Mam jedno dziecko i nie chcę więcej. Nie czuję się gorszą mamą!
Mówią mamy jedynaków

Na pytanie: „to kiedy kolejne”, bez wyrzutów sumienia i poczucia winy odpowiadają: „nigdy”. Asia Okuniewska, Kalina Możdżyńska, Demi Mae, Marta Kopacz, Aga Bilska i S. mówią, dlaczego po urodzeniu pierwszego dziecka nie decydują się na kolejne. Temat podsumowuje Magda Kostyszyn, czyli Chujowa Pani Domu.
Najpierw są pytania: kiedy dziecko. A jak już się pojawi na świeci pierworodny(a), zaczynają się dociekania, kiedy kolejne. Albo nieproszone(!) rady, że rodzeństwo jest niezbędne do tego, by nie wychować egoisty. Zapewnienia, że jak jest więcej dzieci, to „same sobą się zajmują”. I ostrzeżenia, że na starość zostaniemy same i nikt nam nie poda przysłowiowej szklanki wody.
Do moich rozmówczyń takie argumenty nie trafiają. Z pełną świadomością zdecydowały, że chcą być matkami jednego dziecka. Z różnych powodów. Ze względów zdrowotnych (choroby swojej albo dziecka), z powodu trudnego porodu czy jeszcze trudniejszych początków macierzyństwa, pełnych łez i poczucia bezradności. A także – i przyznają to szczerze, bez poczucia winy – ze względu na ich aktywne życie zawodowe, pasje czy po prostu chęć posiadania przestrzeni dla siebie, partnera i przede wszystkim dla dziecka, które już jest na świecie.
Mają różne powody, ale łączy je jedno – nie czują się gorszymi albo niepełnymi mamami, bo mają „tylko” jedno dziecko. I nie chcą z tego powodu być oceniane czy odczuwać presji społecznej i kulturowej. Poznajcie ich punkty widzenia.
Asia Okuniewska – mama małej Heleny, autorka popularnych podcastów: Tu Okuniewska i Ja i moje przyjaciółki idiotki, oraz idiotkowej książki
Od początku wiedziałam, że chcę mieć tylko jedno dziecko. Mam starszą o 5 lat siostrę. Miałyśmy wspólny pokój, dzieliłyśmy 10 metrów kwadratowych i mimo wielu fajnych wspomnień, rodziło to między nami morze konfliktów. Każda z nas była na innym etapie rozwoju. Kiedy ja chciałam bawić się w szpital dla lalek, ona była w gimnazjum i żyła sprawami nastolatek, pierwszymi miłościami. Musiałyśmy „rywalizować” o przestrzeń.
Posiadanie własnej przestrzeni, możliwość swobody w niej, prawo do decydowania o swoich rzeczach, a nawet o tym, jaki kolor będą miały ściany, czy jaki bałagan jest dla nas do zaakceptowania, a co sprawia, że czujemy się przytłoczeni, to coś, czego dorastając, nie miałam. Często się kłóciłyśmy, a rodzice pracujący na pełne etaty musieli się bardzo gimnastykować, żeby po powrocie do domu mieć siłę na rozwiązywanie naszych konfliktów. Czasem czułam, że nie mają już siły na poświęcenie nam fajnego czasu, bo trzeba ugotować obiad, zrobić zakupy, dopilnować lekcji. Mimo że fajnie wspominam to, że się sobie z siostrą zwierzałyśmy, że miałyśmy swoje sekrety i żarty, mam poczucie, że brakowało nam uwagi niepodzielnej rodziców, takiej 1:1.
Nie chcę, by moje dziecko musiało rywalizować z kimś o uwagę, żeby coś mi w jego potrzebach umknęło. Wiem, że nie mam aż tak wielu emocjonalnych zasobów na to, żeby rozciągnąć dobę jeszcze bardziej i poza pracą, obowiązkami domowymi i budowaniem bliskości z partnerem i dzieckiem, dodać do tego jeszcze jednego malucha. Priorytetem rodzicielstwa jest moim zdaniem zbudowanie czułej, opartej na uwadze, szacunku i akceptacji relacji, a to wymaga nie tylko czasu i zaangażowania, ale też pracy nad sobą.
Na facebookowych grupach dla mam rzadko spotyka się posty o tym, że rodzeństwo jest zgodne, fajnie się razem rozwija i wszystko jakoś się układa. Zazwyczaj czyta się o rywalizacji, zazdrości, dzieciach wyrażających złość z okazji pojawienia się rodzeństwa czy przechodzących bunt z tego powodu. Naczytałam się tego sporo i nie chcę mieć takich problemów. Uważam, że ludzie za mało otwarcie mówią o tym, jak wiele wysiłku wymaga stworzenie systemu rodzinnego, który uwzględnia potrzeby wszystkich domowników, i ile frustracji generuje rozczarowanie tym, że nasza wymarzona wizja bawiących się radośnie dzieci nie spełnia się.
Nie zgadzam się na podejście, że „jedno się drugim zajmie”. Dzieci nie są od tego, żeby zajmować się swoim rodzeństwem. Dzieciństwo jest od bycia dzieckiem, a nie czyimś opiekunem. Nie trafiają do mnie argumenty, że jedynak nie będzie umiał się dzielić. Dzieci nabierają psychologicznie umiejętności dzielenia się, dopiero mając około 3-4 lata, a wtedy dziecko uczy się tego w przedszkolu. Nie rozumiem podejścia, że jedynak w obliczu choroby czy śmierci rodziców zostanie sam. Jeśli nauczymy go jak tworzyć i pielęgnować relacje z przyjaciółmi, uzyska od nich wsparcie w trudnych chwilach. Znam wiele trwałych przyjaźni, ale jeszcze więcej skłóconych na lata, nielubiących się braci i sióstr. Wolę pomóc dorastać jednemu dziecku, ale zrobić to najlepiej jak umiem, niż wypuścić z domu kilkoro dzieci z jakimiś deficytami. Po prostu nie umiałabym ogarnąć tylu żyć naraz. Podziwiam osoby, które to robią.
Islandia, gdzie żyję, to w zasadzie same rodziny wielodzietne. Bardzo wspiera się tu rodziców, ale jednocześnie bez wywierania presji na posiadanie kilkorga dzieci. Popularne są rodziny patchworkowe, więc zawsze jest sporo kuzynostwa i przyszywanego rodzeństwa do zabawy. I tak też chciałabym wychować swoją córkę. W poszanowaniu tego, z kim chce się bawić i kogo wybierze za swoją „siostrę” czy „brata”, bo na mnie w tej kwestii liczyć nie może!


Kalina Możdżyńska, mama Romka, projektantka graficzna
Rodziłam naturalnie i choć nie mogę powiedzieć, że to była trauma, to nie chcę przechodzić tego drugi raz. Byłam zaopiekowana, miałam wsparcie położnej, partnera. Ale to 8 godzin było ciężkim fizycznym doświadczeniem. Pierwsze, co powiedziałam po porodzie, to „nigdy więcej”.
Trudne były też pierwsze miesiące życia Romka. Choć mam mamę i partnera, którzy mi bardzo pomagają, to wpadłam w dół. Dopiero się z niego powoli wygrzebuję. Zobaczyłam, jak zmieniło się moje życie. I to jest dla mnie bolesne. Tęsknię za „tamtym” życiem. Lubię spokój, celebrowanie chwil. A dziś nie mam na to przestrzeni.
Przyznaję otwarcie, bez wstydu czy poczucia winy, że nie radzę sobie, nie ogarniam. Robię nie to, co chcę, a to, co trzeba, a i tak jestem w wiecznym niedoczasie. Nieraz odczuwam kompleksy na tym tle i porównuję się z mamami, które sprawiają wrażenie bardziej ogarniętych. Tym bardziej nie chcę sobie podnosić poprzeczki. Czuję, że z dwójką dzieci byłoby jeszcze trudniej. Nie wyobrażam sobie tego. Raczej wolałabym zacząć ogarniać to, co mam teraz.
Nie czuję potrzeby kolejnego dziecka. W ogóle długo zastanawiałam się nad pierwszym. Świat już jest przeludniony, a będzie gorzej. Jestem mamą krótko, wiem, że kobiety po 2-3 latach od urodzenia pierwszego dziecka zmieniają zdanie. To pewnie jeszcze przede mną, dlatego powtarzam partnerowi, żeby pamiętał, że nie chcę, gdyby mi się coś zmieniło. Bo pamięć wypiera to, co bolesne. Także ze względu na wiek (zaraz mam 40. urodziny) nie chcę przechodzić porodu ponownie.
Kto mi poda przysłowiową szklankę wody na starość? To nie powód, by rodzić drugie dziecko. Od tego, które już jest, nie mogę tego wymagać. Może ono będzie na drugim końcu świata? To jest coś, co muszę sama sobie zorganizować, a nie oczekiwać od dziecka. Jeśli już coś do mnie przemawia, to raczej to, że fajnie mieć rodzeństwo. Wierzę w ważność rodziny, jestem z nią bardzo związana, mam świetne relacje z bratem. To co innego niż przyjaźń. Ale to za mało, by mnie przekonać. Nie widzę przestrzeni na zmianę zdania. Furtka jest zamknięta. Jestem pewna.


Demi Mae, mama Kajetana, autorka bloga naszmalyswiat.pl, mieszka w Islandii
Od początku obawiałam się porodu. Choruję na serce, jestem po dwóch operacjach. Ciążę znosiłam stosunkowo dobrze, ale musiałam podlegać częstej kontroli szpitalnej ze względu na sercowe dolegliwości. Dlatego zdziwiłam się, gdy lekarz kardiolog uznał, że mogę rodzić naturalnie. Nie pozostało mi nic innego, jak mu zaufać. Niestety, nie obyło się bez komplikacji. Ostatecznie i tak miałam cesarkę. Poród był wywoływany. Skurcze po paru godzinach od wzięcia tabletki. Ból niemiłosierny. Po ponad dwudziestu godzinach byłam wykończona i przerażona. W końcu przewieziono mnie na salę operacyjną. Łożysko przestawało pracować. To był ostatni moment na urodzenie dziecka. Znieczulenie, które mi zaaplikowano, okazało się za słabe. Poczułam skalpel. Ledwie udało mi się powiedzieć o tym lekarzowi. Dostałam narkozę.
Na świat przyszedł Kajtek. Miałam być wybudzana po paru godzinach, ale nie minęła jedna, a otworzyłam oczy. Leżałam sama, bez męża. Nie wiedziała nawet, jak zakończył się poród. Ból w okolicach brzucha był tak ogromny, że lekarze sprawdzali, czy nie mam krwotoku wewnętrznego. Minęły tygodnie, zanim zaczęłam normalnie funkcjonować i samodzielnie opiekować się dzieckiem. Stan po porodzie był dla mnie trudny i bolesny. Nigdy więcej nie chcę ponownie tego doświadczać. Boję się.
Znaczną część dnia przeznaczam na pielęgnowanie pasji, rozwój osobisty i pracę. Mam to szczęście, że pracuję „na swoim”, mogę się dostosowywać do Kajetana i jego potrzeb. Ale nie zawsze jest łatwo. Raz jest rutyna, raz nie. Uczę się grać na skrzypcach, szlifuję trudny język islandzki, przygotowuję się do kolejnych studiów. Nagrywam płytę, piszę teksty. Piszę też przewodnik geoturystyczny o Islandii, prowadzę bloga, robię fotografie, nagrywam vlogi na dwa kanały. W związku z chorobą serca muszę też dbać o kondycję fizyczną, mam czasochłonne treningi, spotkania z fizjoterapeutą. To wszystko pochłania ogromną ilość czasu i energii, a w tym wszystkim chcę mieć swobodę bycia mamą. Mamą, której dziecku nie brakuje. Przy kolejnym dziecku musiałabym zrezygnować z wielu rzeczy, które dają mi poczucie spełnienia. Rola mamy jest najpiękniejszą, jaką mam, ale nie jedyną, w której lubię być.
Kajetan jest coraz bardziej samodzielny. Wracamy z mężem do rzeczy, które robiliśmy przed pojawieniem się synka na świecie. Ostatnio pojechaliśmy w trójkę pod namiot. Rozbiliśmy się u podnóża islandzkich gór i lodowca. Nie musieliśmy przejmować się porami karmienia, spania, czy przewijaniem. Mamy z Kajetankiem tak poukładane życie, że jesteśmy szczęśliwi, spełnieni, niczego nam nie brakuje. Może nieco czasu dla samych siebie. Na upartego to do zrobienia, ale o wyjściu na randkę możemy pomarzyć. Chyba, że przyleci do nas babcia z Polski.


Aga Bilska, mama Edka, fotografka
Zastanawiałam się, czy w ogóle chcę mieć dziecko. Długo nie czułam instynktu macierzyńskiego. Najważniejsza była dla mnie relacja z partnerem. Życie we dwójkę było dobrem i jakością samą w sobie. Z czasem doszły coraz bardziej świadome, dojrzałe poglądy. Uważność na ekologię i problemy, z jakimi zmaga się współczesna cywilizacja. Silne przekonanie, że ludzi na świecie jest po prostu za dużo. Kończą się zasoby, dostęp do czystego powietrza i wody. Coraz gorszej jakości jedzenie. Problemy z migracjami politycznymi i klimatycznymi. Serio, tak niewiele osób się nad tym zastanawia.
Decyzja o dziecku była świadoma i przyszła naturalnie. Byliśmy ze sobą 15 lat. To był kolejny etap wspólnego życia. Ciąża nie była łatwa. Mam chorobę Leśniowskiego-Crohna, co wiązało się z podwyższonym ryzykiem, dodatkowymi badaniami i zagrożeniami. Mieliśmy szczęście. Wszystko poszło dobrze.
Kiedy Edek przyszedł na świat, byłam na haju. Czułam, że mogłabym urodzić jeszcze czwórkę dzieci pod rząd. Ale to uczucie trwało chwilę i było szybko studzone racjonalnymi argumentami. Również ekonomicznymi.
Dostrzegłam, że dopiero kiedy zostałam mamą, w oczach niektórych ludzi, zwłaszcza starszych, „nabrałam wartości”. Byli nawet tacy, którzy dopiero wtedy w ogóle mnie zauważyli. Strasznie mnie to zdenerwowało.

Marta Kopacz, mama Franka, autorka bloga LadyWawa.pl
Są dziewczyny, które od małego bawiły się w dom, woziły lalki w wózkach. Ja nigdy nie przepadałam za dziećmi. Nie interesowało mnie macierzyństwo. Na pewnym etapie życia poczułam „to”, zapragnęłam zostać mamą. Jednak już będąc w ciąży, wiedziałam, że na jednym dziecku się skończy. Podczas USG najbardziej interesowało mnie, czy tam bije jedno serduszko. Nie wstydzę się tego. Nie byłabym szczęśliwa, gdyby były dwa. To nie jest moje życiowe powołanie.
Nie czuję się z tego powodu gorszą mamą. Wręcz przeciwnie! Mam więcej czasu, energii dla syna. Chcę poświęcić się mu w 100 procentach. Poznałam smak macierzyństwa, skanalizowałam moją miłość. Doświadczyłam jednak oceniania. Odbierano mi prawo do czucia się zmęczoną, sfrustrowaną. „Masz jedno dziecko i jeszcze babcia ci pomaga, co ty wiesz o życiu”. Gdybym miała więcej dzieci, zobaczyłabym, czym jest życie. W dupie mi się poprzewracało, skoro przy jednym dziecku czuję się zmęczona. Jestem leniwa, egoistyczna, wygodnicka.
Nie czułam smutku. Raczej złość. Szybko nauczyłam się ucinać temat. Jasno stawiać granice. Mój wybór i nikomu nic do niego. To odbiera broń, kończy dyskusję. Niektórych się nie zmieni. Ale jeśli wyczuwam przestrzeń do rozmowy, próbuję prostować mity. Jedynak nie musi być egoistą, wszystko zależy od wychowania. Mając trójkę dzieci, możemy wychować trzech egoistów. Samotność, brak socjalizacji? Jestem jedynaczką i nigdy nie czułam się samotna. Całymi dniami bawiłam się na podwórku z bandą dzieciaków. Mój mąż, też jedynak, podobnie. Ani jemu, ani mnie nie doskwierał brak rodzeństwa. Wychowałam się w wielopokoleniowym domu, pełnym ludzi. Miałam ich raczej przesyt niż niedobór.
Wizja noworodka w domu przeraża mnie. Nie chciałabym tego drugi raz przechodzić. I nie boję się tego, że nie dałabym rady. Ale nie miałabym z tego takiej radości, jak za pierwszym razem. Zatopiłam się w macierzyństwie na full etat i pewnie zrobiłabym to za drugim razem. Ale wtedy nie dałabym pierwszemu dziecku, tyle, ile mogłam dać. Nie pomogłabym mu w jego problemach na takim poziomie jak teraz. Wychwytuję problemy wcześniej niż rodzice, którzy mają więcej dzieci. A przecież moje dziecko jest zdrowe. Mam znajomych, którzy wychowują dzieci przewlekle chore. I choć są najlepszymi rodzicami na świecie, starają się, to ich uwaga koncentruje się przede wszystkim na chorym dziecku. Pozostałe są nieco odsunięte. Co by było gdybym to ja była w takiej sytuacji? Nie chcę myśleć.
Dziś jestem świadoma też swoich potrzeb. To nie jest lenistwo czy wygodnictwo. Nie widzę nic złego w tym, że kobieta chce mieć czas i przestrzeń dla siebie. Chrońmy się przed słowną agresją innych. To wprowadza mętlik w głowie. Słuchajmy swojej intuicji i serca.


S., mama, medyk, zdecydowała się odpowiedzieć anonimowo.
Czy można pragnąć kolejnego dziecka, a jednocześnie świadomie podjąć decyzję, by jednak go nie mieć? Nigdy nie myślałam, że stanę przed takim wyborem. Ale kolejnego dziecka mieć nie będę.
Jestem medykiem. Pracowałam na pediatrycznym bloku operacyjnym. Robiliśmy operacje onkologiczne. Po ciężkich zabiegach wracałam do domu i cieszyłam się, że moje dziecko jest zdrowe. Jednak to cierpienie prześladowało mnie w pracy. Po nocach śniły mi się koszmary, że moje dziecko będzie miało nowotwór i będzie musiało przechodzić te wszystkie skomplikowane i nieprzyjemne procedury. Do końca życia będę pamiętać dziecko, które przechodziło kolejny zabieg usunięcia tkanki guza. Pamiętam blizny na klatce piersiowej, ślady poprzednich operacji. I nigdy nie zapomnę krzyku rozpaczy tego dziecka. Po wybudzeniu z operacji płakało, błagało o śmierć.
Pamiętam też mój poród. Radość, nie tylko moją, ale pozostałych mam na sali. Zapamiętałam drobną blondynkę, uśmiechniętą i szczęśliwą, że urodziła zdrowe, piękne dziecko. Utrzymywałyśmy kontakt przez jakiś czas. Po paru miesiącach okazało się, że jej dziecko nie rozwija się prawidłowo. Zdiagnozowano niedorozwój fizyczny i psychiczny. Dziecko nigdy nie będzie samodzielne. Wymaga rehabilitacji i całodobowej opieki do końca życia. Pamiętam jak z ulgą pomyślałam: dobrze, że u nas wszystko w porządku.
A potem ja zaczęłam chodzić z dzieckiem po lekarzach. Wykluczano kolejne choroby: alergie, niedoczynność tarczycy, celiakię, niedobory odżywiania, niedoczynności przysadki… Hospitalizacje, badania, pomiary…. Słyszałam: „Daj spokój, nie męcz dziecka, rozwija się prawidłowo. A że niskie? Odstaje od grupy wzrostem? Ma czas, nadgoni”. Moja dociekliwość „opłaciła się”. Pojawiło się podejrzenie choroby genetycznej. Zdiagnozowano guz układu nerwowego. W tylnym dole czaszki urosło coś o średnicy 3 cm. Nie wiadomo co. Biopsja niediagnostyczna i dalsza niepewność. Decyzje pozostawiono nam, rodzicom. Czekać i obserwować czy usunąć. Żadna opcja nie była dobra.
Dziś, gdy opowiadam o tym, dlaczego nie będę mieć więcej dzieci, mija pierwsza doba po zabiegu usunięcia guza. Zostaje czekanie. Czy będą deficyty neurologiczne? Czy będzie potrzebna rehabilitacja? Czy dziecko wróci do normalnego funkcjonowania? Czy podjęłam z mężem słuszną decyzję? Nie wiem. Jak się czuję? Nie wiem. Czy wezmę zwolnienie? Nie wiem. Czy planuję urlop w tym roku? Nie wiem. Czy można mi pomóc? Nie wiem. Od momentu diagnozy moje życie zmieniło się w jedno wielkie „nie wiem”. Ale wiem jedno. Nie będę w stanie podjąć ryzyka i narazić kolejnego życia na ból i cierpienie związane z chorobą. Nie będę mieć kolejnego dziecka.
Magda Kostyszyn, mama Niny, autorka fanpage’a Chujowa Pani Domu i książki „Też tak mam!”
W naszym społeczeństwie jest niewyobrażalna presja na posiadanie potomstwa. Każda heteronormatywna para, która jest po ślubie lub wchodzi w wiek, który sugerowałby ustatkowanie się, jest oceniana. Przez znajomych, sąsiadów, rodzinę. Jeśli nie mają dzieci, to coś z nimi nie tak. Albo nie mogą, albo jakieś z nich dziwaki, egoiści i karierowicze. Nie jest jednak tak, że presja kończy się, kiedy już się na dziecko zdecydujesz. Wtedy świat daje ci maksymalnie dwa lata na wzięcie głębszego oddechu, po czym powraca z serią pytań: kiedy kolejne? Chcielibyście mieć teraz dziewczynkę/chłopczyka? Dziecko musi mieć rodzeństwo, nie bądźcie egoistyczni, pomyślcie o jego przyszłości…
Drodzy rodzice, pytania: kiedy następne dziecko są równie nie na miejscu, jak pytania o ciążę. Nie musicie na nie odpowiadać. A jeśli już chcecie, na pytanie: „TO KIEDY DRUGIE?” odpowiadajcie z uśmiechem na ustach: „NIGDY”. Bez tłumaczenia się. I bez wyrzutów sumienia, że nie spełniacie czyichś oczekiwań.


Mamy jedynaków, jesteście tu? Dajcie znać, jak Wy patrzycie na ten temat.
Ilość komentarzy: 28!
Noooo bardzo był mi potrzebny ten artykuł. Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Bóg tak kierował moim życiem,że mój syn nie ma rodzeństwa. I nie będzie miał. Uczę się to mówić na głosi,bez płaczu i obwiniania siebie za to. Zamiast tego,wolę skupić się na rozwoju Filipa. Teraz,kiedy jest samodzielny i ciekawy świata,zaczynam cieszyć się byciem mamą. Wam też to polecam:)
Filip ma w życiu dużo szczęścia. Wszystkiego dobrego dla Was <3
Przeczytałam wpis i odrazu poczułam się lepiej. Myślę identycznie. Jedno dziecko całkowicie zaspokaja moje instynkty rodzicielskie. Poza tym przemawia do mnie argument wspomniany przez panią o niepwnych czasach, niedostatku wody czy pożywienia itp. To jest właśnie brak egoizmu. Egoizmem zaś jest chęć posiadania wielu dzieci, nie mogąc zapewnić im dostatecznego życia. Pozdrawiam.
Jestem mamą jedynaczki i dobrze mi z tym!
Chociaż mam czasem chwile zwątpienia, gdy otoczenie musi sobie „pogadać” na ten temat.
Ściskamy Ciebie i twoją córeczkę, dobrego lata dla Was – bez gadania 🙂
Świetny tekst, znakomite rozmówczynie. Jestem jedynaczką, bo moja mama straciła przede mną drugie dziecko, mojego brata. Całe życie – mimo świadomości rodziny o naszej sytuacji – musieliśmy wysłuchiwać „to kiedy braciszek?”, „a nie chciałabyś mieć rodzeństwa?”, „pewnie ci smutno i nie masz z kim się bawić jako jedynczce”. A mi jest i było rewelacyjnie, nigdy nie poczułam, że brakuje mi kogoś w tej naszej rodzinnej trójce.
Super jest czytać, że komuś jest dobrze <3
Bardzo potrzebny artykuł.
Jestem mamą półtora roku, a już słyszałam wielokrotnie, że „teraz trzeba szybko zrobić drugie”, że „jedynakiem trzeba się ciągle zajmować, a z rodzeństwem jest łatwiej” i inne bolesne bzdury. Ciążę zniosłam źle, poród jeszcze gorzej, a cały pierwszy rok życia mojego dziecko to bardzo ciężki, niszczący czas zakończony diagnozą poporodowego PTSD. Więc właśnie, na dzieci trzeba mieć zasoby fizyczne, psychiczne, ekonomiczne i mnóstwo siły. Dzieci nie są od zajmowania się rodzeństwem, rodzicami na starość, nie są „nasze” a są same dla siebie i tak chcę wychowywać swoje dziecko. Wymaga to dużego nakładu pracy i sił i już. Mam jeszcze w życiu siebie i chociażby swojego męża, wszyscy musimy o siebie dbać i wyraźne widzę, że układ ja, on i dziecko to jest pełna, cudowna i zgrana rodzina.
Dziękujemy za twój głos, wiele z nas czuje podobnie.
Jestem mamą jedynaczki, córka ma 6 lat. Mam ciężki poród za sobą, córka operacje po urodzeniu, na szczęście teraz wszystko ok ale wiecznie słucham że robię jej krzywdę, ponieważ nie chce mieć więcej dzieci i wzbudza to tylko we mnie wyrzuty sumienia 🥺
Nie miej, niech oczekiwania innych nie odbierają Ci radości z własnych wyborów. Wszystkiego dobrego dla Was <3
Cieszę się, że trafiłam na ten tekst! Ja tez mam 4-letnią córkę Alicję i nie chcę więcej dzieci. Widzę jak dużo poświęceń i wyrzeczeń kosztuje kobiety posiadanie dzieci. Nie skarżę się i chętnie poświęcam córce czas, organizuję zabawy i spotkania z dziećmi znajomych i kuzynami, których ma dużo. Chciałabym żeby miała wesołe dzieciństwo, w którym będzie czuła się szanowana i kochana, będzie czuła wsparcie swoich rodziców. Swoje własne dzieciństwo ze starszym bratem wspominam bardzo źle, życie w ciągłym strachu i poczucie bezradności kiedy rodzice nie zauważali że dzieje mi się krzywda, gdyż byli wiecznie zmęczeni i zaganiani. Dzisiaj nie mam chęci utrzymywać z bratem kontaktu, a spotkania kilka razy w roku gdy przyjeżdża z zagranicy odbębniam dla świetego spokoju, ale bez przyjemności. Dlatego nie wierzę, ze można być szczęśliwym dzieckiem jedynie jeśli ma się rodzeństwo.
Dziękujemy za twój głos. Też znamy wiele trudnych relacji rodzeństw, znamy też takie, które są o pięknej przyjaźni, zawsze ciekawe są te scenariusze i ich powody. Wszystkiego dobrego dla Was!
Ja mam czwórkę rodzeństwa. I tylko z jedną siostra utrzymuję umiarkowanie serdeczny kontakt, a z jednym bratem poprawne relacje. Uważam, że rodzina wielodzietna, w której w dodatku dwoje dzieciorów pochodzi z innego związku, jest patologiczna w ścislym tego słowa znaczeniu. Wiele bym dała, żeby nie mieć rodzeństwa za to całą miłość i uwagę rodziców, oraz jakiś dobry start ekonomiczny (np mieszkanie w mieście w którym studiowałam), czego zawsze zazdrościłam koleżankom będącym jedynaczkami…
Z rodzeństwa, za wyjątkiem jednej siostry, nie mam żadnego pożytku, ani towarzystwa, ani wsparcia. Każdy żyje w innym mieście, bądź innym kraju i właściwie nie mamy kontaktu. A ile w dzieciństwie przez nich przeszłam traum, to moje. Przez te potwory wchodząc w wiek dojrzewania już czułam się jak gówno. Moje poczucie własnej wartości leżało i kwiczalo, tyle wyrządzili mi krzywdy, zwłaszcza ci przyszywani.
W dorosłym wieku musiałam wszystko to przerobić z psychologiem.
Zdecydowałam się świadomie na tylko jedno dziecko.
Już na dzień dzisiejszy, choć ma tylko 6 lat, ma mieszkanie na studia we Wrocławiu, oraz odziedziczy takoż samo
nieobciążony kredytem dom po nas. Ma również zgromadzony na start kapitał,w późniejszym czasie dojdzie jeszcze samochód. Ma wszystko co chce, a czego mi brakowało, zabawki, gadżety, najlepsze, markowe ciuchy, różne uspoleczniajace terapie i treningi, zajęcia wspierające rozwój i zagraniczne wycieczki. Oraz całą naszą uwagę i czas. Ma takie dzieciństwo, jakiego ja zawsze zazdrościłam swoim rówieśnikom – jedynakom. I w dupie mam to, że wyrośnie z niego egocentryk. Dlaczego miałabym o to dbać, skoro sama jestem takim egocentrycznym hedonistą?
Dzięki za ten tekst. Nigdy nie chciałam więcej, niż jednego dziecka. Sama jestem jedynaczką, z kolei całą moja rodzina to nieprzebrane ilości kuzynów, kuzynek. Tak się napatrzyłam na konflikty między rodzeństwem, że podziękowałam;) I… Jestem macoszką dwojga dzieci, plus po latach wspólnego patchworkowego życia przyszła na świat moja i partnera wyczekana córeczka. I wiem, że nawet, gdyby nie miała przyrodnich sióstr, albo, gdybyśmy z partnerem byli młodsi, nie zdecydowalibyśmy się na rodzeństwo dla niej.
Wszystkiego dobrego dla Was! Patchworki są fascynujące, każdy ma swoją ciekawą historię, czytałaś ten tekst: https://ladnebebe.pl/w-patchworku-wiadomo-na-pewno-cos-dzisiaj-spieprzysz/
Ooooo! Jak dobrze, że weszłam.
Jestem mamą jedynaczki, ma niespełna 5 lat. Córcia jest naszym oczkiem w głowie. Ciążę przeszłam okropnie, poród był ciężki, dlugi i mega bolesny. Potem opieka nad noworodkiem była dla mnie zderzeniem ze ścianą. Tęskniłam za dawnym życiem. Teraz gdy córka jest już duża, wszystko wróciło do normy i naprawdę mamy dobre życie, w którym jesteśmy spełnieni.
Nie chce mieć drugiego dziecka, ale rodzina ciągle mnie wpędza w wyrzuty sumienia, że moja córka nie ma się z kim bawić i że będzie samolubna. Ma wspaniały kontakt z kuzynkami oraz dziećmi w przedszkolu. Cieszy mnie, że nie jestem sama w takim położeniu.
ja jestem jedynaczką i nigdy nie czułam się z tego powodu jakaś wielce pokrzywdzona. Miałam przyjaciół. Ludzie uważają, że nie posiadanie rodzeństwa to klątwa, że rodzice jedynaków to egoiści. Tymczasem czy nie jest tak, że większość mówi: „zrób drugie, będzie łatwiej, zajmą się sobą!”? To jak to jest? Rodzic sprawuje opiekę czy też starszak? Czy to nie jest właśnie forma egoizmu: zrobię sobie kolejne dziecko, będzie się z nim bawić starszak, a ja zyskam przestrzeń? Dla mnie nie do zaakceptowania. Bo dziecko ma rodzic i to on powinien zapewnić mu uwagę. Przy drugim odpuszcza. Więc jest ono pod tym względem pokrzywdzone. A do tego dochodzi pokrzywdzony starszak, który nagle musi stać się „dorosły”, chociaż jest jeszcze małym dzieckiem – wiele mam potwierdza, że tak zaczyna postrzegać starsze dziecko: jakby z dnia na dzień stało się duże, wmaga od niego podświadomie więcej, bo jest przecież starsze, zachowania niegdyś akceptowalne nagle są „złe”, bo „taki duży, a coś tam”… Kto poda szklankę wody? To już w ogóle totalny szczyt egoizmu i chyba nawet nie chce się go komentować.
Zwróciłaś uwagę na bardzo ciekawy aspekt.
Świetny artykuł, dziękuję. Przyniósł mi ulgę.
Mój syn ma 9 lat, często pyta o rodzeństwo. Pojawił się na świecie późno, bo miałam wtedy 36 lat. Ciążę przechodziłam trudno(cukrzyca, depresja, lęk przed wadami genetycznymi i niestety brak wsparcia ze strony męża)
Podczas porodu zatrzymało się serduszko synkowi, miałam cięcie cesarskie ze wskazań nagłych. Na szczęście urodził się zdrowy.
Sama jestem jedynaczką ale po tych przeżyciach długo bałam się zajść w kolejną ciążę. Zegar biologiczny tykał Zaszłam w kolejną ciążę którą niestety poroniłam. Znowu zachorowałam na depresję, tym razem ciężką.
Namówiłam męża na adopcję bo nie wyobrażałam sobie przeżyć kolejnego poronienia. Nie chciałam żeby syn był bez rodzeństwa, tak jak ja. Mnie zawsze tego ogromnie brakowało, pomimo, że w moim otoczeniu zawsze byli przyjaciele, znajomi.
Niestety mąż(teraz już były), gdy już byliśmy przed adopcja bo nas zakwalifikowano, zrezygnował.
Teraz jest to dla mnie bardzo trudny czas. Nie mam męża, nie mam rodzeństwa, zostaliśmy sami z synkiem.
Często mam poczucie winy, że może powinnam była starać się o drugie dziecko, tym bardziej że kocham dzieci a bycie mamą to wspaniała chociaż trudna rola.
Artykuł i wypowiedzi pod nim trochę odbarczyly mnie od poczucia winy chociaż mam poczucie że z taką sytuacją jaka mnie spotkała chyba już nigdy się nie pochodzę. Źle znoszę samotność. Syn niestety ma to po mnie a mitem jest że przyjaciele zastąpią rodzinę.
Zanim urodziłam mojego syna, myślałam że chciałabym mieć dwójkę dzieci. Poród był ciężki, zakończony cesarką. Jednak prawdziwym szokiem dla mnie i mojego męża były pierwsze tygodnie opieki nad dzieckiem, ktore ciągle płakało i w ogóle nie chciało spać. Nie mieliśmy żadnej pomocy, a na dodatek u mnie rozwinęła się chroniczna bezsenność oraz depresja. Teraz jest już lepiej, syn jest radosny, śpi mniej więcej ok, wreszcie umiem cieszyć się z macierzyństwa. Ale zmieniłam zdanie co do drugiego dziecka. Przy jednym jest już tyle do zrobienia, że nie wyobrażam sobie, jak dalibyśmy sobie radę z dwójką, nie mówiąc nawet zresztą o kwestii finansowej. Nie mamy chwili dla siebie, oboje pracujemy, a jak syn idzie spać, to zamiast się relaksować, sprzątamy mieszkanie i próbujemy ogarniać bieżące sprawy. Nasz związek ucierpiał, a na dodatek moje ciało uparcie nie chce wrócić do stanu sprzed ciąży. Musiałam zrezygnować z mojego hobby (szycie). Czekam na moment, w którym moje i męża życie wróci do jakiejś znośnej normy. Nie chcę przechodzić przez ten stresujący okres jeszcze raz. Mam jednak trochę wyrzutów sumienia, bo sama wychowałam się z rodzeństwem i nie za bardzo umiem sobie wyobrazić, jak nasz syn będzie się czuł jako jedynak. Mój mąż wciąż jeszcze myśli o drugim dziecku, obawiam się z nim rozmawiać na ten temat,jakby to był temat tabu. Dziękuję za te teksty i komentarze!
Dzięki, że napisałaś <3 Wszystkiego dobrego dla Was!
Ooooo! Jak dobrze, że weszłam.
Jestem mamą jedynaczki, ma niespełna 5 lat. Córcia jest naszym oczkiem w głowie. Ciążę przeszłam okropnie, poród był ciężki, dlugi i mega bolesny. Potem opieka nad noworodkiem była dla mnie zderzeniem ze ścianą. Tęskniłam za dawnym życiem. Teraz gdy córka jest już duża, wszystko wróciło do normy i naprawdę mamy dobre życie, w którym jesteśmy spełnieni.
Nie chce mieć drugiego dziecka, ale rodzina ciągle mnie wpędza w wyrzuty sumienia, że moja córka nie ma się z kim bawić i że będzie samolubna. Ma wspaniały kontakt z kuzynkami oraz dziećmi w przedszkolu. Cieszy mnie, że nie jestem sama w takim położeniu.
Mam synka z zespołem Downa i chociaż przy drugim dziecku prawdopobieństwo wystąpienia genetycznych „atrakcji” byłoby ponownie statystyczne, to z obawy przed 9-miesięcznym stresem, nie zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. Pytania o drugie dziecko były częste i natarczywe, zwłaszcza od obcych osób, rodzina jest znacznie bardziej taktowna, rozumie też przez co przeszliśmy, bo była w tych problemach z nami. Teraz już nikt nie pyta, a ja doszłam do momentu, w którym z lubością tulę cudze maluszki, ale szczęśliwa przekazuję je ich mamom i wracam do swojego życia, w którym syn jest już ogarnięty, coraz bardziej samodzielny, w którym wracamy po 9 latach do względnej normalności. Tak jest dobrze, a ja jestem czasem zła na siebie, że tak długo odpowiadałam na pytania „kiedy drugie?”, tłumacząc się, zamiast po prostu mówić „nigdy”.
Dzięki za twój głos! I wszystkiego dobrego dla Was!
Jak dobrze wiedzieć, ze nie jestem jedyna, ktora nie chce miec wiecej dzieci. Mam corke prawie 7 lat kocham ja bardzo ale sama decyzja o posiadaniu dziecka wynikala raczej z rad niz z wewnetrznej potrzeby. Moje zycie bylo piekne – realizowalam siebie, studiowalam cos zawsze, wyjazdy. Corka urodzila sie i jest bardzo chorowita. Ciagle infekcje, zatrucia..cuda. Nie mam sily juz tak zyc. Niby tesciowa chce pomagac ale za kazdym razem odbieram ja albo chora albo problemami jelitowymi ( bardzo trzeba uwazac bo jest oslabiona lekami i ma podrazniony uklad pokarmowy ale nie kazdy to rozumie) . Maz wraca pozno. Musialam zrezygnowac z mojej pracy bo ciagle zwolnienia nie wchodza w gre. Nie umiem sie cieszyc… Jestem osoba poukladana a przy dziecku nie radze sobie. Ciagle ktos pyta – kiedy drugie.. ja ledwo przy jednym sobie radze. Wychowanie jednego kosztuje mnie zarowno fizycznie jak i psychicznie tyle co innych trojka. Jest mi ciezko. Nie jestem ta sama radosna osoba co kiedys. Maciezynstwo nie jest tak piekne jak widac to w filmach.
Zostałam mamą w wieku 26 lat, przez kolejne 13 lat byłam antyreklamą macierzyństwa, rodzenia itp. Córkę mam super. O drugim dziecku nie chciałam myśleć, ale w wieku 37 lat w głowie coś zaczęło kiełkować i zaczęliśmy z mężem dyskusje i o dziwo to ja byłam większym entuzjastą posiadania drugiego dziecka. Za miesiąc kończę 39 lat i za 3 tygodnie rodzę 2 -ie dziecko.
Nigdy się nie zarzekają nigdy! Nasze postanowienia i opinie zmieniają się z wiekiem, wiedzą i doświadczeniem życiowym. Najgorzej podejmować decyzje jak posiadamy jeszcze małe dziecko. Posiadanie dużego, samodzielnego dziecka też nie pomaga, bo rezygnacja z luksusu spontaniczności, swobody i wolnego czasu to najtrudniejszy krok. Ja go zrobiłam jak będzie czas pokaże, ale nie żałuję TERAZ😜
O matko! Jak bardzo był mi potrzebny ten artykuł! Jestem mamą wspaniałej jedynaczki małej M. i te wszystkie stereotypy na temat jednego dziecka są tak krzywdzące, ze aż mi się płakać chce. Nie ilość dzieci ale to jak je wychowujemy będzie świadczyło czy biedzę egoistą czy nie. Ostatnio zostałam wręcz zaatakowana stwierdzeniem jaka ze mnie EGOISTKA że mam tylko jedno dziecko. I te teksty o lepszym rozwoju rodzeństwa i szklance na starość itd. Nikt nie był w moich butach a życie mi się potoczyło tak że chodź bardzo chciałam drugiego dziecka nie mam i mieć nie będę. I dziś gdy moje dziecko jest przedszkolakiem i wymaga mnóstwo uwagi nie wyobrażam sobie dzielić siebie na jeszcze więcej osób prócz mojego partnera i dziecka.
Dziękuje bardzo wam za ten wpis, pozdrawiam i ściskam mocno wszystkie mamy jedynaków.