patchworkowa rodzina rozmowa o macierzyństwie

Będę przeszczęśliwa

Rozmowa o samodzielnym macierzyństwie z Heleną Bielawską

Będę przeszczęśliwa

Samotna czy samodzielna? Dzielna czy w rozsypce? Dziś, kiedy modeli macierzyństwa i w ogóle – rodziny, jest niemal tyle, ile jest nas. Każda zmiana to budowanie życia po swojemu. To układanie się w nim tak, żebyśmy mogły poczuć się w nim sobą, a z czasem może nawet dobrze i komfortowo?

O drodze do samodzielności rozmawiam z Heleną Bielawską, która ma dwóch synów: 17-letniego Alberta i 4,5-rocznego Ignasia. Obu wychowuje (choć nie lubi tego słowa) samodzielnie. Helena jest też doulą i twórczynią Kręgu Samodzielnych Mam. I prawdziwą tropicielką szczęścia. Ahoj, samodzielne i samotne mamy. Czy i wam Helena dodała odwagi i nadziei? Poczytajcie.

*

Wcześnie miałaś swojego pierwszego synka.

Miałam 21 lat. Teraz, z perspektywy czasu, bardzo się z tego cieszę. Relacja między mną a starszym synem to jest zupełnie co innego, niż z młodszym. To są inne rozmowy. Frajdę mi daje to, że możemy czasami chodzić na koncerty. Natomiast Ignaś ma dopiero 4,5 roku. Kiedy będzie miał 17 lat, będę trochę już na innym etapie.

Z tatą młodszego synka, Ignasia, byłaś 8 lat.

Starszemu synowi trochę za tatę robił. Teraz widzę, że przed związkami patchworkowymi stoją szczególne wyzwania. To może być trudnością – wymagać od mężczyzny, żeby stał się tatą dla nieswojego dziecka.

Było u Ciebie takie oczekiwanie? Chciałaś, żeby pojawił się jakiś fajny facet w życiu twojego syna?

Wiesz co? Tak. Trwało to, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że Albert spotkał tak wielu wartościowych mężczyzn na swojej drodze, że nie musi mieć go w domu. Mężczyźni, przyjaciele, pojawiają się w takich momentach, w których powinni. Kiedy na przykład zastanawiałam się, co zrobić, żeby pokazać mojemu dziecku jak trzeba się golić. Bo to jest jednak inne niż golenie nóg.

Albert miał rok, kiedy zostałaś sama? 

Zamieszkałam wtedy z moją mamą. Pracowałam na zmiany w hotelu. Byłam młoda, miałam zupełnie inną świadomość niż teraz. Dosyć szybko weszła butelka, bo nie było wsparcia laktacyjnego, coś czym teraz…

… sama się zajmujesz?

Sama się tym zajmuję i wiem, że mogę mieć wybór, wiem że mogę spróbować, wiem że mogę mieć wsparcie. Byłam młoda, lekko zagubiona, nie wiedziałam, czego chcę i to było słuchanie innych, takie trochę podporządkowanie się: ano, tak może być. Zmiany przyszły później, dużo później.

Chciałaś być mamą?

Tak. Dużo ludzi mówiło: wpadłaś pewnie, nie? Byłaś taka młoda. Właśnie nie, chciałam być mamą. Dziś moje koleżanki rodzą, a ja chodzę z dzieckiem na koncerty. Ale studenckiego życia nie miałam. To była też duża samotność. Bywało trudno, miałam jednak z tyłu głowy, że sobie poradzę, że nie boję się tej samodzielności. Dziś doszłam do takiego momentu, że lubię być sama, pomimo tego, że mam partnera i jestem bardzo szczęśliwa.

Zbudowałaś samodzielność: finansową, mieszkaniową, związaną z opieką. Weszłaś w drugi związek, z tatą Ignasia. Żeby poznać faceta trzeba mieć w sobie przestrzeń, wolność?

Mieszkałam z małym Albertem i nie miałam dużo tej przestrzeni, żeby samej wychodzić. Czasem przyjeżdżała do mnie mama. Poznaliśmy się przez internet, a mieszkaliśmy po przeciwległych stronach ulicy, więc to też było ciekawe, mieliśmy blisko. Dosyć szybko zamieszkaliśmy razem, po 4 latach wzięliśmy ślub, i po kolejnych czterech urodził się Ignaś. Rozstaliśmy się, kiedy byłam w ciąży. Dziś dziękuje za to, co się stało, jestem teraz przeszczęśliwa.

Przeszłaś długą drogę, prawda?

Łącznie z terapią, bo tego potrzebowałam. Moje cudowne koleżanki, przyjaciółki, doule dały mi ogromne wsparcie w czasie ciąży i porodu, i po porodzie. Dlatego wiem, jakie ono jest ważne. A później, małymi krokami, doszłam do tego, że jestem tu, gdzie jestem.

Wraz z rozstaniem tracimy pewną wizję: my we czworo, wakacje. Coś się zawala, jakiś element naszej tożsamości. 

To była abstrakcja. Nie przyjmowałam tego do wiadomości: chłopie, o czym ty mówisz, jakie rozstanie? Przecież ja jestem w ciąży. W końcu wymyśliłam w tej ciąży, że chcę się przeprowadzić z powrotem z Bytomia do Warszawy. Wyznaczyłam sobie taki cel, że do porodu chcę sobie to tak przeżyć i zorganizować, żeby w poród wejść najbardziej poukładaną, na ile to się da. Poród był piękny. Miałam przy sobie trzy kobiety: położną, doulę i zupełnie przypadkiem pojawiła się studentka położnictwa. Pamiętam jej głos i ciepłą dłoń, zanim jeszcze nie przyjechały położna i doula.
Leżałam w wannie, już byłam taka zamroczona tym porodem, i te kobiety siedziały koło mnie. To było dla mnie niesamowite. Później – wiadomo – połóg, hormony, płacz, nie wiadomo, czy z jakiegoś powodu, czy bez.

A ty miałaś dwoje dzieci do zaopiekowania.

Na początku była ze mną mama. Teraz też jest ze mną, bo nie ma przedszkola i trzeba się zaopiekować Ignasiem. Nie jest to najłatwiejsza rzecz pod słońcem, na przykład finansowo. Tu chyba mam największą trudność. Że muszę robić dwa i pół etatu plus macierzyństwo.

Brak alimentów, lub alimenty, które w praktyce nie starczają na życie, to realność samodzielnych matek.

To jedno. Bo to nie jest tylko sam pieniądz. To są nieprzespane noce, to jest opieka, codzienne spóźnianie się albo niespóźnianie do pracy. To jest wysiłek tylko jednej osoby, więc ta jedna osoba w swój wolny czas…

… pada ze zmęczenia.

Nadrabiam wtedy spotkaniami z kobietami. Mam wolne, ale mam pracę jako doula. Finanse są ważne, trzeba zapłacić za mieszkanie, spłacić kredyt, który się wzięło, chciałoby się wyjść i ubrać, i pójść do fryzjera, i dzieciom to albo tamto kupić. Towarzyszy temu lęk: a jeśli mnie zwolnią? Staram się nie jęczeć. Nie chodzi o to, że jestem taka dzielna i przetrwam wszystko. Tylko o to, że chcę być szczęśliwa. W moim życiu właśnie pojawiają się nowe rzeczy. Zaczęłam tworzyć krąg samodzielnych mam. Powiedziałam sobie, że dam sobie czas i będę cierpliwa, i nawet jeśli będą przez rok przychodziły tylko dwie mamy, to mam przestrzeń na to. I nagle dzieją się różne rzeczy, poznaję na facebookowym forum inną samodzielną mamę, która wciąga mnie do grupy samodzielnych rodziców okazuje się, że mam sąsiadkę w bloku naprzeciwko, która jest samodzielną mamą. I zaczynamy się wspierać, jakieś wymiany ciuchów, a może opiekowanie się dziećmi, joga dla samodzielnych rodziców, jedna osoba ćwiczy, a druga się zajmuję, na zmianę, tak żeby wszyscy mogli skorzystać. W Warszawie są liczne fajne inicjatywy, ale dosyć drogie. Więc sieć kontaktów pomaga rodzicom się nawzajem wspierać. Od jakiegoś czasu mam trudność, żeby wybrać się do ginekologa, bo z dzieckiem nie mogę pójść. Co chcę iść, to mój starszy nie może zostać z młodszym. A teraz wiem, że mam właśnie sąsiadkę w bloku naprzeciwko, mogę zadzwonić i zapytać: Słuchaj, pół godziny?.

Co to znaczy, że rodzic jest sam?

Najczęściej się myśli, że to są kobiety. Są jednak mężczyźni, którzy są wdowcami, których żony czy partnerki nie chcą się zajmować dziećmi albo są chore, jest bardzo dużo różnych sytuacji. Myśląc o naszym spotkaniu, zastanawiałam się: kim jest samotny, a kim samodzielny rodzic.

I jak?

Patrzę po otoczeniu i widzę, że są mamy, które są w związkach, ale czują się bardzo samotne. Nie muszą same utrzymywać siebie i dzieci, w razie awarii ojciec dziecka zaprowadzi dziecko do przedszkola. Samodzielne mamy to te, które ciężar dźwigają w całości same. Same dbają o gospodarstwo domowe, same zarabiają. Rożni je to, że nie mają wyboru. Samotna mama w związku nie czuje się zadbana przez męża, nie ma czasu dla siebie, partner często wyjeżdża, nie ma go. Ale ta mama ma wybór, może coś zmienić. Ma pole do tego, żeby manewrować. Samodzielna mama jest w punkcie wyjścia zdana na samą siebie.

Czyli ty jesteś samodzielną mamą dwóch synów.

Każdy z nich ma innego tatę. Starszy w ogóle nie ma kontaktu ze swoim tatą. Tata młodszego bierze go co dwa tygodnie na weekend i dosyć aktywnie jest w jego życiu. Jest jednak tak, że osobą, która zwalnia się z pracy, bo młody jest chory, jestem ja.

Sama podejmujesz decyzję, czy podać już antybiotyk, czy nie. Albo jak boli brzuszek, czy już jechać do lekarza.

Tak. Trudne jest też to, że nie mogę dzielić się z drugą osobą też tymi fajnymi chwilami. Że: Zobacz, stanął! albo O, zaśmiał się!. Pamiętam z porodu młodszego, że nie było osoby z którą… Oczywiście, była moja mama, były koleżanki, wiadomo.

Brakowało czego innego?

Tego, że mogę się podzielić tym, że wow, jest nasze dziecko.

Kim dzisiaj jesteś?

Powiedziałabym tak: najpierw jestem kobietą, potem jestem mamą, a potem jestem doulą. Aspekt kobiet w moim życiu jest bardzo silny. Jest w nim towarzyszenie przy porodach, jest wspieranie kobiet. Ten czas to mój samorozwój jako kobiety. To, co zadziało się przez ostatnie lata w moim życiu, dało mi potężnego, pozytywnego kopa. Nie jestem sama. Nie jestem jedyną samodzielną mamą, jest nas więcej. I okazuje się, że możemy się wspierać.

Ten aspekt wspólnotowy jest ważny.

I prawdziwy. To nie jest tak, że zawsze muszę z siebie dawać i nie mogę poprosić o pomoc. Że muszę być wiecznie tylko dla tych dzieci. Kwestia proszenia o pomoc jest tak szalenie ważna, i to nie tylko w samodzielnym macierzyństwie. Wróćmy do samotności w relacjach. Uczucie osamotnienia jest trochę jak proszenie o pomoc. Jestem w relacji, w której nie do końca czuję się komfortowo, ale mamy syndrom, może Matki Polki, który powoduje, że nie prosimy, nie buntujemy się. Nasza kultura jest taka, że trudno jest prosić o wsparcie. Wiesz, jakie jest pytanie, które jest najczęściej zadawane kobiecie po porodzie?

„Karmisz piersią?”?

Chyba zacznę robić statystyki na ten temat. Pierwsze pytania, które często padają to jest: Ile waży? Ile mierzy? Co kupić dziecku?. Za rzadko pytamy inne mamy: Może przynieść ci gorącej zupy? Posprzątać?. Widzę, że to się zmienia, ale nadal najczęściej bywa tak: przychodzę do ciebie obejrzeć dziecko, to zrób mi herbatę. Już od tej mamy w połogu się wymaga tego, żeby była Matką Polką.

Moja przyjaciółka została sama i jest w szoku. Co jest najbardziej deficytowym towarem w tym pierwszym momencie? Jak mogę konkretnie pomóc?

Kiedyś, w najtrudniejszym momencie, przyszła do mnie doula i zadała pytanie: W czym mogę ci pomóc i czego ode mnie oczekujesz? To kubeł zimnej wody, bo dobra, jest źle, ale tak naprawdę to czego ja chcę? I przyszły konkretne odpowiedzi: to możemy, tego nie możemy, to może co innego? Dzwoniła i pytała: co dzisiaj zaplanowałaś, co dzisiaj zrobiłaś? Poza tym przyjaciółki przyniosły jedzenie. Umiały napisać SMS-a: jestem albo czy potrzebujesz, żeby zrobić ci zakupy?. Samo to, że wiesz, że jest ktoś, pomaga.

Żadna mama nie jest samodzielna w punkcie wyjścia. Tego się uczy, do tego się dojrzewa. Trzeba przeorganizować życie.

I doganiają nas biurokratyczne absurdy. Chciałam iść do pracy, ale moje dziecko nie dostało się do żłobka, bo nie pracowałam. Zamknięte koło. Na naszych spotkaniach jest mama, która świeżo po porodzie została sama. Zadała trudne pytanie: jak ja mam to zrobić – wchodzę do domu i co mam zrobić z dzieckiem? Ono ma miesiąc albo dwa, mam zostawić je, położyć na łóżku i zdjąć buty? Może się to wydawać absurdalne dopóki ktoś się nie znalazł sam w tej sytuacji… Dziecko płacze i co ja mam zrobić? Codzienne czynności zaczynają się robić wyzwaniem. Wyrzucanie śmieci, zapłacenie rachunków, pamiętanie o tym, żeby je zapłacić – nagle to wszystko zostaje na twojej głowie i w tym jest trudność. Co zrobić w najprostszych czynnościach? Moje pranie gnije drugi dzień w pralce, bo nie mam kiedy go wyjąć. Oczywiście później to się układa, uczymy się.

Macierzyństwo daje siłę?

Nasze dzieci są cudownymi nauczycielami. To jest trudne, bo w ogóle macierzyństwo jest trudne, prawda? Ale też jest bardzo szczęśliwe.

 

Zawsze wiedziałaś, że taka jest siła we wspólnocie kobiet?

Był taki moment w moim życiu, że byłam zła na kobiety. Miałam wrażenie, że siostrzeństwo i wsparcie to jest bullshit. Złapmy się za ręce, żeby ładnie wyglądało. To się zmieniło w momencie kiedy ja się zmieniłam, przetransformowałam niektóre rzeczy w głowie.

Skąd się wzięło twoje doulowanie?

Przeczytałam o nim w gazecie i coś zaiskrzyło. Napisałam do fundacji „Rodzić po ludzku” i pojechałam na szkolenie, założyłyśmy stowarzyszenie, i już tak poszło. Poczułam, że jednak ta kobiecość ma swoje różne momenty, różne oblicza. Odkrywam to, że kręgi kobiet, siostrzeństwo nie muszą być na siłę. Jesteśmy w różnych etapach naszego życia, naszego cyklu, jesteśmy gotowe na różne rzeczy, po prostu. Kobieta, która była przy porodzie, nie musi być ze mną na całe życie.

Bycie z kobietami otwiera nas także na nowych mężczyzn?

Często mamy trudność, bo mamy różne doświadczenia i niełatwo jest wejść w nową relację z bagażem doświadczeń. To nie jest najprostsze na świecie, wprowadzić kogoś do naszego domu, kiedy mamy dzieci. Nie chodzi o to, żeby znaleźć księcia na białym koniu do końca życia, ale żeby wyjść na te kawę, żeby się tak nie zamykać. I nagle okazuje się, że poznajemy kogoś zupełnie przypadkiem i odkrywamy, że z tą nową osobą można normalnie. Coś co nam się wydawało trudne okazuje się, że jest po prostu normalne, że tak wygląda życie. Że można na sobie polegać, można wyjeżdżać razem na wakacje, można się kłócić.

Jesteś teraz w związku.

Tak, od dwóch lat. Nie mieszkamy razem, ale jesteśmy ze sobą i nam to obydwojgu pasuje. Mamy kontakt codziennie, ale nie widujemy się codziennie. Czasu tylko dla siebie mamy bardzo mało. Uwielbiam nasze rzadkie wyjazdy we dwoje, są zupełnie na luzie, nie mamy planów. Jak chcemy, to siedzimy i nie rozmawiamy, jak chcemy, to gadamy, jak chcę iść spać, to idę spać, jak chcę oglądać serial, to oglądam serial. Nie mamy spięcia.

To nie jest związek, który ma zrealizować obrazek z pocztówki.

Nie. Kiedyś myślałam, że jak poznam mężczyznę to musimy mieszkać razem. Powiem wprost: teraz czuję, że to nadawało się na terapię po prostu. Chodziło o zaspokojenie potrzeb, które nie zostały zaspokojone w dzieciństwie. Pamiętam zdanie terapeuty, które powiedział tacie Ignasia i mnie, że na poziomie ratowania związku tutaj już nic się nie zrobi, ale można dobrze zakończyć etap bycia parą. W sferze rodzicielskiej możemy być super. Nie jest tak, że jesteśmy razem dla dziecka, nie. Jesteśmy rodzicami dla dziecka. I myślę, że to jest fajne.

A ty dziś robisz to, co chcesz robić.

Jestem samodzielną mamą i to, co chciałabym dać innym samodzielnym mamom, to zobaczenie, że mają moc. Że takie macierzyństwo nie musi jęczeniem i trudami. Możemy dać sobie wsparcie i jest wiele miejsc, które to wsparcie może dać, i nie musisz być sama. To może być fajne i możemy być szczęśliwe w tym.
Te mamy, które przychodzą na spotkania kręgu samodzielnych mam, czują się tu bezpiecznie. Ich maluchy jeszcze parę miesięcy temu leżały, a teraz wstają i zaczynają chodzić. Jako samodzielnej mamie brakowało mi rozmów z drugą samodzielną mamą. Każda z nas ma inne spojrzenie, jest wiele cennych uwag z różnych stron, otwieranie oczu na inne zupełnie aspekty. I dużo konkretnych wskazówek, jak załatwić różne sprawy.

Dziękuję za rozmowę. A naszym czytelniczkom, które są samodzielnymi mamami, polecamy ten wspierający Krąg