Czy matka może zwariować? Opowieść Kaliny
Opowieść o depresji poporodowej zainspirowana kampanią "Można zwariować".
Depresja poporodowa to problem zdrowotny opisywany jako epizod depresyjny, który pojawia się w przeciągu 12 miesięcy po urodzeniu dziecka. Szacuje się, że dotyka od 10% do 30% młodych mam w Polsce. Zgodnie z danymi WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) około 13% kobiet już w okresie połogu doświadcza zaburzeń natury psychicznej. Najczęściej są to stany depresyjne, potęgowane przez poczucie odizolowania od ludzi, osobiste uwarunkowania zdrowotne i presję otoczenia – patriarchalny kult Matki Polki.
Chyba zawsze to pierwsze macierzyństwo jest bardzo transformujące – uśmiecha się szeroko Kalina, mama pięcioletniego Błażeja i 7-miesięcznego Lewka, druga Bohaterka naszego 3-częściowego cyklu Czy matka może zwariować. Jest ciepłe, lipcowe południe. Rozmawiamy przez komunikator. Kalina trzyma na rękach swojego młodszego synka. Mały gaworzy, wierci się, a ona ze zręcznością ninja reaguje na każdy jego ruch. Może, gdybym miała inną sytuację, wszystko potoczyłoby się inaczej… – opowiada – Ale nie ma innej wersji historii. Jest taka jaka jest.
Poznaj opowieść Kaliny, młodej mamy, która doświadczyła depresyjnych stanów poporodowych i… żyje normalnie. Wsłuchaj się w historię kobiety, która odnalazła swój własny głos i sama stała się wsparciem dla innych mam na drodze odzyskiwania ich mocy i sprawczości.
Nie planowałam tej ciąży, ale bardzo jej chciałam
Kalina zaszła w ciążę na studiach. Nie planowała tego. Od początku jednak – jak sama to ujęła – wyczuwała gdzieś obok siebie „tę duszyczkę”. Wiesz, mam duchowe podejście do życia. Jakkolwiek to brzmi, szczególnie w tym kontekście, wierzę, że nie ma przypadków.
Ze względu na ostracyzm społeczny, do szóstego miesiąca ciąży, nie przyznawała się do tego, że spodziewa się dziecka. Czekały ją obrony i egzaminy, ubierała się więc tak, aby przykryć brzuch. Wiem jak brzmi takie staromodne myślenie, ale gdzieś w środku mnie czułam wstyd. Po tym czasie Kalina wzięła ślub. Taka już jest ta polska mentalność. Poczułam, że po ślubie już mi wszystko wolno, nawet być w ciąży – śmieje się gorzko.
Poród trwał 26 godzin. W końcu podłączono Kalinie oksytocynę. Dostała też znieczulenie. Mimo, że miałam wspaniałe położne obok siebie, to lekarze i hierarchia w szpitalu sprawili, że nie czułam sprawczości – mówi. Gdyby w tym porodzie było więcej mojej woli nie wydarzyłoby się to wszystko, o czym zaraz opowiem. Kalina boleśnie zderzyła się z dwoma światami – położnych, które chciały uwzględnić jej potrzeby i lekarzy, którzy nie przykładali do tego najmniejszej uwagi.
Z tym wewnętrznym zagubieniem weszłam w moje macierzyństwo – opowiada Kalina.
Mózg mojego dziecka wariował. A ja razem z nim.
Po powrocie do domu okazało się, że Błażej jest totalnym high need baby. Zaspokojenie podstawowych potrzeb fizjologicznych Kaliny – szybki prysznic, zjedzenie posiłku, o śnie już nie mówiąc – były niewyobrażalnie utrudnione. Biegłam się wykąpać, a Błażej ryczał tak mocno, że aż siniał. Widziałam nakarmione, zaopiekowane dziecko, które trzyma na rękach jego tata. Nie miałam pojęcia o co chodzi.
Kalina mieszkała wtedy w małym miasteczku i nie mogła znaleźć dla Błażeja specjalistycznej pomocy. W tej chwili chłopiec ma zdiagnozowane wszystkie zaburzenia integracji sensorycznej. Oznacza to, że każdy jeden zmysł ma albo nadwrażliwy albo podwrażliwy. Nic dziwnego, że jego mózg wariował – opowiada Kalina. A razem z nim, ja.
Pierwsze trzy miesiące były jeszcze w miarę dobre. Błażej urodził się w maju, więc wakacje przeminęły Kalinie i jej rodzinie na podróżowaniu, tworzeniu nowego stada. Kiedy jednak przyszedł wrzesień i mąż Kaliny zaczął więcej pracować, także w weekendy (pracował jako muzyk) i tym samym mniej bywać w domu, do drzwi zapukała ogromna samotność.
Czułam się bardzo, bardzo samotna
W najbliższym otoczeniu Kaliny nie było kobiet, które miały małe dzieci. Moja siostra była, ale 200 kilometrów dalej. Przyjaciółka 300 kilometrów dalej. Mogłam liczyć na wsparcie, ale tylko wirtualne. Nie było fizycznej bliskości.
Kalina zapamiętała ten czas jako swój mały koniec świata. Ze względu na macierzyństwo, przestała istnieć dla tych koleżanek, które dzieci nie miały. Nie była już odpowiednią towarzyszką do rozmów. Czuła się wykluczona z życia, choć w pierwszych chwilach nie potrafiła tak tego nazwać.
Moja rodzina też nie patrzyła na mnie przychylnie. Mówiono mi, że dziwnie rozszerzam Błażejowi dietę. Daję mu jakieś kawałki jedzenia zamiast papek, więc na pewno chcę zabić moje dziecko. Usłyszałam, że jestem nieodpowiedzialną matką. Te niewspierające reakcje sprawiały, że w swojej macierzyńskiej kruchości, Kalina po prostu zaczęła się czuć coraz gorzej. Składowych było o wiele, wiele więcej. Pamięta, że były takie dni i miesiące, kiedy wyjście na spacer było czymś naprawdę dużym.
Potrzebuję nie być tylko i aż mamą
Jednocześnie, desperacko chciała wyrwać się z domu, by choć na chwilę odpocząć od płaczu i pogłębiającej się bezradności. To uczucie było dla mnie porównywalne do chęci ratowania siebie. Żeby to robić przychodziły mi do głowy nieracjonalne pomysły, na przykład – ktoś mi zaproponował bezpłatny wyjazd służbowy do Warszawy, który obiektywnie był dla mnie bardzo trudnym logistycznie przedsięwzięciem, bo Błażej był karmiony piersią. Nie było mnie prawie dobę. Nie pasowało mi to, że jadę za darmo, ale wszystkie inne potrzeby miałam tak niezaspokojone, że zdecydowałam się pojechać. Nie miałam z tego zawodowej satysfakcji, ale tak mi się wydawało, że jadąc, robię coś dla siebie.
W tym czasie, mąż Kaliny zasugerował jej, że może mieć depresję i zaproponował, aby skonsultowała swój stan psychiczny z psychologiem. Widział, jak męczy się w domu, słyszał, że czuje się coraz mniej wartościowa. Mówiłam, że jestem gruba i brzydka, a on w pracy otacza się pięknymi wokalistkami, więc pewnie zaraz mnie zdradzi. Poszłam do psycholożki, ale ona tylko utwierdzała mnie w moich paranojach odnośnie zdrady – bo ona „zna muzyków”, „wie jacy są”, itd. Chodziłam do niej tylko po to, żeby mieć motywację do tego, aby się ubrać, pomalować i ewentualnie posiedzieć sobie godzinę w ładnym fotelu.
Z perspektywy czasu Kalina zobaczyła, że nie wszystkie kobiety muszą czuć się spełnione w pełnowymiarowej opiece nad dzieckiem rok i dłużej. Ja nie jestem taką kobietą. Potrzebuję nie być tylko i aż mamą. Potrzebuję kontaktu z ludźmi. Przy Błażeju nie było to dla Kaliny jasne. Nauczona była tego, że pierwszy rok po porodzie jest zarezerwowany dla dziecka. Ten wewnętrzny przymus potęgował jej frustrację.
Chciałam ratować siebie
Dosyć drastycznie skończyłam karmienie piersią, nie dlatego że byłam nieświadoma, ale dlatego że miałam dość. Kiedy Błażej miał ponad rok, Kalina wyjechała na tygodniowe szkolenie. Błażej nie potrzebował już jej mleka. Był niedobodźcowany oralnie i potrafił nawet co kilka sekund przychodzić na karmienie. Byłam jego stymulatorem, a nie miałam jeszcze diagnozy, więc nie wiedziałam skąd to wszystko się bierze. Wybrałam najlepiej jak potrafiłam na tamten czas. Kiedy wróciłam, nie karmiłam mimo że Błażej chciał, płakał, a ja miałam mleko. Mąż wspierał mnie w mojej decyzji. To był ogromnie trudny miesiąc.
Kolejnym ratunkiem dla Kaliny – tym razem pochodzącym od najbliższej rodziny – miało być podjęcie studiów magisterskich. Za namową bliskich, Kalina i jej mąż przeprowadzili się do innego miasta i zamieszkali u jego rodziców. Miałam dużą presję od środowiska. Przypominano mi o tym, że wszyscy w rodzinie mają skończone studia, tylko nie ja. Nie mogłam być przecież matką z dzieckiem i z licencjatem!
Skończyło się na tym, że Kalina jednocześnie studiowała i pracowała. Uczelnia oddalona była aż 100 kilometrów od jej nowego domu, doszły więc dodatkowe dojazdy. W tym czasie Błażejem zajmowali się dziadkowie.
Kalina czuła, że z jednej strony daje sobie coś ważnego, ale z drugiej widziała, że zmierza w stronę głębszego kryzysu. Metody wychowawcze rodziców jej męża bardzo odbiegały od tych, które były bliskie dla niej. Szala przelała się, kiedy po jednym powrocie z pracy, chcąc zabrać Błażeja do siebie, usłyszała od teściów, że dziecko zostanie u nich. Mówili, że to ułatwi jej logistykę, że ma już iść. Poczułam, jakby ktoś wsadził mi nóż prosto w serce. Okazało się, że to nie ja wychowuję moje dziecko. Tak bardzo chciałam realizować siebie, ratować swoją przestrzeń, ale nie słuchałam siebie. Słuchałam innych. To dla nich nie byłam pełnowartościowa! Magisterka to był głównie pomysł mojej mamy.
Nie ma innej wersji historii
Te dwa lata życia były tak ciężkie, że Kalina prawie ich nie pamięta. Potem przyszła pandemia. Praca online, studia online. I bieda, bo nagle okazało się, że pierwszą potrzebą ludzi nie jest edukacja artystyczna. Wiem, że to wszystko odbiło się na Błażeju. Popełniłam wiele błędów. Wszyscy je popełniliśmy. Ale nie ma innej wersji historii. Jest taka jaka jest.
Wkrótce potem, Kalina zaszła w drugą ciążę. Ta przebiegała już inaczej niż pierwsza. Byłam spokojna, uregulowana emocjonalnie. Widzę jaki to ma wpływ na matkę i dziecko. Totalnie. Każdej kobiecie w ciąży polecam skupić się przede wszystkim na sobie, na swojej intuicji i szukaniu pomocy, nie tylko psychologicznej, ale również na budowaniu grupy wsparcia i opowieściach innych kobiet.
Co się zmieniło? Zaczęłam naprawdę dbać o siebie – odpowiada Kalina. Nauczyła się korzystać z relaksacji, pozwoliła sobie na to, by zaopiekować się swoim ciałem. W drugiej ciąży zobaczyłam, czego potrzebuję. Zaczęłam chodzić do urofizjoterapeutki. Wcześniej w ogóle bym o tym nie pomyślała.
Drugi poród Kaliny był porodem domowym. Żeby nie narażać się na kolejne „nieproszone rady”, nie mówiła o tym w rodzinie. Poród odbył się bez asysty, ponieważ… położna nie dojechała na czas. Rodząc Lewka, Kalina czuła, że odzyskała pełen dostęp do swojej sprawczości. To były też jej narodziny – do dorosłości, odwagi i własnej prawdy.
Moje dziecko nie jest przedłużeniem mnie
Poporodowe stany depresyjne Kaliny wynikały z wielu rzeczy – braku sprawczości w porodzie i pierwszych chwilach z dzieckiem, samotności, bycia z dzieckiem na wyłączność, utraty dotychczasowej tożsamości, braku kontaktu z innymi ludźmi i braku szacunku do jej kompetencji jako matki i przerażenia wynikającego z wyzwań związanych z towarzyszeniem bardzo wymagającemu dziecku.
Przez kolejne dwa lata, Kalina uciekała od tych uczuć i wspomnień. Rzuciła się w wir samorealizacji i pracy. Jedno wynikało z drugiego. Dopiero później znalazła w sobie siłę, aby to wszystko jakoś przepracować. Zrozumiałam, że moje dziecko nie jest przedłużeniem mnie. Czuję, że pozbierałam swoje rozbite kawałki. Jestem mamą z dzieckiem w spektrum, jeżdżę z nim na terapię i nie biorę wszystkiego na siebie.
Kalina mówi, że widmo depresji poporodowej odpędzają najprostsze rzeczy – wsparcie, dobre słowo. Kiedy rodzisz dziecko w naszym społeczeństwie, nie wiesz komu masz ufać. Nikt Cię nie oszczędza. Mówi, co chce, a Ty masz sobie z tym sama poradzić. Tymczasem, młode mamy nie potrzebują krytyki. Potrzebują pochwały, zobaczenia, docenienia. Nawet jeśli myślisz, że nie masz za co ją pochwalić, powiedz jej, że ładnie wygląda. Wymyśl jedną, dobrą, małą rzecz i ją powiedz.
Te wszystkie doświadczenia sprawiły, że Kalina została doulą. Wie, czego nie otrzymała, z czym się mierzyła i tym samym – jak realnie może wspierać kobiety na początku ich macierzyńskiej drogi. Kiedy my będziemy zajmować się kobietą, to kobieta będzie wiedziała jak zajmować się dzieckiem. Kiedy my odpowiemy na potrzebę kobiety, ona odpowie na potrzebę dziecka. Nie trzeba dużo.
*
Jeśli historia Kaliny jest ci bliska i rozpoznajesz w sobie symptomy depresji poporodowej, skorzystaj ze wsparcia udzielanego w ramach kampanii „Można zwariować”. Dzięki współpracy Fundacji z platformą Wellbee możesz skorzystać z konsultacji psychologicznej, na którą otrzymasz 80% zniżkę.
Wejdź na stronę i umów się na wizytę online.
Opowiedz swoją historię komuś, kto ją zrozumie.
I pamiętaj – można zwariować i żyć normalnie.
*
Lena Klejc – filolożka, dziennikarka i storytellerka. Słucha opowieści kobiet. Tworzy warsztaty terapeutycznego pisania w oparciu o metodę „Twoja historia jest ważna”. Zajmuje się narracją terapeutyczną i copywritingiem świadomych marek.
Ilość komentarzy: 2!
Dziękuję za ten artykuł!
Czy można się do Was zgłosić i opowiedzieć swoją historię?
Dzień dobry, oczywiście. W ramach cyklu: Od Czytelników Ładne Bebe chętnie publikujemy Wasze historie.