rodzinny dom

Historia jednego popołudnia

Rozmowa z Agnieszką Stefaniuk

Historia jednego popołudnia
Joanna Szpak-Ostachowska

Lubię domy tętniące życiem. Rodzinny gwar i ruch. Wam też jest to bliskie? Polubicie to popołudnie.

Przyznaję się, policzyłam dzieciaki. Nie zapytałam, a teraz się zastanawiam, czy Aga, mama tej wspaniałej ekipy, ma taki odruch i jeśli tak, to ile razy dziennie. Tym z was, którzy śledzą tę wesołą rodzinę na Instagramie, nie muszę jej przedstawiać, ale tym, którzy jeszcze nie zaczęli, powiem dwie rzeczy. Po pierwsze, uważajcie, bo relacje bywają wciągające. Po drugie, zachwyt nimi i tym, co u nich jest zupełnie zrozumiałe, są po prostu świetni!

W pierwszym kontakcie dostałam od Agi kilka słów o dzieciakach:

Mam 7 dzieci: Ania ma 15 lat, zaczęła liceum, świetnie się uczy, uwielbia czytać i piec ciasta. Biega, tańczy i samodzielnie zgłębia tajniki języka japońskiego. Zrobi wszystko, by nazbierać pieniądze i pojechać do Japonii w wakacjeFranek – 13 lat, świetny uczeń, przyjaciel i sportowiec. Wolny czas to sport – treningi lub podwórko. Jest bardzo opiekuńczy i uwielbia młodsze rodzeństwo. Benek – 11 lat, to umysł ścisły – konstruuje, skręca, dłubie i wykręca. Robił to zanim zaczął chodzić. Jest bardzo uczynny i robi mi kawę, jak go poproszę. 9-letni Munio to dusza artystyczna. Kocha kolory i rysowanie. Jest bardzo koleżeński. Zawsze skomplementuje mój strój i makijaż. Rower plus wiatr we włosach. Ela – 7 lat, jest bardzo zasadnicza, pod warunkiem, że sama te zasady ustala, lubi tańczyć, śpiewać i kocha konie jak połowa populacji 9-letnich dziewczynek, jest niesamowita. 6-letni Julek to świetny przyjaciel i wierny druh! Nigdy się nie poddaje i jest zawsze uśmiechnięty! Doskonale tańczy i jest bardzo sprawny. Lubi biegać, fikać, skakać i śmiać się do bólu. Basia – 4 lata, to oczko w głowie całej rodzony. Jest bardzo urocza i skradła nam wszystkim serca. Każdy lubi z nią przebywać i każdy ja rozpieszcza. Taki los najmłodszego w rodzinie. Mówi o sobie, że jest najpiękniejsza na świecie. A my dodajemy „samozwańcza Najpiękniejsza na świecie”. Namiętnie układa puzzle i rysuje księżniczki. Nasza sobota, odkąd wróciłam do pracy, to może nie jakiś specjalnie atrakcyjny dzień, ale lubimy ten czas, kiedy jesteśmy razem. Jemy wspólnie niespiesznie śniadanie i dzielimy zadania, bo sobota to dzień porządku. Do południa dom jest ogarnięty i wtedy mamy czas na pozałatwianie spraw: biblioteka, drobne zakupy, odwiedziny itp. Lubimy grać w planszówki, czytać na głos, słuchać wspólnie muzyki, tańczyć i rozmawiać. Lubimy też oglądać filmy. Zwykle w weekend robimy sobie jakiś rodzinny seans z popcornem. 

Popołudnie w takim towarzystwie? Z przyjemnością!

 

*

Często jesteście wszyscy razem czy każdy ma jakiś rozkład jazdy własnych zajęć?

Każdy dzień jest troszkę inny. Starsze dzieci w tygodniu oprócz szkoły mają swoje zajęcia dodatkowe. Franek ma treningi, w zasadzie codziennie po południu nie ma go w domu. Dlatego tak cieszymy się z tych momentów wspólnych. Jest taki czas, kiedy ma się same małe dzieci i siłą rzeczy spędza się z nimi prawie każdy moment dnia, ale u nas to już przeszłość, wspólny czas jest cenny i bardzo się o niego staramy – codziennie jemy razem jeden posiłek. Teraz są to śniadania, właśnie dlatego, że wieczorem zawsze kogoś brakowało.

Opowiedz proszę o dzieciach, jestem ciekawa waszej różnorodności.

Tak, mam naprawdę różnorodność w domu. Wiesz, że to mnie niezmiennie fascynuje, jak z tych samych rodziców mogą urodzić się tak różne dzieci. Bo każdy z mojej ekipy to oryginał. Mam 3 córeczki i 4 synów. Do pełnej równowagi brakuje jeszcze jednej dziewczynki (śmiech). Wszyscy mają pewne wspólne cechy, np. są radośni i pozytywnie nastawieni do życia. Ale nawet te cechy są inne w wydaniu każdego z nich. Mamy podobne poczucie humoru, ale nie każdy jest tak samo zabawny – rozumiesz.

No pewnie, obserwuję to, mając dwójkę.

Wychowujemy dzieci w domu w jednym systemie wartości, ale to, co dla jednego jest łatwe, np. szczerość albo serdeczność, inny musi przepracować i nauczyć się z większym trudem. Tylko wiesz, w takiej rodzinie jak nasza dzieci uczą się, a raczej chłoną otwartość i wrażliwość na innego człowieka. W ciągu dnia jest tyle sytuacji, w których przebywając razem dzieci i my też musimy czekać, przepraszać, pomagać, poganiać, pocieszać, ostrzegać – rozumiesz, w domu z dużą liczbą dzieci cały czas trwa trening umiejętności społecznych (śmiech).

Ładnie o tym opowiadasz. Są jakieś wewnętrzne układy i układziki?

Tworzą się układziki – jedne trochę narzucone, bo moje dzieci mają pary do wzajemnego opiekowania się sobą. Maluchy mają starszego brata lub siostrę do pomocy w drobnych sprawach. Jak Basia szuka buta, to nie idzie do mnie, tylko do siostry po pomoc. To jest prosta, ale świetna metoda na docenienie i okazanie zaufania starszym dzieciom, no i mama z tatą nie są już jedynymi poszukiwaczami zaginionych rzeczy. Bo u nas ciągle coś się gubi (śmiech). Mają też swoje preferencje, z kim i w co się bawić albo z kim coś spsocić. To mnie wzrusza, kiedy widzę ich we wspólnej zabawie i wiem, że to, że są razem, ma ogromną wartość, bo rodzeństwo to najlepszy prezent, jaki mogliśmy dać swoim dzieciom.

Zaciekawiły mnie te pary do pomocy.

Nie ma nic bardziej naturalnego jak troska o młodsze rodzeństwo. Dla starszego dziecka, które dostało kredyt zaufania od rodziców, to niesamowita lekcja odpowiedzialności, a co za tym idzie – wiary we własne możliwości. Jeśli mogę przypilnować brata, żeby wymył zęby, schował rower albo odrobił poprawnie zadanie z matematyki, to jest dowód na to, że dam sobie radę i wezmę życie na klatę (śmiech). W młodszych dzieciach też wzmacniam poczucie szacunku wobec starszego rodzeństwa. Ale uwaga – to się samo nie dzieje, tendencja jest odwrotna – maluchy nie słuchają nikogo zwłaszcza z rodzeństwa, dlatego trzeba być czujnym, nie zostawiać dzieci z tym samych i reagować na najmniejsze oznaki zazdrości.

Co lubicie robić w komplecie?

Rozmawiamy i żartujemy, śpiewamy i tańczymy, jesteśmy głośni.

Zawsze chciałaś mieć dużą rodzinę?

Trudno powiedzieć, myślę że nie od zawsze. Na pewno chciałam mieć dzieci i być mamą, to było jasne. Po urodzeniu pierwszego dziecka byłam w szoku poznawczym (śmiech) i pamiętam taką sytuację, jak siedzę i karmię malutką Anię i płaczę, bo miałam małego baby bluesa, a moja mama mówi do mnie, że mogłabym mieć z piątkę takich ślicznych dzieci. Wtedy te słowa mnie zirytowały, no bo niby jak, skoro pojawienie się pierwszego dziecka przewróciło moje życie do góry nogami. Ale, jak widać, okazało się bardzo znaczące. Po każdym porodzie myślałam, że to już będzie ostatnie dziecko, potem mijał czas i myślałam, dlaczego by nie kolejne. Dzieci są cudne, mamy dobre geny (śmiech), siłę i środki – może by jeszcze jedno? I tak mamy siedmioro. Czujemy się hojnie obdarowani przez los i bardzo wdzięczni.

Myślę o twoim związku, spodziewam się, że jesteście silnym teamem, żeby sobie poradzić z codziennością.

Tak, też tak o nas myślę.

Masz siódemkę dzieci i jesteś aktywna zawodowo, musisz być dobrze zorganizowana.

Z perspektywy czasu myślę, że macierzyństwo nauczyło mnie wielu potrzebnych umiejętności, a organizacja jest jedną z nich. To nie znaczy, że jestem perfekcjonistką, o wszystkim pamiętam i mam to pod kontrolą. Zupełnie nie – ten, kto mnie zna, wie, jak jestem zakręcona w sprawach bieżących, ale nie tracę poczucia humoru. I mam notes (śmiech).

Nauczyłam się skupiać na sprawach ważnych i pilnych, nie tracić czasu na gdybanie, tylko działać. Dom i rodzina to poważne przedsięwzięcie organizacyjne, podobnie jak w firmie, z taką różnicą, że w rodzinie najważniejsi są ludzie, a nie wyniki, więc na nich skupiam energię. Chcę, żeby nauczyły się ode mnie, że życie jest super, że dobrze być kobietą, mieć rodzinę, przyjaciół, pracę i pasje.

Masz jakąś pomoc zewnętrzną w domu?

Teraz nie, ale jak byłam, a raczej bywałam w ciąży, miałam małe dzieci i jeszcze pracowałam, to pomagały mi nawet dwie osoby. Moja siostra, która mieszkała w tamtym czasie z nami, i jeszcze jedna pani, która sprzątała raz w tygodniu. Takie były potrzeby. Teraz sytuacja jest inna i chociaż wygodniej byłoby zatrudnić panią do sprzątania, uważam, że moje dzieci są na tyle duże, że dadzą radę posprzątać dom. I tak robimy. Sobota rano: porządki (śmiech).

Jakie są twoje macierzyńskie wybory? Ja mam czasem problem z podziałem uwagi na dwójkę. Jak to robisz? Coś odpuściłaś?

To jest bardzo dobre pytanie, bo często my, matki mamy taką tendencję do popadania w poczucie winy z powodu tego, że jesteśmy niewystarczająco dobre dla swoich dzieci. Ja się z tego myślenia wypisałam już dawno (śmiech). Oczywiście, czas i nasza uwaga są ograniczone, ale miłość z pojawieniem się każdego dziecka się pomnaża i nadal wzrasta. Dzieci się nią ładują na całe swoje życie. Szczęśliwy i radosny dom to mój wybór. A co odpuściłam? Przestałam się martwić o wszystko i za wszystkich, zajmuję się tylko tym, na co mam wpływ, i dzięki temu zyskałam dużo czasu (śmiech).

Dużo u was zasad?

Nie, bo pierwsza zasada jest taka, że zasad nie może być dużo, bo nikt ich nie będzie przestrzegał.

Dzieciaki mają swoje obowiązki, oprócz pomocy rodzeństwu?

Oczywiście. Każdy coś może zrobić dla rodziny i domu, na miarę swoich możliwości. Kiedyś spisaliśmy „listę polepszeń” organizacyjnych i każdy wybierał to, w czym kuleje – ścielenie łóżka, higiena osobista (śmiech) itp. Najmłodsza wybrała, że będzie sama spać w łóżeczku – rozumiesz, to też ważny obowiązek.

Rozumiem (śmiech). Macie wspaniały dom, jaka jest jego historia?

Dziękuję! Dom ma ciekawą historię, bo jest zbudowany zaraz po wojnie, ale jego projekt jest jeszcze przedwojenny. Mieliśmy dużo szczęścia, bo tak naprawdę to ten dom znalazł nas. Moja siostra wynajmowała w nim pokój od byłych właścicieli. My szukaliśmy domu do remontu i tak od słowa do słowa udało się nam go kupić.

Długo tu jesteście?

Prawie 10 lat i ciągle trwa remont (śmiech).

 

Na co zwraca się uwagę, szukając domu przy takim bogatym składzie osobowym?

Teraz już wiem, wtedy jeszcze nie miałam pojęcia (śmiech). Ważne, żeby dom był blisko komunikacji miejskiej, inaczej będziesz kierowcą taksówki dla swoich dzieci. Duża kuchnia, bo to tu toczy się życie. Pralnia najlepiej na poziomie pokojów dzieci, wtedy ubrania są bardziej pod kontrolą. Mam pralnię w piwnicy i to kłopotliwe rozwiązanie, trzeba dźwigać pranie z góry na dół. Oczywiście ogród, warto mieć kawałek działki, żeby pobiegać i nie dokuczać sąsiadom (śmiech).

Agnieszko, a masz czasem chwilę tylko dla siebie?

Każda chwila jest moja i nie czuję, żebym robiła coś, czego nie chcę. Jestem wolna i szczęśliwa. Pewnie ciekawi cię, co lubię robić?

Tak, co robisz dla siebie?

Uwielbiam tańczyć i oglądać taniec, zwłaszcza modern jazz, a latem pływam, windsurfing – boję się i kocham pływać. Pływasz?

Bardziej się boję, niż pływam.

Gdybyś mogła wyczarować sobie wymarzone popołudnie, to jak by wyglądało?

Bardzo proszę: stół z pysznościami, rodzina, przyjaciele, dobra muzyczka, gwar i śmiech. Nic więcej. Zapraszam!

Brzmi super! Dziękuję za rozmowę.

 

Agnieszka Stefaniuk o sobie: jestem szczęśliwą żoną, z wykształcenia romanistką, obecnie pracuję w firmie farmaceutycznej. Od  kilku miesięcy prowadzę konto na Instagramie @familyfunbymum, gdzie dzielę się moim doświadczeniem i praktycznymi radami odnośnie roli kobiet, macierzyństwa i wychowywania dzieci. Sama jestem mamą siedmiorga dzieci w wieku od 4 do 15 lat. Konto powstało z myślą, by przełamać krzywdzące stereotypy dotyczące rodzin wielodzietnych. By pokazać, że można i tak.