Jeśli przetrwasz remont domu, przetrwasz w związku wszystko
Razem z marką Organique sprawdzamy, co u starych znajomych.

Kupując stary dom wiesz, że otwierasz nowe drzwi i etap. Czasem i puszkę Pandory. Wykończenie domu może też… wykończyć związek, a już na pewno podsunąć niezły test dla dwojga. Paulina i Piotrek wyszli z niego obronną ręką. Hej, zaglądamy do was!
Kolejna odsłona serii, którą organizujemy z marką Organique, zaglądając – z nieskrywaną ciekawością – do starych znajomych. Miałyśmy nosa, mówiąc, że jesień to czas zmian. Odwiedzamy Paulinę Kanię, fotografkę rodzinną i lifestylową, a ona na pytanie o tempo i bieg, na którym mkną przez mijający miesiąc, odpowiada ze śmiechem: „Ostatnio tyle się działo, że powinniśmy kupić samochód z napędem na 4 koła!”




Łapiemy ich w kątach już zadomowionych i urządzonych oraz na kartonach – jeszcze jedną nogą w wizjach i planach tego, co będzie za chwilę. A będzie na pewno wyjątkowo. Czy znajdują czas na siebie między burzeniem ścian a wyborem farb? Czy remont może nas czegoś nauczyć? I wreszcie – jak wypoczywa Paulina, gdy zamknie drzwi łazienki…
Co nowego przyniosła ta jesień?
Kupiliśmy dom. W momencie oglądania wszystko nam się podobało. Chodząc z ekscytacją i wstrzymaniem oddechu po schodach naszego nowego domu, absolutnie nie zwracaliśmy uwagi na to, ile ten dom przyniesie nam pracy! Jestem z natury marzycielką i optymistką, za sobą mam bagaż trudnych doświadczeń życiowych, ale zawsze serce brało górę nad rozumem, intuicja zawsze mi podpowiadała, co dobre, a co złe – więc tak było i tym razem! W styczniu kupiliśmy dom, warunek był jeden: dom ma być blisko szkoły naszych dzieci! Resztę się zrobi ! No i zaczęło się!
Słyszałaś powiedzenie, że budowa domu to test dla dwojga?
Ostatnie 8 miesięcy to był nasz codzienny temat, oczywiście słyszałam te wszystkie historie – te dobre i te złe! Ale co tam, raz się żyje, przecież damy radę. Mówią, że jak przetrwasz remont, to przetrwasz wszystko – i coś w tym jest!
Jak znaleźliście nowe miejsce i co was w nim urzekło?
Już wcześniej wynajmowaliśmy dom i wiedzieliśmy, że kolejny przystanek to musi już być coś własnego. Zmęczeni ciągłymi przeprowadzkami, a było ich osiem, postanowiliśmy, że zapożyczamy się w banku i szukamy czegoś swojego. Oczywiście życie narzuca pewne ograniczenia, więc wiedzieliśmy, że nie stać nas na budowanie domu od początku, więc szukaliśmy na rynku wtórnym. Mówią, że dom to ludzie i tak znaleźliśmy nasz dom! Urzekł mnie właściciel, który opowiedział całą historię miejsca, jak żył tu ze swoimi dziećmi i żoną, jak kładł każdą cegłę. Więc dom był z duszą i dobrą energią, a to dla mnie zawsze jest najważniejsze. Energia jest dla mnie ważniejsza niż kompetencje drugiego człowieka. W swojej pracy pracuję tylko z osobami, które czuję – najpierw była przyjaźń, a potem praca. Musi iskrzyć. Dom był do całkowitego remontu ale weszliśmy w to i w tym momencie… muszę przyznać, że trochę się przeliczyliśmy!






No to pytam o wyzwania, bo ich nie brakowało. Budowa domu to niezły test dla psychiki.
Ci, co mają już to za sobą, doskonale to znają, a ci co są przed – uwaga! Budowa czy remont domu nie ma nic wspólnego z ciepłym wiciem domowego gniazdka, to sprawdzian dla par! Więc chyba w tym miejscu dam wam parę rad, aby wspólne wykończenie twojego domu nie wykończyło twojego związku.
O co były spięcia?
Nie tylko kłóciliśmy się o dobór kolorów, każdego dnia musieliśmy podejmować mnóstwo decyzji, uczyliśmy się kompromisów. Sam remont jest na tyle stresującym wydarzeniem, że wystarczy tylko iskra – a ich pojawia się w ciągu dnia wiele – aby wybuchła kłótnia. Przez 9 miesięcy poznaliśmy siebie jeszcze bardziej, dynamika naszych sporów nas wręcz zadziwiała. Pojawiały się różne wizje wspólnej przestrzeni – i to ja nie chciałam dać za wygraną. Na co dzień w pracy podejmuję wiele decyzji, a że pracuję z pomysłem, to byłam przekonana, że to ja mam najlepsze pomysły na nasz dom, ale w pewnym momencie zrozumiałam Piotra. Dawał mi jasno znać, że dom to nie scenografia i że szybko mi się znudzi, jeżeli zrobię każdą ścianę w innym kolorze! Posłuchałam chłopaka i mamy jasny dom z elementami drewna, ponadczasowego detalu, który pasuje do każdych dodatków, a te Piotr już w stu procentach zostawia mnie.
Parę ostrych zakrętów za wami.
Podczas remontu pojawia się też utrata rytmu, a o to bardzo walczyłam przez ostatni czas. Terapia u psychologa pomogła mi ustalić, co dla mnie samej jest ważne, jak chcę iść przez życie i na końcu prostej pojawił się zakręt, w który sama weszłam. Dom! Przez 9 miesięcy mieszkaliśmy w remoncie, mam już za sobą zrywanie sufitów, wywalanie ścian, w którym sama uczestniczyłam. Swoją drogą trzymanie w rękach młota i walenie nim w ścianę to niezły upust emocji – polecam wszystkim kobietom. Zerwaną podłogę mieliśmy kilka miesięcy, połowę kuchni – przez kilka tygodni. Spanie w różnych pomieszczeniach stało się rutyną, a ciągłe szukanie rzeczy pozwoliło ograniczyć potrzeby do minimum, byłam szczęśliwa, gdy znalazłam mydło, a wytrzeć mogłam się już po prostu koszulką.
Może wzięliście na siebie za dużo?
Tak. Kolejna rzecz, która się pojawiła, to brak doświadczenia, który szybko wyszedł na jaw i skutkował kosztownymi decyzjami. Zbyt duża ilość kafli, światła jednak nie w tym miejscu, przerabianie grzejników i rur w ścianach. To wszystko warte jest przemyślenia na samym początku – u nas chyba tego zabrakło. Decyzje co gdzie ma się pojawić, podejmowaliśmy sami, nie wzięliśmy projektanta, bo byliśmy przekonani, że sami damy radzę ze wszystkim. Dziś wiem, że pomysły to jedno, a obliczenie odległości między światłami i wyliczaniem ilości potrzebnych materiałów to praca dla fachowca!





Remont potrafi zajechać, ale też czegoś nas uczy. Dokończysz? Ostatnio odkryłam, że…
My w tym całym remoncie poznaliśmy siebie i jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Piotr każdego dnia powtarzał mi, ile już zrobiliśmy, że to nasze – na długo! Potrafiliśmy w tym całym bałaganie zapraszać do nas ludzi, siedzieć i pić wino. Piękne było to, że nasi przyjaciele przyjeżdżali i widzieli konkretne zmiany. Byli takim potwierdzeniem, ile już zostało zrobione!
Może zmienię to zdanie: ostatnio utwierdziłam się w tym, że mamy wokół siebie ludzi, którzy chcą nas wspierać, którzy cieszą się z naszych postępów i sukcesów. W całym tym remoncie, który jeszcze będzie trwał latami, nauczyłam się, że trzeba odpuszczać, to nie są najważniejsze rzeczy: czy dziś będzie wisieć lampa czy za miesiąc. Tworzymy swoją przestrzeń na lata.
Masz czas tylko dla siebie, jak dbasz o przestrzeń tylko dla dwojga?
Tego wciąż się uczę i pomaga mi w tym terapia. Wcześniej mówiłam o tym w wywiadzie dla was, że przez dłuższy czas tak bardzo skupiłam się na pomocy dla Piotra, że zaniedbałam siebie. Terapia pokazała mi, że to ja jestem ważna, że to ja mam siebie pokochać, a nie szukać winnych. Tak więc robię – znajduję coraz więcej czasu dla siebie! Kocham czytać i brać długie kąpiele, to moja forma relaksu. Bardzo dużo pracuję, odkąd Piotr zachorował, bardzo dużo czasu poświęcam też dzieciom, ponieważ fascynuje mnie wychowanie w nurcie rodzicielstwa bliskości. To wszystko powoduje, że doba, która ma 24 godziny, jest dla mnie za krótka.
Ale robię sobie przyjemności i chcę pokazywać dzieciom, że ja też jestem dla siebie ważna. Wierzę, że taką postawą nauczę ich dbania o swoje potrzeby, nauczę ich zdrowego egoizmu. Dbam o spotkania z przyjaciółmi. Mam w swoim gronie piękne i dobre kobiety i bardzo cenię sobie ich przyjaźń. Organizujemy sobie nasze spotkania przy dobrej kuchni i winie, gadamy o wszystkim, śmiejemy się i płaczemy, jest prawdziwie i blisko – tak, jak lubię.






Robisz sobie czasem detoks od świata?
W tym roku spędziłam superwakacje w Bieszczadach, pokochałam przyrodę i zwyczajność. Pozawalałam sobie na nicnierobienie, a dla mnie to wyczyn! To były najlepsze wakacje, dwa tygodnie w jednym miejscu, wsi zabitej dechami. Byłam sama ze sobą każdego poranka, byłam uważna, byłam tu i teraz – i to było piękne uczucie! Wstawałam wcześnie rano, przed chłopcami i miałam chwilę dla siebie, witając dzień. Takie poranki dają mi możliwość nierobienia rzeczy w pośpiechu, są to chwile zarezerwowane tylko dla mnie. Jest cisza, nikt nie krzyczy, nie biega, lubię ten czas, kiedy mogę spokojnie pomyśleć i oddychać – poczuć wdzięczność do świata. Trzeba sobie robić reset i ja się tego nauczyłam!
Masz jakieś rytuały kosmetyczne?
Ogromnie cieszę się z wanny, uwielbiam zanurzyć się w mega gorącej wodzie i przepaść. Czytałam kiedyś, że tak bardzo lubimy wodę, bo podświadomość pamięta, jak było w łonie matki, daje to nam poczucie totalnego bezpieczeństwa. Woda w mojej wannie musi być gorąca, nie letnia, ciepło przenika przez moje ciało, stres uchodzi, a mięśnie całkowicie się rozluźniają. Sprawdzają się tu kosmetyki Organique – odkryłam nektar do kąpieli, który wygląda jak płynne złoto! Cudownie nawilża i koi, a złote drobinki lekko rozświetlają skórę. Staram się pamiętać o regularnych peelingach i nawilżaniu, zwłaszcza teraz, gdy remont nieźle wysuszył moją skórę – na mojej półce mam ostatnio peeling korundowy do skóry dojrzałej Organique oraz jesienny klasyk – płynną maskę krem Pumpkin, która zawiera ekstrakt z miąższu dyni. Ukojenie dla matowej i odwodnionej skóry. I jeszcze jedna rzecz: kocham masaże i w wakacje zafundowałam sobie ich sporo! Moje marzenie to wypad do spa. Robię w życiu tyle rzeczy, że takie nicnierobienie zaczyna mnie kręcić!





KONKURS
Na kosmetyczny deser wracamy z kolejną, ostatnią już odsłoną konkursu. Czekają na was 3 zestawy kosmetyków, a zadanie jest następujące: napiszcie, co ważnego zaplanowałyście na październik i jak zamierzacie ten plan wykonać? Czekamy do 14 października! Wyniki: Marysia, Malwa, Martyna- gratulujemy!
*
Na półce Pauliny znajdziecie wybrane kosmetyki marki Organique:
Rozświetlający nektar do kąpieli Eternal Gold
Maska do włosów suchych i matowych Argan Shine
Intensywnie nawilżająca maska-krem Pumpkin
Rozświetlający eliksir do twarzy Eternal Glow
Peeling korundowy Eternal Gold
Odżywcze masło do ciała Naturals Argan Shine
Materiał powstał we współpracy z marką kosmetyków Organique.
Ilość komentarzy: 5!
Październik co roku oznacza u nas jedno: rozpoczynamy sezon na dynie! Planuję zabrać chłopaków na specjalną farmę , gdzie oni będą mogli wyszaleć się z tatą w błocie, a ja na spokojnie wybiorę okazy do przygotowania jesiennych pyszności. W planach dyniowo-paprykowa zupa krem z imbirem, moja ulubiona „wkładka” do dyniowej latte i na pewno coś na słodko, pewnie tarta, może jakieś placuszki. A ze skorup, wiadomo, dekoracje na Halloween. Starszy synek męczy mnie o nie już chyba od lipca 😉
Lubię planować, daje mi to poczucie bezpieczeństwa. Życie pokazuje mi jednak na każdym kroku, że to złudne poczucie, więc na październik zaplanuję chyba jedynie, by każdą zmianę tego, co zaplanowane przyjmować ze spokojem, otwartością i łagodnością dla siebie i innych.
Październik- dla nas czas przeprowadzki z kraju w którym spędziłam ostatnie 12 lat, w którym poznałam Męża i rodziłam 3 dzieci z powrotem do Ojczyzny… Wykonujemy ten plan na szybko ale ze spokojem i rozwagą rozkładając siły na wszystkie zadania.
Nie kłócimy się o bzdury bo szkoda na to czasu i energii (a obu tych drogocenności nam bardzo brakuje). Świetna okazja do porządków, redukcji przedmiotów, przewartościowania mnóstwa rzeczy. No i wyzwanie- zderzenie jesiennego czasu w kraju raczej południowym z Polską jesienną rzeczywistością… planuję podchodzić do wszystkiego optymistycznie i z zaufaniem- taka już moja natura 🙂
A ja na październik zaplanowałam wyjazd z przyjaciółmi do Karpacza. Tylko 4 dni, jednak już dawno nie wyjeżdżaliśmy bez dzieci.
A mam trójkę Maluszków…
Jako mama i żona, pracująca w korporacji na pełen etat, na menadżerskim stanowisku, wożąca trójkę pociech na multum zajęć dodatkowych, aktywny członek rady rodziców, właścicielka kota Felka – trudno znajduję czas dla siebie. Wypad do Karpacza ma być „detoksem” i szansą na oderwanie się od codziennych obowiązków.
Mam nadzieję, że zapowiadany na przyszły weekend deszcz nie pokrzyżuje nam planów i będę mogą pochodzić z przyjaciółmi po górach 😉 Pośmiać się, pograć w planszówki i wypić nalewkę. Trzymajcie kciuki!!
Październik – to już ostatni moment na porządkowanie ogródka. Teraz te wszystkie prace sprawiają jeszcze większą frajdę, gdy towarzyszą mi moje córeczki. Przecież nic tak nie uszczęśliwia, jak przejażdżka taczkami wypełnionymi suchymi patykami i liśćmi, grzebanie w ziemi i obcinanie trawy nożyczkami:) Czeka nas zabawa w ogrodniczki: komponowanie rabatki, sadzenie cebulek kwiatowych i poznanie praw przyrody. Choć na efekty naszej pracy będziemy musiały poczekać do wiosny, to jestem pewna że warto!
Przed nami ostatnie biesiadowanie na świeżym powietrzu w gronie przyjaciół. Przy ognisku, zajadając się dymfokami*, za których smakiem będziemy tęsknić cały rok.
I jeszcze obiecałam sobie, że będę wcześniej kłaść się spać.
*dymfoki – inaczej prażonki albo pieczonki to ziemniaki z kapustą, ziołami, boczkiem, kiełbasą przygotowane w żeliwnym garnku na ognisku. Absolutny smak pożegnania lata i początku jesieni.