relacjach z ludźmi. By jakiś produkt czy wiedza „chwyciła”, niezbędna jest osoba, z którą to powiążemy. Człowiek, z którym wejdziemy w relację. Wiele osób chce zdobywać popularność w Internecie, ale bez pokazywania siebie, swojej twarzy, swojej osoby. Takie rozwijanie biznesu jest bardzo trudne. 

Tak, zauważyłam, że nawet wielkie, dotychczas anonimowe konta teraz robią „coming outy” i „face reveal”. A te dotychczas składające się z cytatów, nagrywają skomplikowane rolki.

Bywa, że komuś udało się zdobyć zasięgi i popularność wyłącznie dzięki jakościowym treściom, cytatom na jednolitym tle, ale potem jego konto staje w miejscu, bo nie widzimy człowieka, który się za tym kryje, osobowości, energii tej osoby, z którą możemy to powiązać. Takie jest moje zdanie, bo to, co ja najczęściej dostaję w feedbacku od ludzi, to że lubią się ode mnie uczyć ze względu na moją energię, mój sposób bycia. Nikt mi nie pisze: „Natalia, twoja wiedza jest najbardziej rzeczowa” ani „Natalia, twoje filmiki są najlepsze”. Ludzie chcą uczyć się ode mnie, bo ufają właśnie mnie. I podoba im się mój przekaz. Marka osobista jest według mnie kluczowa. Jeśli nie będziesz pokazywać w social mediach siebie, nie będziesz mieć w tym luzu i uśmiechu, to nic z tego nie będzie. 

Ale przecież są duże konta, gdzie nie znamy tożsamości ani twarzy twórców.

Tak, są też takie, gdzie autora jest bardzo mało – np. Make Life Harder. Cóż mogę powiedzieć – niczego nigdy nie kupiłam na koncie, które składa się z memów i cudzych treści. Widać nie jestem ich target group, choć doceniam oczywiście zasięgi, które stworzyli. Może to jest zabawne, co publikują, ale nie mam pomysłu, jak autorzy tego konta mają zarabiać na Instagramie. Mogą jedynie zarabiać dzięki popularności zdobytej w mediach społecznościowych – w formie współprac ambasadorskich i jako twarze reklamowe różnych produktów, napojów, usług. Ale do tego trzeba potężnych zasięgów i statusu osoby publicznej. 

Powiedziałaś, że potrzebny jest uśmiech w tworzeniu viralowych treści. Czy teraz trwa jakiś trend na zabawę, żart?

Zawsze tak było, w mediach społecznościowych zawsze chodziło o rozrywkę. Problem jest w tym, że Polska ma specyficzną kulturę – mówię to jako cudzoziemka, która wyszła za Polaka i obserwuje polską obyczajowość z dystansu. Polacy są bardzo poważni, wstydliwi i skrępowani konwenansami. Kobiety bardzo boją się i wstydzą oceny, ośmieszenia. „Co ludzie pomyślą” jest bardzo powszechnym lękiem, który wiele osób blokuje w tworzeniu treści online. Te osoby chcą iść tylko w treści praktyczne, techniczne, przydatne, wartościowe – wszystko, byleby nie wydać się śmiesznym. Takie podejście jest oczywiście bezpieczne i wygodne, ale bez wyjścia ze strefy komfortu nie ma efektów biznesowych. Jeśli mówimy obserwatorom: „Daję wam wiedzę, weźcie ją i zróbcie z nią, co chcecie” – trudno nam będzie się przebić, bo wiedza jest dziś ogólnodostępna. Kluczowa zaś jest rola osoby, która tę wiedzę przekazuje. Ludzie chcą wiedzieć, kto im tę wiedze przekazuje. Kto jest tym „autorytetem”.

Możemy to opisać na jakimś przykładzie?

Na rynku jest stu videomakerów. Każdy z nich przekazuje wiedzę. Dlaczego u jednego ktoś kupuje kurs, a u drugiego nie? Bo decydują osobiste preferencje. Ktoś nie kupi kursu u mnie, bo nie cierpi Natalii – mojego akcentu, mojego sposobu bycia, moich żartów, mojej bezpośredniości. Ale jednocześnie moje otwartość i szczerość przyciągną innych ludzi, którzy mi zaufają, bo widzą, jaka jestem. Może trafi do mnie wyluzowana osoba, której nie pasuje sztywne biznesowe konto i bardzo sformalizowany styl? Może utożsami się z moim wyluzowaniem i pomyłkami językowymi? Ważne, by mogła się ze mną i moimi usługami identyfikować, poczuć to. Tak samo jest z każdym innym sprzedającym wiedzę na Instagramie – psychologiem, dietetykiem, mamą piszącą o zabawach z dziećmi, logopedą, influencerem kulinarnym itd. Kluczowe jest dać się poznać i przekonać ludzi nie tylko do swoich usług czy produktów, ale do siebie.

No dobra, a co jeśli wstydzę się tańczyć na reels? Nie mam szans zarabiać na Insta?

Po pierwsze, często na początku mamy obawy, a potem się rozkręcamy i nawet jesteśmy w stanie polubić coś, co wcześniej nas onieśmielało. Jak spojrzysz na moje najstarsze nagrania – ja też się wstydziłam, było mi ciężko. Ale zrozumiałam, co ludzie we mnie lubią, doceniłam swoją wiedzę i energię, że to dodało mi pewności. Więc pierwsza rzecz to wyjść z własnej strefy komfortu i polubić siebie. A druga rzecz – gdy bardzo silnie rezonują w tobie hasła, że nie chcesz się pokazywać, tańczyć na pokaz, robić z siebie przysłowiowego idioty – możesz znaleźć inny sposób na dotarcie do swoich odbiorców przez video. Możesz pokazywać coś inaczej, po swojemu. Cały czas będę jednak upierać się, że dziś kluczowa jest osoba po drugiej stronie ekranu, bez niej na dłuższą metę biznes trudno rozkręcić od zera. Prawdę mówiąc, nie biorę na konsultacje osób, które z góry mówią mi, że nie chcą się pokazywać.

Czy duże zasięgi automatycznie oznaczają dużą sprzedaż?

Jest często na odwrót. Duże zasięgi nie muszą oznaczać, że ktoś coś u ciebie kupi. Moje konto jest duże, ale w rzeczywistości co miesiąc ubywa mi kilkuset followersów. I za każdym razem, gdy w stories zrobię reklamę sprzedażową, zasięgi mi okropnie spadają. Nie widać tego, ponieważ na miejsce osób, które odeszły, przychodzą nowi. Nie przejmuję się tym, bo w przypadku mojego biznesu wszystko polega na zainteresowaniu pewnym produktem, a nie na uwiązaniu do usługi. Bardziej niż baza wiernych obserwatorów liczy się u mnie przypływ nowych klientów. Dla mnie istotne jest, że ktoś do mnie przyjdzie, bo zainteresuje się moimi treściami, zaufa mi, kupi mój kurs i będzie zadowolony. Nie musi dalej mnie obserwować. Oczywiście te modele biznesu na Instagramie są różne. Ktoś może sprzedawać wielkie ilości niedrogich rzeczy, ale robić to często. Ktoś może sprzedawać, mając malutkie konto, ale posiadając na nim wąski krąg zaangażowanych klientów gotowych zapłacić krocie itd.

Co jest kluczowe, by sprzedać swoją usługę?

Śmieję się czasem, że jakby mnie ktoś dał kiszone ogórki, to ja nawet to bym sprzedała. Znalazłabym grupę docelową, dowiedziała się, komu to jest potrzebne, i znalazła sposób dotarcia do tych osób. (śmiech) W mojej ocenie nie warto skupiać się na opisywaniu produktów czy usług, tylko przedstawić problem, który dana rzecz czy usługa rozwiąże. Każdy z nas ma jakieś potrzeby. Jeden potrzebuje porady i wiedzy, ktoś inny inspiracji, jeszcze ktoś – ma wszystko w życiu, ale jest bardzo spięty, dlatego w social mediach interesuje go luz, śmiech, żarty. Na pewno trzeba wierzyć w swój produkt, lubić go, utożsamiać się z nim. I druga rzecz – obok marki osobistej bardzo ważna jest umiejętność przekazu. Ja obserwuję trendy w social mediach, i moim zdaniem jest wielki boom na video, szczególnie te autentyczne, naturalne.

Teraz jest nowy hit sociali, czyli aplikacja społecznościowa BeReal. Ich hasło reklamowe to „Your friends for real”.

Oczywiście, bo najciekawszy jest dla nas drugi człowiek, i to w wersji bez filtra. Dlaczego w programie „Pytanie na Śniadanie” są w ogóle prowadzący? Mogliby przecież tworzyć program, pokazując jedynie relacje z miejsc albo przepisy, bez ludzi. No właśnie, chcemy – czy się do tego przyznajemy, czy nie – wchodzić w relacje z bohaterami, na których patrzymy w social mediach.

Co potrzebne jest do zarabiania na Instagramie twoją metodą? Najnowszy iPhone?

Na początek wystarczy Android! Miałam takie osoby na kursie – ćwiczyły montowanie, robiąc relacje dla swoich rodzin, np. z urodzinowych imprez dziecka. Potem jedna z tych dziewczyn dostała pracę w domu kultury jako osoba, która kręci video na eventach dla dzieci.

Czy uważasz, że teraz najbardziej pożądaną przez klientów umiejętnością będzie kręcenie wideo? Pamiętam boom na fotografów… Był moment, gdy każda firma i każda rodzina szukała osoby do robienia zdjęć. Mnóstwo mam się też przebranżowiło na „fotografki rodzinne”.

Zapotrzebowanie na video powoli dogania zapotrzebowania na zdjęcia. Dawniej od video byli tylko profesjonalni kamerzyści, teraz filmować i fajnie montować może niemal każdy, pod warunkiem, że potrafi to robić. Powstała usługa „nagrywanie rolek”.

Nikt nie podważa tego poglądu, że video wyprze fotografię?

Jasne że tak, miałam takie komentarze od ludzi – że w ogóle nie oglądają rolek, że nie interesują ich reelsy, że zdjęcia są istotniejsze. Cóż, do każdej osoby trafia inny kontent, wiadomo. W mediach społecznościowych o popularności decydują jednak algorytmy, których celem jest przykucie naszej uwagi. Tak się składa, że na filmikach zawieszamy wzrok na dłużej… Jest takie świetne konto – bbrzydki_insta. Dziewczyna jest genialna, robi satyryczne rysunki. Ale powiem ci, że gdyby nie rolki które nagrywa, w ogóle nie trafiłabym na jej konto i nie doceniła tego, co rysuje. 

Jakie cechy powinna mieć fajna rolka, która coś sprzeda?

Powinna mówić emocjami, poruszać emocje. Może np. wprawiać w zdziwienie – „wow, kurde, ona ma rację!”. Może wzruszać, może szokować, może śmieszyć. Grunt, by łapała nas za te chwilowe, mocne odczucia.

Powiedziałaś, żeby nie przejmować się, jeśli ubędzie na naszym koncie followersów. Wytłumaczysz dlaczego?

Bo osoby, które odeszły, i tak niczego by u ciebie nie kupiły. A ci, którzy zostali, są więcej warci dla ciebie jako klienci. Rosnąca liczba followersów ma znaczenie, jeśli sprzedajesz jakiś lifestyle, jeśli robisz reklamy cudzych produktów, różnych firm. W moim przypadku jednorazowej usługi – nie ma to większego znaczenia. Nie liczy się cyferka ogólna, tylko wskaźnik przypływu nowych obserwujących.

Co powiedziałabyś na podstawie własnego doświadczenia mamom, które nas teraz czytają, siedząc z telefonem w ręku, pilnując jednocześnie małych dzieci i marząc o własnym instabiznesie? 

Powiedziałabym, że niech każdy dąży do realizacji tego, czego potrzebuje – to po pierwsze. A po drugie, że u mnie oprócz silnej motywacji, by stworzyć własny e-biznes edukacyjny na Instagramie, było niezwykle istotne wsparcie mojej rodziny. Doceniam to, bo nie każdy mąż i nie każda teściowa ma otwartość, by kobieta po skończeniu urlopu macierzyńskiego nie wracała na etat i rozkręcała przez rok własne konto, licząc, że kiedyś przyniesie to jej zwrot. Ja też nie zaczęłam zarabiać od razu i jestem pewna, że bez wsparcia i zaufania mojego męża, mogłoby mi się nie udać. Warto jednak próbować, przekonywać bliskich do swojego pomysłu i swoich potrzeb. Moja rodzina zrozumiała, że praca w korporacji mnie wykańcza psychicznie i frustruje, że nie wracam do domu szczęśliwa, tylko zapłakana. Teraz zaś robię coś, co lubię, co mnie kręci i daje dobre pieniądze – więc jestem kobietą spełnioną, plus dodatkowo mam czas na bycie z moim dzieckiem.

Czyli tradycyjnie – kobieta może wiele, ale potrzebna cała wioska. Dziękuję za rozmowę!

Dodaj komentarz