Tramwajem numer 9 dojeżdżam na Ochotę, gdzie buldożery wgryzają się w grunty Parku Wielkopolskiego. Ale nieopodal jest dom Karoliny Kuklińskiej-Kosowicz, szefowej marki Yope, a w nim błogo, przytulnie i gwarno jak w ulu. Chodźcie!
Karolina to mama 8-letniej Franki i 5-letniej Klary, żona Pawła oraz świeżo upieczona Kobieta Roku Magazynu Glamour. Zanim wspólnie z mężem założyła Yope, przez 12 lat pracowała jako wzięta stylistka, wędrująca po świecie i zaliczająca kolejne okładki prestiżowych pism. I te podróże w niej zostały, bo tuż przed naszym popołudniowym spotkaniem wróciła z 3-tygodniowego, rodzinnego tripu po Stanach Zjednoczonych. Wesoła czwórka podróżowała starym Volksvagenem Westfalią, łapiąc amerykańskie słońce i okazje w lokalnych vintage shopach. O miłości do mody, wieloletnich przyjaźniach, budowaniu rodziny i marki kosmetycznej w tym samym czasie rozmawiamy w świetlistym mieszkaniu z historią umiejscowionym na Starej Ochocie, w którym Karolina mieszka od 4 lat. Pośród plakatów Jana Młodożeńca i Marii Ihnatowicz, zdjęć Zuzy Krajewskiej, grafik Agaty ,,Endo” Nowickiej, szkiców Anny Shepard i linorytów Marty Łukasik. Co to było za spotkanie!
*
Przeprowadziłaś się do Warszawy z Pomorza. Czy od początku mieszkałaś na Ochocie?
Zaraz po tym, jak przyjechałam do Warszawy, znalazłam się na Mokotowie i od razu pokochałam tę dzielnicę. Mieszkałam tu 6 lat, a teraz pracuję. Uwielbiam tamtejszy dzielnicowy luz. Mokotów to taka wioska w centrum miasta, mam tu znajomych sąsiadów. Na Ochotę przenieśliśmy się kiedy powiększyła nam się rodzina. Lubię tutejsze przedwojenne kamienice, piękną zieleń. Żyje się tu spokojniej. Lubimy wycieczki rowerowe. Właśnie decydujemy się na psa. Mamy pod domem park i ulubione miejscówki z dziećmi.
Gdzie najczęściej chodzicie?
Najczęściej wybieramy park, rowery, teatr, prowadzimy miejski i aktywny tryb życia. Dopóki pogoda pozwala robimy wszystko, co się da na zewnątrz. Działamy w trybie plemiennym, trochę hipisowskim, otoczeni znajomymi i ich dziećmi.
Ten dom! Jest niezwykły, wyczuwa się, że kryje się za nim bogata historia. Opowiesz?
Dom remontowaliśmy półtora roku. Połączyliśmy dwa mieszkania, które przed wojną stanowiły jedno. Podeszliśmy do tego miejsca z poszanowaniem oryginalnych elementów. Okna są nadal skrzynkowe – odwzorowaliśmy je z autentycznych. Układ mieszkania jest wzorowany na pierwotnym układzie. Rodzina, od której je kupiliśmy, opowiadała nam o historii tego miejsca i o tym, jak ono wyglądało wcześniej. Ci państwo robili przyjęcia w miejscu, gdzie my mamy teraz stół. To było podobno bardzo szczęśliwe mieszkanie i tę pozytywną energię zdecydowanie w nim czujemy, bo bardzo chętnie w nim przebywamy. Ono ma duszę.
To, co szczególnie mi się w nim podoba, poza mnóstwem zakamarków i dwoma tarasami, to fakt, że jest pełen ludzi. Z kim spędzasz tutaj najwięcej czasu, kto jest dla ciebie największym wsparciem w codziennych sprawach?
Mój mąż. To z nim spędzam najwięcej czasu tym bardziej, że razem pracujemy (śmiech). I oczywiście z dziewczynkami. Pochodzę z wielodzietnej rodziny – mam czworo rodzeństwa, które mieszka na Pomorzu. Dużo czasu spędzamy ze znajomymi. Rzeczywiście, ja ciągle muszę z kimś przebywać, bo ludzie dają mi energię, napędzają mnie i inspirują. Przyjaciele dają mi tu namiastkę rodziny, są dla mnie bardzo ważni. Prowadzimy otwarty dom, zawsze pełen ludzi i nie musimy się specjalnie umawiać żeby z kimś spędzać czas.
Spontaniczne odwiedziny to jest to. Ale dobrze też pobyć trochę samemu, w swoim rodzinnym gronie. Co was najbardziej do siebie zbliża: wspólne leniuchowanie w domu czy dalekie podróże? Kiedy jest wam z sobą najlepiej?
Najbardziej zbliżają nas dalekie podróże, to ważna część naszego życia. Nic moim zdaniem bardziej nie wzbogaca życia. To zarówno dla nas, jak i dzieci, czas relaksu i odskocznia od codziennych obowiązków, czas tylko dla nas kiedy jesteśmy ze sobą na 100% . A w domu jak to w domu, zawsze jest dużo obowiązków.
Jakie są twoje dziewczyny?
Franka ma absolutnie wrażliwą duszę, ale jest przy tym bardzo konkretna, nie lubi kiedy ktoś coś jej dyktuje. A Klara jest otwarta do wszystkich i wyluzowana, natomiast jak ma podjąć decyzje, to potrzebuje wsparcia.
Jakie są dla siebie nawzajem?
Nad tym pracujemy – uczymy je tego, że muszą być dla siebie dobre, kochać się i dzielić. Staramy się zapanować nad rywalizacją między nimi, żeby jej było jak najmniej. Tłumaczymy im różnice i pozwalamy na swobodę w wyrażaniu siebie, uczymy pielęgnowania własnego indywidualizmu i tworzenia własnej przestrzeni. Czasem rozdzielamy dziewczyny i spędzamy czas tylko z jedną z nich, aby zapewnić każdej 100% naszej uwagi. Dzieci mają u nas dużo głosu, staramy się ich słuchać. Na pewno każda z nich jest nietuzinkowa i niepowtarzalna.
Jak spędzacie czas w domu?
Bardzo lubię razem z nimi siadać przy naszym dużym stole – to serce domu, i wtedy dużo wspólnie rysujemy, malujemy, wycinamy, kombinujemy. I przebieramy się też. Kochamy się przebierać! (śmiech)
Buzie aniołków, ale w tym spojrzeniu dostrzegam ciągotę do psot. Przyznaj, co ostatnio zmajstrowały?
Wiesz, ja właściwie wszystkie ich wybryki traktuję jak codzienność. Kiedyś obcięły włosy albo wymalowały się moimi kosmetykami. Nie wchodzi to na mój poziom majstrowania – to u nas normalność!
Porozmawiajmy o modzie, przecież przez 12 lat byłaś stylistką, a to spory kawałek życia. Powiedz, jak postrzegałaś ją kiedyś, a jak patrzysz na nią dziś?
Kiedyś podchodziłam do mody stricte zawodowo, była to część mojej pracy i traktowałam ją poważniej. Musiałam być ze wszystkim na czasie, przejmowałam się tym, co jest obecnie na topie, tak to mniej więcej wyglądało. A teraz jest ona dla mnie o wiele przyjemniejsza. Bawię się nią. Wolę taki rodzaj mody, bez ciśnienia, swobodne podejście do niej. Najbardziej nie lubię pytania: ,,a co jest teraz modne”? Wtedy go nie lubiłam i nadal nie znoszę. Fajne jest to, żeby przez modę wyrażać przede wszystkim siebie i ja to lubię robić, dlatego często noszę kolory i mam bardzo różnorodną garderobę. Coś nowoczesnego połączone z retro-vintage, to najbardziej kocham. Uwielbiam też printy.
Czy jest coś czego aktualnie poszukujesz?
Od czasu wyjazdu do Stanów Zjednoczonych usilnie szukam kowbojek. I znalazłam, ale w rozmiarze dla mojej córki! Bardzo fajne, vintagowe w sklepie w Los Angeles.
Na co zwracasz uwagę podczas takich modowych poszukiwań? Czym się kierujesz?
Bardzo ważna jest dla mnie jakość materiału i szycia – przy zakupach kieruję się głównie tym. Kupuję ubrania zdecydowanie okazyjnie, zazwyczaj na wyjazdach, w fajnych miejscach, gdzie można spotkać i poczuć modę danego miasta, nienachalną. Ciekawie jest poznawać modę przez podróż, przez to co akurat niespodziewanie tam napotkam. Do projektantów idę natomiast po konkrety dany model. Jeżeli miałabym wymienić ulubionego projektanta, dziesięć lat temu byłby to zupełnie kto inny, niż teraz. Jest to bardzo zmienna kwestia.
Trudno było ci się rozstać z pracą stylistki?
Trudno było mi się rozstać przede wszystkim z ludźmi, z którymi pracowałam. Przez tyle lat pracy w tym świecie poznałam bardzo dużo wartościowych ludzi. I tu potwierdzam, że prawdziwe przyjaźnie potrafią przetrwać wszystkie próby, co jest kolejnym ważnym dla mnie doświadczeniem – wiele z poznanych wówczas osób jest do dziś moimi przyjaciółmi.
Czego nauczyła cię ta praca?
Przede wszystkim organizacji pracy, wielozadaniowości, kontaktu z ludźmi, umiejętności przekazania swoich myśli, ponoszenia konsekwencji w celu uzyskania tego co chcesz, postawienia na swoim i przeforsowania swojego pomysłu.
Chociaż twoja garderoba jest imponująca, to teraz – z racji prowadzenia marki Yope, swój czas i energię poświęcasz głównie kosmetykom. Powiedz, skąd czerpiesz wiedzę?
Lubię testować kosmetyki na sobie i te doświadczenia są dla mnie kopalnią wiedzy. O składnikach, o konsystencji, o tym czego bym chciała, a czego chcę unikać. Czytam też dużo na temat kosmetyków. A jeśli mówimy o wiedzy stricte profesjonalnej potrzebnej mi do pracy, to konsultuję się z naszą panią technolog, która ma olbrzymie jej pokłady. Stanowimy duet – wiedza i inspiracja. Z kolei pomysły na nowe kosmetyki powstają z potrzeby. Zastanawiam się czego mi brak i moim dzieciom w codziennym życiu. Inspiracje czerpię z podróży – one dają mi możliwości poznawania różnych smaków, zapachów, doznań. To wszystko potem wpływa na produkt. Trzeba oddać się chwili, a później postarać się odzwierciedlić ten moment jak najlepiej.
Jak dbasz o cerę? Czy masz swoje rytuały pielęgnacyjne, których bezwzględnie przestrzegasz?
Do pielęgnacji cery nie używam ani wody, ani mydła, tylko płynu micelarnego – to mój codzienny rytuał, oraz kremu z filtrem przed wyjściem z domu i krem pod oczy. Moje ostatnie odkrycie kosmetyczne to tonik złuszczający naskórek firmy REN albo łagodzący i orzeźwiający w sztyfcie – ILIA ogórkowy. Kosmetyki naturalne, dzięki którym skóra ma blask i jest gładka, cenię za delikatność, jakość i skład. To taka dodatkowa pielęgnacja na co dzień. Raz w tygodniu robię peeling twarzy. Trzy razy w roku złuszczam się kwasami. Robię sobie czasem sama masaż twarzy i używam rollera z różowego kwarcu. Czasem poszukuję kosmetyków tylko po jednym określonym składniku. Jeżeli chodzi o ciało, to też lubię je peelingować – szoruję je bambusową szczotką do mycia. Codziennie oczyszczam też ciało goździkowym balsamem YOPE. W naszej kategorii jest jako mydło do kuchni, ale dla mnie jest to ulubiony kosmetyk do całego ciała.. Podsumowując, ważniejsza dla mnie jest systematyczna pielęgnacja niż szybkie efekty. W kosmetykach lubię nowości, odkrycia – trudno by to było wszystko wymienić. Niekończąca się historia.
Jak długo przygotowywałaś się do założenia firmy? Jakie były wasz początki i jak jest teraz po upływie 2,5 roku od jej założenia?
Wszystko wydarzyło się spontanicznie. Na początku było nas dwoje, a teraz w Yope pracuje 15 osób. Nie wiedzieliśmy, czy to się przyjmie, czy się uda. Nie wiedzieliśmy, co się wydarzy, a teraz nasze wysiłki skupiamy na tym, żeby ten produkt utrzymał się. Ciągle musimy trzymać wysoki poziom. Nagraliśmy pierwszą płytę, a teraz nagrywamy kolejne i robimy wszystko, żeby się pokryły platyną.
Z czego jesteś najbardziej dumna?
Z tego, że ludzie naprawdę lubią naszą markę, że weszliśmy na rynek z odważnym projektem, z konceptem, który się sprawdził i ma rzeszę swoich fanów. Zauważamy, że wszyscy na nas patrzą, nasza praca jest bacznie obserwowana, a ludzi interesuje co obecnie robimy. A my robimy swoje! I cieszymy, że to się sprzedaje. Fajnie, że współtworzymy trendy.
Nad czym obecnie wspólnie z Pawłem i resztą ekipy pracujecie?
Nad produktami związanymi z kąpielą i czymś, co uprzyjemni nam wszystkim czas spędzony na relaksie
Jakim Paweł jest tatą, jakim współpracownikiem?
Paweł jest mega kochanym tatą, który poświęca bardzo dużo czasu swoim dzieciom. Jest zwariowanym tatą, natomiast ja stanowię kręgosłup w tej relacji. Z nim dziewczyny na więcej sobie pozwalają, robią głupoty i stroją żarty. W pracy Paweł jest dobrym partnerem, na którym zawsze mogę polegać.
Czy znajdujecie czas tylko dla siebie? Macie wspólne zajawki?
Zawsze raz w roku staramy się gdzieś we dwoje wyjechać. Jest to nasz rytuał, o który bardzo dbamy. Mamy też czas, kiedy każdy chce zrobić co innego i ten czas też pielęgnujemy i chętnie go sobie dajemy. Tak naprawdę mamy zupełnie różne zajawki i dlatego chyba tak dobrze działa nasz układ.
Jak patrzysz na upływający czas? Ze spokojem czy raczej czujesz, że przecieka przez palce?
Nie zastanawiam się nad tym, po prostu żyję. Ale też nie udaję, że nie widzę jak szybko wszystko się dzieje. Jestem z tym pogodzona, traktuję zmiany jako naturalny proces i część życia i w każdym momencie potrafię znaleźć radość. Poczuć, że to jest właśnie „ta chwila”, po której niebawem nadejdzie kolejna „ta chwila” (śmiech). Nie jestem trzpiotką, co lekko traktuje życie. Mam swoje doświadczenia, choroby w rodzinie, ciężkie i trudne sytuacje, które widzę i dzięki którym doceniam każdy dzień, staram się nie tracić czasu. Nigdy przecież nie wiemy, co się zdarzy.
Co robisz żeby się maksymalnie wyczilować?
Lubię pobyć przez chwilę sama ze sobą, to jest najlepszy relaks. Zamknąć się w łazience i w ciszy testować kosmetyki, na spokojnie. To jest w ogóle mój osobisty rytuał i miejsce, w którym mogę spędzać godziny. Fajnie działa też wyjazd weekendowy albo bieganie, taki czas, kiedy w 100% należę tylko do siebie.
Wolisz odnajdywać spokój w chaosie czy mieć wokół siebie wszystko poukładane i harmonijne?
Chaos jest częścią mojego życia, a więc i częścią mnie. Najbardziej stabilna w nim jest moja rodzina. Odnajduję się w chaosie, a nie w porządku. Wręcz potrafię w nim stworzyć ów porządek. A jeśli ktoś mi to zaburzy, potrafię dostać szału. Wszystko natomiast ma umiar i jeśli chaos staje się zbyt duży, zaczynam go porządkować. W życiu na pewno nie jestem minimalistką.
Potrafisz się skoncentrować kiedy wokół dużo się dzieje?
Potrafię się wtedy wyłączyć i skoncentrować na swoich obowiązkach, na tym, co mnie dotyczy. Bez kłopotu.
Jak by wyglądało idealne popołudnie według twojego planu?
Idealne popołudnie to popołudnie bez planów! Piękna pogoda, słońce, otwierasz drzwi, idziesz na kawę, nie masz niczego z tyłu głowy.
Wysoka piątka. Dzięki za wspólne popołudnie!
*
Karolina Kuklińska Współzałożycielka marki Yope. Absolwentka projektowania ubioru na łódzkiej ASP, stylistka z 12-letnim stażem, związana m.in. z magazynem Twój Styl. Mama Franki i Klary, zapalona podróżniczka, kolekcjonerka sztuki współczesnej.