Książki, które będziecie chcieli przeczytać. Plus konkurs.
Przegląd październikowych nowości

Zasypało nas i nikt nie narzeka! Odgarniać grabiami nie trzeba, stos nie liści, a książek wyrósł na półce redakcji. To oznacza jedno – dużo dobrego dla nas i dla was, w konkursie.
Cóż to za pyszny jesienny miks – będzie o emocjach, tolerancji, żałobie, lęku, zabawie jedzeniu. Czyli jakby o życiu? Wydawnicze nowości i nie tylko, przyglądamy się tytułom jak zawsze z ciekawością i czytelniczym głodem. W jesiennym menu coś dla każdego, sami zobaczcie.
„SMAKOWITA ZIELENINA” / TEKST: MARTA SZLOSER / ILUSTRACJE: SYLWIA TRACZ / WYDAWNICTWO LITERÓWKA
Jarmuż, brukselka, kiełki, kiwi, sałata, nać selera wplątane w literackie wątki? Zmiksowane z przygodami rezolutnych bliźniaków – Klary i Michała, którzy zabiorą nas w podróż po smakach serwowanych przez sąsiada Alberta. W jednym rodzeństwo jest zgodne – zielone to zło. Może i skrywa witaminy (czy ktoś je kiedyś widział???), ale smakuje rozgotowaną brukselką i kalafiorem. Krótko mówiąc, zdrowe i smaczne brzmi jak nieudolna reklama, jak kuchenny oksymoron. Ale… gdy ma się u boku sąsiada magika, który krok po kroku, łyżka po łyżce obala ten mit i otwiera drzwi do nowych smaków i to zielonych… można wreszcie zrzucić etykietę niejadka. Zanim dojdziemy do gotowania i przepisów tak kuszących jak lody ze szpinaku, zielone kluski jaglane czy żelki z kiwi, nabierzemy apetytu, czytając ciekawostki o zielonych bohaterach. Czy musztarda pochodzi z nasion sałaty? Co łączy rakietę i rukolę? Czy kapusta przyciąga złoto? Książka kucharska dla alergików, niejadków, niedowiarków – smakuje wybornie.




„KSIĄŻKA O TOLERANCJI. WŁOSY” / TEKST: JULIA TALAGA / ILUSTRACJE: AGATA KRÓLAK / WYDAWNICTWO NATULI
Mała, niepozorna, różowa książeczka, a jak (mamy nadzieję) namiesza i zaprosi do rozmów. O trudnych aspektach tolerancji nie trzeba pisać traktatów na sto stron, wygłaszać przemówień na konferencjach. Zacząć warto od własnego podwórka i od samych siebie, nawet jeśli przed lustrem zaklinamy się, że poszanowanie inności mamy we krwi. A potem…na imieninach wymsknie się stwierdzenie cioci: Olu, chcesz ściąć włosy, przecież ty dziecko na balet chodzisz! Tomek, różowe skarpetki, no wiesz… Ah te rudzielce, zawsze ciut złośliwe…Takie dredy to jak bezdomny z Brooklynu… Nietolerancja wyrasta z takich małych słów, uwag. Kiełkuje, zapuszcza mocniejsze korzenie, czasem kroczy ręka w rękę z agresją, złością. Spójrzmy na świat jak dzieci, ufnie i bez uprzedzeń. Różne włosy, różne ubrania, różne przekonania – inność daje, nie zabiera. Może to dobre motto na jesień?




„CO LUBIĄ UCZUCIA?” / TEKST: TINA OZIEWICZ / ILUSTRACJE: ALEKSANDRA ZAJĄC / WYDAWNICTWO DWIE SIOSTRY
Po totalnym zauroczeniu pierwszą częścią Co robią uczucia, wielu z was przebierało nogami, żeby znów zaprosić puchate stwory na czytelniczą półkę. W tym gronie byłam też ja! Jak z empatią i czułością przyjrzeć się uczuciom, które się w nas rodzą, czasem kotłują, czasem harmonijnie współistnieją? Gdy chcesz kogoś naprawdę poznać bierzesz pod lupę jego nawyki, zainteresowania, pasje, radości – z kim przyjaźni się Lęk i czego sam boi się najbardziej? Jaką porę roku najbardziej lubi Cierpliwość, która coś nieustannie pichci w kuchni. Czym ugości zgłodniałą Radość, Ciekawość i Beztroskę? Upór, choć jak zawsze przykleił się w jakimś niemożliwym miejscu też może załapie się na ucztę. Wdzięczność lubi wracać do dobrych chwil i zaglądać do szuflady z nieważnymi rzeczami. Ma szansę spotkać tam Nostalgię! A ja? Czuję Radość, że tak piękne książki powstają, łapcie ją!




„BAJKA O LĘKU” / TEKST: AGNIESZKA JUCEWICZ / ILUSTRACJE: MARIANNA SZTYMA / WYDAWNICTWO AGORA DLA DZIECI
O emocjach dorosłych i dzieci pisze się coraz więcej. I dobrze. Na półki trafiają poradniki, my okopujemy się w artykułach, już wiemy (przynajmniej w teorii) jak emocje regulować, jak je przyjąć. To nie jest kolejny poradnik, kolejna książka z serii jak radzić sobie ze złością. To cudowna bajka o emocjach (każdych), to książka, która pokazuje, że nie potrzeba tysięcy słów, bo o rzeczach najistotniejszych, choć niełatwych można powiedzieć tak prosto i tak w punkt jak to robi Agnieszka Jucewicz. Jakbym mogła porównać do czegoś czytanie tej książki, to z każdą stroną czułam się jakbym robiła na drutach ciepły szal – na końcu wraz z synem otuliliśmy się nim z uśmiechem, trochę wzruszeniem. Oto rodzinka Człowieczeńskich, która umie znaleźć klucz do każdego ze swoich dzieci: Radości Złość, Smutku, Wstrętu i Lęku. Z tym ostatnim mamy jakoś bardziej pod górkę? A jak byś chciał Lęku, żebyśmy się o ciebie zatroszczyli, kiedy się boisz? Książka absolutnie dla każdego.




SERIA MÓJ PIERWSZY KOMIKS 5+„W CIENIU DRZEW JESIEŃ PANA ZRZĘDKA” , „W CIENIU DRZEW, PODMUCH ZIMY” / “TEKST I ILUSTRACJE: DAV/
„PAN BORSUK I PANI LISICA”/ TEKST: BRIGITTE LUCIANI/ ILUSTRCJE: EVE THARLET / WYDAWNICTWO EGMONT
Przygodę z komiksami można zacząć już w przedszkolu pod warunkiem, że sięgniemy po tytuły dobrane treścią do wieku. Bohaterowie w serii, opowieści z morałem, kolorowe obrazki, większe litery (dziękujemy jako rodzice!) – oto komiksy, które pomogą złapać czytelniczego bakcyla tego formatu. Niby opowieści o zwierzakach, ale gdyby tak borsuki i lisy zamienić na siebie i rodzeństwo czy dzieci z przedszkola? Nagle okazuje się, że kłótnie i problemy brzmią znajomo! Gdy jedna ekipa buduje łódkę i kłóci się co chwilę, spływ tratwą staje pod znakiem zapytania. Budować samemu, po swojemu czy dogadać się w grupie? Jak pogodzić zupełnie różne potrzeby? Zimowy sen borsuka w ciepłym łóżku versus harce energicznej lisicy w śniegu – czy to przypadkiem nie przypomina wam wakacji z dwójką dzieci, gdzie każdy chce czegoś innego?
Do kompletu na półkę pierwszych komiksów dokładam nowości: kolejne tomy z serii W cieniu drzew, odsłonę jesienną i zimową. A w nich, znowu przeglądamy się przygodom zwierzaków, a może trochę nam samym? Pan Zrzędek grabiący liście doceni pomoc przyjaciół a zakochany lis w przydługim szaliku znajdzie zupełnie niechcący sposób na zawarcie nowej znajomości. Nawet nie wiecie jak wiele historii skrywa las…






„O KURZA TWARZ!” / TEKST:JUSTYNA BEDNAREK / ILUSTRACJE: NIKA JAWOROWSKA-DUCHLIŃSKA / WYDAWNICTWO SŁOWNE MŁODE
Nie wiem dlaczego kurcze jest blade, a kurka bywa wodna. Ani dlaczego bohaterami książek zostają najczęściej miłe futrzaste misie, zające czy wiewiórki. Po lekturze tej przezabawnej książki (to już drugi tom) zrozumiałam, że kurom też należy się rola pierwszoplanowa! Drób rządzi i koniec! Jedni trzymają w domach chomiki, rybki i papugi, rodzina Ogórków – stadko dorodnych i wygadanych kur rasy brahma. Jedne bardziej lotne (jak pisze autorka „bystre w stopniu niezaawansowanym”), inne charyzmatyczne czy marzycielskie. I jak tu zabrać całą pierzastą ekipę plus ludzką na wakacje jeśli większość hoteli kategorycznie nie przyjmuje kur. Nawet tak sympatycznych. Wezmą więc sprawy we własne skrzydła i załatwią takie wakacje, że cała rodzina dobrze je popamięta, w planach: nauka pływania lub ratowania taty Ogórka przez kurzą instruktorkę, znoszenie jajek podczas koncertu czy imieniny połączone z garażową wyprzedażą. Mój syn rechotał co chwilę, więc polecam bardzo!




„POZNAJ Z BLISKA DINOZAURY” / TEKST: DIEGO MATARELLI, EMANUELA PAGLIARI, CRISTINA BANFI/ ILUSTRACJE: BIANCO TANGERINE/ TŁUMACZENIE: KATARZYNA ROSŁAN WYDAWNICTWO SŁOWNE MŁODE
Gdy przy stole zamiast o przedszkolnych czy szkolnych przygodach musisz zgadywać co na obiad je owiraptor, a czym raczy się stegozaur może oznaczać, że jesz właśnie pomidorówkę z przyszłym wybitnym paleontologiem. Albo po prostu pasjonatem z dużą dozą ciekawości i determinacji. No powiedz dlaczego dinozaury citipti nazywano wielkimi mamami? A wiesz czemu dilofozaur miał podwójny grzebień? Dobra, no ale chyba wiesz skąd się wzięła nazwa dinozaury…Yyyy, może wiesz, a prawdopodobnie nie, natomiast twój rozmówca wie doskonale jeśli posiada tą wielgaśną książkę, album wiedzy o prehistorycznych gadach. Kompilacja tak szczegółowa, że ilością ciekawostek, detali, liczb i dokładnością szkiców zaciekawiłaby niejednego rasowego naukowca, bynajmniej nie w wieku szkolnym. Moja wiedza o dinozaurach kończy się na sympatycznych diplodokach, czas zagłębić się w lekturę. Tu naprawdę jest wszystko!




„WIELKIE MARZENIE MAŁEGO KRECIKA” / TEKST: TOM PERCIVAL/ ILUSTRACJE: CHRISTINE PYM / TŁUMACZENIE: MARCIN BRYKCZYŃSKI / WYDAWNICTWO JEDNOŚĆ
Chciałbym tak jak inni. Chciałabym jak oni. Jak często wzdychasz, bo inni robią coś lepiej mają talent, tam gdzie ty dwie lewe ręce? A może martwisz się, bo zapalasz się do kolejnych nowych wyzwań, wkładasz serce a wychodzi…no jak zawsze. Ludzkie dylematy trapią też pewnego małego kreta, który drążąc podziemne tunele rozmyśla nad swoim życiem. Nie umie szybować jak ptaki, pływać jak kaczki, a podziemne spacery kończą się zrujnowaniem lisiego mieszkania oraz ogrodu. W obliczu niepowodzeń mógłby się poddać. Czy tak zrobi? Upór i determinacja, wiara w swój talent pozwolą bliską katastrofę zamienić w sukces, ale nie zdradzam szczegółów. Ta lektura przyda się wszystkim niedowiarkom wątpiącym we własne siły.




„NIEWIDZIALNA NITKA. OPOWIEŚĆ O MIŁOŚCI ŁĄCZĄCEJ RODZINĘ” / TEKST, ILUSTRACJE: MIRIAM TIRADO/ TŁUMACZENIE: ANNA KOZACZEWSKA / WYDAWNICTWO JEDNOŚĆ
Odrzućmy naszą wiedzę medyczną, lekcje anatomii. I pomyślmy, że pępek każdego z nas jest niewidzialną nitką, która łączy nas z bliskimi. Zwariowany pomysł? Może niekoniecznie, jeśli pomoże dziecku oswoić lęki przed rozstaniem, ukoi tęsknoty, załagodzi strach. Nina właśnie poznała rodzinny sekret, od tej chwili widzi coś, czego nie dostrzegają inni! Nawet gdy jest daleko od rodziny, przyjaciół jest z nimi połączona! Nawet z psem, którego co prawda jeszcze nie ma, ale jest już w marzeniach (i ma od dawna imię). I jeśli jakiś sceptyk zapyta Ninę podchwytliwie czemu nitki nie widać, odpowie niewzruszona: przecież gdyby były widzialne wszyscy byśmy się o nie potykali… Logiczne? Ciepła książka o miłości, do czytania wspólnie na kanapie.




„TAMTEJ NOCY NADESZŁA ZIMA” / TEKST: ANNA ELINA ISAORO / ILUSTRACJE: MIRA MALLIUS/ TŁUMACZENIE: IWONA KIURU / WYDAWNICTWO MEDIA RODZINA
Książka, która opowiada o emocjach najtrudniejszych, o przeżyciu granicznym jakim jest strata dziecka. Sytuacja być może wam bliska. Jak opowiedzieć o niej rodzeństwu? Metaforycznie, wprost, na skróty… A może po prostu szczerze, oddając głos małemu bohaterowi, który czeka na młodszego brata. Nigdy go nie zobaczy – jak ubrać w słowa taka historię? Autorka i ilustratorka stworzyły książkę czułą, mocną, pełną smutku ale też dająca pokrzepienie. Obydwie w swoim życiu doświadczyły straty dziecka, może dlatego z takim wyczuciem, ważąc słowa, ale też, nie unikając bolesnych faktów potrafią snuć o tym opowieść. To kartki, które przewracam w milczeniu, w ciszy. Dobrze, że o trudnych emocjach się nie milczy, że można sięgnąć po książkę, która oswoi dziecko z takim doświadczeniem. Koniec końców życie mały chłopiec poznaje kolegę, a życie toczy się dalej.




„NEURORÓŻNORODNE” / TEKST: JENARA NERENBERG / TŁUMACZENIE: KATARZYNA BYŁÓW / WYDAWNICTWO KRYTYKA POLITYCZNA
Nie przesadzę, pisząc, że jest to dla mnie książka przełomowa. Może nie jestem do końca obiektywna, bo sama mam neuroatypową córkę, więc temat przerabiam, żyję z nim, zmagam się. Po przeczytaniu tej książki dodam jeszcze jeden czasownik: doceniam. Tak, doceniam neuroróżnorodność swojego dziecka. Autorka, która sama odkryła na czym polega jej odmienność już w dojrzałym wieku, podważa stygmatyzujący podział na normalnych, i na innych, na tych bez deficytów i z nimi. Jakże uwalniające jest stwierdzenie, że to świat jest skrojony nie na miarę neurotypowych. To społeczeństwo nie przestawiło się na różne tory, podąża jednym ponoć jedynie słusznym. Maskowanie, wtapianie się, wyzbywanie się prawdziwej natury – oto co najczęściej i z powodzeniem robią dziewczynki. Sito badań, skrojonych pod chłopców, nie wyłapuje, nie daje im wskazówek. Zresztą, co jest normą i kto o tym decyduje? Autorka nie tylko rozmawia z kobietami, które są neuroróżnorodne, ale też analizuje jak możemy zadbać o swój dobrostan w pracy czy w domu. I co najważniejsze, przypomina czemu bycie ADHD czy autystycznie uwrażliwionym jest tak naprawdę pożądaną cechą w wielu zawodach. Świat potrzebuje różnorodności!



„ADHD. MÓZG ŁOWCY I INNE SUPERMOCE ” / TEKST: KRISTIN LEER/ TŁUMACZENIE: MAŁGORZATA ROST / WYDAWNICTWO ZNAK LITERANOVA
Pani dziecko jest ciągle rozkojarzone i zapomina o czasie. A może inaczej? Pani dziecko jest ciekawe świata i skupia się na chwili obecnej. Odwróćmy perspektywę! Kolejna książka, która uświadamia bzdurność traktowania neuroróżnorodności jako dysfunkcji, deficytu. Autorka idzie dalej, pokazując czemu ADHD (tak krytykowane w szkole) mieści się nie tylko w szeroko rozumianej normalności, ale jest wręcz supermocą. Zespół nadpobudliwości psychoruchowej wyposaża ludzi w wielu umiejętności niedostępnych dla innych jak choćby nieskończoną kreatywność, energię, spontaniczność. Gdy tylko szkoła, społeczeństwo przestanie rozdawać ochoczo łatkę leniucha, buntownika, nerwusa okaże się, że zbiór cech ADHD nie jest wyrokiem, lecz darem. Warto spojrzeć na proste porady ułatwiające nam czy dzieciom z nadpobudliwością funkcjonowanie w domu, szkole czy pracy. Mi otworzyła oczy na wiele aspektów!




UWAGA KONKURS!
Półka się ugina pod ciężarem, zniesiemy to! Podobnie jak dłuższe, ciemne wieczory, deszcz, słotę, pierwsze katary. Miękka poducha, herbata, książka, klimatyczna lampka – jesienne warunki wspierają czytelnictwo jak nic. My dokładamy naszą cegiełkę w postaci paczki książek w konkursie – dziś pytam was w komentarzu: jaka książka dla dzieci otworzyła wam oczy, była odkryciem, pozwoliła spojrzeć na coś inaczej? Na odpowiedzi w komentarzach pod przeglądem, czekamy do 9.11, autora najciekawszej, naszym zdaniem, odpowiedzi wymienimy tu następnego o dnia.
Regulamin naszych konkursów znajdziecie tutaj.
WYNIKI: ale cudownie zasypaliście nas tytułami, wielu nie znałam, lista do przeczytania robi się długa! Czuję, że odkryciem będzie dla mnie książka o której pisze Marta, „Projekt Barnabek”, paczka leci do ciebie!
Materiał powstał we współpracy z wyżej wymienionymi wydawnictwami.
Ilość komentarzy: 43!
Nam odkryta na nowo śietnie znana mi z mojego dzieciństwa książka Astrid „Dzieci z Bullerbyn” otworzyła oczy na to że dzieciństwo jest piękne bez miliona zabawek, pierdułek i przydasi. Że dziecko z 3 lalkami też da radę. Nauczyła odmawiania miliona przentów bo skoro dzieci z Bullerbyn mając jak książkowa Lisa kilka lalek i książek miała szalone, piękne i kolorowe dzieciństwo tak i moje dzieci hej w przygodę 🙂 w domu mniej sprzątania, a każda zabawka naprawdę ma czas by dziecko się nią wybawiło 🙂
Książka o dobrej agresji, z wydawnictwa book ojciec i 'moze’ O magicznym potencjale’. Książki dla dzieci, które leczą rany dorosłych.
Bardzo otwarły mi oczy na to, co boli gdzieś głęboko, co zostało nieutulone, pominięte. Pokazują nasze rany i równocześnie naklejają na nie plasterek 💚 wszyscy dorośli, którym dałam je do przeczytania nagle doświadczyli przypadłości Nel z 'w pustyni i puszczy’ – spociły im się oczy.
Od zawsze czytałam dużo, wręcz chłonęłam i ciężko było mi zapamiętać tytuły książek, co najlepsze nigdy nie wracałam do tej samej książki po raz drugi. Wiadomo jak jest z bąbelkami Franklin czytany wieczorem po raz 10 potrafi zmielić fałdy mózgu, ale przebrnę i przez Franklina podaż nty widząc, iskierki w oczach mojej latorośli. Przełomem był dzień, kiedy owa latorśl która wieczorem rzadko przepuściła wspomnianego żółwika, wyciągnęła z półki książkę z biało niebieskim grzbietem. Zapomniałam o tej książce, kupionej z polecenia na wyrost jak wiele innych książek. Jesteś ważny, Pinku! Nie wiem kto w tamtym momencie bardziej potrzebował tej książki. Córka rozpoczynająca przygodę ze żłobkiem, czy ja mająca obawy przed posłaniem jej między inne dzieci nad którymi nie mam kontroli i pojecia kimś są i jacy będą dla mojej najmilszej pod słońcem istotki. To oczywiście był jedyny raz kiedy corka wyciągnęła inna książkę niż Franklin do tej pory, ale tamten wieczor mam w pamięci, w pamiętniku i teraz tu.
Tak trudno jest wybrać jedną pozycję spośród tak wielu. Jest ich tyle, a zarazem
zawsze nam czegoś potrzeba 🙂
,,Jesteś ważny, Pinku” – choć na pierwszy rzut oka wydaje się być książką dla malucha- nic bardziej mylnego. To pozycja dla dzieci, które potrzebują uwierzyć w siebie. Zobaczyć, że wszystkie nasze strony, te mocne i słabe warto zaakceptować i ,,zaprzyjaźnić się” z nimi. Mi pokazała, że każdy z nas (nawet ten dorosły) musi umieć odpuścić, że nie będę bardziej idealna robiąc coś ponad swoje siły, że moje nieidealne cechy po prostu będą ze mną i lepiej pogodzić się z rzeczami których nie jestem w stanie zmienić, bo będę ze sobą już do końca, więc warto siebie lubić 😉 a moje wybory i decyzje, dopóki nie krzywdzą innych są dobre 😉
Po każdym rozdziale jest miejsce i czas na dopowiedzenie sobie na różne pytania, wiec to moment na znalezienie pozytywów w sobie (choć ku mojemu zdziwieniu czasem to takie trudne ).
,,Opowieści o tym, co w życiu ważne” Marka Michalaka to mieszanka radości, smutku, śmiechu, empatii. Ta książka opowiada o tym, co ważne- o szacunku do dziecka i jego praw. Pomaga uporać się dzieciom z trudnymi dla nich emocjami i sytuacjami, a ja sięgam po nią i zawsze przypominam sobie o tym, że Ci mali ludzie mają prawo czuć inaczej, niż czułabym ja. Że coś, co dla mnie jest oczywiste i ,,przecież niż się nie stało” dla nich może być ,,końcem świata”.
Te dwa tytuły przyszły mi do głowy, jako pierwsze. Fajnie byłoby ,,dorzucić” do naszej kolekcji kolejne tytuły 😉
Ogromnie się cieszę, że pokolenie naszych dzieci wyrasta na tak fantastycznych, dbających o emocje pozycjach. W swojej biblioteczce mamy wiele książek, jednak jeśli miała bym wybrać jedną – to byłaby to „Odwagi Pinku”. Jest fantastyczna, pełna ćwiczeń i bardzo obrazowo pokazująca co się dzieje w naszym ciele, z naszymi emocjami. Skąd się biorą, uczy je akceptować i się ich nie bać. Pomaga pracować nad poczuciem własnej wartości. Sama nie wiem, czy więcej z niej czerpie nasz 4,5 latek czy ja sama. Każdy rozdział daje pole do ciekawej, rozmowy i zadawania pytań, tak ważnych, których jednak nikt nie zadawał nam w dzieciństwie. Niesamowite, jak będąc rodzicem, przepracowujemy wiele swoich emocji – a ta pozycja zdecydowanie w tym pomaga. Myśle, że jest to książeczka ponadpokoleniowa, w której odnajdą się i duzi i mali. Nakłania do refleksji, pozwala zrozumieć schematy i zaakceptować i ukochać siebie samego.
Moim odkryciem było ponowne sięgnięcie po moją ukochaną książkę z dzieciństwa, którą znalazłam w swoim rodzinnym domu. Książka „Ach, jak cudowna jest Panama” to książka o przyjaźni, marzeniach i docenianiu tego co się ma. Wspaniała opowieść dla dzieci i dorosłych. Pozwala przypomnieć sobie o tym, co w życiu jest naprawdę ważne. Cieszę się, że książkę którą czytała mi mama, teraz ja mogę czytać mojej córce :).
Książką, którą poznałam jako dziecko i na nowo odkrytą, kiedy stałam się dorosłą kobietą są bezapelacyjnie Baśnie Andersena. Na każdym etapie życia uczą nas czegoś nowego, pokazują że smutek, śmierć, tęsknota, ubóstwo i ból są nierozłączną i naturalną częścią życia, radości, śmiechu, zdrowia, bogactwa. Książka (ta sama pozycja wydrukowana w 1974!) towarzyszy mi przez 48 lat. Przeprowadzałam się 13 razy, mieszkała w 5 krajach, byłam jako dziewczynka i kobieta w różnych rolach ale Andersen zawsze mi towarzyszył. Zawsze uczył czegoś, czego jeszcze nie rozumiałam rok, dwa lata temu… Książka otwierająca i będąca najlepszym doradcą w listopadową, ciemną i smutną noc …:)
Jest bardzo dużo książek, których treść zmienia nasze postrzeganie świata, przypomina o ważnych rzeczach. Książki dla dzieci są wg mnie w tym temacie szczególne, ponieważ przypominają o sprawach często prostych, można by rzec dziecinnie prostych, o których my dorośli często zapominamy z każdym dniem przepełnionym obowiązkami. Dlatego ja uwielbiam czytać mojej trzyletniej córce. Czasami książka czytana po raz setny odkrywa jakiś nowy sens, zastanawiam się wtedy jak rozumie jej treść trzylatka, która dopiero uczy się świata. Jedną z książek, które są dla mnie szczególnie ważne jest „Tato, zdobądź dla mnie księżyc” Erica Carle. Pięknie namalowana przez autora, uwielbiam ja oglądać. Najważniejszy jednak jest dla mnie tekst, w sposób prosty, bez lukrowania, opowiadający o miłości taty do dziecka (dla mnie o miłości rodziców). Początków czytając ją zastanawiałam się kiedy moja córka zrozumie, ze tata tak naprawdę nie przyniósł Monice księżyca, czy będzie zawiedziona, poczuje się oszukana? Czytając ją kolejny i kolejny raz wiedziałam już, że ona rozumie, ze już wie o tym, ze rodzice kochają swoje dzieci tak bardzo, ze są w stanie zrobić dla nich wszystko. Wiem, ze my rodzice zrobilibyśmy dla naszych dzieci wszystko. Wiem, ze znaleźlibyśmy sposób by zdobyć dla nich księżyc. I znaleźlibyśmy sposób by zrobić to tak by miały poczucie, ze to się udało pomimo tego, ze księżyc nadal wisiałby na niebie. Miłość do dzieci jest oczywista ale ta książka jeszcze bardziej otworzyła mi na to oczy, upewniła ze pomimo ogromnych poświęceń i trudów związanych z rodzicielstwem, warto jest wspinać się po księżyc. Kiedy nasze dzieci się nim nabawią i w końcu zniknie, urośnie na nowo dla jakiegoś innego dziecka.
„Koala, który się trzymał” moja Z. (Obecnie 7 lat) wałkowała non stop tę książkę w wieku 3-5 lat, nie do końca rozumiałam jej fenomen, acz książka jak książka 🙃 moja Z. Miała ogromny lęk separacyjny, który wynikał między innego z jej zaburzeń ze spectrum, po czasie wytłumaczyła mi że koala ją nauczył że poradzi sobie jak „puści” trochę mamę i od tego czasu, tej rozmowy spokojnie chodzi do przedszkola ☺️
Odnajdywanie dziecka w sobie.
To najważniejsza lekcja, jaką otrzymałam wraz z zanurzeniem się w dziecięcą literaturę.
„Pan tygrys dziczeje” Petera Browna wyzwala z tych wszystkich warstw, które nakładamy na siebie w miarę upływu (dorosłego) czasu. Wyzwala i pozwala. Pozwala na powrót do naszego wewnętrznego „ja”. Pozwala zrozumieć, że tylko bycie sobą – prawdziwym i szczerym wobec siebie – sprawi, że będziemy czuli się spełnieni i szczęśliwi. A to zdecydowanie zwiększa szanse na to, że i nasze dzieci będą szczęśliwe… (poza tym, że będą oczytane 😉 )
Od wielu lat czekałam na swoje dziecko i wiedziałam, że będę chciała spróbować zarazić je swoją pasją do czytania. Mam przeczucie, że tak właśnie będzie. Chociaż moja córka ma dopiero niecałe 4 miesiące, to wraz z mężem bardzo dużo jej czytamy, to niesamowite jak ona na nas wtedy patrzy i słucha. Czytamy jej mnóstwo wierszyków, rymowanek, ale też powieści. Na rynku jest mnóstwo pięknych, mądrych książek, ale ja powróciłam do mojej ukochanej ksiażki z dzieciństwa „Pollyanna”. Jednak najpiękniejszym momentem dla nas jest, gdy czytamy naszej Córce bajkę, która sami z mężem napisaliśmy, gdy otrzymaliśmy takie zadanie na kursie dla rodziców adopcyjnych. Chcemy aby od początku wiedziała jak bardzo jej pragnęliśmy i jak się cieszymy, że z nami jest i będziemy tak razem żyć długo i szczęśliwie <3
Nie jestem w stanie przeczytać „Miłości” (Averiss, Beautyman) bez zalania się łzami w scenie, kiedy główna bohaterka zostaje sama pierwszego dnia w przedszkolu. Bo sama pierwszego dnia w przedszkolu zostałam ostatnim dzieckiem, które czekało już tylko w szatni z paniami. Otworzyło mi to oczy na to, jak głęboko pewne doświadczenia z dzieciństwa w nas tkwią i że wciąż mają wpływ na nas i wychowanie naszych dzieci. Że czasem krzyczymy, bo na nas krzyczano w podobnej sytuacji. Że nie chcemy pozwolić dziecku na pewne emocje, bo nam na nie nie pozwalano. Że boimy się wyjść z domu i zostawić dziecko pod cudzą opieką, bo sami w takiej sytuacji ogromnie cierpieliśmy. Jest w tym wszystkim bardzo pozytywny aspekt – kiedy już wiemy, że to w nas tkwi problem, mamy szansę zaopiekować się sobą. Dzięki temu możemy dać naszemu dziecku więcej tego, czego rzeczywiście potrzebuje, a nie tego czego nam się wydaje że potrzebuje, bo sami cierpieliśmy niedostatki w tym zakresie.
„Lato Stiny” ukazało mi jak pozornie niewiele trzeba do stworzenia pięknej relacji- tutaj dziadka z wnuczką. Pada między nimi niewiele słów, zajmują się codziennymi sprawami a jednak znajdujemy w tej książce to co najważniejsze: miłość, troskę, poczucie bezpieczeństwa, zrozumienie. Jest wspaniałe zilustrowana i wprowadza takie przyjemne uczucie ukojenia. Uwielbiam.
Dla mnie olśnieniem była lektura książki „A królik słuchał”. Do dzisiaj się wzruszam, jak ja czytam. Bo tam jest o rzeczy najprostszej, a jednocześnie chyba przez to najtrudniejszej do wykonania i zapamiętania – żeby po prostu być przy swoim dziecku. I słuchać. Nie pouczać, nie dobrze radzić, nie zagadywać, tylko po prostu słuchać. Dać się przewalić emocjom, wspierać swoją obecnością i słuchaniem. I czasem można być dzięki temu świadkiem, że fale na wzburzonym morzu wygładzają się, burzowe chmury się rozpraszają i wychodzi słońce. Ale to jest takie trudne, to bycie i słuchanie. Ja wciąż czuję, że jestem na początku tej drogi, żeby się tego nauczyć. Ale w rodzicielstwie czasem można wcisnąć przycisk „reset” i postarać się zacząć na nowo. A do książki o króliku wracam, bo jest piękna. I czuję, że nie puszczę jej w świat, tylko z nami zostanie. Dam ją moim dzieciom, jak będą miały swoje dzieci.
Od 38 lat kocham literaturę dziecięca. No dobra, miałam kilka(naście) lat przerwy, ale dzięki moim dzieciom od 9 lat moja milosc do niej przeżywa istny renesans. Zachwycają mnie płynące z niej prostota i mądrość, zaskakuje nazywanie rzeczy i uczuć po imieniu (bo tych ostatnich mamy przecież więcej niż znane mi w dzieciństwie radość, smutek czy złość). Jedną z pierwszych książek, która skradła moje serce na początku macierzyńskiej drogi, była krótka rymowana historia-„Piękna i mądra bajka o troskach zająca grajka” Ewy Kozyry-Pawlak. Pamietam lecące po policzkach łzy, kiedy czytałam, ze „nie trzeba znać się na wszystkim wcale, bo każdy z nas ma choć jeden talent”. Być może był to czas połogu-stad łzy i wzruszenie przy prostych rymach. A może był to taki moment w moim matczynym życiu, ze miałam wrażenie, ze muszę (powinnam?) sama ogarniać wszystko? Nie wiem. Ale do dziś mam sentyment do zająca grajka i jego wyjątkowych, jak my wszyscy, przyjaciół. I właśnie tę wyjątkowość każdego z nas najmocniej z tej opowieści pamiętają moje dzieci. Za chwile czeka mnie trzecie spotkanie z zającem-ciekawa jestem, czy tym razem nastąpi we mnie wybuch entuzjazmu, czy poleja się łzy, i jaka prawdę weźmie z niej dla siebie mój najmłodszy czytelnik.
„Raz, dwa, trzy. Piaskowy wilk” ta książka napisana dokładnie tak jak myślą kilkuletnie dzieci, ich podejście, ich rozumowanie. A przecież to takie oczywiste, że dzieciaki to co widzą- widzą dokładnie takie jakie jest- bez zakłamania, bez udawania, oczywiście przekładają sobie na swój etap w jakim są. Ale to takie mądre małe bestie, z którymi naprawdę warto się liczyć i warto się od nich uczyć:)
„Może pomożesz innym dostrzegać piękno w każdym dniu?”. „Może staniesz się głosem tych, którzy sami go nie posiadają?”. Te oraz inne wyjątkowe pytania zadaje Kobi Yamada w książce „Może”. Sprawiły, że uświadomiłam sobie ograniczenia, w których funkcjonuję. Tych przekazywanych mi w domu, w szkole, od zawsze, wprost, i między słowami. Lęk o przyszłość i brak wiary w siebie są naszymi codziennymi doradcami. A przecież to kim jesteśmy, tu i teraz, sprawia, że jesteśmy wyjątkowi. Tak po prostu.
Książka „Może” spowodowała, że moim dzieciom powtarzam: „możecie pytać, marzyć, mieć nadzieję, upadać i podnosić się. Możecie wszystko!”
„Święta na świecie” – hiszpańskie „kupciaj pieńku” było u nas hitem i pokazuje, że świętować można różnorodnie i nie zawsze na serio. I wszystkie książki o kosmosie, bo moja szkolna edukacja zatrzymała się na etapie, że Pluton to planeta, a okazuje się że w kosmicznej materii dużo się zmienia i trzeba trzymać rękę na pulsie 😉
Jako dziecko bardzo namiętnie wierzyłam w Świetego Mikołaja! (Kto z nas nie wierzył?) Az kiedys czar prysł…Mikołaja nie ma. ALE! Mój światopogląd zmienił się, gdy mija córka dostała rok temu pod choinkę ,,milion miliardów świętych mikolajow,,. To nie jest tak, ze go poprostu nie ma i już! Na świecie jest milion miliardów świętych Mikołajow, którzy wyślizgają się do uszu dorosłych i mówią ,,daj dziecku prezent,, i tak co roku…a dorośli wciąż ich słuchają 😉
„Senny kamyk i inne bajki”. Ostatnio ta książka była dla mnie odkryciem. Daje możliwość zmiany rytuału snu, który nie był idealny, pomaga dziecku , ba i rodzicowi się rozluźnić, przygotować do spania. Mnóstwo tam informacji dla rodzica jak reagować, pomagać aby wieczór był czasem przyjemnym, a nie jak to często bywa ” walką ” o zaśnięcie do późnych godzin .
Sprawdza się codziennie
„Projekt Barnabek” Braci Fann zasługuje na miano książki roku. Jest to opowieść która powinna znaleźć się z wkazdej bibliotece, przedszkola powinny czytać ja swoim wychowankom. Książka w ciepły i czuły sposób opowiada o tym, że nie trzeba być doskonałym aby realizować marzenia a jeśli czegoś bardzo pragniemy to Barnabek pokazuje nam, że warto podjąć trud pracy nad sobą i podążać za marzeniem. Jest to opowieść o siłę współpracy, marzeniach i byciu sobą nawet w tak zaginionym świecie jak ten w którym żyjemy. Bracia Fann pokazują nam odmienność i ja czym polega samoakceptacja. Zachęcają do podążania własną ścieżką o przypominaja o nie przemijających wartościach takich jak – przyjaźń i wierność ideałom. Barnabka nie można nie pokochać. Książka która przypomina nam co jest w życiu ważne. Dwa egzemplarze które posiadam są dla moich synów, to książki z którymi kiedyś opuszcza rodzinny dom po to aby nigdy nie zapomnieli o tym co sobą życiu liczy.
Razem z córeczką każdego wieczoru czytamy książeczki i odkrywamy coś nowego.Ostatnio czytaliśmy piękną książeczkę,,Lisica i wilk,,opowiadająca o utracie przyjaciela, odejściu.Byłam pewna obaw jak i czy w ogóle moja trzylatka zrozumie temat odejścia,śmierci.Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona jak ta bajka pomogła córeczce chociaż przybliżyć temat tak trudny Kiedy odwiedzaliśmy groby bliskich,córeczka spytała czy babcia też odeszła jak wilk i jest teraz gwiazdą na niebie.Zrozumiałam iż książki mają magiczną moc, potrafią otworzyć okno na świat.
Od razu przyszła mi na myśl piękna książka, która jest ze mną już 10 lat- „Lala Lolka”. Kupiłam ją dla mojego Syna i obydwoje za nią przepadaliśmy ❤️ Pierwsza autorska książka wspaniałej ilustratorki Katarzyny Boguckiej. To opowiedziana wierszem, z odrobiną humoru historia chłopca i jego ulubionej lali Wioli. Pasażerowie w komunikacji miejskiej, rówieśnicy w przedszkolu, a nawet pani przedszkolanka, wszyscy oni próbują oceniać Lolka i uważają, że mają do tego prawo. Lolek z pewnością siebie, mając oparcie w rodzicach, dzielnie broni swojego zdania. Historia o tolerancji i otwartości na potrzeby i upodobania innych. Książka porusza temat stereotypów, niestety wciąż mocno zakorzenionych w polskiej kulturze i wciąż nieprzepracowany. Dla mnie najważniejszą lekcją z historii o Lolku jest to, że rodzice zawsze powinni stanąć w obronie przekonań i emocji swoich dzieci ❤️ A wsparcie rodziny i pewność siebie wyniesiona z domu może nierzadko zaprocentować w przyszłości ❤️ Na koniec moje ulubione zdanie z książki:
„Przecież domy się nie walą,
Gdy się Chłopczyk bawi lalą!”
Moim ostatnim odkryciem jest książka pt.,, Babcocha” Justyny Bednarek. Choć może tytuł na pierwszy rzut oka nie zachwyca , warto dać jej szansę. Otwiera oczy na to ,że nie każde dziecko ma łatwe dzieciństwo. Skłania do rozmów , nad tym co w życiu ważne . Pokazuje ,że można cieszyć się nawet z tych małych rzeczy , czego przeważnie my dorośli nie potrafimy . Powinniśmy brać przykład z małych dzieci. Okładka , tekstura książki -aż chce się jej dotykać! Jest po prostu piękna .
Moim ostatnim odkryciem jest książka pt: ,,Babcocha” Justyny Bdnarek. Choć może tytułem nie zachwyca , trzeba dać jej szansę . Otwiera oczy na to , że nie każde dziecko ma łatwe dzieciństwo. Ponieważ nie wszystkie dzieci na świecie mają wszystko – beztroskie dzieciństwo . Czasem do szczęścia potrzeba tak niewiele :
poczucie bezpieczeństwa , zapewnienie podstawowych potrzeb , czy miłość .
Skłania do rozmów o tym , że warto doceniać małe rzeczy. My dorośli często o tym zapominamy . Powinniśmy brać przykład z naszych latorośli , które cieszą się ze zwykłych drobnostek . Okładka- tekstura -wyglądem zachwyca , aż chce się jej dotykać ! Jest po prostu piękna .
Zawsze lubiłam czytać. Czytam chyba od zawsze. Nigdy nie oceniałam książki po okładce. Nie zależało mi na popularnym nazwisku autora. Nie śledziłam list bestsellerów. Ale tytuł musiał mnie zaintrygować, zatrzymać i „chwycić”.
Moim największym odkryciem książkowym dla dzieci była książka Tullet’a Herve „Naciśnij mnie”. Otworzyła mi oczy na to, że już sama książka jako przedmiot może nas zachwycić i bawić. Czarować i zmieniać wcale nie gorzej niż elektroniczne tablety czy telefony. Książka, która dociera do dziecka i rodzica nie tylko przez pryzmat naszej wrażliwości i wyobraźni ale również przez dotykową integrację z samą w sobie książką. Naciśnij, pogłaszcz, pochyl i cyk. Działasz z książką a ona cię unosi. Fizycznie.
A potem tylko karmiłam mojego bakcyla. I patrzyłam jak książka bawią się moje dzieci. W integracji. Kolejne części serii tego autora. I tak odkrywaliśmy, że książka nie tylko musi dotykać duszy i wyobraźni. Skłaniać do refleksji. Ale może też bawić sobą. Każdą fizyczną papierową stroną. Kropka – którą, jeśli chcesz, możesz nacisnąć?
Wystarczy zacząć od paru spokojnych, głębokich oddechów…Takie proste, a tak trudne zarazem. Poszarpane nerwy rodzica i niepokój, który jest naszą codziennością bardzo często udziela się również dzieciom. Pozycją „Jesteś kimś wyjątkowym” chciałam pomóc swoim córką i dać im ukojenie po dniu pełnym różnych emocji. Okazało się, że nie tylko im pozwoliła lepiej się poczuć. Dzięki niej niej ja spojrzałam na wszystko inaczej i zrozumiałam że potrzebuję również dla siebie przestrzeni na wyciszenie się i uwolnienie głowy od nazbieranych za dnia wszelakich emocji. Odnalazłam w sobie wewnętrzną harmonię i bardziej uwierzyłam w swoje możliwości. Choć napisana dla dzieci, otworzyła mi oczy i uświadomiła jak ważna jestem ja na tej „karuzeli życia”. Dlatego najpierw wspólnie z moimi trzema córkami latamy na obłoczkach, leżymy na nagrzanej w słońcu trawie i z ziarenek zmieniamy się w piękne kwiatuszki. A potem jest mój czas – tak bardzo potrzebny. Wtedy powtarzam sobie jak bardzo jestem wyjątkowa i wystarczająca.
Nieustannie na nowo, za każdym razem, odkrywamy świat uczuć, w książce pod tytułem „Co robią uczucia” Tiny Oziewicz i Aleksandry Zając. Książka nie tylko pozwala wprowadzić dziecko w świat uczuć, jakie będą mu towarzyszyć niejednokrotnie w życiu. Skłania do zastanowienia się nad własnymi uczuciami, daje do myślenia i zastanowienia się nad tym na co, na codzień nie zwracamy aż tak szczególnej uwagi doświadczając różnych emocji. Pozwoliła mi ona również oczami mojego dziecka, zauważyć, że nie każdy rozumie tak samo świat uczuć, to jak widzimy często inne, różne szczegóły „rysunkowych stworków” podczas towarzyszących im emocji- jak to bywa w życiu każdy ma swoje zdanie, które nie zawsze jest takie samo. To jest piękne w tej książce, pozwala nam dostrzegać, jak jesteśmy różni, uczy zrozumienia dla każdego spostrzeżenia, każdego punku widzenia, uczy tego aby rozmawiać o uczuciach i nie skrywać ich w sobie. Książka ta z pewnością będzie jedną z tych, która długo będzie z nami.
Kiedy spojrzałam oczami pszczoły, myszy i psa na kota zrozumiałam, ze plamę na bluzce czy rozlane kakao ja wyolbrzymiam do wielkości jeziora gdy dla moich wnuków to pewnie nic większego niż kropelka…genialny przekaz w książeczce ,,a każdy widział kota’’ uczy wrażliwości i otwiera…OCZY!
Moje oczy i serce otworzyła Pollyanna. Mimo, że może i promuje nadmierny optymizm, mimo, że jest w niej pewnie sporo błędów poznawczych, to przy moim twardo stąpającym po ziemi podejściu, od zawsze była ukojeniem i pochodem ku świetlanej przyszłości. Bo to w całej swojej naiwności ważna opowieść o tym, jaką siłę ma w sobie prostota. I pozytywne myślenie 🙂 A w dzisiejszych, coraz dziwniejszych czasach działa jak plaster, niezmiennie 🙂
„Koala, który się trzymał” to ciepła książka o małym misiu koala. Rymowany tekst łatwo zapadający w pamięć i piękne ilustracje. Jest jeszcze coś- przesłanie, jakie niesie ta książka. Czytając ją swojemu dziecku, uświadomiłam sobie, ile energii wkładam w to uporczywe „trzymanie się drzewa, by nie spaść na ziemię”. Że niejednokrotnie jako ludzie (dzieci, czy dorośli) tak zakręcamy się wokół poczucia bezpieczeństwa, że nas ono obezwładnia. Staje się główną czynnością. Boimy się własnych wyobrażeń, a nie rzeczywistości. Wydarza się jednak „traaach” iiii?
Książka zostawia ciepło na sercu czytelnika i kilka refleksji. Spokojnie może być prezentem dla kogoś, kogo czekają zmiany lub się ich bardzo obawia. Bardzo ją polecam. To książka, która może rosnąć z dzieckiem i zasiana w pamięci dodawać otuchy w przełomowych momentach, dać impuls, by ruszyć dalej 🙂
To szaleństwo, że w dorosłym wieku dopiero zaczynamy rozumieć dzieciństwo, a w dzieciństwie tak dobrze definiujemy dorosłość. „Jak mama została Indianką”, to pozycja szczególna, bo pozwala spojrzeć oczami dziecka na… siebie. Ciągła praca nad własnym charakterem, presja otoczenia do doskonalenia się, wychodzenie ze strefy komfortu, kwadratowa głowa od powinności, wyrzutów sumienia, do tego spełnianie oczekiwań rodziny… no właśnie – zrozumiałam, że dzieci oczekują od nas czegoś innego niż myślimy, że oczekują. W przywołanej książce, mama przybija nożem do drzwi przypalonego kotleta i wybywa na wyprawę ze swoim synkiem, który nigdy wcześniej nie widział jej… takiej… w rozpuszczonych włosach, w cielistych majtkach, łowiącej ryby, zajętej byciem sobą, byciem z nim. Wolność i dzikość serca, jakże ważne cechy, które często mamy schowane głęboko, gdzieś pod stosem ręczników – niczym mydełko na mole. Po tej lekturze zrozumiałam, że nie muszę zawsze dzielić kartki z dziećmi, bo każde z nas tworzy swój własny obraz – dopiero takie dzieła wespół formują najpiękniejszą domową „galerię” i najdziksze, poziomkowe wspomnienia:)
To szaleństwo, że w dorosłym wieku dopiero zaczynamy rozumieć dzieciństwo, a w dzieciństwie tak dobrze definiujemy dorosłość. „Jak mama została Indianką”, to pozycja szczególna, bo pozwala spojrzeć oczami dziecka na… siebie. Ciągła praca nad własnym charakterem, presja otoczenia do doskonalenia się, wychodzenie ze strefy komfortu, kwadratowa głowa od powinności, wyrzutów sumienia, do tego spełnianie oczekiwań rodziny… no właśnie – zrozumiałam, że dzieci oczekują od nas czegoś innego niż myślimy, że oczekują. W przywołanej książce, mama przybija nożem do drzwi przypalonego kotleta i wybywa na wyprawę ze swoim synkiem, który nigdy wcześniej nie widział jej… takiej… w rozpuszczonych włosach, w cielistych majtkach, łowiącej ryby, zajętej byciem sobą, byciem z nim. Wolność i dzikość serca, jakże ważne cechy, które często mamy schowane głęboko, gdzieś pod stosem ręczników – niczym mydełko na mole. Po tej lekturze zrozumiałam, że nie muszę zawsze dzielić kartki z dziećmi, bo każde z nas tworzy swój własny obraz – dopiero takie dzieła wespół formują najpiękniejszą domową „galerię” i najdziksze wspomnienia:)
’Kolorowy potwór’ Anna Llenas.
To banalna historia o potworku, któremu poplątały się emocje, jest po prostu niezwykła w swojej prostocie. Przedstawia emocje takie jak złość, smutek czy radość w cudowny sposób.
Ostatnio, gdy chodziłam wkurzona po domu, dziewczynki przyniosły mi tę książkę, otwartą na stronie z emocją „złość” i czerwonym stworem. Rozbroiły i rozczuliły mnie maksymalnie!
Książka uświadomiła mi, żeby przestać oczekiwać od dzieci bycia idealnym wtedy, kiedy sami tacy nie jesteśmy:)
Kilka miesięcy temu trafiłam z moją córką na Jesteś już duży Susanny Isern.
Nie myślałam że książka dla trzylatki może tak głęboko trafić mi do głowy, a historia wracać w najmniej oczekiwanych momentach,a tu jednak!
Są w niej dwa elementy które mocno we mnie rezonują:
Po pierwsze, od zawsze mam problem z odnoszeniem porażek, zwłaszcza gdy się mocno staram. Książka Susanny uczy, że porażki są ok, są nauką na przyszłość.
Po drugie mam mocne tendencje do helikopterowania mojej córki, dzięki tej książce ( i wielu innym oczywiście) się z tym stopuję 🙂
Zdecydowanie, nie da się wybrać tylko jednego tytułu, w zwiazku z tym najbliższe westchnienie. Nie wiem na ile spowodowane przeprowadzka na Minorkę i wielka uciecha, gdy Pani, w księgarni z używanymi starociami, zgadła, że mówimy po polsku i wyciagnęła zapomniany, a jakże przez nas chciany stosik polskiej literatury dla dzieci w tym “Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka” Ingrid Chabbert Guridi, ale to jedna z tych ksiażek, która otworzyła rozmowę. W tym wypadku rozmowę o miłości. Też trochę, w naszym przypadku, z perspektywy dziewczynki nomadki, która właśnie dołaczyła do szkoły z nowym dla niej językiem werbalnym, jednym z wielu języków do komunikacji. Polecam!
Niezmiennie od lat kocham „Anię z Zielonego Wzgórza”. To książka, która nauczyła mnie ponad 20 lat temu, że jednak moje kłótnie z rodzeństwem i zakazy rodziców nie są najgorszym, co może mnie spotkać w życiu. To dzięki Ani zaczęłam inaczej patrzeć na świat – bardziej z przymrużeniem oka, może trochę z zawadiackim uśmiechem, i oczywiście zawsze z wiarą w to, że wszystko, chociaż czasem trudne, jest po coś. I to właśnie „Ania z Zielonego Wzgórza” będzie pierwszą książką mojego dziecka, które dzielnie rośnie pod moim sercem. Mam nadzieję, że pokocha rudą Anię jak ja!
Wraz z naszym synem przeżyliśmy piękne chwile z Puciem, Janem i Wito, Kicią Kocią, Pomelo, Elmerem… Dużo by tu wymieniać 🙂 Jest jednak taka książka, która sprawiła, że zaczęłam patrzeć na mojego syna jak na odrębną jednostkę – na kogoś, kto wie, czego chce i do tego dąży. I zaczęłam go (wreszcie!) akceptować takim, jaki jest.
Nie jest to książka o emocjach, dzieciach czy superbohaterach.
To książka o… owadach: „Owady od A do Z” Julesa Howarda. Pierwsza książka, którą świadomie nasz syn wybrał sam w księgarni i z którą długo się nie rozstawał. Uwierzcie mi, ile wieczorów musiało minąć, żebym skończyła się denerwować, że znowu czytamy to samo, i że znowu o tych owadach… Poświętnik czczony jedzący odchody innych (hit, jak to u czterolatka ;)) i inni jego przyjaciele wychodzili mi już uszami. Przecież na półce mieliśmy tyle innych wartościowych książek – nawet jeszcze nie otworzonych. Któregoś wieczora zdałam sobie sprawę, że to kwestia akceptacji. To, że nie do końca akceptuję czytanie co wieczór tej samej książki to też brak akceptacji wyborów syna, jego zainteresowań, a nawet jego samego. Ta książka otworzyła mi oczy na własne dziecko. Dzięki niej zaakceptowałam je takie, jakie jest (a nie jakie chciałabym, żeby było), zbliżyłam się do niego i weszłam do jego świata.
I chociaż w ostatnim czasie nasza książka o owadach stoi częściej na półce niż jest w użyciu, zawsze będę chętnie do niej wracać. Bo oprócz cykady faraona, husarza władcy czy jelonka rogacza, jest też Ktoś ważniejszy, kogo udało mi się lepiej poznać 🙂
Pozycją, która po latach zmieniała we mnie to coś, coś co drgnęło, to książka „Kubuś Puchatek” autorstwa A.A. Milne.
Na pierwszy rzut oka i słuch ucha to zbiór niecodziennych historii misia i jego towarzyszy. Od najmłodszych lat miałam tę pozycje zawsze pod ręka, była moim promykiem, słodyczą pod postacią zdań. Często czytanych przez mamę, a w późniejszym czasie przeze mnie. W tym okresie najbliżej było mi właśnie do tytułowego Puchatka, sympatią darzyłam jego nieporadność i ciepło jakim otulał zlęknionego codziennością Prosiaczka.
Po latach dojrzewania, okruchach buntu i zwykłej codzienności wróciłam do tej historii. Stare wspomnienia pokryte zostały świeżością spostrzeżeń.
Przyjemna, pozornie lekka historia ukazała się jako poradnik terapeutyczny, niczym opowieści dr Yaloma.
Czytając książkę, „na nowo” ujrzałam spektrum przypadków-postaci, które zmagają się z zaburzeniami psychicznymi. Nie są one w żaden sposób ignorowane czy też piętnowane.
Kłapouchy znajdujący się w głębokiej depresji, Prosiaczek cierpiący na zaburzenia lękowe, czy Tygrys zmagający się z ADHD. To bohaterowie. Tytułowy Kubuś, mimo zmagania się z zaburzeniami odżywiania, prowadzi wszystkich swoich towarzyszy w terapii, jest ich niepisanym psychologiem. Książka oswaja czytelników z emocjami, uczuciami, jednocześnie wskazując jak ważne jest wsparcie i bycie z drugim człowiekiem, niezależnie od problemu z jakim w danym momencie się zmagamy.
„Złodziej kury”. Kupiłam tę książkę jako ciekawostkę i chciałam zobaczyć, jak dzieci będą na nią reagować. Ta książka nie ma bowiem żadnego tekstu. Tekst trzeba wymyślać samemu. Okazało się, że dzieci książkę uwielbiają, chcą żeby ją „czytać”, ciekawią je różne historie, jakie można dzięki niej opowiadać i jak różnie można interpretować te same ilustracje. Zakończenie historii jest narzucone, ale i tak można je przedstawić po swojemu.
Książka pokazała mi, jak bardzo dzieci lubią wymyślać historie i jak bardzo uwielbiają zaangażowanie dorosłego, który się z nimi bawi. A tej książki nie da się opowiadać bez zaangażowania.
Współcześnie powstaje bardzo dużo pięknych i mądrych książek dedykowanych dzieciom, jednak czytanych przez dorosłych. Dla mnie pozycją wyjątkową i niezwykle potrzebną jest „Ostatni dżem babci” (wyd. Natuli). Książka („dla dzieci”), w której ja („dorosła”) odnalazłam cząstkę swojej historii. Książka („dla dzieci”), dzięki której ja („dorosła”) mogłam na nowo spojrzeć na naturalny, jednak często przemilczany i nieprzepracowany, element naszego życia, jakim jest śmierć. Niech nikogo zatem nie zmyli zdanie umieszczone na ostatniej stronie tej niewielkich rozmiarów książeczki – „Książka dla dzieci o śmierci”. Jest to bowiem, opowiedziana językiem najmłodszych, prawdziwa historia śmierci babci, którą powinien przeczytać każdy i każda z nas (zarówno mały/a, jak i duży/a). Każdy/a z nas w środku jest dzieckiem, które po prostu potrzebuje zrozumieć. „Ostatni dżem babci” to książka, która oswaja ze śmiercią, porusza i wzrusza, przede wszystkim jednak przynosi ukojenie.
Książka „Gdzie mieszka szczęście”. Prosta historia o 3 myszkach. Wszystkie obsertowaly siebe nawzajem. Pierwsza zazdrościła drugiej ładnego domu, druga zazdrościła trzeciej jeszcze piękniejszego domu, a trzecia zazdrościła dwóm poprzednim szczęścia, ktore widziała obserwując rodziny dwóch myszek ze swojego ogromnego, pięknego i ….pustego domu. Mój syn ja uwielbia a ja lubię ja mu czytać, za każdym razem uświadamiając sobie jakie mam szczęście…moją rodzinę.
„Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia” Elif Shafak, uświadomiła mi, że dzieci widzą i rozumieją znacznie więcej niż nam się wydaje i warto bardziej zaangażować się w wyjaśnianie im różnych dziejących się na świecie i w naszym życiu trudnych sytuacji. Najgorsze co możemy zrobić to uznać, że dziecko jest za małe na nasze wyjaśnienia i ich nie zrozumie. Bo prawda jest zgoła inna – dzieci zawsze coś wyciągną z naszym wyjaśnień i na swój sposób pojmą pewne rzeczy. Warto mówić, warto w nawet uproszczony sposób objaśniać świat. Również dlatego, że w ten sposób pokazujemy dziecku jak bardzo jest ono dla nas ważne i jak wielki mamy szacunek dla jego pięknego, dziecięcego umysłu.