Oczekiwanie na dziecko to ekscytujący, ale też stresujący czas. A co, jeśli czekamy nie na jedno, ale na dwoje dzieci?
O początkach macierzyństwa rozmawiają dwie mamy bliźniąt – Alicja Markiewicz i Marlena Trąbińska-Haduch, psycholożka, psychoterapeutka, położna, założycielka Ośrodka MaterPater.
Zostałam mamą bliźniąt nagle, w gabinecie USG. Gdy na ekranie zobaczyłam dwa bijące serduszka, myśl „będziemy mieli dziecko” zmieniła się w „będziemy mieli dzieci”. Radość z ciąży była stłumiona lękiem, szokiem i niedowierzaniem: jak to będzie ich dwoje?
To zupełnie co innego: mieć jedno dziecko a mieć dwoje lub więcej. Kobieta zachodzi w ciążę, bo chce po prostu mieć dziecko, a tu się okazuje, że będzie naraz dwoje, czyli od razu rodzeństwo, na które wcześniej się nie decydowała. Nie mamy wpływu na to, czy będziemy mieć bliźniaki, trojaczki, czworaczki lub pięcioraczki, czy będzie tylko jedno dziecko. To jest duży bagaż emocjonalny.
Te emocje to nie tylko strach, ale czasami też złość, wściekłość, niezadowolenie. Wręcz może dochodzić do wzajemnego obarczania się: jak to się stało? Jak my sobie teraz poradzimy? U wielu kobiet uczuciu szczęścia i radości towarzyszy olbrzymi lęk o zdrowie dzieci i niepokój, jak to będzie, gdy przyjdą na świat. Czasem pojawia się poczucie straty części swojego dotychczasowego życia. W przypadku ciąży mnogiej te wszystkie odczucia są spotęgowane, bo dzieci jest więcej niż jedno. Poza tym ciąża wielopłodowa niesie ze sobą większe ryzyko powikłań i przedwczesnego porodu.
A co pani czuła, gdy się okazało, że będą bliźniaki?
Pamiętam, jak 19 lat temu siedziałam w samochodzie i wydzwaniałam do wszystkich z informacją, że będą bliźniaki. Byłam przeszczęśliwa, mój mąż natomiast był w szoku. Olbrzymim szoku. Bardzo powoli się z tym oswajał. Bliźniaczki są naszymi kolejnymi dziećmi. Mamy jeszcze syna, który jest starszy od swoich sióstr o dwa lata i osiem miesięcy. Bardzo dobrze znosiłam ciążę, dobrze się czułam. I choć moje dzieci urodziły się wcześniej, w 35. tygodniu ciąży, rodziłam je siłami natury. To była moja kolejna ciąża, więc pewnie też z tego względu przyjęłam ją inaczej niż kobiety, dla których bliźniaki to pierwsze dzieci.
Czy z perspektywy mamy syna i dwóch córek bliźniaczek, ale też z perspektywy psychoterapeutki i położnej widzi pani różnicę w przeżyciach związanych z macierzyństwem? Czy macierzyństwo bliźniacze jest inne, nie tylko ze względu na liczbę dzieci?
Przede wszystkim różnica polega na tym, że gdy ma się jedno dziecko, to jest się zaabsorbowanym tylko nim. A w przypadku bliźniąt uwagę trzeba dzielić od samego początku na dwoje dzieci. W pierwszym roku życia moich córek w opiece nad nimi sprawdzał się system wymienny: zajmowałam się najpierw jedną, a potem drugą. Gdy stanęły na nogi, zaczęły biegać i mówić, było to trudniejsze.
Rodzice z jednym dzieckiem nie muszą jednocześnie zajmować się dwojgiem w tym samym wieku, z bardzo podobnymi potrzebami. Nawet jeśli się ma rodzeństwo, ale w różnym wieku, jest inaczej – zazwyczaj starsze dziecko potrafi dłużej poczekać, na swój sposób rozumie. W przypadku bliźniąt tempo zaspokajania ich potrzeb musi być szybsze niż wtedy, gdy w rodzinie jest niemowlę i trzylatek.
Jakie myśli pojawiają się u przyszłych i młodych rodziców bliźniąt? Czego najbardziej się obawiają?
Często u kobiet w ciąży pojawia się myśl: czy znajdę miejsce w swoim sercu na to dziecko? A tu – od razu na dwoje dzieci. Jak to wszystko pomieścić? Jak teraz dam sobie z tym radę? Czy będę w stanie zaspokoić potrzeby i jednego, i drugiego dziecka? Przy dwójce naraz rodzicielstwo może się wydawać jeszcze większym ogromem zadań do wykonania.
Pojawia się też pytanie: czy my we dwoje, jako para, damy sobie radę? Narodziny dzieci weryfikują to, co się dzieje w związku. Ciąża bliźniacza często zmusza mężczyzn do tego, by byli bardziej zaangażowani w rodzinne obowiązki, od samego początku, bo do zajmowania się dwoma noworodkami potrzebne są dwie pary rąk.
Skoro do wychowania jednego dziecka potrzebna jest wioska, to do wychowania bliźniąt chyba cała aglomeracja.
Gdy mówimy o wiosce, mamy zwykle na myśli wioskę kobiet. Dzisiaj dużo trudniej nam znaleźć taką grupę kobiet, które razem z nami będą się dzieckiem czy dziećmi zajmować. Nie mieszkamy w wielopokoleniowych rodzinach, w których są babcie, chętne współdzielić z nami opiekę. Niewiele znam takich przypadków z gabinetu, ale sporo znajomych z bliźniakami zastanawiało się właśnie nad tym – czy damy sobie radę? Czy nie powinna przyjechać mama i z nami zamieszkać? Czy nie trzeba będzie zatrudnić opiekunki? Te dodatkowe osoby miałyby być po to, by nie zaniedbać żadnego dziecka.
Na początku to może być przytłaczające: jak zaspokoić potrzeby dwojga dzieci w tym samym czasie? Jak poradzić sobie z tym, że jedno nosi się więcej, a drugie mniej? Jak oswoić to rozdwojenie i bycie w dwóch miejscach jednocześnie?
Przy bliźniętach trzeba być równolegle na dwóch etatach. Mnie pomogło myślenie, że to jest rodzeństwo. I zachęcam do tego, by właśnie tak traktować dzieci – jako dwie, oddzielne istoty, z których każda ma swój temperament, predyspozycje psychiczne, emocjonalne i charakterologiczne. I to, co nam dziecko pokazuje, jest tym, na co mamy odpowiadać. Tymczasem często wpadamy w taką pułapkę, że odpowiadamy na to, co podpowiada nam własna głowa na temat tego, jakimi matkami powinnyśmy być. I wtedy dziecko znika.
Jeśli potraktujemy dzieci jako oddzielne istoty, mamy szansę zaspokoić potrzeby obojga w wystarczającym stopniu – jedno potrzebuje więcej uwagi, to je więcej noszę, tulę, głaszczę, a drugie potrzebuje jej mniej, szybciej się uspokaja, więc mogę je odłożyć do łóżeczka. To zresztą dobitnie pokazuje, że one od początku są oddzielne, różne. Świadomość, czego każde z dzieci potrzebuje, może przynieść ulgę i niwelować poczucie, że któreś zaniedbujemy.
Dwa lata temu mnie, młodej mamie bliźniąt, przydałoby się coś w rodzaju wyprawki psychologicznej. Taki zestaw pomocowy, który pomógłby wszystko zrozumieć i przywróciłby równowagę. Co by pani do niej włożyła?
Wiele kobiet, gdy zachodzi w ciążę, zastanawia się nad rolą mamy. Myśli o swojej matce, o tym, jaka ona była, o relacjach z nią. I o tym, jaką mamą sama chce być. To uruchamia proces przeżyć emocjonalnych, z którymi łatwiej lub trudniej sobie poradzić.
Jak znaleźć odpowiedź na pytanie, jaką mamą chcę być?
Zachęcałabym do tego, by poszukać pomocy u psychoterapeuty. I by dać sobie czas na emocjonalne przygotowanie się na przyjęcie dziecka czy dzieci, ale też roli matki. Dobrze jest o tym z kimś porozmawiać, szczerze, bez cenzury. Powiedzieć to, czego by się nikomu innemu nie powiedziało – że mamy nieprzyjemne uczucia albo myśli: „A po co mi to było?”, „Jakbym wiedziała, to wcale bym nie zachodziła w ciążę, teraz żałuję”.
Nie chcemy tego mówić na głos, bo potrzeba bycia dobrą mamą, najlepszą, jaką się chce być, na to nie pozwala. Nakłada to cenzurę na myślenie i szczere wypowiadanie się na przykład w towarzystwie koleżanek, które pieją z zachwytu nad tym, jak zostały matkami i jak się w tym spełniają. To jest trudne. Trzeba wtedy znaleźć kogoś, kto będzie bezstronny, nieoceniający, będzie dążył do zrozumienia i pomoże nam się w tym odnaleźć.
Początki macierzyństwa to jest bardzo samotny czas dla matek, szczególnie jeśli nie ma wokół ani wioski, ani aglomeracji.
Dlatego warto się rozejrzeć, sprawdzić, czy jest ktoś, do kogo można się zwrócić po pomoc. Choćby jedna osoba, która będzie przychylna, nieoceniająca, która przynajmniej raz w miesiącu przyjdzie do nas do domu, do której będzie można zadzwonić. Warto znaleźć swoje stado. Najgorsze uczucie w macierzyństwie, nie tylko tym z bliźniakami, to poczucie samotności.




