Dawno, dawno temu, w pastelowej krainie pełnej porcelanowych wazonów i wzorzystych marokańskich dywanów, pewna redaktorka poczytnego portalu wypróbowała całe mnóstwo kosmetyków. Na własnej skórze.
Mgiełki pachnące różami, wygładzające sera i odżywcze, gęste jak bita śmietana kremy. Wezmę je na warsztat w niniejszej, czwartej odsłonie cyklu Kosmetyczka z Ładne Bebe. W końcowej części artykułu znajdziecie pytanie oraz zasady konkursu, w którym nagrodą jest zestaw przetestowanych z czułością kosmetycznych nowości. Trzymam kciuki!


RÓŻANY TONIK, SERUM I KREM BOGNA SKIN
Ekstrakt komórkowy ze śliwki kakadu i z kwiatu snowflower – brzmi egzotycznie? Pomyśl tylko, ile te tajemnicze ingrediencje robią dobrego ze zmęczoną centralnym ogrzewaniem skórą. Wzbogacający krem na dzień Daydream ma kremową konsystencję, co zwiększa jego wydajność, a na skórze pozostawia zdrowy blask. W towarzystwie lekkiej mgiełki toniku z kwiatów róży stulistnej, kojącej nie tylko skórę, ale i skołatane pandemią nerwy, oraz serum Like a star, bogatego w witaminę C, olej z opuncji figowej i probiotyk Lactobacillus Ferment, zbudują kompletną pielęgnację. Plus za szklane opakowania!
Kosmetyki Bogna Skin znajdziecie tu.
Cena toniku: 119 zł
Cena kremu: 129 zł
Cena serum: 179 zł



ODŻYWCZY BALSAM DO CIAŁA I GREJPFRUTOWY BALSAM DO UST IOSSI
W szklanej butelce z pompką kryje się aromatyczny, odżywczy balsam z ekstraktem z kokosa, nasion chia, olejem z rokitnika, masłem kakaowym i olejkiem ze słodkiej pomarańczy. Wierzcie mi lub nie, ale pokochałam koleżkę od pierwszego użycia i zabieram go ze sobą wszędzie. Zwłaszcza, że mieści się w kieszeni. W drugiej kieszeni chowam słoiczek owocowego balsamu do ust. To wygładzające naskórek cudeńko ma konsystencję musu, zapach grejpfruta i rozbrajająco różowy kolor (to sprawka ekstraktu z korzenia batata). Nie rozstaję się z nimi i wam radzę to samo.
Kosmetyki Iossi znajdziecie tu.
Cena balsamu do ciała: 89 zł
Cena balsamu do ust: 44 zł



SUPLEMENT WIMIN
Czteroelementowy zestaw pigułek w suplemencie Lepszy seks od Wimin koncentruje się wokół odganiania szarugi, niemocy, wszelkich smuteczków i przywracania witalności. Kluczowymi składnikami są kozieradka, liście Damiana, witamina B6 oraz L-cytrulina. Ten team ma za zadanie pobudzić libido i przygotować ciało na potężny wzlot. W pozostałych trzech pigułkach znajdziecie łaskawe dla skóry antyoksydanty, detronizującą stres rhodiolę, czyli różeniec górski, oraz witaminy i minerały wzmacniające odporność. Love is in the air!
Suplementy Wimin znajdziecie tu.
Cena zestawu na miesiąc: 129 zł



LAWENDOWY PŁYN POD PRYSZNIC I OLEJEK DO CIAŁA WELEDA
Lawenda, królowa relaksacji. Możesz się bronić, a ona i tak zrobi swoje – ukołysze do snu lepiej od tej książki, co ją trzymasz pod łóżkiem, lepiej od ziółek i flanelowych piżam. A kiedy mierzysz się z jesienną bezsennością, zastosuj podwójną broń: żel pod prysznic plus olejek do ciała. Ciepły strumień wody i śmietanowa konsystencja żelu wymasują rozedrgane ciało, a olejek będzie się ślizgał po skórze jak zawodowy łyżwiarz, dopieszczając każdy jej niespokojny skrawek. Zadbana na 200%.
Kosmetyki Weledy znajdziesz tu.
Cena płynu: ok. 30 zł
Cena olejku: ok. 50 zł


SERUM WAKE-UP SHOT! ALKEMIE
Niech mnie ktoś obudzi! Kawa nie działa, woda z cytryną wylądowała właśnie w doniczce. Sprytna ręka podsuwa mi pod nos witaminowy shot w postaci serum Alkemie. W składzie samo dobro: m.in. ekstrakt z aceroli, wyciąg ze śliwki kakadu, olej tsubaki i L-arginina, błyskawicznie regenerujące i rozjaśniające cerę. Działa momentalnie, lekko napinając skórę i dodając blasku. Uważajcie tylko przy pierwszej aplikacji – pompka potrafi wystrzelić w dość nieoczekiwanym kierunku i momencie!
Kosmetyki Alkemie znajdziecie tu.
Cena serum: 149 zł


BALSAM DO CIAŁA I DEZODORANT SI SI BEE
Z marką si si bee, stworzoną przez Martę Szczepaniak, znamy się nie od dziś. Pamiętam pierwsze spotkanie z cudownie nawilżającym kremem z mocznikiem – do dziś zajmuje wysoką pozycję w moim prywatnym rankingu kremów do wszystkiego. Tym chętniej chwyciłam po pachnący wetiwerem balsam o konsystencji jogurtu i naturalny dezodorant przypominający swoim wyglądem balsam do ust (testowałam słoiczek o pojemności 30 ml). Balsam jest rozkoszny, nawilża prędko i bezbłędnie, nawet wysuszone na wiór łydki i zapomniane kolana. O ile dezodorant w codziennym użytkowaniu spisuje się przyzwoicie, to niestety nie przeszedł pomyślnie próby ogniowej, na jaką go wystawiłam. Trening 30-minutowej power jogi to dla niego za dużo, ale na plus zaliczam zapach i sposób rozprowadzania na skórze.
Kosmetyki si si bee znajdziecie tu.
Cena balsamu: 89 zł
Cena dezodorantu: 35 zł


REGENERUJĄCE SERUM I DETOKSYKUJĄCA MASKA W PŁACHCIE SUKIN
Zarówno maska w płachcie Sukin, jak i serum fundują twarzy zmasowany atak zdrową zieleniną w postaci wyciągów z jarmużu, pietruszki, spiruliny i chlorelli. To nas nie zwalnia z diety bogatej w zawarte w nich minerały i witaminy, ale spełnia wszelkie oczekiwania skóry wobec regenerującej i odstresowującej pielęgnacji. Serum ma lekką konsystencję, wchłania się w mgnieniu oka i od razu stymuluje procesy naprawcze. To, co w nim najlepsze, zostało także dodane do maski, by w ciągu kwadransa rozświetlić skórę twarzy, przegonić oznaki zmęczenia i ułatwić mierzenie się ze światem. Potwierdzam, działa na równi z czerwoną pomadką – w try miga wyczarowuje na twarzy zdrowy glow i motywuje do uśmiechu.
Kosmetyki Sukin znajdziecie tu.
Cena serum: 87,99 zł
Cena maski: 30,99 zł



ROZWIĄZANIE KONKURSU
Pytanie konkursowe brzmiało: w którym kącie łazienki składujecie szklane flakony perfum oraz butelki i słoiki kosmetyków tak, by nie dosięgnęły ich ciekawskie rączki dzieci ani rękaw niefrasobliwego partnera?
Zwycięskiej odpowiedzi udzieliła Agula:
Mam takie wspomnienie z dzieciństwa, które niesie ze sobą ogromne ciepło. Moja babcia zaczesująca w łazience długie, kasztanowe włosy. Zakładała wielkie klipsy, nawet jeśli nie wychodziła z domu. I ulubiona zabawa dzieciństwa – wyciąganie z kuferka kosmetyków babci. Ahh te kolory…czerwień szminki, kobalt cieni do powiek… Pamięć to coś wspaniałego
Moja babcia swoje kosmetyki trzymała w kuferku w drobne różyczki, który po niej odziedziczyłam. I ja w tym kuferku chowam też swoje kosmetyki, bo chce żeby moja córka miała podobne wspomnienia.
Gratulujemy i zapraszamy do udziału w kolejnych konkursach. Regulamin znajdziecie tu.
*
Ładne Bebe dziękuje Joasi Marcysiak, właścicielce sklepu Nomad za udostępnienie pięknej przestrzeni na potrzeby sesji zdjęciowej oraz marce Kopi za wypożyczenie biżuterii: sygnetu, bransoletki i wisiorka.
Oszałamiające bukiety z suszków to dzieło Gładki set design.
Ilość komentarzy: 45!
Sprytne lustro w łazience ma za sobą szafkę z sekretnym miejscem tylko na moje skarby 😉
Moje perfumy i wszystkie szklane kosmetyki najlepiej czują się w lodówce. Także tak, trzymam je na najwyższej półce, do której nikt prócz mnie nie sięga 🙂
Ja mam w sypialni swoją małą ale osobistą toaletkę. Na niej trzymam wszytskie swoje kosmetyczne skarby i luksusy. Żeby były bezpieczne obok jest mini kącik z kosmetyczką mojej córki. Jak dbać o siebie to razem.
Cuda są w centrum, żeby stale przypominały mi o tych małych kroczkach, które popełniam w drodze do pokochania siebie. Nauczyły mnie tego kobiety-inspiracje: babcia i mama. I ja przekażę ten sekret swojej córce, jeśli będzie mi to dane. Jestem z tych, które kochają się dzielić — zachęcam ochoczo do sięgania po moje mazidła, do delektowania się, co zawsze kończy się wymianą czułości. A że nietrudno je zauważyć — robi to nawet On, często nie umiejąc się oderwać od tego, co pachnie mu najpiękniej: mojego serca włożonego w świadomą, zdrową pielęgnację i chęci niesienia tej idei jak najdalej.
Od kiedy pojawił się mój Leon moja miłość nielimitowana wylewa się na niego od zmierzchu aż do rana, ten chłopiec swoimi rączkami malutkimi wypełnił moje dni, godziny. Kiedy przyjdzie pora jego spania udaje się do miejsca wytchnienia i samodbania, jest to łazienka a w niej mała szafeczka na moje szklane cudeńka. Takie chwile, minuty czy nawet godziny są bardzo cenne dla każdej dziewczyny.
Kuferek z podwójnym zamkiem i mini kłódeczka – zapewne kojarzycie taką z pamiętników 😉 mąż nie zagląda, syn nie potrafi otworzyć, moje skarby są bezpieczne
W szufladzie w koszykach odpowiednio posegregowane w zależności od przeznaczenia 🙂
W łazience w najniższej szafce na wypadek gdyby coś miało upaść nie stłucze się. Nie jeden raz ukochane kremy i perfumy leciały z wysoka bo moje sprytne dzieci zajrzą absolutnie wszędzie. Ale ze nie spodziewają się tego w takim miejscu (najciemniej bywa pod latarnia 😉 )moje ukochane kremy są zupełnie bezpieczne.
Wbrew pozorom wszystko kładę w zasięgu ręki i wzroku. Przecież kusi tylko zakazany owoc 😉
Szklane buteleczki, flakony i cudeńka, które łatwo się otwierają, to w naszej rodzinie pawdziwa jazda slalomem. Wyhamował nieszczęścia nam dziadek, wszedł do łazienki i wystukał młoteczkiem uchwyty w kafelkach, tuż nad pralką – o czym pojęcia nie miałam, bo w pracy byłam. A gdy wróciłam, to wisiała nagle taka półka deska, a na niej te nasze szczęścia największe. Nie wiedziałam jak dziękować z nieszczęścia swojego, bo kafelki stały się wyzwaniem dekoracyjnym. Ale dziadek był bardzo zadowolony, że mamy bardzo poprawnie teraz i nic nam tego spokoju nie zmąci.
A gdzie Dominika kupiła taka piękną bluzkę?
Cudne zdjęcia!
Nasza łazienka jest zapyziała. Tak twierdzi córka, a ja niestety muszę się z nią zgodzić. Łazienka czeka na remont, ale zawsze coś… Najpierw byłam w ciąży i nie wyobrażałam sobie kąpać się wtedy u teściów, potem urodziła się Klara i znów uznałam, że to bez sensu biegać na kąpiel z takim maleństwem po piętrach, potem byłam w drugiej ciąży i urodziła się druga córka, i znów remont oddalił się z analogicznych powodów. Później osiągnęłam kosmiczny poziom zmęczenia i zwątpienie w siebie. Trochę to trwało, ale wróciłam do pracy, i choć poziom zmęczenia wzrósł jeszcze bardziej, to wróciło poczucie własnej wartości, a wraz z nim chęć dopieszczenia się. I tu wracamy do łazienki, bo nic lepiej nie dopieszcza niż maseczka, peeling, pachnące serum i ziołowy hydrolat. I faktycznie musiałam się zastanowić gdzie te skarby schować, no bo łazienka mała, jak się stanie na środku każde miejsce jest na wyciągnięcie ręki, a co za tym idzie niesfornego łokcia mojego męża, i wszędobylskich paluszków córki akrobatki. Półka pod lustrem to równia pochyła, więc odpada, szafka też odpada bo tam rządzą Dziewczyny. Wtedy z pomocą przychodzi prymitywny, zwykły i powiedzmy sobie szczerze brzydki(!) koszyczek na przyssawki ze sklepu budowlanego. Elegancko wisi sobie wysoko, prawie pod sufitem, i trzyma te moje skarby. I może jest brzydki, ale ma piękną zawartość. A brzydki koszyczek w brzydkiej łazience to nawet pasuje.
Paradoksalnie, moje szklane precjoza trzymam na wierzchu. Małe raczki na blat jeszcze nie dosięgają, a z szuflad wyciągają co popadnie. Także okolice umywalki to istny armagedon, ale przynajmniej buteleczki są bezpieczne.
Moje perfumy i wszystkie szklane kosmetyki najlepiej czują się w lodówce. Także tak, trzymam je na najwyższej półce, do której nikt prócz mnie nie sięga 🙂
W skrzynce na narzędzia 🙂 pojemna, ciemna, plastikowa, ogólnie mało ciekawa, nie robi wrażenia na domownikach, więc nikt tam nie zagląda
O męża dbam ja, więc sam nic mi nie zabierze 🙂 malutkie rączki są jeszcze w brzuchu, więc i z tej strony nic jeszcze nie grozi kosmetycznym skarbom 🙂 ì
Moje wszystkie kosmetyki pochowane są jak i w łazience w zamkniętej szufladzie ,kosmetyczkach,które są pochowane po całym domu oraz w lodówce ponieważ trzymam tam od lakierów do paznokci i różnych balsamow do twarzy. Syn tylko raz dorwał kosmetyki to tuszem do rzęs postanowił pomalować cała buzię. Mąż nie rusza nic co należy do mnie 😀
Na szczęście w mojej łazience znajduje sie piekna metalowa półka na której znajdują się moje perfumy,kremy oraz inne kosmetyki.Półka znajduje się na wprost wejścia do łazienki i na szczęście dość wysoko gdyby byly na dole to na pewno nie udało bym mi sie ich uchronić przed moja 15miesięczna córką która gdy ktoś tylko otworzy łazienke od razu w niej jest i probóje sie wspinać na swoim podeście dosłownie wszedzie 😅
A ja tylko chciałam powiedzieć, że zdjęcia są przepiękna, a uroda Domi za każdym razem mnie zachwyca! Ściskam Was dziewczyny, jesteście wspaniałe.
Super artykuł. Większość kosmetyków znam i kocham 🙂
Chciałam tylko zwrócić uwagę, że dezodorant to nie antyperspirant i testowanie go power joga nie ma sensu. On nie zapobiega poceniu a jedynie brsudkiemu zapachowi 😉
Jest u nas w łazience jedna ruchoma kafelka w ścianie, że niby jakieś liczniki, rury czy inne inżynieryjne cuda, taka wiecie – dociśniesz a ona zrobi klik i sezam otwarty! Nie trzeba kodu, szyfru czy klucza by mieć w domu prywatny, idealny sejf. Polecam! 😊
O męża dbam ja, więc sam nic mi nie zabierze 🙂 malutkie rączki są jeszcze w brzuchu, więc i z tej strony nic jeszcze nie grozi kosmetycznym skarbom 🙂
Wszelakie sloiczki i flakony trzymam w szafce przy sufitowej. Trzeba troche stanac na paluszkach zeby sie tam dostac :p
Na szczęście w mojej łazience znajduje sie piekna metalowa półka na której znajdują się moje perfumy,kremy oraz inne kosmetyki.Półka znajduje się na wprost wejścia do łazienki i na szczęście dość wysoko gdyby byly na dole to na pewno nie udało bym mi sie ich uchronić przed moja 15miesięczna córką która gdy ktoś tylko otworzy łazienke od razu w niej jest i probóje sie wspinać na swoim podeście dosłownie wszedzie 😅
W piątym kącie, wirtualnym 😉 czyli flakony dzielnie stawiają czoła rcodziennej zawierusze 🙂
Cóż… te największe kosmetyczne skarby dzielą miejsce na półce z kosmetykami do pielęgnacji mojego… PSA 😉 Na przekór, nikt nie zaryzykuje pomyłki!
Kąt na bibeloty jest jeden, ale stoją tam dwie kosmetyczki – jedna szara, na trudny staromodny „klik”, od którego cierpną palce (ale nie moje, bo moje są sprytne;)), a druga, w fikuśne wzorki a la Matisse. Właśnie ta druga jest otwarta i zaprasza do swojego wnętrza ciekawskie macki dzieci. Znajdują się tam same puste już opakowania – mascary, pudełka po pudrze, suche antyperspiranty w kulce, nieużywane pędzelki do różu, zalotka, tubki po balsamach. Dużo rzeczy, które błyszczą, klikają, można wkładać jedne w drugie, otwierać, zamykać i bawić się nimi – w sklep, czy w salon piękności. Bez stresu, że coś zostanie połknięte, albo rozbite. A i mąż, widząc, że już wszystko „mam na wykończeniu”, do bukietu kwiatków czasem dorzuci odżywczy krem 😉
Moje kosmetyki stoją na szklanej półeczce po lewej stronie lustra. Synek niczego tam nie szuka, poniewaz jego kosmetyki stoją niżej a mąż swoje ma ustawione po drugiej stronie lustra. Nigdy nam się nic nie przytrafiło. Dobry podzial miejsc to podstawa😊
Moja żona mówi, że ma niewiele kosmetyków. Ja się nie znam, nie wiem ile to dla kobiety niewiele.
Nie wszystkie kosmetyki trzyma w łazience, chowa je z dala od wilgoci, ciepła, przeciągów i z dala od nas. Są kosmetyki. które zabiera ze sobą wszędzie : krem do rąk, balsam do ust i ulubiony perfum. Mówi, że nigdy nie wiadomo kiedy przyda się trochę pewności siebie 🙂
Te najbardziej przydatne trzyma w łazience. Mieszkamy na poddaszu, a co za tym idzie mamy wyyyysooookie sufity.
Nad zlewem wisi długa, drewniana półka i skarby żony poukładane pieszczotliwie, aż półka się ugina 🙂
Na szczęście nie musze chować swoich kosmetyków, a mogę je eksponować na półce nad umywalką, która jest tylko moja! To wszystko dzięki osobnemu WC i łazience co sprawia, że mamy aż dwie półki nad umywalkami 😀
Małe, szybkie i dociekliwe łapki mojego Urwisa dotrą bądź wymuszą dostęp do każdego zakamarka naszego mieszlania. W ciąży nie rozumiałam po co przykręcamy meble czy też wywozimy niebezpieczne lecz zbędne przedmioty albo zabezpieczamy mieszkanie. Teraz najchętniej zostawiłabym dwa garnki, kilka par ubrań na zmiane i zabawki, którymi moj syn gardzi, bo przedmioty codziennego użytku są o wiele ciekawsze.. Jedynym sposobem na ochrone kosmetyków jest MINIMALIZM- na widoku mam tylko to czego naprawdę potrzebuję, reszta czeka grzecznie w pawlaczu na swoją kolej, a wszystkie kosmetyki trzymam w pudełkach, to rozwiązanie daje mi zawsze pare chwil na reakcje, kiedy widzę, że mój syn właśnie zjada kartonik w którym trzymam krem. Mam też takie podejście, że niektóre rzeczy po prostu muszą się wydarzyć, żebyśmy zarówno ja jak i mój syn wyciągneli z tego lekcje
hmm nigdy nie przyszło mi do głowy chować szkło przed partnerem, więc wszystko jest widoczne na centralnej specjalnej drewnianej półeczce. Na dziecko czekamy więc JESZCZE nie chowamy!
A czy przed takimi huraganami coś się uchowa?! Pomyślę o takim miejscu ale chyba dopiero za jakieś 5 lat.
Ola – żona i mama 3 chłopów
Sytuacja na świecie zmusiła nas do pewnych zmian i tak oto jesteśmy w camperze na południu Francji. Jako, że miejsce na wszystkie rzeczy jest teraz BARDZO kompaktowe, lokum na moje klejnoty znalazłam w niewielkiej szafce pod sufitem w łazience 😀 Działa to bardzo sprawnie w 4 miesiącu ciąży. W przyszłości węszę jeden kłopot – gdy brzuch nieco urośnie, mogę nie zmieścić się do łazienki 🤣
Nie wiem jak to działa, że dzieciaki zawsze do zabawy biorą te najlepsze kosmetyki. Dlatego u mnie bez chowania się nie obędzie 🙂 Jest takie tajemne miejsce o którym wiem tylko ja z mężem, baaaa mój mąż już chyba o nim dawno zapomniał. W zabudowanej wannie jest ruchoma płytka która po zdjęciu z ukrytych magnesów ukazuje mój tajemny magazynek 🙂 Tam znalazłam super miejsce na schowanie moich cennych kosmetyków.
U nas to jest w tym kącie po prawej. I każdy dosięga. Kaja wychodząc z łazienki mówi co rano: bycie poperfumowanym jest czadowe! Mały Jaś omija łukiem to miejsce, bo jest tam zapach wanilii – nie lubi go okrutnie. A duże ręce Piotra nie biorą się za skomplikowane pudełeczka i słoiki, jemu wystarcza że na nie spogląda z daleka.
Ten kąt to nawet harmonijny jest, bo każdy śpiewa w nim na inną nutę, trudniej byłoby, gdybyśmy śpiewali na tą samą. 😉
Ja polecam trzymać kosmetyki w lodówce! 🙂
Dużo bardziej im to służy niż wilgotna łazienka, a czasami jest wręcz zalecane, zwłaszcza dla kosmetyków naturalnych.
Moja córka niczego nie dosięgnie/zje/wysmaruje/stłucze – a jak już będzie na tyle duża, żeby dosięgnąć, to chętnie podzielę się z nią swoimi kosmetykami 🙂
Mąż jakimś cudem ich tam nie zauważa i nie komentuje pojawiających się nowości -typowa męska spostrzegawczość 😉
I to przyjemne uczucie chłodu, które mnie budzi kiedy wklepuję zimny krem pod oczy 😀
Moje perfumy i wszystkie szklane kosmetyki najlepiej czują się w lodówce. Także tak, trzymam je na najwyższej półce, do której nikt prócz mnie nie sięga 🙂
Łazienka niby mała, ale skrywa wiele tajemniczych skrytek. Wiem o tym najlepiej bo sama je odkrywałam podczas sprzątania. I tak oto moje skarby chowam w najmniej osiągalnym miejscu w naszym domu – pod stelażem bidetu 🙂
Mam takie wspomnienie z dzieciństwa, które niesie ze sobą ogromne ciepło.
Moja babcia zaczesująca w łazience długie, kasztanowe włosy.
Zakładała wielkie klipsy, nawet jeśli nie wychodziła z domu. I ulubiona zabawa dzieciństwa – wyciąganie z kuferka kosmetyków babci. Ahh te kolory…czerwień szminki, kobalt cieni do powiek…
Pamięć to coś wspaniałego 🙂
Moja babcia swoje kosmetyki trzymała w kuferku w drobne różyczki, który po niej odziedziczyłam.
I ja w tym kuferku chowam też swoje kosmetyki, bo chce żeby moja córka miała podobne wspomnienia.
Stary zwany kochanym mężem moim,
łazi ciągle, aż coś zbroi.
Wiec wciąż chować muszę przed nim,
serum balsam no i kremik.
A że nasza kawalerka nie za wielka
kręta, ciasna no i ciemna…
Łatwo potknąć się i zbić te moje buteleczki…
dlatego większość moich dobroci chowam do nocnej szafeczki.
Tam czekają na ranną i wieczorną pielęgnację,
a ja nie muszę się już prawie o nic martwić.
Dodatkowo problem taki mamy…
że nasz mały mopsik Lumix lata po mieszkaniu no i bałagani,
chrapie, pierdzi biega no i psoci
w końcu coś mi zbije z tych mych dobroci.
A że szafka nocna jest w zasięgu jego łapek,
część szklanych buteleczek z dobrociami chowam do łazienkowych szafek…
do szufladki, której nie otworzy żaden piesek…
mopsik, anakin, czy kundelek.
A w szufladzie piękna, stara kosmetyczka,
stara no i cenna bo po babci, to rzecz oczywista.
Każdy wie, że to jest świętość w naszym domu,
nie pozwalam ruszać jej nikomu.
Skrywa wiele wspomnień i tajemnic,
a to znaczy dla mnie najwięcej.
Więc podsumowując zarówno jak i stary no i Lumix są bezpieczni,
a ja cieszę się beauty królestwem moim.
Nic się nie potłucze, nie wyleje, nie zepsuje,
a ja sobie na spokojnie moje kosmetyki kolekcjonuję.
Ja moje małe upiększacze trzymam w pudełkach od butów i różnych takich rzeczy z przykrywkami. Oczywiście staram się żeby były one jak najpiękniejsze, aby mnie nie odstraszały, ale też, żeby nie przyciągały oka. Dzięki takim pudełkom nikomu na myśl nie wpadnie zastanawianie się co jest w środku, bo będzie przekonany, że to buty. Też takie o to pudełka pomagają mi utrzymać porządek w moich kosmetykach. Te pudełka trzymam w jednej z dolnych półek mojej szafki w łazience.
Ja moje małe upiększacze trzymam w pudełkach od butów i różnych takich rzeczy z przykrywkami. Oczywiście staram się żeby były one jak najpiękniejsze, aby mnie nie odstraszały, ale też, żeby nie przyciągały oka. Dzięki takim pudełkom nikomu na myśl nie wpadnie zastanawianie się co jest w środku, bo będzie przekonany, że to buty. Też takie o to pudełka pomagają mi utrzymać porządek w moich kosmetykach. Te pudełka trzymam w jednej z dolnych półek mojej szafki w łazience.
Ja moje kosmetyki trzymam w kosmetyczce, którą dostałam od mojej mamy, wcześniej to ona ją używała. A chowam ją za ubrania do szafy, ponieważ szafę z ubraniami mam blisko drzwi.
Parafrazując znane powiedzenie o dzieciach – mała łazienka mały kłopot, duża łazienka duży kłopot? 😉 Oj zdecydowanie nie i przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Ileż my się naprzeklinaliśmy z powodu naszej poprzedniej łazienki, to aż przykro mówić. Stara kamienica, małe mieszkanie, łazienka jak dla hobbita. Co ja mówię, nawet hobbit miałby takiej dość. Niewiele miejsca, ciasnota, kosmetyki zagracające wszystkie przylustrzane półki, kremy zbite w gromadkę na umywalce, pralka zastawiona flakonami…. oj, słynna Perfekcyjna Pani Domu niechybnie uciekłaby z krzykiem, gdyby miała okazją oglądać naszą niegdysiejszą łazienkę. Tylko moje dziecko nie uciekało, nadmienienie zainteresowane wszystkim co wpadło w jego łapki. A potem z łapek na ziemie. A z ziemi wprost do kosza, bo czasem nie było już nawet sensu ponownie zbierać paletki roztrzaskanych cieni do powiek.
Ale jednak potrzeba to matka wynalazków i wraz z upływem czasu coraz bardziej dostosowywaliśmy przestrzeń łazienki pod nasze wymagania i nauczyliśmy się ogarniać chaos. Największy przełom nastąpił gdy przypadkiem przy sprzątaniu odkryliśmy, że za płytkami, za którymi jak sądziliśmy ukryto rury, wcale nie ma żadnych rur, tylko puste, głębokie i ciemne niczym studnia, miejsce. Jak się wtedy okazało od dawna byliśmy szczęśliwymi posiadaczami 3 dziur w ścianie. 😀 Strategicznie zakrytych płytkami, z których tylko jedna skrywała jakieś wystające rury i chyba resztki poprzedniej instalacji, a dwie pozostałe były całkiem puste. I zakurzone. Pomysł zrodził się natychmiast – wykorzystać szał twórczy osoby, która jakimś cudem wyryła w ścianie trzy dziury zamiast jednej i przemienić to w skrytkę na kosmetyki. 😀 Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy – goły beton wyłożyliśmy kafelkami, płytki stanowiącą drzwiczki wymieniliśmy na ładniejsze i tym samym zyskaliśmy dwie nowe półki na których potem trzymałam kremy i perfumy. Zaś z walającymi się wszędzie produktami do makijażu poradziłam sobie kupując dwupoziomową szkatułkę zamykaną na zatrzask, którego żadne małe rączki nie były w stanie samodzielnie otworzyć.
Dziś już nie mieszkamy w tamtym mieszkaniu, a po traumie związanej z małą łazienką, zainwestowaliśmy w duże pomieszczenie. I teraz wszelkie kosmetyki są sprytnie ukryte w mojej wielkiej, ukochanej szafie z przesuwanymi drzwiami, która kryje także pralkę i ręczniki. Tam ani małe rączki, ani zaspany z rana mąż nie są w stanie dosięgnąć moich skarbów.
Ale prawda jest taka, że nawet jeśli się naklęłam na tamtą lilipucią łazienkę, to w sumie czasem trochę jej jednak brak. Te szafki ukryte w ścianach, których drzwiczki ludzie brali za obrazki, miały jakiś tajemniczy urok. 😉