Magiczny Dolny Śląsk

Rodzinna wyprawa na 4 kółkach

Magiczny Dolny Śląsk
Kinga Hołub

Jeśli rodzinne podróże samochodem kojarzą się wam z testowaniem cierpliwości własnej oraz pasażerów podczas epickich miejskich korków, radzę wziąć mapę i zakreślić kierunek na weekendowy reset. Dolny Śląsk to zawsze dobry pomysł, a jak dobry – przekona was nasza relacja z podróży. Zapinamy pasy i mkniemy przed siebie.

Kinga ucieka od deadlinów, szkolnych wywiadówek i folderów Lightrooma pękających w szwach, by przez dwa dni jechać w zielonej scenerii. Nie, nie bez celu i na pewno z podróżniczą beztroską i ciekawością. Znacie ten stan, gdy siadacie za kierownicą, wciskacie gaz i jedziecie z głośno nastawioną nutą z radia? Mnie uspokaja. OK, dziś nie będzie cicho, bo dwójka z tyłu i cisza to oksymoron, ale mamy przed sobą drogę przez wsie i lasy, drogę, która rozwija się ochoczo przed nami jak motek wełny. Rodzinne Volvo V60 sunie przed siebie, humoru nie psuje pogoda, która postanowiła przekornie się popsuć – traktujmy to jako klimatyczną, jesienną słotę. Polowanie na słońce jest najbardziej humanitarną odmianą polowań, a spoglądanie na chmury przez dach panoramiczny cieszy dzieci niezmiennie.

Pędzimy do magicznej krainy, w dwa dni uszczkniemy jej zaledwie kawałek, posmakujemy odrobinę, ale warto. Dolny Śląsk to nie tylko miejsca, to też inny stan umysłu. Poznawani tu ludzie to chodzące historie, o porzuconych na rzecz wsi miastach, o odkryciach i zachwytach naturą, o nowym tempie życia, o słoikach z marynowanymi warzywami na jesień. Posłuchajcie o wrażeniach Kingi i o tym, co poleca. Odpalamy nawigację w aucie.

*

KWIECI

Bazą wypadową dla ekipy jest butikowy pensjonat Kwieci, o którym już pisałyśmy wcześniej, a właściciele, Łukasz i Piotrek, są bazą wiedzy i adresów polecanych w okolicy. Dojazd? Widoki zbyt piękne, by się nie zatrzymać, w polu nie pobuszować, nie dotknąć mokrych od słońca zwiędniętych twarzy słoneczników i kęp nawłoci. W końcu podróż bywa równie ważna, co sama destynacja. Do niedawna dojazd w stronę Wrocławia był wielką wyprawą, ale od kiedy otworzyli autostrady i ekspresówki, Dolnośląskie jest doskonałym miejscem na weekend – mówi Kinga. Dojazd do Kwieci z Warszawy zajął nam tylko 4:50 z trzema przystankami. Widoki po drodze są nieziemskie, malutkie poniemieckie wsie i miasteczka – szczerze mówiąc, człowiek miał ochotę co chwila stawać i napawać się tym widokiem – dodaje.

Lista miejsc do zobaczenia gotowa na kartce, ale wyciągnięcie dzieciaków z kącika zabaw graniczy z cudem. Dziecięca dziupla z klockami, zabawkami i kolejka elektryczną… Sami rozumiecie. Ale, przecież Dolny Śląsk rymuje się (prawie) ze słowem slow, Kinga kończy więc kolejną kawę. A może sięga po dokładkę śniadania? Bo o tutejszym jedzeniu można by pogawędzić dłużej niż chwilę.

Śniadania to raj dla podniebienia. Pierwszego dnia mogliśmy spróbować wegańskiej fasolki, był też szwedzki stół, na który składały się roślinne przysmaki, miód, wędlina, konfitury o nietypowych smakach, granola z gryki od sąsiadów ze Starej Kaszarni. Długo będę też pamiętać smak chałki, która też jest wypiekiem lokalnym – opowiada Kinga. Na drugi dzień jedliśmy na śniadanie coś bardzo zaskakującego: omlet na kiszonej kapuście polany miodem. W życiu bym nie wpadła na to, że to połączenie może tak kapitalnie smakować. Przyznaję, że największą miłością, zaraz po śniadaniach, były poobiednie desery. Mus czekoladowy z borówkami czy jaglana pana cotta z domową konfiturą z malin… – dodaje z rozmarzeniem. Menu przygotował Pan Tasak, a 8 października w Kwieci odbędą się warsztaty kulinarne prowadzone właśnie pod jego okiem. To świetny powód, żeby zajrzeć w Góry Izerskie. Tymczasem odpalamy auto i ruszamy dalej.

*

SCHRONISKO NA STOGU IZERSKIM

Stóg to jeden z najwyższych szczytów Gór Izerskich, położony na zachodnim krańcu Wysokiego Grzbietu, w pobliżu granicy polsko-czeskiej. Fajnych szlaków jest tu ogrom, wybraliśmy się na Stóg Izerski, na który wjechaliśmy kolejką gondolową – opowiada Kinga. To już samo w sobie jest wielką atrakcją dla dzieci. Na górze zjedliśmy szybki obiad w schronisku, żurek i gołąbki, i ruszyliśmy z polecenia chłopaków na Smrek. Trasa jest bardzo malownicza, dużo tam kamieni i korzeni na drodze (kolejny plus dla dzieci, chodzenie po wybrukowanym szklaku jest mało atrakcyjne), krzaki jagód już przebarwione na pomarańczowo i czerwono. Pięknie! Ludzi o tej porze było niewiele. Trasa zdecydowanie była warta spaceru, tylko pamietajmy, że jej pokonanie, które dorosłemu zajmuje godzinę, dzieciom może zająć dwa razy tyle, a ostatnia kolejka odjeżdża o 16.30. My zdążyliśmy i na kolejkę, i na kolacje do Kwieci!

 

*

TARG I WIEŻA W SIEDLĘCINIE

Pochmurny poranek trochę rozleniwia, ale sobota to dzień targowy – ruszamy na cotygodniowy targ rolny Górskie Smaki do Siedlęcina. To wydarzenie promuje lokalnych rzemieślników i producentów żywności. Na targu jest mnóstwo produktów, od warzyw i owoców, po kasze, mąki, wypieki, różnego rodzaju sery i wędliny. My wróciliśmy z mąką z płaskurki (stara odmiana pszenicy), mąką orkiszową, kaszą gryczaną ze Starej Kaszarni, serem owczym i pysznymi rogalikami. Szczerze mówiąc, kupiłabym więcej, gdyby nie to, że nie można było płacić kartą! – opowiada Kinga. Dzieci bardzo chciały wejść do wieży. Do obejrzenia było kilka poziomów, w tym malowidła ścienne, a z góry rozpościerał się piękny widok na okolicę.

*

DOLINA PAŁACÓW I OGRODÓW

Będąc w tych okolicach, nie sposób nie zauważyć pałaców – po drodze mijamy je nawet co kilka kilometrów. My poszliśmy za radą chłopaków z Kwieci i zobaczyliśmy trzy obiekty – opowiada Kinga. Na pierwszy rzut zespół pałacowo-parkowy w Łomnicy. Obeszliśmy go z każdej strony i nie mogliśmy nie zajrzeć do sklepu ze starociami, który znajduje się dosłownie po drugiej stronie ulicy. Nie mieliśmy szczęścia, kultowy sklep Coś na mole był zamknięty, ale drzwi obok uśmiechnęła się do nas Galeria II SantAntonio, z Tolą nie mogłyśmy się oderwać od oglądania tych wszystkich bibelotów. Drugi był zamek w Karpnikach, mieści się tam hotel, dlatego obejrzeliśmy go po prostu z zewnątrz. A na deser – pałac w Bukowcu, w którym jest siedziba Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów, możecie zajrzeć na interaktywną wystawę „Tajemniczy Las”, jest też ogromny teren parkowy ze stawami, punktami widokowymi i pawilonem zwanym herbaciarnią.

*

AQUAKULTURA

Mam nadzieję, że jesteście głodni. Nasz kolejny adres to Stawy Podgórzyńskie, które rozlewają się w Kotlinie Jeleniogórskiej, założone prawdopodobnie w XV wieku przez zakon Cystersów z Cieplic. To tu znajduje się restauracja Aquakultura, którą polecają chyba wszyscy miłośnicy dobrego jedzenia z okolic. Budynek robi wrażenie: nowoczesna stodoła, drewniana elewacja i widok na stawy w otoczeniu wzgórz. Zamówiliśmy czarnego fishburgera i czarne pierogi z jesiotrem (specjalnością Aquakultury są właśnie ryby) – rewelacja! Polecamy też zupę rybną, uwaga – porcje są wielkie! – zapewnia Kinga.

*

HUTA SZKŁA JULIA

W Hucie Szkła Kryształowego Julia warto załapać się na warsztaty dla dzieci. Podczas wizyty z przewodnikiem można poznać kolejne etapy powstawania kryształów, na Kindze największe wrażenie zrobiła praca hutników, którzy przelewali do formy rozgrzaną do czerwoności masę. Dowiedzieliśmy się też, czym różni się szkło kryształowe od zwykłego, przyglądaliśmy się pani wycinające wzory, które czynią kryształ wyjątkowym. Wizyta w Hucie to idealna propozycja, gdy na zewnątrz pada deszcz! – opowiada.

*

GÓRSKIE SPACERY

Dzień wyjazdu Kinga chciała maksymalnie wykorzystać na górskie spacery. Zależało mi, żeby dojście było w miarę bezproblemowe, ale widoki wyjątkowe – wspomina. Pierwszy cel to wodospad Szklarki, bardzo komercyjny, właśnie przez to łatwe dojście, jednak wystarczy go minąć i po chwili jesteśmy tu sami. Nie wiemy jak jest w sezonie, ale we wrześniu było bardzo spokojnie. Dzieci cieszył każdy znaleziony muchomor, szczeliny skalne, korzenie. Wizytę zakończyliśmy oscypkiem z żurawiną z grilla, wiadomo!

Drugi cel był trochę off roadowy, skałki pod Babińcem. Nie prowadzi na nie żaden oficjalny szlak, ale znaleźliśmy informacje, że łatwo można na nie dojść od nieczynnej już stacji narciarskiej, która znajdują się pomiędzy Szklarską Porębą a Jakuszycami. Dzieci jednak straciły szybko siły, szczerze zwątpiłam, że będzie nam dane je zobaczyć. To typowe skałki dla tych terenów, więc byłaby szkoda. Jagody, których było w bród, nie pomogły, dopiero jak znalazłam prawdziwka, dzieci dostały mocy, by znaleźć kolejne. I tak juz pełni entuzjazmu dotarliśmy na szczyt. Oj, było warto – zapewnia Kinga.

*

Weekendowy reset, przygoda na czterech kółkach. Niby kilka godzin, a miejskie pejzaże zamieniamy na zabytkowe ruiny i zamki, tłoczne ulice na górskie szlaki. Ekipie w podróży towarzyszyło Volvo V60, komfortowe i bezpieczne auto, które – jak to dzieci określiły – „ma mnóstwo bajerów”. Zapewne chodziło im o czujniki w lusterkach, które w przypadku braku opcji zjazdu na drugi pas migały na czerwono, czy asystent pasa ruchu – coś dla lubiących długie trasy w nocy. Regulowane w każdej płaszczyźnie fotele są super na obolałe od długiej trasy lędźwie, a panoramiczny dach to absolutny hit w rankingu dzieci!

To żeby nie popaść w miejską rutynę, dokąd jedziemy następnym razem?