Jak zadbać o swój dobrostan? Grudniowy pakiet pomocowy vol. 1
Rozmowa z psycholożką Katarzyną Kalinowską

Ostatni miesiąc roku. Pachnący korzennymi przyprawami, mandarynkami i sosnowymi gałązkami, rozświetlony przez ciepłe światło rozwieszanych wszędzie lampek. Czas magii i… sporej presji, która potrafi nas zaatakować niczym czyhający na kolejną okazję do zepsucia świąt Grinch. Jak oswoić tego włochatego stwora, zadbać o swój dobrostan i sprawić, że święta będą takie, jak chcemy, a grudzień otulający?
Wpis z archiwum Ładne Bebe – przypominamy go w ramach przedświątecznego zasilenia wewnętrznych baterii.
Ostatni miesiąc roku przynosi nam, po raz kolejny, wiele sprzecznych odczuć. Blask rodzinnego ciepła i atmosfery radosnego oczekiwania. Mroki związane z natłokiem zadań, pędem i napięciem. I na tym ostatnim dziś skupimy uwagę, podpowiadając, jak przetrwać ten czas, nie tylko odhaczając kolejne punkty na bardzo długiej liście rzeczy do zrobienia, ale także czerpiąc z niego przyjemność i dbając o siebie.
O tym, jak nie dać się przedświątecznej presji, o mechanizmach jej powstawania i sposobach na radzenie sobie z nią, rozmawiam z psycholożką Katarzyną Kalinowską, twórczynią Przystanku Relacja. Ilustracją do naszej rozmowy są pełne czułości zdjęcia Kasi Kalek, mamy bliźniaków: Alka i Alana. Ten zestaw słów i fotografii to pierwsza część grudniowego pakietu pomocowego, który ma nieść wsparcie i otulenie. Z serca, dla was!


Jak to jest z tym grudniowym napięciem, które przychodzi do nas w związku ze świętami? Jak sobie z nim poradzić?
Czasami szukamy strategii, aby poradzić sobie z presją, która nas dotyka, bez rozeznania. Bez szczerej odpowiedzi na pytanie, co nam tę presję stwarza, co sprawia, że pojawia się ona w naszym ciele, w głowie, w naszych odczuciach i emocjach. Bez wewnętrznego audytu. Naszą automatyczną reakcją jest chęć pozbycia się jej. Odczuwanie presji powoduje w nas tak duży dyskomfort, że łapiemy się wszelkich możliwych sposobów, aby ją zminimalizować albo żeby całkiem się od niej odciąć. Efekt? Skupiamy się na działaniu, a presja wraca do nas jak bumerang, bo nie znaleźliśmy jej przyczyn. Presję można porównać do gorączki, którą zbijamy, bez myśli o tym, co ją spowodowało. A ona przychodząc, pokazuje nam, że z czymś jest nam trudno i powinniśmy się temu bliżej przyjrzeć.
Od czego możemy zacząć?
Jeśli napięcie wywołuje w nas idealny świąteczny obrazek, który widzimy w reklamach bądź na Instagramie, warto zrobić krok wstecz i popatrzeć z dystansu na to, do czego próbujemy się dopasować. Być może odkryjemy, że ten obrazek wcale nie jest nasz. Nie mamy jednak ani jak dowiedzieć się, jak on dokładnie wygląda, ani jak jest dla nas istotny, bo przytłacza nas ogrom grudniowych obowiązków i jesteśmy zbyt zajęci szukaniem różnych sposobów na radzenie sobie z sytuacją. Pomocna byłaby chwila sam na sam ze sobą i spokojne zastanowienie się. Odłożenie na bok szukania strategii i skontaktowanie się z naszymi odczuciami i emocjami, które się w nas pojawiają – żeby dotrzeć do tego, skąd bierze się w nas presja i czego jest sygnałem.
Takie zatrzymanie i spojrzenie w głąb siebie wydaje się teraz bardzo trudne. Czy możemy ułatwić sobie to zadanie?
Zacznijmy od pełnego troski pytania o to, co się u nas dzieje. Dobrym pomysłem jest zapisanie naszych przemyśleń. Po pierwsze pozwala wyciągnąć z głowy, zobaczyć i nazwać to, co w niej siedzi, a także złapać dystans. Nasze myśli mają to do siebie, że kiedy są trzymane w zamknięciu, rosną na wszelkie możliwe sposoby. Po drugie, zapisywanie jest konkretnym i namacalnym działaniem. Wiele osób zastanawia się, co przyjdzie im po tym, że usiądą w fotelu, będą się kontaktować ze sobą i sprawdzać, jak się mają. Czasem prosty trik w postaci wykonania pracy, jaką jest ta dokumentacja, powala zmienić nastawienie.
Takim sprawdzaniem, co u nas, zahaczamy o sedno, czyli nasz grudniowy dobrostan. Mam wrażenie, że w tym miesiącu tyle się dzieje, że tracimy czujność i nasza praca włożona w to, aby czuć się dobrze, musi być większa.
W grudniu bardzo łatwo jest o to, aby zrobiło się zbyt wiele i aby czuć, że „nie dajemy rady”. Warto zadać sobie pytanie, po czym poznajemy, że dajemy radę, i przede wszystkim, co nam to dawanie rady daje? Czy lista rzeczy do zrobienia i wzięcie na siebie szeregu obowiązków, od samodzielnie zrobionego kalendarza adwentowego po piernik wstawiony kilka tygodni wcześniej, nam służy? Czy to wszystko robimy po to, aby zaopiekować się swoimi potrzebami? Czy te działania budują nasz grudniowy dobrostan? Jeśli tak jest, to na pewno nie będziemy czuć napięcia w ciele, będziemy zrelaksowani. Jeśli jednak nasze ciało daje nam sygnały, że jest inaczej, może tak naprawdę wszystko robimy tylko dlatego, że tak trzeba albo tak wypada. Dlatego, że tak robiliśmy przez wszystkie lata do tej pory, taki sposób wynieśliśmy z naszej rodziny albo martwimy się, jak ocenią nas inni. To wszystko trzeba zidentyfikować, siedząc sobie spokojnie z kartką z długopisem.
Brzmi jak spora praca do wykonania…
Owszem. Ale efekty nie będą jednorazowe. Nazwanie tego, co jest dla nas ważne, pozwoli znaleźć źródła wewnętrznego napięcia, które natłok grudniowych „powinności” często nakręca. Jednocześnie ta praca sprawi, że uświadomimy sobie, jakie nasze potrzeby zaspokaja nieustanne grudniowe działanie. Może potrzebę akceptacji, przynależności, wspólnoty? A może potrzebę bycia widzianym i słyszanym? Albo przynosi nam uznanie i aprobatę innych? Warto się nad tym zastanowić.






Jak zacząć wprowadzać zmiany?
Kiedy damy sobie ten moment zatrzymania się i sprawdzenia, czy na pewno chcemy kontynuować działanie w formie niezmienianej przez lata, to będzie początek. Następnie zastanówmy się, czy możemy w ten dobrze nam znany i powielany scenariusz wpuścić trochę powietrza. Zdecydować, co chcemy zrobić, a co chcemy odjąć. Nawet lekka modyfikacja sprawi, że w ciele będzie mniej napięcia. Mniej presji, mniej stresu i złości, a finalnie więcej przestrzeni na coś nowego, przyjemnego – na przykład na spokój.
Metoda małych kroków?
Zdecydowanie. Budowanie nowej strategii na święta nie musi polegać na całkowitym odrzuceniu tej, którą dobrze znamy i często przez wiele lat stosowaliśmy z automatu. Nie przeprowadzamy rewolucji na raz. Zaczynamy od stwierdzenia faktu, że ten świąteczny czas jest nasz i my decydujemy, jak chcemy go spędzić. Następnie zatrzymujemy się i zastanawiamy, co możemy zmienić. Może zrezygnujemy z wielkich porządków i zatrudnimy kogoś, kto posprząta nam mieszkanie? To będzie ta jedna zmiana, która spowoduje, że nabierzemy odwagi w tym, żeby mówić o swoich potrzebach. I szukać innych sposobów na ich zaspokajanie.
Czy wtedy od razu będziemy czuć się lepiej?
Może być wręcz przeciwnie. Mogą pojawić się trudne emocje, jak smutek, złość lub zniecierpliwienie, bo zrobimy coś wbrew utartym przekonaniom. I to będzie zupełnie normalne. Często mamy takie poczucie, że jak pojawiają się trudne emocje, to sygnał, że coś robimy źle. Tymczasem zmiana nawyków to wysiłek, który może się z nimi wiązać.
Często grudzień to czas konfrontacji z tym, co najtrudniejsze.
Bardzo często unikamy emocji lub udajemy, że ich nie ma. Uczono nas, żeby trzymać je w sobie i nie dawać im wyjść na światło dzienne. Nie przyjmować, nie konfrontować się z nimi, nie odczytywać tego, co ze sobą niosą. Nie mamy też doświadczeń bycia przyjętym ze swoimi emocjami. Tego, aby ktoś nas zobaczył i powiedział: „Złościsz się, co się dzieje? Coś trudnego się dla ciebie wydarzyło? Czy potrzebujesz mojego wsparcia? Może chcesz, abym pobyła przy tobie?”. Znamy to, prawda? Potrafimy tak podejść do naszych dzieci, ale czy potrafimy tak podejść do siebie? My, dorośli często uciekamy od emocji na wszelkie możliwe sposoby. A tłumiąc je przez jedenaście miesięcy w roku, niemożliwe jest, aby w tym dwunastym miesiącu obcować tylko z samymi miłymi, przyjemnymi, puchatymi emocjami.




Skupiłyśmy się na nas, ale są jeszcze pozostali członkowie naszych rodzin. Oni też mają oczekiwania oraz różne emocje związane z grudniem.
Mówimy o magii świąt i dobrostanie. Tylko… co to konkretnie znaczy? Czym one są? Czym jest wspólne, rodzinne spędzanie czasu? Warto rozbić te pojęcia, nadać im treści. Zidentyfikować, czym dla naszej rodziny, dla każdego jej członka jest świąteczny czas. W konkretach, nie w reklamowych, często pustych sloganach. Może się okazać, że magia świąt dla naszej rodziny polega na tym, że wreszcie jesteśmy razem, nikt nie pędzi, mamy czas, aby popatrzeć sobie w oczy i być blisko. Po prostu posiedzieć, poleżeć, powygłupiać się i pośmiać razem. Zachęcam do potraktowania dzieci jako ekspertów od siebie i swoich potrzeb. Posłuchania, czego potrzebują i czego chciałyby więcej doświadczać w naszej rodzinie. Dzieci są mistrzami w wysuwaniu na pierwszy plan tych najistotniejszych, małych rzeczy, o których my, dorośli często zapominamy, skupiając się na spektakularnym efekcie nadchodzących świąt.
Może powinniśmy dać się zainspirować dzieciom?
Dzieci potrafią podsuwać świetne pomysły i rozwiązania, na które byśmy w życiu nie wpadli! A samo słuchanie o tym, jak mają inni – jak coś widzą, czego potrzebują, to znów wyjście z naszej głowy, w której rozgrywa się melodramat o tym, jak nie dajemy rady i nie ogarniamy. Doświadczenie zwrócenia się do innych pozwala zobaczyć, ile już jest i jak dużo dzieje się w naszej rodzinie. Pozwala dostrzec takie miejsca, gdzie potrzeba więcej uważności i słuchania. Pochylenia, nie nad tą materialną stroną świąt w rodzaju prezentów, sprzątania czy gotowania, tylko nad obecnością.
Jak to zrobić?
Pytać. Siebie i innych. Pozwolić sobie na refleksję, za czym tęsknimy i czego nam brakuje. Może się okazać, że najlepsze święta to czas spędzony na luzie, bez napięcia, bez presji. Znów używam bardzo szerokich pojęć. Co konkretnie oznacza na luzie i bez spiny? Jak dokładnie wyglądałby ten świąteczny czas? Czym różniłaby się kolacja wigilijna, gdyby było mniej presji, a więcej spokoju? Co sprawi, że ja poczuję się spokojna, a moje potrzeby będą zaopiekowane? A co to będzie w przypadku mojego męża, partnera, dzieci? Każdego z członków rodziny możemy spytać, jakby to konkretnie wyglądało – co byśmy czuli, jakbyśmy się do siebie zwracali. To jest mrówcza praca polegająca na tym, aby ponazywać wszystko, co dla nas ważne. Przestać używać haseł, za którymi wydaje się nam, że gonimy, i sprawdzić, za czym gonimy tak naprawdę. A najlepiej to w ogóle przestać gonić (śmiech).



Zastanawiam się, czy strategie, o których mówimy, w ogóle pomagają? A może przeciwnie, przysłaniają nam to, co naprawdę ważne?
Jak świat przynosi nam jakiś bodziec, powinniśmy się zastanowić, jak chcemy na niego odpowiedzieć. Odpowiedzieć, nie zareagować. Reakcja jest automatyczna, nawykowa. A odpowiedź wymaga nieustannego pytania siebie, jak się mam i czego mi potrzeba. W tej grudniowej krzątaninie nie zawsze uda się nam zatrzymać. Warto natomiast do tego dążyć. Wyrabiać w sobie umiejętność nieodpowiadania z automatu i nierobienia tak, jak się robi zawsze lub jak się powinno. Zazwyczaj dysponujemy jedną strategią, której używamy w konkretnej sytuacji. Dobrze ją znamy i wiemy, dokąd nas zaprowadzi. Nie dajemy sobie przestrzeni na doświadczanie czegoś nowego, pójście inną drogą. Inne rozwiązania nie pokazują się nam, bo jesteśmy sklejeni ze sposobami działania, według których funkcjonujemy od lat. Aby je dostrzec, można zastosować zmianę w myśleniu – wyobrazić sobie, że doradzamy komuś innemu, a sytuacja nas nie dotyczy.
Na co musimy uważać?
Zazwyczaj nie wybieramy nowych dróg, bo mamy mało takich doświadczeń, że to zrobiliśmy i osiągnęliśmy zamierzony efekt. W ogóle mało doświadczamy, bo nie dajemy sobie na to przestrzeni. Inne scenariusze rozpatrujemy tylko w głowie. A wtedy od razu pojawiają się myśli – nie mogę tego zrobić, to się nie uda, ktoś źle o mnie pomyśli itp. Tymczasem, aby coś zmienić, otworzyć się na nowe, musimy wychodzić sobie pewną ścieżkę: spróbowałam inaczej. Okazało się to i to, świat nadal istnieje. Mam już nowe doświadczenie za sobą, następnym razem spróbuję jeszcze raz. Próbujemy po nowemu tam, gdzie złapaliśmy trochę luzu i mamy dostęp do naszej świadomości. W obszarze, w którym czujemy, że się da. Zawsze powinniśmy mieć wybór, alternatywny sposób działania. Inaczej wybierzemy dobrze znaną drogę i dojdziemy do dobrze znanego nam miejsca. Pełnego poczucia winy, przemęczenia, dyskomfortu. Naszym celem powinno być wydeptanie ścieżki do takich miejsc, które będą bliżej spokoju, luzu w ciele, do zapewnienia sobie dobrostanu.
Co jest najważniejsze?
Kluczowe jest postrzeganie emocji jako wskazówek. „Potrzebowskazów”. Róbmy miejsce na emocje, które do nas przychodzą. One przychodzą, bo chcą powiedzieć nam o czymś ważnym. O tym, że nasze potrzeby są zagrożone. Warto przyjąć je i poświęcić im uwagę. „Przychodzisz do mnie w tym momencie, o czym chcesz mi powiedzieć? Na co chcesz, abym zwróciła uwagę?” – to mogą być pytania pomocnicze. Jeśli emocje objawią się w ciele, nie próbujmy z nim walczyć. Nie przeganiajmy ich z ciała, nie zagłuszajmy. Spróbujmy pobyć z nimi, chociaż przez chwilę.
Co się dzieje, gdy tego nie robimy?
Mnóstwo naszych trudności wynika z tego, że unikamy kontaktu z naszymi emocjami. Nikt nam nie pokazał, jakie karmiące i dające poczucie bezpieczeństwa może być to doświadczenie. Boimy się, że jak poddamy się emocjom, to one nas zaleją. Brakuje nam narzędzi do opiekowania się nimi. Praca ze swoimi emocjami – przyglądanie się im, nazywanie, umiejscawianie w ciele i łączenie z odczuciami ciała, a także próba zrozumienia, jaką informację ze sobą niosą poprzez pobycie z nimi – to umiejętności, które bardzo się w życiu przydają. Powinniśmy położyć nacisk na uczenie ich naszych dzieci. Jeśli nie będziemy odcinać dzieci od kontaktu z ich emocjami, maskować ich nieustannym działaniem, zagadywać, może się okazać, że nasze dzieci jako dorosłe osoby nie będą miały trudności w grudniu. Nie będą czuły presji. Będą też doskonale wiedziały, do jakiego obrazka dążą i co konkretnie na nim jest. Będą wiedziały, czym jest dla nich dobrostan, i będą go sobie zapewniały każdego dnia.
Bardzo dziękuję za rozmowę.

*
Katarzyna Kalinowska – psycholożka, certyfikowana trenerka FamilyLab Polska, nauczycielka Montessori, praktyk Points Of You, propagatorka rodzicielstwa bliskości i porozumienia bez przemocy. Tworzy Przystanek Relacja, gdzie dzieli się wspierającymi treściami i zachęca do świadomego budowania relacji z samym sobą. Mama ośmioletniej Julii.
*
Życząc wam dużo dobra na pozostałą część grudnia, chcemy też spytać, jak się macie? Co was w grudniu ładuje, a co przytłacza?