Zapukaliśmy do muzykujących rodziców, Olgi i Adama, by opowiedzieli nam o przedsennej rutynie swojego synka Juliana oraz o roli melodii w ich relacji z dzieckiem. Muzyka to w końcu rytm, powtarzalność. Brzmi znajomo, prawda? A jak działa?
Rytm wypełnia ten dom aż po sufit, choć jego mieszkańcy wcale tego nie planowali. Przynajmniej nie w sensie pilnowania jakichkolwiek stałych pór czy wprowadzania rytuałów. Olga i Adam są muzykami i to właśnie melodie tworzą atmosferę, która w magiczny sposób działa kojąco nie tylko na ich synka, ale również na tysiące obserwatorów na Instagramie. „Jesteśmy chaotyczni, pracujemy w nieregularnych porach. To właściwie Julek narzucił nam rygor, a nie my jemu. My musieliśmy się jedynie do niego dostroić” – zauważa Olga ze śmiechem.
Mówi się, że pierwsze dziecko jest jak pierwszy naleśnik – testowe. Czy udało się wam mimo wszystko wypracować jakąkolwiek zadowalającą rutynę, w tym tę drzemkową?
Trafiło nam się naprawdę wspaniałe, dobrze śpiące dziecko. Nie wiem, jakim cudem. Zwłaszcza, że my – Adam i ja – jesteśmy w rutynę najgorsi. Nawet jak sobie założyłam, że będę idealną mamą i zainstalowałam aplikację pilnującą pór snu, to do dziś pozostała ona niewłączona. Tymczasem ja się martwiłam raczej tym, że mój syn śpi za długo. Powiem więcej: potrafiłam się za nim stęsknić podczas zbyt długiej drzemki albo trochę zazdrościć mamom mniej śpiących dzieci, że mają z nimi więcej tych wspólnych momentów. Od początku przede wszystkim uważnie obserwujemy Julka, jego rytm, jego potrzeby i po prostu staramy się dostosować. Nasz synek jest zaskakująco regularny – ma stałe pory aktywności i drzemania, stałe pory posiłków, także w nocy, więc to on tworzy naszą rutynę.
Z twojego profilu w mediach społecznościowych bije wielki spokój i mnóstwo czułości. Czy tak postrzegasz swoje macierzyństwo?
W ogóle sobie tego nie wyobrażałam. Okres ciąży był dla mnie w pewien sposób okrutny i tak jak zazwyczaj trąbię o wszystkim, tak tutaj nie miałam ochoty się dzielić z innymi swoim stanem. Nie zrobiłam baby shower, nie puszczałam balonów, nie wystrzeliwałam confetti. Przez większość czasu czułam się raczej zgnieciona psychicznie, ale wszechświat dawał mi sygnały, że będzie lepiej. Chyba roztaczałam wokół siebie jakąś aurę, że potrzebuję wsparcia. Raz nawet obca kobieta zawołała do mnie na ulicy: „Powodzenia! Będę trzymać kciuki!”, a gdy na tydzień przed porodem, na koncercie Dawida Podsiadło, denerwowałam się ruchami małego, okazało się, że obok mnie stoi położna, która zaczęła mnie uspokajać! Sam poród też był dość wymagającym wydarzeniem, ale pojawienie się Julka sprawiło, że świat znów stał się przytulny i miły, a ja rzeczywiście znalazłam w sobie spokój. Przedtem byłam maksymalistką, zdarzało mi się być zasypaną cekinami jak Carrie Bradshaw, otaczać się nadmiarem przedmiotów, aż nagle szukając siebie, doszłam do wniosku, że minimalizm jest w zgodzie ze mną i porządkuje przy okazji życiowy chaos. Oczywiście tych rzeczy przy Lulku wcale nie jest mało, bo to moje pierwsze dziecko i wszystko mnie kusi, ale zaczęłam od wyboru wąskiej palety kolorów i czuję się z nią naprawdę świetnie.
Czujesz, że bycie mamą bardzo cię zmieniło?
Tak, chociaż to się jakoś samo stało. Kiedyś np. noszenie dzieci w chuście wydawało mi się nieco sekciarskie, a teraz sama Julka noszę i to lubię. Nie zastanawiałam się jakoś intensywnie nad rodzicielstwem bliskości, ale zadziałała intuicja, wrażliwość i to, że czułość jest dla mnie bardzo ważna. Ciągle się tulimy, lubimy tę bliskość. Mały zasypia na mnie podczas karmienia piersią i często już zostaję z nim w tej leżącej pozycji.
Chciałabyś coś jeszcze poprawić w waszej codzienności?
Ta codzienność przy maluszku się samoczynnie stale zmienia. Niedawno zdecydowaliśmy np. że sprzedamy łóżeczko Julka, bo i tak śpi z nami i ten mebel stał się legowiskiem kota oraz składem na pranie. Potem kupiliśmy je ponownie. Na pewno jednak czuję się wyspana, co z kolei przekłada się na mój spokój i cierpliwość. Zresztą ostatnio cała jestem ukojeniem. Po części pewnie dlatego, że całymi dniami słucham tzw. smętów i nostalgicznych kawałków. No, i cały czas śpiewam.
Opowiedz o tym. Wiem, że jesteś po Akademii Muzycznej i zajmujesz się muzyką zawodowo. Jaką rolę odgrywa ta pasja w Waszej relacji z synkiem?
Moja mama jest muzykiem, moje siostry podobnie jak ja pokończyły szkoły muzyczne, chociaż wybrały inne drogi. Adam z kolei jest cudownym, przezdolnym człowiekiem, który łączy talent z ciężką pracą. Ta muzyka po prostu z nami jest i nie ma możliwości, by Julek w niej nie wyrastał. Jeszcze w moim brzuchu śpiewał koncert na szczecińskim festiwalu jazzowym. Oczywiście jak wielu nowych rodziców mówiliśmy sobie, że nie będziemy wywierać żadnej presji i nasze dziecko absolutnie nie musi być muzykiem, ale siłą rzeczy go w nim widzimy. Nie doszukujemy się może zaraz talentu, ale wrażliwości muzycznej na pewno, chociaż zdaję sobie sprawę, że ma ją każdy maluszek. Mimo to dopowiadamy sobie, że rytmicznie uderzył w klawisz pianinka, a ja sobie wyobrażam, że zostanie w przyszłości moim akompaniatorem, co byłoby wielkim udogodnieniem. (śmiech) Z kolei Adam, widząc żywe reakcje Julka na swój kontrabas, automatycznie marzy, że jego synek będzie grał na kontrabasie. Bo też ten kontrabas rzeczywiście działa u nas zbawiennie na wszystkie bolączki i smutki. Jakby jednak nie było, trzeba przyznać szczerze, że póki co mały jest najbardziej zainteresowany zjedzeniem wszystkich instrumentów i to ten ich potencjalny aspekt kulinarny wygrywa z artystycznym.
Macie swoją ulubioną playlistę do usypiania?
Nie mamy, co ma swoje uzasadnienie. Jako że ja śpiewam cały czas – i kiedy Julek je, i kiedy go przewijam, śpiewałam też kiedy zasypiał i dosłownie zalewałam się łzami, że to jest takie piękne, te chwile. Ale zauważyłam, że gdy śpiewam, on zamiast spać, otwiera szerzej oczy, bo to budzi jego zainteresowanie. Był w stanie usnąć tylko przy niezbyt ładnych dźwiękach i tekstach piosenek, które go widocznie nudziły. Miks wszelkich rodzajów muzyki, chociaż głównie jazzu czy ostatnio jakichś naszych wspominkowych utworów z młodości, leci w naszym domu non-stop. Fascynuje nas to, że możemy zapoznawać nasze dziecko ze światem, pokazywać mu go, też w tym aspekcie muzycznym. Korzystamy z tej możliwości. Chociaż już teraz widać, że mały ma swoje preferencje. Lubi żywsze rytmy, reaguje na bluesa. Za to nie przepada za typowo dziecięcymi śpiewankami. Ta wieczorna rutyna nie może być więc u nas związana z muzyką, bo ona się Julkowi z zasypianiem nie kojarzy. Przed snem raczej coraz więcej czytamy.
A jak wygląda wasz, dorosłych, sposób na dobry sen przy małym dziecku?
Rytm Julka pozwala nam się wyspać. Pod tym względem mamy szczęście i spokojne rodzicielstwo. Myślę sobie, że może nasz spokój w głowie rzutuje na jego samoregulację. Przy nim przeżywamy też wiele pozytywnych emocji. Uczymy się łapać momenty, gromadzić cenne wspomnienia – stąd zresztą wzięły się nasze instagramowe nagrywki, z potrzeby zachowania naszych wspólnych chwil – i zachwycać się prostymi rzeczami.
*
A co przetestowali dla nas Olga i Julek?
Little Butterfly London – kosmetyki łagodne jak kołysanka
Już po samym ich zapachu wiadomo bez pudła, że zostały stworzone z miłością. Gudrun Wurm, mama małego Lucasa, zatroszczyła się o to, by wszystkie mikstury spod znaku motylka była robione z organicznych składników, były w pełni bezpieczne i ekologiczne (posiadają prestiżowy certyfikat Ecocert). Delikatny, nawilżający krem pod pieluszkę zawiera m.in. przeciwzapalne ziarno owsa i antyseptyczny cynk, ale zaskakuje również maślanką w składzie, która wspaniale pielęgnuje wrażliwą dziecięcą skórę. Płyn do kąpieli od stóp do głów pomaga zamienić codzienną kąpiel w przyjemny i wyciszający rytuał, który wzbogacony o mleczko (pełne cennych olejków, m.in. z awokado, pestek ogórka czy nasion papai) rozpieszcza i relaksuje lepiej niż wizyta w spa. Tym bardziej że odbywa się w pobliżu własnego ukochanego łóżeczka. Idealnym dopełnieniem pielęgnacji będzie czuły, łagodnie wprowadzający w senny nastrój masażyk o rozkosznym zapachu mandarynki i pomarańczy.
A co mówi o nich Olga? „Lubię, kiedy rzeczy narzucają mi działanie. Jak wiem, że muszę poćwiczyć, to najpierw kupuję strój i to mnie motywuje. Mleczko do kąpieli, krem, olejek do masażu Little Butterfly London – one wszystkie są tak przyjemne w dotyku, a do tego tak niesamowicie pachną, że odkryłam ogromną przyjemność w korzystaniu z nich, celebrowaniu tych pielęgnacyjnych zwyczajów. Cieszę się, że zaczęłam coś w końcu robić w kierunku dobrych nawyków”.
Organique – by całusy w czółko były jeszcze słodsze
Pielęgnacja ust z marką Organique to moment przyjemności dla mamy, a przy tym szybki sposób poprawienie wyglądu ust. Regularny peeling stymuluje nawilżenie, krążenie i normalizuje koloryt. Jest bogaty nie tylko w oleje i masła roślinne, ale również naturalne eksfoliatory w postaci kryształków cukru i drobinek kokosa, pozostałych po tłoczeniu oleju, co doskonale wpisuje się w lubianą przez nas ideę „less waste”. Po zrobieniu peelingu warto wyrwać jeszcze dwie sekundki z matczynej rzeczywistości i zastosować kremowe, odżywiające masło do ust. Nocne buziaczki staną się wówczas jeszcze milsze. Z kolei kosmetyki z linii Terapia oczyszczająca pozwolą celebrować wieczorne rytuały i jeszcze bardziej docenić te niezwykle ważne dla zdrowia (psychicznego) chwile samotności w łazience. Płyn do demakijażu, żel do mycia twarzy, peeling enzymatyczny i tonik łagodzący stosowane krok po kroku staną się serią drobnych, ale jakże istotnych czynności, które dotlenią i odświeżą cerę, a przy okazji podarują nam wytchnienie w biegu codzienności.
Olga potwierdza, że to ma znaczenie. „Zauważyłam, że po porodzie mocno szukam tego czasu dla siebie, choćby to było pięć minut. W branżę beauty jestem raczej żadna, ale tu również motywuje mnie produkt – pielęgnacyjne kosmetyki marki Organique umilają mi własne rytuały. Kiedy Lulek spędza rano czas z jeszcze zaspanym tatą, ja czmycham do łazienki i celebruję doprowadzanie się do ładu. To mój sposób na samotny poranek, którego zwyczajnie potrzebuję, bo wpływa na moje samopoczucie i mocno pobudza moją produktywność”.
Lassig – magia śpiworka
„Komfort spania w śpiworku dał nam nadzieję i motywację, że być może kiedyś uda się Lulka odłożyć, co z pewnością byłoby przydatne (przynajmniej od czasu do czasu) dla nas – rodziców” – śmieje się Olga. Przyznacie, jest coś rozbrajającego w tej części niemowlęcej garderoby. Zapinając bobasa w takie komfortowe i przytulne ubranko jak to od marki Lassig, trochę mu nawet zazdrościmy i od razu mamy ochotę zanurkować w drzemkę. Ale spanie w „woreczku” to coś więcej niż wygoda – to praktyczne rozwiązanie, poprawiające jakość dziecięcego snu, bo wskaźnik odporności termicznej tog 2,5 zastosowanych materiałów oznacza, że sprawdzają się idealnie zarówno latem, jak i zimą, zapewniając maluchowi równomierną temperaturę ciała przez całą noc. Ponadto nie ma opcji, żeby się rozkopał, więc także rodzic – szczególnie ten świeżo upieczony – będzie spać znacznie spokojniej.
The Royal Bee – przytulnie, ale nie gorąco
Trudno sobie w ogóle wyobrazić przytulny dom bez wszelkiej maści koców i kocyków, a zwłaszcza dom, w którym mieszka maluch. Kolekcja Nena marki Royal Bee zachwyca tkaninami i designem. Klasyczny kraciasty wzór, który stał się znakiem rozpoznawczym producenta, prezentuje się niezwykle elegancko w odcieniach szarości i beżu. O ile jednak kolorystyka ma znaczenie głównie dla rodzica, o tyle dla maluszka najistotniejszy jest materiał. Letni (i lekki) kocyk z bambusa ma właściwości bakteriobójcze, termoregulacyjne i antyalergiczne (polecany jest dla niemowląt z AZS), wersja zimowa zaś to niezwykle przyjemna w dotyku bawełna o gęstym splocie, która jest na tyle przewiewna, by bobasa nie przegrzewać.
„Odkąd jestem mamą, bardzo zwracam uwagę na jakość materiałów. Staram się wybierać rozsądniej i staranniej, a z czasem też – mniej. Kocyki The Royal Bee spełniły wszystkie moje wymagania” – uśmiecha się Olga.
Yellow Meadow – powiew przyjemnego luksusu w matczynej rutynie
Bambusowy szlafrok Yellow Meadow to pełnoprawny, ultrakobiecy, wygodny strój, otulający lepiej niż mgiełka perfum i dający przy tym porównywalne poczucie prestiżu. Trudno go nie pokochać, ale – co najważniejsze – łatwo w nim kochać siebie, nawet w trudnych momentach słabości, wycieńczającego karmienia czy robienia za poduszkę dla śpiącego na naszej piersi maluszka. Ba! Nawet gdy staje się naszym niezdejmowalnym domowym wdziankiem, czyni to z klasą godną rodowitej szlachcianki. Miękka (i piękna) sukienka, która może być też koszulą nocną, to kolejny ubiór, którym nie wzgardzi żadna mama, szczególnie że jej materiał współpracuje z naszym ciałem na każdym etapie zmieniającej się figury. W przypływie fantazji można również do tego anturażu dobrać otulacz dla dziecka z dopasowanym wzorem. Bo niby dlaczego nie?
Olga potwierdza magiczne działanie tych produktów. „Nie przypuszczałabym przedtem, że docenię jakościowy szlafrok, ale tak jest! Ten z Yellow Meadow nie tylko ułatwia karmienie, ale naprawdę pozwala mi się poczuć jak księżniczka. Mogę w nim spędzić cały dzień i czuję się w nim godnie również wtedy, gdy przychodzi kurier. (śmiech) Choć nie powiem, przydałoby się, żeby z czasem tata okazał się równie fajnym partnerem do zasypiania i żebym ja mogła się wówczas w tym moim szlafroku przechadzać”.
Mellow Concept Store – przytulność owieczki
Nie bez powodu owce kojarzą nam się z puszystością i łagodnością. Marka Mellow Concept tworzy wyjątkowe produkty z owczej skóry w pięknym odcieniu off-white, które sprawdzają się w życiu z dzieckiem podczas spacerów, drzemek na świeżym powietrzu czy zabaw na podłodze. Owcza skóra jest hipoalergiczna i oddychająca, a do tego wydziela kojący, naturalny aromat, sprzyjający spokojnemu zasypianiu. Śpiworek – idealny od jesieni do wiosny, nawet podczas opadów śniegu i deszczu – wyposażono dodatkowo w warstwę z wodoodpornego lnu. Mięciutki wkład do wózka lub leżaczka jest zaś na tyle uniwersalny, że posłuży również jako mata do brykania w domu, a jego przytulna struktura dodatkowo wspiera rozwój sensoryczny maluszka. Ale uwaga – wystarczy jedna nieostrożna chwila zapomnienia i sami będziemy się na nim wylegiwać bez końca.
„Produkty z owczej wełny i skóry z Mellow Concept Store idealnie wpisały się w nasze potrzeby sensoryczne i moje – estetyczne” – mówi Olga. Czyli mamy idealny zestaw zalet.
Electrolux – powietrze, które relaksuje
Oczyszczacz powietrza Pure A9 marki Electrolux z czułym systemem, który stale mierzy poziom jakości powietrza w pomieszczeniach oraz na zewnątrz i automatycznie dostosowuje parametry do zmieniających się warunków, to rozwiązanie nie tylko dla małych wrażliwców i alergików oraz ich marzących o chwili wytchnienia rodziców. Filtr antysmogowy, powłoka antybakteryjna i prędkość czyszczenia trzy razy wyższa niż w poprzednich generacjach produktu czynią z niego uniwersalny obiekt pożądania, bo wszyscy chcemy oddychać lepszym, czystszym i zdrowszym powietrzem, wysypiać się, nie kichać i nie prychać, unikać kataru i bólu głowy oraz nie przejmować się alarmami, choćby tylko tymi smogowymi.
„Zbieraliśmy się także długo do zakupu oczyszczacza powietrza, bo każdy nam mówił, jak to poprawia jakość snu, oddychania, ma korzystny wpływ na zdrowie. Teraz, gdy mamy Electrolux Pure, nie potrafię określić, czy faktycznie czuję różnicę, ale wynika to z tego, że nadal zachwycam się powietrzem w Szczecinie, bo czas studiów spędziłam na Śląsku” – śmieje się Olga.
Natuli – dobre słowa na dobrą noc
Czytanie dziecku przed snem to klasyka wśród rodzicielskich aktywności. Bliskość, przytulanki, a do tego rzeka pięknych słów. Takie momenty napełniają nasze serca ciepłem tak szczelnie, jak kakao wypełnia kubeczek. Urokliwe „Wierszyki na dobranoc” autorstwa Kasi Huzar-Czub z radosnymi ilustracjami Joasi Bartosik całkiem wprost i między wersami zachęcają do uważnej obecności, wyciszających zabaw i ćwiczeń relaksacyjnych, oswajania ciemności, masażyków, zamykania oczek i ufnego zasypiania w poczuciu bezpieczeństwa. Wspólna lektura tej wydanej przez Natuli książeczki może się stać jednym ze stałych momentów kończących pełen wrażeń dzień.










































