COODOtwórczynie

COODOtwórczynie

Rozmowa z Izabellą Budryn

COODOtwórczynie

Balans – odwieczna bolączka wszystkich rodziców. Jak poukładać życie po przełomowej zmianie, jaką jest przyjście na świat nowego człowieka, i czerpać z tego siłę?

Jedenasta bohaterka cyklu Coodotwórcznie, tworzonego wspólnie z marką Coodo, mieszka przy Placu Zbawiciela w Warszawie. Tutaj miejski chaos, klaksony samochodów i zgrzyty hamujących tramwajów miksują się z melodyjnym kawiarnianym gwarem i nawoływaniami kwiaciarek. Na jaśniejących od słońca schodach kamienicy słychać szczekanie Marsa i po chwili zza drzwi wyłania się rozbrajający uśmiech Izy Budryn, założycielki klubu Miłość, właścicielki agencji eventowej i mamy 3-miesięcznego Saszy. Ta dziewczyna jest w ciągłym ruchu – usiadła dopiero na naszą wyraźną prośbę, gdy już poczęstowała nas kawą i najpyszniejszymi kokosankami, jakie jadłam w życiu. Zapałem i wigorem mogłaby obdzielić wszystkich mieszkańców kamienicy. A skąd go czerpie? Organizacja, mili państwo. O swoich sposobach na usprawnienie macierzyńskiej codzienności, szukaniu plusów, a nie minusów nadarzających się sytuacji, miłości do syna i trosce o samą siebie opowiada Izabella Budryn. A my zamieniamy się w słuch.

*

Wiem, że byliście z Saszą na Open’erze. Opowiadaj, jak było?

Saszą podczas koncertów zajmowali się moi rodzice, którzy przyjechali z nami do Sopotu. Synek zawsze jest przy nich radosny i zadbany, więc nie muszę się o nic martwić. Okazali się wesołymi dziadkami na luzie (śmiech).

I super, że bez stresu. A jak koncerty? Który zrobił na tobie największe wrażenie?

Cudownie! W tym roku Open’er zaskoczył pogodą i rekordową frekwencją. Uwielbiam ten festiwal i zawsze zdumiewa mnie liczba znajomych, których się spotyka pod scenami czy na plaży o wschodzie słońca. Co prawda w tym roku do żadnego wschodu nie dotrwałam, ale i tak było pięknie (śmiech). Najlepszy koncert zagrał PRO8L3M, uwielbiam chłopaków. Zorganizowałam w Miłości ich dwa koncerty i nigdy nie było mi dane na nie pójść! Wreszcie się jednak doczekałam. I ogromną satysfakcją było oglądanie koncertu Sevdalizy, na który przyszło kilka tysięcy osób, a którą ściągnęliśmy 2 lata wcześniej z Adamem Tarasiukiem do Miłości – wyedy nie była jeszcze tak znana.

Open’era zaplanowałaś sobie świetnie, a powiedz, jak to wygląda na co dzień?

Wiele rzeczy robię z Saszą – chodzimy razem na fitness, jogę dla mam i basen, zabieram go na spotkania biznesowe i te z koleżankami. Raz nawet był ze mną prawie (!) na budowie obiektu firmy, dla której organizuję eventy. Panie pracujące w biurze obok były zachwycone, mogąc na chwilę przechwycić wózek i przejść się na spacer do parku, a ja szybko załatwiłam to, co musiałam. Dodatkowo przychodzi do nas cudowna niania, Agnieszka. Jest moim oparciem, kiedy nie wiem, co robić, a Sasza się w niej szybko zakochał! Pomoc niani pozwala się doskonale zorganizować z pozostałymi sprawami.

Jak dzielisz się obowiązkami z tatą Saszy, Dymitrem?

Dima lubi Saszkę karmić, kąpać i czytać mu bajeczki. Uczy go liczyć i nie przeszkadza mu w tym fakt, że Sasza skończył dopiero 3 miesiące (śmiech). Dodam, że pierwszą zabawkę, jaką mu kupił podczas naszej podróży do Nowego Jorku, kiedy jeszcze byłam w ciąży, były szachy (śmiech).

Jak szybko po porodzie wróciłaś do pracy?

Pierwszy miesiąc po porodzie był bardzo ciężki. Nie radziłam sobie ani fizycznie, ani psychiczne. Jest to ogromna zmiana w życiu kobiety pod wieloma aspektami – zmienia się tryb pracy, znajomi, twoje ciało, rozkład dnia, związek! Po miesiącu wszystko samo wróciło do normy, hormony się uspokoiły, a ciało zregenerowało. Wtedy naturalnie już wpadłam w wir pracy nad eventami.

 

 

Czym dokładnie się zajmujesz?

Wymyślam albo realizuję pomysł klienta na imprezy, koncerty, konferencje. Szukam artystów, rozwiązuję kwestie nagłośnienia, oświetlenia, ochrony, sprzedaży alkoholu, wszelkich pozwoleń, dekoracji. Mam wielu sprawdzonych podwykonawców, którym mogę zaufać, a co się z tym wiążę – nie muszę zostawać do samego końca wydarzenia, tylko mogę wrócić do dziecka na noc. Praca po raz kolejny dała mi siłę i wiarę w siebie.

Co robisz, że w 3 miesiące od porodu jesteś w tak dobrej formie?

Po 6 tygodniach od narodzin Saszy wróciłam do aktywności fizycznej: basen, rower, fitness, joga, siłownia. Dodatkowo pracuję nad Formułą Geniuszu w Centrum Gallupa. Są to indywidualne spotkania z coachami polegające w pierwszej kolejności na zrozumieniu i rozwoju swoich talentów i mocnych stron. Każdy z nas ma 5 dominujących cech, kierują one naszymi działaniami, więc warto jest wiedzieć, jak się z nimi obchodzić. Na kolejnych spotkaniach tworzysz indywidualny plan rozwoju, aby skończyć na określeniu swoich intencji, pasji i powołania.

Fajnie, że dbając o ciało, nie zapominasz też o głowie i rozwoju emocjonalnym. Powiedz, jak zmienił się twój rozkład dnia, od kiedy jesteś mamą?

Sam rozkład zmienił się niewiele. Na próżno szukać u mnie stabilizacji i monotonii. Mam wrażenie, że codziennie robię coś innego. Pół roku mieszkamy w Polsce, zimą i jesienią – w Azji. Ciągle się przeprowadzamy i zmieniamy mieszkania. Plany robię z dnia na dzień, maks z tygodnia na tydzień.

I Saszy to pasuje?

On już się dostosował. Jest tylko jeden niezmienny rytuał, którego zawsze pilnuję – wieczorna kąpiel, masaż olejkiem, jedzonko, książeczka i spać! I nie ważne, czy jesteśmy nad morzem, w hotelu, czy u rodziców w Łodzi, zakończenie dnia jest zawsze takie samo.

Skąd u ciebie taki spokój? Ty się chyba niczym nie stresujesz?

Wydaje mi się, że jestem wyluzowaną mamą. Podchodzę do macierzyństwa bezstresowo, z uśmiechem i miłością. I to pozwala mi, żeby po wprowadzeniu niewielkich zmian dalej robić to, co wcześniej. Open’er? Jasne, tylko wezmę rodziców. Joga? OK, ale ta dla mam. Wyjście w porze karmienia? Publiczne karmienie piersią, wbrew moim wcześniejszym obawom, nie stanowi dla mnie problemu! Fryzjer? Pewnie, ale przy oknie, żeby nie docierał do Saszy zapach farby.

Faktycznie, prawie jak kiedyś.

No, nie do końca. Jednak dużo mniej śpię, wcześniej chodzę spać i częściej się spieszę.

 

To i pewnie zdarza ci się robić kilka rzeczy naraz.

Myślę, że ty, ja i czytelniczki robimy to nagminnie (śmiech). Kobiety są niesamowite – multitasking mają we krwi. I nie chodzi tylko o dbanie o rozwój kariery, kiedy ma się dziecko. Ugotować i zrobić pranie z maluchem na głowie to też jest wyzwanie!

Co usprawnia ten multitasking? Masz swoje sposoby, żeby wszystko ogarniać i o niczym nie zapominać?

Bardzo pomagają mi karteczki i notatki, do których mogę zajrzeć w ciągu dnia i odhaczyć wykonane zadania.

Wiem już, że na gimnastykę, do fryzjera i na spotkania zabierasz ze sobą Saszę. A czy znajdujesz w ciągu dnia czas tylko dla siebie?

Jasne! Szczęśliwa mama to mama, która, choćby się paliło, znajdzie taki moment. Wspaniale mieć podporę, czy to w ojcu dziecka, rodzinie, czy niani. Bardzo jestem wdzięczna losowi, że mam taką pomoc.

I co robisz w tych momentach tylko dla siebie?

Rano zjadam owsiankę i idę na basen. Pod wodą czuję się wolna i spokojna. Pływam i wykonuję podwodne aeroby z gumą do ćwiczeń. Biorę długi prysznic, szczotkuję ciało, nakładam naturalne olejki. Później idę na Plac Zbawiciela po matchę na mleku migdałowym, siadam z laptopem i pracuję. Lubię poświęcić w spokoju kilka godzin na pracowanie w jakiejś miłej kawiarni. Taką pracę kończę dobrym lunchem i ciekawą książką.

Gdzie udajesz się po odpoczynek?

Na łono natury. Przyroda daje mi siłę i relaksuje. Kocham lasy, jeziora, morze, łąki – tam odnajduję równowagę. Jak tylko mogę, uciekam z miasta i szukam świeżego powietrza. Głęboko oddycham, robię peeling z piasku w słonej wodzie oceanu, tarzam się w śniegu po wyjściu z sauny, chłonę witaminę D ze słońca, wsłuchuję się w śpiew ptaków. I masaże! Staram się chodzić na nie regularnie. Poprawiają krążenie, odporność i nastrój. Wpływają na lepsze ukrwienie, metabolizm. Jak ich nie kochać? (śmiech)

Odpoczywasz modelowo. A teraz trudniejsze pytanie – czy znajdujesz czas dla związku?

Nie ukrywajmy, po dziecku wiele się zmienia. Często jesteśmy zmęczone, wkurzone, czujemy się bezradne. Jego nie ma, pracuje, albo gdzieś wychodzi, a to związkowi nie służy. Nasza recepta z Dimą to takie małe przyjemne rytuały: fajne śniadania na mieście z Saszą w wózku, weekendowe wypady na Mazury lub nad morze, wieczorem lampka kalifornijskiego zinfandela popijana do ciekawego dokumentu, który oglądamy, kiedy Saszka już zaśnie.

A ten Sasza to jaki jest? Co cię w nim rozbraja?

Cały czas się go uczę. Jest pogodny, uśmiechnięty, gadatliwy i potrafi się długo koncentrować. Mogę go postawić pod drzewem i przez 40 minut będzie z zachwytem patrzył na liście. Patrzy też głęboko i długo w oczy. A ostatnio nauczył się przyciągać nas do siebie i lizać. Pewnie chodzi mu o pocałunek, ale jeszcze nie opanował cmokania ustami (śmiech).

Dziękuję za rozmowę. Uściski dla Saszki!

Sasza ma na sobie musztardowa bonetkę, ogrodniczki w kolorze khaki, musztardowe body na ramiączkach i korzysta z pieluszek bambusowych marki Coodo.

*

Zdjęcia: Lidia Dzwolak
Rozmawiała: Dominika Janik

*

Izabella Budryn – ma 28 lat i pochodzi z Łodzi. Studiowała historię sztuki na paryskiej Sorbonie, potem otrzymała stypendium na studiowanie rynku sztuki w krajach arabskich na Sorbonie w Abu Zabi, a po powrocie do Polski ukończyła podyplomowe studia z marketingu internetowego. Jeszcze przed 20-tką stworzyła Kino Perła, które rozbudowała w ogólnopolską sieć. Otworzyła kluby Patio i Miłość w Warszawie oraz Radość i Nadzieję w Lublinie. Obecnie prowadzi własną agencję eventową. Uwielbia podróże, zarówno na Mazury, jak i na Bali.