Oglądałaś „Sex Education”?
Jasne! Oglądaliśmy razem z synem. Oglądanie jest super, bo przy okazji bez spięcia można poruszyć pewne tematy, które niezręcznie byłoby zaczynać przy stole, a niektóre obśmiać. Chciałabym Ci pokazać jeszcze jedną rzecz o ciele, to —> piosenka z „Big Mouth”, serialu dla młodzieży trochę młodszej niż target „Sex Education”.
Te filmy, które mi pokazałaś, świadczą o tym, że pewne zjawiska wychodzą poza ramy jakichś mniejszości, na które mainstream spoglądał trochę z pogardą, oceniając je w stylu ‘tulidrzewka z włosami pod pachami i siwymi łoniakami’.
To kawałek o tym, że media można wykorzystywać w sposób, który nam nie pomaga, ale można też szukać rzeczy, które są bardzo wspierające i otwierające. Mamy do tego dostęp i możemy wybierać. Tu chodzi też o to, żeby sobie jakoś poukładać w głowie, że nasze budowanie relacji, nasza opieka nad dzieckiem to wiele, wiele lat. Mam poczucie, że postawa w stylu „O Boże, to ja teraz, w tym tygodniu muszę przekazać dziecku komunikat, że sukienki są jakieś” też nam nie pomaga. Myślę, że jak dziewczynka mówi, że lubi te piękne sukienki, bo są dziewczęce, to możemy ze strachu mieć taką reakcje, że już trzeba coś z tym zrobić. A przecież możemy mieć reakcję na luzie, że jeszcze mamy przed sobą wiele lat na to, żeby o tym gadać, żeby to budować, żeby to oglądać z różnych stron. I żeby to dziecko też sobie mogło poeksperymentować i posprawdzać, jak mu z tym jest.
Tak! Sama mam czasami ochotę na taką sukienkę. Nieraz, w pewnym momencie cyklu, też mam ochotę, żeby się za mną oglądano.
Czasami to zabawa, że robię to i się dobrze bawię, ale nie muszę, i jeśli tego nie zrobię, to nie czuję się jakoś gorzej ze sobą. Na przykład kwestia makijażu: robię makijaż nie dlatego, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mnie zobaczył bez makijażu, bo wydaje mi się, że jestem brzydka i koszmarna, tylko lubię sobie zrobić makijaż, dobrze się w tym czuję.
I mam szeroki wachlarz możliwości. Mówisz też dużo o tym, żeby sprawdzać, co robi drugiej osobie wysyłany przez nas komunikat: czy jest rzeczywiście o niej i dla niej, czy tak naprawdę o mnie. Myślę, że dla niektórych osób, które stykają się z takim podejściem po raz pierwszy, takie ciągłe sprawdzanie może wydawać się przytłaczające.
Myślę, że moment, kiedy ludzie tego dotykają, jest też początkiem opiekowania się sobą. Ciekawe, czy znasz takie sytuacje, że ktoś mówi „Ja to nie za bardzo lubię, kiedy ludzie mówią mi komplementy” i „Jak ktoś mi prawi komplementy, to się czuję dziwnie”, albo „Chciałabym się nauczyć przyjmować komplementy”. W naszej kulturze jest przyjęte, że kiedy ktoś wygłosi komentarz do naszego wyglądu, to powinno nam się zrobić miło i powinniśmy podziękować. I tu warto uruchomić refleksję i ciekawość, zastanowić się: co takiego się dzieje, że jest mi trudno tego słuchać, o co chodzi? Czasem dorośli też wcale nie chcą słyszeć komentarzy do swojego wyglądu. Myślę, że kobiety, które dużo takich komentarzy słyszą, czasami bardzo nie chcą ich słyszeć. Mam poczucie, że to jest trochę naruszenie granic – czuję się wtedy tak, jakby mnie ktoś dotknął, i zastanawiam się, czy w ogóle chcę słyszeć to, co inni myślą o moim wyglądzie. Takie komentarze bywają mikroagresją – ktoś ci mówi: „O, jak dzisiaj ładnie wyglądasz” i pod tym jest informacja, że wczoraj brzydko wyglądałaś. Ja to czuję, na przykład wtedy, kiedy słyszę komentarz od kogoś, kogo bardzo mało znam, albo kiedy robię sobie zdjęcie na stronę i pani fotograf przez półtorej godziny przed naciśnięciem spustu ustawia sprzęt, a później ktoś do mnie pisze: „Pani coraz młodziej wygląda!”.
Albo: „Pięknie wyglądasz, jak nie ty!”.
Właśnie! I pisze to w komentarzu na publicznym profilu, a ja myślę sobie wtedy, czy chcę – jako psycholog i autorka książek – rozmawiać o swoim wyglądzie. Mam też taką historię, że moja koleżanka, która jest lekarką, ma za sobą 5 lat ciężkich studiów plus kolejne lata stażów i specjalizacji, wrzuca zdjęcie z konferencji dla położnych i dostaje taki komentarz: „Co taka ładna dziewczyna robi w takim miejscu?”.
Nie ma tutaj chyba jednak zazwyczaj złych intencji?
Nie, jest tutaj brak refleksji. Jest różnica, czy mówię przyjaciółce: „O, ale masz ładną rzecz na sobie”, czy komentuję wygląd obcej osoby, czy kieruję komentarz do dziecka. Dorosły bardziej potrafi oddzielić komentarz na temat ubrania od siebie jako osoby. I widzę, że wiele słów rzuca się bez refleksji, ale z drugiej strony zauważam, że tej refleksji jest w ludziach coraz więcej. Zobacz, to samo, co mówimy w odniesieniu do urody, wyglądu, takiego podziału: dzieci, dorośli, kobiety i faceci, dzieje się w odniesieniu do rasy. Czyli, że są pewne komentarze i zachowania, które kiedyś przechodziły, i ludzie uważali, że tak się robi, a teraz są uznawane za bardzo duże faux pas. I według mnie chodzi o to, że kiedyś ludzie nie mieli refleksji, a teraz jej mają coraz więcej i ona pomaga nam w tym, żeby wszyscy byli traktowani podmiotowo.
Temat rasy przypomniał mi o jednej rzeczy, o którą chciałam Cię spytać. Kiedyś szłam ze starszą córką i minął nas czarnoskóry mężczyzna, na co Helena zareagowała słowami: „Ten pan ma brzydką skórę”. Ja to skojarzyłam tak, że to dla niej jest coś tak nowego, że trudno jej to sobie poukładać.
Dla dziecka brzydkie czasem oznacza trudne, takie, które budzi dyskomfort – to słowo ma często inne znaczenie niż dla nas. Jednym z powodów, dla którego chciałam przejechać się z moim dzieckiem do innego kraju, była chęć pokazania mu różnorodności, czyli że wychodzisz na ulicę i widzisz różnych ludzi, i ci ludzie są dużo bardziej różni niż w Polsce. I możesz popatrzeć, jak jak różnie żyją, jakie różne mają zwyczaje, jak się różnie ubierają. I robisz sobie przestrzeń w głowie na to, że ludzie mają różnie i tobie nic do tego. Myślę, że w Polsce żyjemy jeszcze w takim klimacie, że jeśli ktoś jest inny, to pojawia się problem dla nas wszystkich i wszyscy chcą coś z tym zrobić. Mam wrażenie, że jak pojedziesz gdzieś indziej, to widzisz tę różnorodność po prostu jako część życia i to nagle zaczyna być zwyczajne. Mam silne poczucie, że u nas jeszcze jest tak, że człowiek, który inaczej wygląda, jest obcy, że on skądś przyjechał, to jakiś turysta. W kwestiach wyglądu, ubrania, urody, tuszy taka różnorodność, którą widzisz na ulicy, wspiera nas bardziej niż homogeniczność – zwłaszcza w takiej rzeczywistości jaka jest teraz. Oczywiście nie zawsze mamy możliwość wyjechania za granicę, jednak nawet na miejscu można zaznajamiać dziecko z różnorodnością. Świetnym pomysłem jest oglądanie z dzieckiem albumów ze sztuką, tam możemy zobaczyć przeróżne przykłady piękna, nie tylko z różnych szerokości geograficznych, ale też z różnych czasów i przekonać się, że piękno to nie jest taka zerojedynkowa sprawa.
Ilość komentarzy: 2!
Bardzo inspirujący mnie artykuł, dziękuje ❤️
I am a mother and this helped me!