Jak przeżyć Dzień Matki, celebrując jednocześnie relację z dzieckiem i własne macierzyństwo? Dziś w drugiej odsłoni cyklu Relaks Matki pytamy o to Marzenę Pokrzywińską i testujemy z nią drobiazgi umilające odpoczynek!
Z okazji nadciągającego Dnia Matki postanowiłyśmy skupić się na tym, czego matkom małych dzieci zazwyczaj brakuje najbardziej: na odpoczynku. Zapytałyśmy dwie twórcze jednostki o to, jak uzupełniają nadszarpnięte emocjonalne i energetyczne zapasy i jak wyobrażają sobie świętowanie z okazji Dnia tej, która powołała na świat nową osobę. W drugiej odsłonie cyklu (pierwszą część przeczytacie tu) o jej patenty, potrzeby i emocje pytamy Marzenę Pokrzywińską, modelkę, mamę rocznego Romka i początkującą kosmetolożkę. Poznajcie rudą piękność, którą w tych czasach łatwiej spotkać na spacerze niż na wybiegu.
Co robisz, by podładować baterie?
Chyba najbardziej pomagają mi spacery. Wiesz, biorę Małego pod pachę albo ruszam sama. Romek jest MEGA aktywny, więc chętnie korzystam z tego, że na spacerach trochę się uspokaja, ciekawy otoczenia. Mieszkamy blisko parków, więc bierzemy pas i idziemy podziwiać przyrodę. Uspokaja mnie patrzenie na niego, kiedy poznaje świat. Na tego małego człowieka, który z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z tej krewetki staje się „prawdziwym” człowiekiem. (śmiech) To raczej maks relaksu, na który mogę sobie pozwolić z nim w tym wieku. Czasami udaje mi się wyrwać wieczorem na spotkanie z przyjaciółką, ale staram się tego nie nadużywać. Jak mały się urodził, często nie było mnie w domu w weekendy, bo kończyłam szkołę. Miałam wyrzuty sumienia, że zostawiam z tym mojego partnera samego, więc w tygodniu raczej staram się być dostępna.
Jaka to szkoła?
Kosmetologiczna. Macierzyństwo mnie zaskoczyło, więc przez chwilę nosiłam się z decyzją, czy w szkole zrobić sobie przerwę, czy nie. Wiedziałam, że jeśli ją zrobię, potem będzie pewnie jeszcze trudniej. Z pomocą partnera dotrwałam już prawie do końca, został mi jeszcze egzamin końcowy. Mam plany zawodowe związane z tą branżą, chociaż jestem wciąż na początku drogi. Pewnie z ruchami w tym temacie poczekam, aż mały pójdzie do przedszkola.
Super, że masz przestrzeń na to, żeby stopniowo wracać do pracy, że Twoje otoczenie jest elastyczne i gotowe to zaakceptować.
Wiesz, mam tę dobrą sytuację, że pracując jako modelka, wybieram, w co mogę się zaangażować, a w co nie. Teraz pracuję mało, głównie po to, żeby płacić rachunki, mój partner też ma w swoim zawodzie dużą wolność, więc razem spędzamy z Romkiem naprawdę dużo czasu. Jestem wdzięczna, że nie mam nad sobą żadnego bata, że nie muszę zaraz wracać do pracy na full time.
Czy przed dzieckiem miałaś inne patenty na „odparowywanie”?
Wcześniej rzadko potrzebowałam odparowywać. A jeśli już, to najchętniej robiłam to w kinie. Uwielbiałam chodzić do kina, nawet na dwa seanse dziennie. Bardzo mnie to uspokajało. No, ale odkąd urodził się Romek, w kinie nie bywam za często, teraz jakoś łatwiej obejrzeć coś na komputerze. Nie zmieniło się tylko spacerowanie. I babskie wyjazdy – po prostu teraz biorę na nie dziecko. Lubię kobiece spotkania i ich energię, czerpię z nich. Teraz mam to o wiele rzadziej, ale staram się nie zaniedbywać tych relacji. W przeszłości częściej wpadały też szalone wyjścia na miasto, ale te dzisiejsze są już może nie tak szalone, bo na drugi dzień trzeba się jednak zajmować bardzo aktywnym małym człowiekiem.
A czy macierzyństwo uzmysłowiło Ci jakieś Twoje granice?
Ja z natury szybko się zapalam i szybko gasnę, mam w sobie taką frenetyczną energię. Jak się cieszę, to całą sobą, jak złoszczę, to tak samo. Obserwuję, że przy dziecku te granice się przesunęły, o co, prawdę mówiąc, wcześniej się trochę lękałam. Martwiłam się, że będę… hmm, nie wiem, sfrustrowana? Że ciężko mi będzie przystosować całe życie do małego? Ale to właśnie zmieniło się tak naturalnie, że w ogóle nie odczuwam z tego tytułu frustracji. Jestem wręcz mile zaskoczona, że Romek jest moją oazą, która działa przede wszystkim kojąco. Patrzenie na niego, przytulanie go działa uspokajająco. Fajnie obserwować w sobie taką zmianę, mam frajdę, patrząc na siebie z boku i zastanawiając się, kim jest ta matka we mnie. Ale dalej chyba irytują mnie te same sprawy co wcześniej: chamstwo, obojętność. Przy kłótniach z moim partnerem też nie mam jakoś więcej cierpliwości. (śmiech) A do Romka mam jej nieskończone pokłady, to jedyny taki człowiek na świecie.
Czy masz jakieś patenty na momenty, kiedy czujesz, że zasoby zaraz się wyczerpią? Że zaraz zaśniesz, przewrócisz się po prostu?
Oczywiście, mam takie momenty dosyć często, bo jak mówiłam, Romek jest superaktywny. Jest świetnym dzieckiem, niesamowicie wesołym, ale też wszędzie go pełno, cały czas trzeba go mieć na oku i zabawiać. I mam poczucie, że po prostu fizycznie nie mam już tyle siły, co kiedyś. Mam 40 lat, to też nie jest jakiś najmłodszy wiek. Przy tym zawsze miałam poczucie, że mam ograniczoną energię do wykorzystania w ciągu dnia, bo za bardzo się spalam: takie, powiedzmy, osiem godzin, po których się wyłączam. Dlatego całe życie chętnie chodziłam wcześnie spać, nawet, co śmieszne, kiedy wchodziłam w nowy związek i nie wypadało się kłaść z kurami. (śmiech) Teraz tej energii jest jeszcze mniej, pewnie już po siedmiu godzinach jestem wypruta i coraz chętniej kładę się spać z dzieckiem. Zdarza mi się więc dość często, że opadam z sił. Wtedy staram się praktykować moje kobiece rytuały. Pomaga mi ćwiczenie w domu od czasu do czasu, najlepiej pilatesu. Zamykam się w pokoju na godzinkę i to mnie ładuje. Dzięki temu lepiej czuję ciało, uspokajam się. Działa też klasyka: zamknięcie się w łazience i długi prysznic – niestety nie kąpiel, bo niedawno się przeprowadziliśmy i nie mamy wanny. Smaruję się przy tym różnymi specyfikami, czasami zrobię makijaż. Dzisiaj obudziłam się strasznie zmęczona, więc umalowałam się, co już daje mi małe poczucie odświętności i trochę mnie ożywia. Pamiętam też, że świetnie zadziałało, gdy wynajęliśmy na miesiąc dom z wielkim ogrodem w lesie, jak Romek miał dwa miesiące. To banał, ale natura bardzo ładuje mi baterie, więc staramy się łapać rodzinnie takie okazje, np. majówkę spędziliśmy w górach. Urlop w domu nigdy nie jest tak efektywny, dziecko też się nudzi. Tu atrakcje są skończone, już dawno wszystkie garnki wyjęte, fasolki przesypane. (śmiech)
A powiedz, proszę, czego nauczyłaś się o sobie, będąc mamą?
Odkryłam w sobie te nieprzebrane pokłady cierpliwości. I to, że można kogoś tak kochać, bezwarunkowo. To jest tak powszechne, a tak niesamowite. Zdaję sobie sprawę, że jesteśmy dopiero na początku drogi, ale jestem dobrej myśli. Na pewno dużo teraz analizuję relacje wokół siebie, przyglądam im się. Mimo że jestem totalnie pochłonięta macierzyństwem, przede wszystkim to je mam w głowie, to wiem, że z partnerem bardzo musimy dbać o siebie, znaleźć na to czas. Nie uważać tego za pewnik. Przyglądam się różnym ludziom wokół, patrzę, jak funkcjonują, dlaczego coś przestało działać. Staram się pracować nad sobą jako partnerką i jeszcze znaleźć w tym wszystkim czas dla siebie. No, dużo tych myśli jest! Mimo że czasu mało.
Fajnie, że macie na to baczenie. Łatwo stracić partnera z oczu w intensywnym życiu z dziećmi, a wrócić jest już potem bardzo trudno.
Tak, dlatego dużo o tym mówię na głos. Związek to praca, czy się ma dziecko, czy nie.
Co najbardziej doceniasz w byciu mamą?
Intymność, czas między nami. To, że możemy pobyć razem, obserwując i ucząc się siebie nawzajem.
A czy na coś masz większą odporność, od kiedy masz dziecko?
Chyba na opinie innych, na błahostki, którymi żyją ludzie, kłótnie, politykę. W szkole zdecydowanie mniej się przejmuję tym, jaką ocenę dostałam, choć kiedyś strasznie to przeżywałam. Ale wbrew pozorom jakoś to idzie, bo jak to mówią: „Miej wy******, a będzie ci dane”. (śmiech) To wiąże się też z brakiem czasu, z brakiem wolnej przestrzeni: na martwienie się tym, że ktoś powiedział mi coś niemiłego, tym, że w naszym kraju źle się dzieje. Teraz myślę, że jak przyjdzie co do czego, to wtedy się będziemy martwić. Na pewno nie przejmuję się tym, jak wyglądam, w co się ubieram. Chociaż to akurat chciałabym zmienić. Tu nawet nie chodzi o wygląd, tylko o samopoczucie. Wyjście z dresów pomaga, chciałabym się z nich powoli wyzwalać. Lubię czasem wyjść z domu w czymś innym niż to, w czym spałam. (śmiech) Ale może to jeszcze nie jest ten moment?
A o czym jest dla ciebie Dzień Matki?
To dla mnie bardzo ważna data, bo mojej mamy nie ma już dziesięciu lat. To chwila smutku i refleksji nad tym, że jej brakuje. Jeszcze nie myślę o tym, że ja też jestem czyimś całym światem, ale na pewno do tego dojdziemy. Na razie trochę nie mieści mi się w głowie, że teraz to ja jestem czyjąś mamą. Tak naprawdę nie planowałam dzieci przez ostatnie lata, długo nie miałam odpowiedniego partnera. Myślałam, że mam już swoje lata, że chyba mnie to ominie. Ale kiedy Romek się pojawił, to było coś najnaturalniejszego w świecie. Widzę, że takie późniejsze macierzyństwo ma swoje zalety, wiąże się z większą wiedzą, cierpliwością. Potwierdza to moja siostra, która miała dwójkę dzieci w bardzo młodym wieku i jedno dużo później. To jest coś za coś, te trochę mniejsze siły są rekompensowane większą mądrością i tym, że aż tak się wszystkim nie przejmujesz. Więc w sumie nie wiem jeszcze, jak chciałabym celebrować ten dzień. Chyba po prostu chciałabym go spędzić z Romkiem.
Prezentownik
Przy okazji kompletowania naszego prezentownika pomogliśmy Marzenie zabawić trochę Romka, poczuć, jak to jest być duetem testerskim i wystawić na mały energiczny żywioł sprzęty przeznaczone do użycia w rodzinie! Sprawdźcie efekty na zdjęciach!
Olini
Zestaw Prezentowy dla Najlepszej Mamy Olini – nawet nazywa się pięknie. To zestaw, który zadba o mamę (Twoją albo o Ciebie) zarówno od środka, jak i od zewnątrz. Jak to możliwe, pytacie? Otóż w jego skład wchodzi nowy olej dla kobiet, miód faceliowy i sok z rokitnika – to ta troska od środka – oraz mydło Energia, które zatroszczy się o zewnętrze, czyli skórę. Nowy olej powstał, co ciekawe, we współpracy z Uniwersytetem Medycznym w Łodzi, gdzie opracowano optymalny dobór olejów do celu, jakim jest odpowiedź na potrzeby kobiet w różnym wieku. Proporcja kwasów omega-6 i omega-3 wspiera kobiecy organizm do tego stopnia, że działa łagodząco przy objawach PMS, menopauzy czy szerzej – wahaniach hormonów.
Nasza rozmówczyni docenia smak oleju szczególnie w kompozycjach, więc zapowiedziała jego dodatek do pieczywa i sałatek. – Super był sok z rokitnika, bardzo lubię takie smaki! – przyznała. Marzena nie myli się też, podejrzewając, że jest bardzo zdrowy, bo rokitnik to rzeczywiście istna bomba witaminy C. Prozdrowotne działanie ma też miód faceliowy, który oczywiście jest niepodgrzewany i w pełni naturalny. Tak jak mydło Energia z olejem z rokitnika: rzemieślniczy, ręcznie robiony produkt, który pozostawia skórę przyjemnie zaopiekowaną, a nie „wysuszoną na wiór”, jak zauważyła Marzena. Świetne kombo dla mam, w każdym wieku!
KOD RABATOWY: 10% ZNIŻKI NA HASŁO LADNEBEBE.
Beaba
Torba Beaba Paris w kolorze pearl grey to praktyczna towarzyszka każdej mamy małego człowieka. No bo jak inaczej wyjść z domu z wszystkimi niezbędnymi drobiazgami, które nie tyle umilą nam wyjście, co pozwolą zapobiec licznym katastrofom! Sprawdźmy: mata do przewijania? Jest! Pasek na ramię? Jest! Termoizoloacyjna kieszeń na butelki? Jest! Wodoodporny materiał, któremu niestraszne wylane soczki ani rozmazane musiki? Oczywiście! A do tego piękny dizajn, pojemne wnętrze, a nawet pas, który umożliwia zamocowanie torby do walizki. – Fajna torba, nawet na krótki spacer z dzieckiem, bo przecież i wtedy trzeba zabrać mnóstwo potrzebnych rzeczy – przyznaje Marzena, która dotąd wrzucała je do kosza pod wózek, gdzie latały luzem. Nastanie więc nowa jakość spacerowania!
Kosmetyki marki Phenomé
Ceniona marka kosmetyków naturalnych wkracza do akcji, by wspomóc mamy w pielęgnacji. Proponujemy optymalną trójkę kosmetyków dla rodzicielek, które niejako „myślą za nas”. Na to mocne trio składa się Multi-Active, czyli peeling i maska w jednym, maska Wrinkle Resist oraz krem Luminous. Peeling-maska do twarzy to już jedna czynność mniej dla zabieganej mamy! Delikatna cukrowa pasta z dodatkiem drobinek z pestek z truskawek działa złuszczająco, ale i regeneracyjnie. Używając jej przy okazji do masażu, poprawiamy kontur twarzy i przygotowujemy skórę na przyjęcie kolejnych substancji odżywczych. Np. takich jak maska na noc Wrinkle Resist. Ta z kolei działa, gdy śpimy, bo nakładamy ją na noc. Czy nie śpisz spokojniej, mamo, wiedząc, że nad twoimi zmarszczkami ktoś właśnie aktywnie pracuje?! No, może raczej coś, a mianowicie wody roślinne, wyciągi z korzeni różeńca górskiego i żeń-szenia oraz m.in. z kłączy irysa. Te składniki aktywne bezpiecznie poprawiają kondycję skóry, pobudzając też produkcję w niej beta-endorfin. Brzmi dobrze! Ostatni przystanek na tej drodze do matczynego odnowienia to krem Luminous na dzień, który, jak sama nazwa wskazuje, przydaje skórze naturalnego blasku. Dzieje się to za sprawą ekstraktów z jabłek, cytryny i aceroli, czyli naturalnych bomb witaminy C. Zysk: rozświetlona, odświeżona cera bez grama makijażu. Co mówi na to nasza testerka? – Znam Phenomé bardzo dobrze i już ustawiłam sobie krem, maskę i peeling w kolejce do używania. Miła konsystencja, przyjemne zapachy. Mam ochotę użyć wszystkich naraz!
KOD RABATOWY: 25% ZNIŻKI NA HASŁO LADNEBEBE25.
Yellow Meadow
Marki Yellow Meadow akurat Wam przedstawiać nie trzeba. To źródło doskonale skrojonych, przyjaznych kobiecym kształtom ciuszków pokrytych pięknymi printami. Słowem coś, co dodaje +100 punktów do szyku i dobrego samopoczucia, nawet jeśli tylko wirujemy w tańcu z bobasem we własnym salonie. Nasza rozmówczyni chwaliła wygodę i dobrze układający się krój: małe bufki, które łatwo zmieścić pod płaszczem czy swetrem i rękawy z gumką, proste do rolowania. – Ładne, wiosenne kolory i przyjemny materiał. To coś w sam raz, kiedy chce się nieco bardziej szykownie wyglądać na chacie, np. przy odkurzaniu – śmiała się Marzena.
KOD RABATOWY: 5% ZNIŻKI NA HASŁO LADNEBEBE5.
Kosmetyki marki Little Butterfly London
Pierwsza brytyjska marka kosmetyków organicznych, której w głowie przede wszystkim wspólne dobro mamy i bobasa. Bo zaopiekowana mama to także lepszy opiekun dla malucha! Dlatego w linii, którą przetestowała Marzena, znalazło się kombo, które przyniesie ukojenie, rozświetlenie i ochronę zarówno jej, jak i Romkowi. Masło do ciała przeciw rozstępom Cocoon of Bliss to gwarancja, że pod pretekstem pielęgnacji osłabionej ciążą skóry zostaniemy spowite kokonem rozkoszy z maseł roślinnych, zaś wyspecjalizowane składniki aktywne, takie jak elastan z liści manilkary czy arganyl z liści drzewa arganowego wspomogą regenerację i odbudowę bariery lipidowej naszej skóry. Tonizujące serum do ciała Scent of Seas również wzmacnia nadszarpniętą barierę ochronną skóry, intensywnie nawilża i przywraca elastyczność. Krem rozświetlający Blossoms in Spring na dzień to bogata mieszanka odżywczych olejów (z papai, brzoskwini, ogórecznika, ogórka, passiflory i arganowego) oraz ekstraktów o dowiedzionym działaniu (z morwy białej, granatu i zielonej herbaty). Dzięki temu połączeniu krem intensywnie regeneruje, dostarcza skórze przeciwutleniaczy, które pomagają jej radzić sobie ze stresem oksydacyjnym i przywraca promienny blask. Do tej trójcy dołącza kosmetyk dla malucha, czyli płyn do kąpieli Bubbles in the Breeze, który dzięki zawartości ekstraktu z ogórka, ziaren owsa i wiązówki oraz aloesu delikatnie pielęgnuje i czyści delikatną skórkę. Wszystkie kosmetyki Little Butterfly są przeznaczone do pielęgnacji skóry ze specjalnymi potrzebami i zawierają w 98,99% składniki pochodzenia naturalnego. Marzena i Romek z radością wypróbowywali wszystkie z nich, co doskonale widać na zdjęciach.
Książki wydawnictwa Natuli
To wydawnictwo, bez którego niejedna i niejeden z nas byłby dużo słabiej poinformowanym rodzicem. Powstałe dwanaście lat temu w powiązaniu z magazynem o tej samej nazwie, szerzy ekspercką wiedzę o odpowiedzialnym rodzicielstwie w duchu bliskościowym. Obstawiamy, że na półkach wielu osób czytających te słowa znajdą się klasyczne książki od Natuli z serii dla rodziców. „Jak zrozumieć małe dziecko”, „Poród naturalny” czy „Uwaga, złość” to tylko trzy z nich, o których śmiało można powiedzieć, że stanowią zaplecze naszych mądrych rodzicielskich reakcji. Wyczerpujące kompendia wiedzy, podanej w przystępnej formie – tak można by podsumować zamiar wydawniczy serii rodzicielskiej.
Nasza bohaterka dostała do przeczytania trzy nowości: „Wild Child, czyli naturalny rozwój dziecka” Eliane Retz i Christiane Stelli Bongertz, poradnik „Jak zrozumieć małe dziecko” oraz pięknie ilustrowane „Kołysanki” Eweliny Kowalczyk-Kurzaj. – Jeszcze nie zdążyłam ich przeczytać, ale wyglądają bardzo zacnie – zapowiedziała Marzena. – Tym bardziej, że moje dziecko to akurat istne „wild child” – śmiała się.






























































