Historia jednego popołudnia
Rozmowa z Julią Ożóg-Kostrzewą
Zielono, pachnąco, niespiesznie, czyli spaceruję po warszawskim Żoliborzu. Za chwilę zapukam do Julii, Michała, Bruna i Sonii, i spędzę z nimi miłą część popołudnia. Wejdźcie ze mną.
Julię możecie znać jako założycielkę marki Pan Pantaloni. Kiedyś opowiadała nam też o swoich dzieciach w kontekście relacji rodzeństwa. Wchodząc do ich domu, poczułam, że ta dziewczyna ma w sobie siłę. I duży apetyt na życie. Po chwili okazało się, że cała czwórka ma w sobie tę fajną energię. Dałam się wciągnąć w ich przyjemny wir z dużą frajdą.
*
Tak się wam trochę przyglądam i myślę, że nudy to u was nie ma… Zdajecie się na spontaniczny chaosik czy raczej jesteście mistrzami organizacji wspólnego czasu?
Zdecydowanie nudy u nas nie ma! Odkąd mam dzieci, szczerze powiedziawszy słowo „nuda” to zjawisko mi nieznane (śmiech). Każdy dzień mamy wypełniony po brzegi, ale to zrozumie każdy rodzic, który pracuje i jednocześnie próbuje nadążyć za swoimi pociechami i dotrzymać im tempa. Sonia i Bruno to wulkany energii, więc nawet, gdy pozornie moglibyśmy poleniuchować, nigdy się to nie udaje. Chwila ciszy oznacza, że dzieci coś knują!
Kto wyznacza popołudniowy rytm?
Ja, choć dwa razy w tygodniu mam pomoc – raz rządzi moja mama, raz mój Michał, a ja w tym czasie pracuję. Generalnie jednak przez większość tygodnia to ja jestem cerberem czasu po pracy i przedszkolu. I wiem też, że najsurowiej podchodzę co codziennej rutyny, wyznaczanej przez zajęcia popołudniowe, na które chodzimy, czy godziny kolacji, kąpieli i dobranocki. Mimo mocno liberalnych poglądów mam dość konserwatywne podejście do rytmu, który dzieci powinny mieć na co dzień – uważam, że daje im poczucie bezpieczeństwa. Michał zdecydowanie jest tym lepszym policjantem!
Działacie w podgrupach?
W weekendy i na wakacjach działamy w podgrupach. Jest to o tyle łatwe, że Sonia jest typową córeczką mamy i uwielbia babskie, wręcz stereotypowe aktywności dziewczyn. Razem bawimy się w przebieranki, malowanie paznokci czy lulanie ulubionej lalki-dzidziusia. Brunek jest za to wpatrzony w Michała i uwielbia, gdy ma go na wyłączność.
Dzieciaki, zajęcia dodatkowe, własna marka i jeszcze znalazłaś czas na skrzypce.
Oczywiście! Na takie rzeczy musi być czas w życiu, nawet kosztem pracy. Mam bardzo silne przekonanie, że muzyka łagodzi nie tylko obyczaje, ale pomaga także w kształtowaniu pięknych wewnętrznie ludzi. Skrzypce to był losowy wybór, ponieważ szukałam nauczyciela Suzuki, który mieszka blisko nas, i tak trafiliśmy do pani Marty. Lubimy robić wszystko lokalnie, więc kierowałam się lokalizacją, a nie instrumentem. Spodobało mi się to, że skrzypce są małe, więc nie muszę kupować od razu na przykład bardziej popularnego fortepianu czy pianina.
Opowiedz proszę, na czym polega metoda Suzuki.
Jest to metoda japońska, wymyślona właśnie przez skrzypka. Obecnie jednak można muzykować Suzukowo na wielu innych instrumentach, takich jak pianino, flet, fortepian czy wiolonczela. Mówiąc bardzo ogólnie, metoda polega na nauce grania w sposób organiczny, podążający za dzieckiem, a nie za podstawą programową. Dzieci – już od trzeciego roku życia – uczą się wygrywać proste rytmy w formie zabawy, a pierwszą melodią graną przez wszystkich jest „Twinkle twinkle” lub po polsku „Wyszły w pole kurki trzy”. Bruno początkowo robił bardzo wolne postępy, ale nikt go nie pośpieszał i nie naciskał. Teraz idzie jak burza i szybko chwyta każdą melodię.
Kto sprawniej włada smyczkiem?
Oczywiście Brunek. Ja mam bardzo dobry słuch i także gram z nim wszystkie melodie, ale na moje ćwiczenia już brakuje czasu, więc postępy robię marne (śmiech).
Jak Bruno zapatruje się na szkolną przyszłość?
Jest bardzo gotowy! W sierpniu skończy siedem lat, więc we wrześniu wejdzie w szkolną ławę jako pełnoletni pierwszak.
A wy?
Zabrzmi to banalnie, ale pewnie czuje to wielu rodziców… Nie jestem gotowa na bycie mamą dziecka szkolnego! Mam świetną pamięć i moment jego narodzin wydaje mi się tak bliski, jakby był wczoraj. I to wcale nie metaforycznie, tylko bardzo namacalnie. Ciężko mi się z tym pogodzić, że to już. Wybraliśmy dla Bruna szkołę muzyczną, świetnie zdał egzaminy, więc mam przeświadczenie, że jest to dla niego dobra droga. Szkoła jest cudowna, niewielka, wszyscy się znają. Myślę, że wybór był trafny. Mimo to, nadal nie mogę uwierzyć, że to tak szybko zleciało.
Sonia też rośnie na muzyka czy podąża inną drogą?
Sonia na razie planuje zostać gimnastyczką. Wiesz, jak to jest z drugim dzieckiem… Jak się pracuje, a ja pracuję bardzo dużo, to drugie dziecko trochę podąża za tym pierwszym. Czasem po prostu brakuje czasu na to, by zadbać o jego indywidualną drogę. I tak było do tej pory z Sonią. Na skrzypcach gra, to jest coś tak wartościowego, że pewnie będziemy kontynuować. Natomiast na pewno chciałabym skupić się teraz na tym, co poza tym chce robić. Od września zaczniemy z gimnastyką artystyczną i baletem, bo takie są plany Sonii. Mimo że ma cztery i pół roku, jest bardzo zdecydowaną, pełną energii dziewczynką i umie konkretnie wskazać, co jej się podoba, a co nie. Chciałabym jej oczywiście uchylić nieba – zobaczymy, jak wyjdzie w praktyce! Ktoś może powiedzieć – po co tyle zajęć dodatkowych?! Ale jeśli chodzi o muzykę czy ruch, to uważam, że tego nigdy za wiele, jeśli dziecko jest chętne!
Macie piękne mieszkanie w domu z ciekawą historią, na osiedlu z jeszcze ciekawszym zamysłem – Żoliborz to wasze miejsce?
Dzięki! Lubimy nasze mieszkanie. Żoliborz jest zdecydowanie naszym miejscem! Tu, gdzie jesteśmy teraz, mieszkamy ponad cztery lata. Wcześniej mieszkaliśmy w zupełnie innej, nowoczesnej zabudowie na Kabatach. A jeszcze wcześniej, przez dwa lata, w Helsinkach! Przeprowadzka tu dała nam niesamowity spokój, bo mamy wszędzie blisko, jesteśmy w centrum, a jednocześnie mieszkamy w parku pełnym zieleni. Ważne jest dla nas to, że bardzo rzadko używamy auta – do pracy jeździmy metrem, a dzieci mają przedszkole pod domem. Brunek do szkoły będzie jeździł rowerem, bo mamy ścieżkę rowerową spod domu, pod samą szkołę.
Opowiesz o domu, w którym mieszkacie?
Nasz budynek powstał w 1947 roku i był tak zwanym domem dla samotnych. Mieszkali tu starsi ludzie w malutkich mieszkaniach bez kuchni, bo takie pomieszczenia były wspólne i tam wszyscy się spotykali. Były także świetlice. Na parterze nadal funkcjonuje sala „Pod Gruszą”, gdzie seniorzy spotykają się na wspólne zajęcia plastyczne i imprezy oraz śpiewają w międzypokoleniowym chórze. Wrażenia akustyczne są niesamowite, bo nasz gabinet jest dokładnie nad salą, gdzie ćwiczą. Najbardziej lubię Boże Narodzenie, bo mamy w okresie przedświątecznym darmowe kolędowanie (śmiech).
Polecisz ulubione żoliborskie miejscówki?
Na pierwszym miejscu muszę wymienić kawiarnię Secret Life i restaurację Ósma Kolonia, oba miejsca sąsiadują ze sobą i są prowadzone przez Zuzię i Michała Marchockich, których bardzo lubimy i od lat podziwiamy. Z innych miejsc bywamy w Głodomorach czy SAM-ie. Wino zawsze kupujemy w Winnicach Mołdawii na Czarnieckiego – cudowny właściciel i świetne regionalne trunki z Mołdawii i Gruzji. Lubimy także nasz bazarek przy domu, jednak po większe zakupy warzywne jeździmy do Majlertów, bo lubimy wspierać rodzinne biznesy. Mamy tu także masę zieleni i fajnych placów zabaw, więc można świetnie spędzić popołudnie lub weekend, nie ruszając się daleko. Żoliborz jest piękny i samo chodzenie po okolicy to niesamowita frajda.
We wrześniu dużo się u was pozmienia, ale latem też sporo zamieszania, bo na pewno pracujesz nad nową kolekcją?
Kolekcja już oczywiście jest prawie gotowa – kończymy produkcję. Do sklepu wjedzie jednak dopiero wczesną jesienią. Mamy zawsze bardzo ciepłe zimowe kolekcje, więc nigdy nie startujemy z nimi w lipcu czy sierpniu, jak robią to mainstreamowe marki. Jesienią pojawi się szeroka gama odzieży z wełny merino i jak zawsze nasze flanelowe cieplutkie spodnie dla dzieciaków!
Znajdziecie czas na wspólny wyjazd?
Wakacje mam zaplanowane od wielu miesięcy – inaczej nie byłabym w stanie się zorganizować. Lato spędzimy w Polsce: na Mazurach, Kaszubach i w naszym domku na wsi. Pomogą nam babcie, bo bez nich ciężko byłoby zapewnić dzieciom ciągłą opiekę. Na pewno wyskoczymy też do Berlina, gdzie częściowo zawsze pracujemy, ale też chłoniemy miasto, które uwielbiamy i w którym bywamy przynajmniej dwa razy w roku. Na wakacjach troszkę dalej byliśmy w maju, miesiąc po starcie kolekcji – udało nam się wyskoczyć na Kos, jeszcze przed tłumami turystów, bo rozpoczynaliśmy sezon!
Najgorętsze pytanie wśród rodziców pracujących: jak wypełnić dzieciom 9 tygodni urlopu od przedszkola?
Sonia i Bruno muszą niestety częściowo korzystać z dyżuru wakacyjnego w przedszkolu. Nasze mamy są nadal aktywne zawodowo, a my, prowadząc własne biznesy, nie jesteśmy w stanie wygospodarować tak długiego wolnego. Poza tym jednak pozwiedzamy trochę Polskę, a Brunek przez tydzień będzie chodził na swoje wymarzone zajęcia z robotyki.
Zdradzimy, co cię wciągnęło na Netflix?
No wiesz! (śmiech)
No to zacznijmy od książek.
Bardzo wciągnęło mnie ostatnio „Purezento” Joanny Bator. Poza tym, skoro wspominasz Netflixa, właśnie słucham audiobooka „Outlander” w wersji oryginalnej – dobre słuchowisko na długie podróże do szwalni i dziewiarni. Spędzam dużo czasu w aucie, więc audiobooki mnie ratują! Słuchamy też słuchowisk z dziećmi, aktualnie na tapecie jest „Ronja, córka zbójnika”, moja ukochana książka z dzieciństwa.
A wracając do Netflixa…
Nie mamy kablówki, więc Netflix to rzeczywiście nasz jedyny łącznik ze światem seriali, bo na filmy staramy się chodzić do kina. Podobał nam się bardzo pierwszy sezon „Stranger Things”, ale jeszcze bardziej wciągnął nas niemiecki „Dark” – polecam. Świetny był też „Ozark” i „Mindhunter”. „Narcos” wciągnął nas do reszty, a „Black Mirror” oglądam sama i niektóre odcinki są rewelacyjne. Z typowo babskich pozycji, to oczywiście „Outlander”, choć serial jednak jest nieco odświeżony, książka z lat 80. trąci myszką i przypomina Danielle Steel (śmiech). Sama oglądałam także „The Crown” – bardzo mnie wciągnęło! Oraz, wiadomo, nową wersję „Ani z Zielonego Wzgórza”. Z Michałem jesteśmy wielkimi fanami „Mad Mena” – mój mąż właśnie robi sobie powtórkę z rozrywki i ogląda wszystkie sezony od początku.
Udało się… Cała nasza redakcja połknęła „The Crown”! Dziękuję za gościnę i za rozmowę. Udanego lata!
*
Julia Ożóg-Kostrzewa – z wykształcenia socjolog, z zamiłowania antropolog filmowy, z zawodu marketingowiec. Prywatnie mama czteroletniej Soni i siedmioletniego Bruna i żona Michała. Od ponad pięciu lat prowadzi z mężem markę dziecięcą Pan Pantaloni, specjalizującą się w szyciu spodni dla dzieci.
*
Rozmawiała: Paulina Filipowicz
Zdjęcia: Edyta Leszczak