„Mam w sobie bardzo dużo wdzięczności za te dziewczyny w moim życiu” – mówi Helena, mama trzech dziewczynek o swoich córkach właśnie, choć te słowa mogłyby dotyczyć wielu kobiet w jej życiu.
Pewnie dobrze znacie rodzimą markę Łyko, w ramach której powstają piękne rzeczy z lnu – ubrania, pościele i dodatki do domu. Stoi za nią kobieta-słońce: Helena Dąbrowska. I w firmie – którą zakładała kilka lat temu z siostrą, i w domu otacza się kobiecą energią. Nie ma to jak mieć na pokładzie trzy córki! Dziś, w letnim jak czereśnie i truskawki, które pałaszują w kuchni, odcinku cyklu Coodotwórczynie podglądamy blondwłose dziewczyny, a przywódczynię tego rodzinnego kolektywu pytamy o siostrzeństwo w kilku ujęciach. Totalne girl power!




Firmę Łyko – małe lniane imperium, założyłyście razem z młodszą siostrą Marysią. Jak wyglądała wasza współpraca? Jak dzieliłyście się misjami?
Łyko to był taki pomysł na połączenie dwóch różnych światów: artystycznego świata Marysi i mojego, takiego bardziej biznesowego. Marysia dzieliła się swoją estetyką, świadomością i wizją artystyczną (ukończyła warszawską ASP), a ja od razu zajęłam się stroną organizacyjną: zamawianiem tkanin, zlecaniem szycia, kontaktem z klientami, ze sklepami. Początki były bardzo trudne, docierałyśmy się długo i szukałyśmy wspólnego języka. Trochę nie wiedziałyśmy, czego spodziewać się po wspólnym prowadzeniu marki, i każda z nas miała inne oczekiwania względem drugiej. Gdybyśmy nie były siostrami, na pewno taka współpraca szybko by się skończyła. A nam trudno było wziąć to pod uwagę, no bo przecież połączyłyśmy swoje siły i to ma superpotencjał.
Przede wszystkim najtrudniejsze było oddzielenie spraw zawodowych od rodzinnych – w zasadzie nie udawało nam się to kompletnie. Było zawsze tyle tematów i problemów do przegadania, spraw do załatwienia – i finalnie nie znalazłyśmy na to przepisu. Marysia cały czas studiowała, ja miałam już dzieci – więc też nasze światy się różniły. Było strasznie trudno i w zasadzie jakieś tam kompromisy udawało nam się wypracować, ale widzę, że dopiero teraz – kiedy już nie działamy razem – zdecydowanie układa nam się lepiej. A bardzo za tym tęskniłam. Za normalną (albo i nie) siostrzaną relacją. Za pytaniami o życie bez pretensji, za rozmowami bez żalu.
Dobrze, że tak się potoczyło – więzi siostrzane są bezcenne. Czuję jednak, że macie więcej kobiet w Łyko! Z kim współtworzysz tę markę?
Łyko to zdecydowanie kobiety: dziewczyny, które pojawiają się czasami – ot tak – i zostają na dłużej, wspierając mnie przy obsłudze klienta, zarządzaniu produkcją. Albo takie, które same z siebie się zgłaszają, bo chcą dać coś od siebie marce, np. pomóc w zaprojektowaniu nowych rzeczy. Ogromnym odciążeniem wszelkich działań są te, które pracują stacjonarnie w butiku, w którym jest showroom Łyko – to one w głównej mierze realizują wysyłkę zamówień, doradzają na miejscu i dbają o przestrzeń. Ale Łyko to też szwalnie, którymi zarządzają wspaniałe kobiety. Łyko to panie pracujące po stronie producentów lnu. Łyko to właścicielki sklepów, które kupują nasze produkty. Łyko to dziewczyny, które od samego początku nas wspierały, brały udział w sesjach, doradzały, służyły pomocą. Mam w sobie ogromną wdzięczność za każdą, która pojawiła się na tej drodze przez ostatnie 6 lat.





Co cenisz w pracy z kobietami? Matkami? A może są też trudności w takich siostrzeńskich relacjach?
Cenię empatię, elastyczność, życzliwość. Ciepło i wsparcie, które otrzymuję na każdym kroku. Mniej biznesowe, a bardziej relacyjne podejście – co bardzo rezonuje z moim podejściem do prowadzenia marki. Czyli oparciu się na relacjach z całym jej otoczeniem. Trudności mniejsze czy większe też się pojawiają, ale wychodzę z założenia, że nie ma co tracić czasu na zamartwianie się – jak w życiu trzeba dążyć do jakichś kompromisów i działać dalej.
Budujesz opowieść i społeczność wokół lnu – za co uwielbiasz ten naturalny materiał?
Len sam do nas przyszedł, jeszcze w momencie, w którym jego powrót na polski rynek był witany jednym wielkim „ale to się gniecie i jest sztywne”. Teraz już nie pamiętam, kiedy komuś musiałam wyjaśniać, że sztywny nie jest (bo jest zmiękczony), a gnieść się będzie – ale to jest jego urok. W lnie kocham wszystko: od jego prozdrowotnych właściwości, przez brak wpływu upraw na degradację środowiska, trwałość lnu, na wdzięku kończąc. Ja sama już nie śpię pod inną pościelą i w innej piżamie, nie korzystam z innych serwetek i ręczniczków kuchennych, a nawet nie mam innych gumek do włosów! Widzę powstające lniane marki i zauważam, że też tworzą je kobiety – i jakoś tak cieszy mnie ta lniana społeczność.
„Widzę powstające lniane marki i zauważam, że też tworzą je kobiety – i jakoś tak cieszy mnie ta lniana społeczność”






Dookoła ciebie są kobiety, a najbliżej fantastyczna trójka, czyli twoje córki. Opowiesz o tych dziewczynkach – jaka jest każda z nich?
Fantastyczna, zdecydowanie! Dziewczyny są cudowne, każda inna, ale wszystkie bardzo do siebie podobne na swój sposób. Najstarsza Ania niebawem skończy 7 lat i pójdzie do pierwszej klasy. Od początku była bardzo wrażliwa, poznawała świat z pozycji obserwatora, zachwycała się nim. Potrafi wymyślać niesamowite zabawy siostrom i angażować je w swoje historie. Łucja, pięciolatka, jest z kolei takim moim plastrem na różne smutki. Zawsze uśmiechnięta, radosna przylepa. Żyjąca w swoim świecie – bez przerwy coś sobie śpiewa pod nosem i tańczy. Jest bardzo opiekuńcza i w towarzystwie młodszych dzieci czuje się wspaniale. Najmłodsza, Klara, ma 2,5 roku. To zdecydowany człowiek, dyrygujący swoimi siostrami – każdy musi się liczyć z jej zdaniem (śmiech). Mam w sobie bardzo dużo wdzięczności za te dziewczyny w moim życiu.
Z siostrzanej autopsji wiem, że w rodzeństwie bywa różnie, czasem walecznie – czy dziewczyny mają swoje sztamy? Tworzą mikropodgrupy?
Cała trójka jest ze sobą bardzo blisko, ale już widać, że te relacje między nimi się różnią. Bardzo często zastanawiam się, jak to będzie później. Czy to, jak teraz wyglądają ich relacje, przełoży się na te późniejsze? Czy to będzie tak, że te sztamy będą inne, czy ich dzisiejszy charakter się utrwali? Czy my jako rodzice mamy jakiś wpływ na to, jak one się układają? Ja miałam jedną siostrę, byłyśmy zawsze razem i to dla mnie nowość, że można sobie wybrać, z którą osobą teraz wolę spędzić czas.
Ważną kobietą w twoim życiu jest też mama, dziennikarka – co od niej czerpiesz, także w kontekście macierzyństwa?
Moja mama jest najwspanialszą kobietą w moim życiu. I nie tylko moim – to jest taka osoba, którą się wszyscy wokół zachwycają: ma w sobie mądrość, empatię, wrażliwość. Na pewno jest mi łatwiej być mamą, mając taki wzór. Dzięki niej mam do siebie ogromne zaufanie, wierzę w swoją intuicję – tak, jak ona wierzyła w swoją, wychowując dwie córki już bez wsparcia ukochanej mamy. Wiele rzeczy przyszło do mnie naturalnie, nie musiałam zadawać żadnych pytań. To jest dla mnie niesamowite szczęście, że mogę patrzeć teraz na jej relacje z moimi córkami.






Co jest największym wyzwaniem w wychowaniu trzech kobiet?
Zupełnie nie myślę o wychowywaniu dzieci w kategorii wyzwań i na pewno zdejmuję tym samym z siebie ten ciężar presji. Dla mnie wychowywanie to obecność. I jestem! Na tyle, ile potrafię. Chciałabym, żeby dziewczyny były ludźmi otwartymi na innych i na siebie. A reszta chyba sama im przyjdzie. To, co mogę im dać, daję. Ja też bardzo dużo dostałam od mojej mamy – bliskość, ciepło, zrozumienie. Od siebie dodaję parę rzeczy: umiejętność przepraszania, niebagatelizowania uczuć.
Często patrząc na nie, przypominam sobie moje dzieciństwo z Marysią, myślę sobie wtedy, czego ja potrzebowałam w danej sytuacji, czego potrzebowała moja siostra. Obserwuję nasze dzisiejsze relacje i przekładam na te moich córek, zastanawiam się, czy może czegoś nie pokierować inaczej, nie pozmieniać? Może najstarsza córka nie musi wchodzić w rolę opiekunki, a najmłodsza w rolę tej do zaopiekowania? Staram się być czujna, wyłapywać ich potrzeby i jakoś na nie odpowiadać. Ale przede wszystkim nie zamartwiać, nie karmić wątpliwościami i nie wypominać sobie swoich błędów. Zobaczymy, co będzie dalej, jak problemy wychowawcze wejdą na inny poziom (śmiech).
Czego zatem życzysz Ani, Łucji i Klarze w tym niełatwym i pięknym świecie?
Życzę im, żeby nic na ich drodze nie zgasiło tej dziecięcej ciekawości, entuzjazmu i otwartości na świat. Żeby były zawsze takimi pięknymi ludźmi i potrafiły się dzielić tym pięknem z innymi.





Klara i Łucja mają na sobie ubranka z kolekcji Siostrzeństwo marki Coodo: spódnice oversize w odcieniach lawendowym, czekoladowym i brzoskwiniowym, koszulkę w musztardowo-białe paski, słoneczną bluzkę, pistacjową sukienkę z krótkimi rękawem i waniliową z długim oraz prążkowane getry.
*
Rozmowy z innymi Coodotwórczyniami znajdziecie w naszym cyklu.
Publikacja powstała przy współpracy z marką Coodo