Mama to człowiek orkiestra (symfoniczna!), cały fascynujący system, caluśkie abecadło – od A do Z. Dziś podglądamy ją od kuchni (i w kuchni), sprawdzając przy okazji, co sprawi jej przyjemność w tym wyjątkowym dniu.
C jak Czwartek, T jak tarot, Z jak Zwykłe Życie – tak tytułem alfabetycznego wstępu zajawiamy drugą bohaterkę naszego minicyklu z okazji Dnia Matki (pierwszą znajdziecie tutaj). Drugi z dwóch odcinków należy do Marty Mach – kosmicznej dziewczyny, która ma dobre układy z wszechświatem, artystycznej duszy czarującej kamerą, matki założycielki kultowego magazynu i wreszcie mamy Miry. W tym alfabecie jest też miejsce na literę „P” jak przyjemności i podarunki, czyli matczyny prezentownik pełen naszych podpowiedzi, które sprawdzamy z Martą. Chodźcie, będzie na wskroś inspirująco!

ALFABET MARTY MACH
C jak Czwartek, czyli dzień, w którym wypada Dzień Matki, ale przede wszystkim nazwa Kolektywnej Galerii Fotograficznej, którą współtworzysz. Opowiedz o tym miejscu.
Galeria Czwartek powstała z potrzeby wspólnego działania, pokazywania fotografii i filmu. Potrzeby spotkań i rozmów. Pomysł na oddolne, kolektywnie działanie padł chwilę po wybuchu pandemii. Bartek Wieczorek (partner Marty – przyp. red.), Maksym Rudnik i Wiktor Malinowski na jednym ze swoich regularnych wtedy posiedzeń wpadli na pomysł wystawy „Ostatnie takie lato”. Zaprosili do współpracy artystki i artystów z najbliższych fotograficznych kręgów. Po wystawie pozostała energia i potrzeba dalszego działania. I tak w gościnnych progach księgarni Zwykle Życie regularnie pokazujemy wystawy zrzeszonych w kolektywie twórców.
Z czasem grono zaczęło się poszerzać. Punktem zwrotnym była wystawa „Slava Ukraini!”, która powstała spontanicznie z potrzeby solidarności z Ukrainą po inwazji 24 lutego. Pokazaliśmy prace 24 ukraińskich fotografek i fotografów i zebraliśmy ponad 80 tysięcy złotych ze sprzedaży prac na pomoc humanitarną w Ukrainie. Dla mnie to była pobudka z zimowego snu. Przerażająca i dobitna. To, że wtedy skrzyknęliśmy się i w zasadzie nadludzką siłą zorganizowaliśmy wystawę i zbiórkę pieniędzy (Dawid Misiorny nie spał trzy noce, kontaktując się z artystami, którzy kryli się w schronach lub byli w trakcie ucieczki), pozwoliło mi nie popaść w absolutną apatię. Głowę zajęła praca i chęć niesienia pomocy. Nie chciałam, żeby w obliczu tej wojny zwyciężył strach. Bałam się jak cholera o Mirę, o Bartka, o siebie. Ale wciąż powtarzałam sobie „To nie jest o tobie, to nie jest o Polsce, to nie ty pakujesz teraz walizkę i opuszczasz swój dom. Skup się na pomaganiu”.
Wracając do Czwartku, galeria działa dalej i ma się świetnie. Można teraz obejrzeć wystawę Bartka, w której porusza tematykę figury ojca. Dużo rozmawiamy o rodzicielstwie i rolach społecznych wynikających z płci. Wystawa „Adam’s Song” jest bardzo osobista, ale ma uniwersalny przekaz. Ja swoją wystawę planuję na koniec czerwca. Będzie to zbiorowa ekspozycja wokół drag queens, które fascynują mnie nieprzerwanie od wielu lat.



G jak gotowanie – jak lubisz gotować: przepisy czy freestyle? I co jest popisowym daniem Marty Mach?
Uwielbiam gotować prawdopodobnie dlatego, że nie robię tego codziennie. Lubię jeść, próbować nowych rzeczy, odwiedzać nowe miejsca, biesiadować, gościć przy stole. Moje popisowe dania to chyba będą chilli sin carne i francuska zupa a la Bouillabaisse (rybna – przyp. red.). Dobrze wyszły za pierwszym razem i się tego trzymam.
Od najmłodszych lat pozwalaliśmy też Mirze próbować wszystkiego, co jemy. W wieku dwóch lat była niezłą smakoszką: lubiła pad thaia, zupkę miso i falafela maczanego w hummusie. Dziś trochę bardziej grymasi: jej smak kieruje się w stronę klasycznych dziecięcych potraw w kolorze beżowym: rosół, naleśniki i chałka z masłem.
K jak kręcenie filmów albo „kamerowanie” – jesteś autorką krótkich form wideo. Jak to się zaczęło, że złapałaś za kamerę? Twoje filmy są tak piękne, że chciałoby się w nich zamieszkać!
Do reżyserowania doszłam bardzo małymi i powolnymi kroczkami. Film to dla mnie królowa sztuk, bo łączy w sobie wszystko: literaturę, muzykę, fotografię, teatr. A ja siedziałam w teatrze całe liceum, studiowałam fotografię, piszę w zasadzie cały czas, a muzyka to życie. Jestem zwykłą dziewczyną z Grudziądza. Marzenia o robieniu filmów mnie onieśmielały. Gdy zaczęłyśmy z Agatą Napiórską wydawać magazyn „Zwykłe Życie”, nabrałam pewności siebie, bo udało mi się spełnić zawodowe marzenie. I właśnie dla Zwykłego Życia zrobiłam pierwsze video, a potem to już jakoś poszło. Z podnieceniem wkraczam teraz w nowy etap i planuję pracę nad dłuższą formą.




M jak Mira i M jak Macierzyństwo – jaka jest ta dziewczynka-rakieta? Jak to jest być jej mamą?
Mira jest najlepszą osóbką na świecie. Z roku na rok kocham ją coraz bardziej i coraz bardziej się z nią zaprzyjaźniłam. Mira jest wesoła, śmieszna, radosna. W domu szaleje, skacze, tańczy, puszcza bąki w rytm muzyki i żartuje non stop. W przedszkolu chodzi swoimi drogami, nie wychodzi przed szereg, obserwuje. Odkąd nawiązała więź z najlepszym kolegą Ignacym, chętniej tam chodzi – to jej pierwsza przyjaźń poza rodzinnym kręgiem. Mira lubi śpiewać, wymyślać własne piosenki, jeździć na rowerze, nie lubi kolorować, liczyć i myć zębów. Nie lubi się z nami rozstawać. Jak chyba każde dziecko mogłaby oglądać bajki i jeść słodycze pół dnia. Bycie mamą Miry jest bardzo łatwe.
S jak siostrzeństwo, czyli dziewczyny, feminizm i kobieca solidarność – co dobrego udało się nam, kobietom (Polkom) osiągnąć, a o co wciąż musimy walczyć?
Odkąd jestem mamą, widzę wyraźnie, jak ogromna presja wywierana jest na kobietach z związku z macierzyństwem. Zacznijmy od tego, że przekaz społeczny i systemowy jest taki, że macierzyństwo to przeznaczenie kobiety, rola, bez której nie może czuć się spełniona, pełnowartościowa. Kobietom wpaja się, że chcą mieć dzieci. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że osławiony zegar biologiczny, który bije kobietom na alarm przez znaczną część ich dorosłego życia, to jedna wielka opresja i oszustwo.
Według mnie dużo łatwiej stwierdzić, że nie chce się mieć dzieci, niż że chce się je mieć. Ale takich głosów słyszę bardzo mało, a gdy już się pojawiają, to są zagłuszane albo deprecjonowane. „Mówi, że nie chce mieć dzieci, bo pewnie nie może”. Macierzyństwo, rodzicielstwo potrafią być piękne, ale też przytłaczające, przerażające, smutne. Siostrzeństwo między kobietami: matkami i bezdzietnymi to, według mnie, bardzo ważny element feminizmu. Jest ono bardzo trudne, bo styl życia osób wychowujących dzieci i bezdzietnych jest bardzo różny. Ale wzajemne wsparcie osobistych wyborów w kwestii rozmnażania to bardzo ważny element budowana siostrzeństwa. Za tym idzie oczywiście również poszanowanie wyboru dotyczącego aborcji. Według mnie każda osoba w ciąży powinna mieć do niej bezpłatny, legalny i bezpieczny dostęp.
Idąc dalej w rozważaniach o siostrzeństwie w macierzyństwie, myślę też o wsparciu między matkami, które też nie jest takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać. I znowu we znaki dają się presje: na bycie matką idealną, na łączenie kariery z macierzyństwem, na pozostanie fit i sexy, na zadbaniu o relacje przyjacielskie i towarzyskie. Kurczę, tego się nie da zrobić! A każde pole jest okazją do porównywania i komentarzy. Sama łapałam się i wciąż na tym łapię. Ironizuję, gdy widzę mamy, które znają na pamięć skład każdego pokarmu podawanego swojemu dziecku, wywracam oczy, gdy słyszę, że dziecko nie ogląda bajek albo nie nosi ubrań z dodatkiem syntetycznych barwników. To jest moja reakcja obronna, na to, żeby nie czuć się przy nich złą matką. A gdy widzę dziewczyny, które odstawiają dziecko po miesiącu od piersi, żeby mieć święty spokój z tym cycem, i wracają szybciutko do pracy na 1,5 etatu, wręczając pociechę opiekunce, to zdarza mi się pomyśleć „Po co ona w ogóle rodziła to dziecko?”. I czuję się przez chwilę matką dekady. No, ale to są właśnie moje antysiostrzeńskie zachowania, z którymi staram się walczyć. Niech każda kobieta sama decyduje, czy chce zostać matką, a jak już nią zostanie, niech sobie sama układa ten, bądź co bądź, skomplikowany świat.




T jak tarot – stawiasz go tylko najbliższym? A sobie? I jak w ogóle do tego doszło, że nauczyłaś się „wróżyć”?
Zainteresowanie kartami tarota przyszło znikąd. Byłam i wciąż jestem dość sceptyczna wobec szeroko pojętej „magii”. Początkowo zachwyciła mnie wizualna strona kart, potem zaczęłam zgłębiać ich znaczenie. W prezencie urodzinowym poprosiłam o talię autorstwa A.E. Waite i Pameli Colman Smith i książkę „Tarot and the Archetypal Journey” Sallie Nichols. To był mój zestaw dla początkującej. Im lepiej poznaję symbolikę ukrytą za każdą z 78 kart, tym bardziej rozumiem, że mogą się one stać narzędziem do analizy swoich uczuć, spojrzenia na świat, pracy, relacji z ludźmi.
Wbrew przyjętym zasadom stawiam karty głównie sobie. Nie wierzę w to, że mogą przepowiedzieć przyszłość. Karty tarota łączą w sobie prawdy ukryte w starych systemach filozoficznych, mitologiach i religiach. Ta synteza bardzo mi się podoba, bo nie jestem związana z żadną religią, ale wiele o nich się uczyłam. Element magiczny to przypadek, który rządzi układem. A przypadek, jak wiadomo, rządzi surrealizmem i jazzem. Zagłębianie się w teorię przypadku jest fascynujące.
Z jak Zwykłe Życie – to kultowy magazyn, w wersji online i papierowej, który założyłaś ładnych parę lat temu z Agatą Napiórkowską. Czym teraz się w nim zajmujesz i co najbardziej kręci cię w tej pracy wokół zdolnych ludzi i rzemiosła?
Zwykłe Życie będzie w tym roku świętować… 10 lat! Nie mam pojęcia, jak ten czas minął, ale jestem z nas bardzo dumna. Mamy za sobą kilka kryzysów. Pandemia nieźle dała nam w kość. Ale jesteśmy, tworzymy, trwamy. Bierzemy teraz z Agatą głęboki wdech, żeby jesienią głośno odśpiewać Zwykłemu Życiu „Sto lat”. W redakcji, która jest kameralna, niezmiennie wykonuję pracę wielozadaniową. Najbardziej kręcą mnie spotkania z ludźmi, promowanie prospołecznych inicjatyw i utalentowanych rzemieślników i artystów. Wyczekujcie wieści o jesiennym świętowaniu. Już dziś zapraszam wszystkich!

PREZENTOWNIK NA DZIEŃ MATKI
Znacie już przepis Marty na zwykłe życie, a my zaglądamy za jego kulisy, by podejrzeć, co ją wspiera w codzienności i co relaksuje. Będzie trochę o sztuce i co nieco o komforcie. A podpowiedzi rodem z kuchni sprawdzą się dla tych mam, które kulinarnie robią magię!
OLINI
O tym, że natura jest karmicielką lubimy sobie przypominać, sięgając po pyszności z rodzimej olejarni Olini. Czekają tam nie tylko superzdrowe, tłoczone na zimno oleje, ale też zakwasy czy naturalne kosmetyki. Na bazie ich wszystkich możecie stworzyć zestaw podarunkowy dla mamy, zarówno dla tej w ciąży, jak i ukochanej mamy-seniorki. Taki set zawiera trzy elementy: zakwas z buraka, olej do wyboru i świecę (cztery obłędnie pachnące warianty). Na zdrowie, mamo!
Zestaw na Dzień Matki skomponujecie tutaj




BAZIÓŁKA
Gracie w zielone? Bo się opłaca! Zioła robią doskonała robotę w kuchni – są bombą witaminową i podkręcają smak czy wygląd potraw. Po świeże i ekologiczne zioła – cięte i w doniczkach – niezmiennie zaglądamy do bazy Baziółki, gdzie czekają intrygująca kolendra, konkretna bazylia i rześka mięta – mistrzyni letnich deserów i lemoniad. Ich zioła – w tym te w wersji BIO, są uprawiane na naturalnym podłożu i przy wsparciu organicznych nawozów. Polecamy obdarować nimi mamę niczym bukietem kwiatów.
Świeże zioła Baziółka kupicie tutaj


SMEG
Markę SMEG, czyli włoskiego producenta stylowego sprzętu gospodarstwa domowego cenimy za dwie rzeczy. Po pierwsze jakość, czyli solidność i intuicyjna obsługa, a po drugie – design, oczywiście! Twórcy SMEG od wielu lat współpracują ze słynnymi architektami, dlatego ich sprzęty mają obłędną formę (z nutą retro). Oto toster na chrupiące kromki, którego mama nie będzie chciała chować. Podobnie rzecz ma się z pięknym wokiem (na dowolne płyty kuchenne) z barwnej kolekcji powstałej we współpracy z włoskim studiem deepdesign. Majstersztyk!
Toster i wok marki SMEG kupicie tutaj


MANY MORNINGS
Wkładasz taką barwną parę na stopy i od razu poranek robi się lepszy, a stylówka – bardziej wyrazista. Mowa tu o przewrotnych duetach marki Many Mornings, czyli skarpetkach, które nie przestają zaskakiwać mnogością wzorów. Ciałopozytywność na stopach? Proszę bardzo. Para dla mamy fanki piłki nożnej? Robi się! Jest też kulinarna rozpusta, czyli fast foot, i co nieco dla mam przygodowych, które marzą o locie balonem. Jeśli myślicie, że wręczanie skarpetek jest passe, zobaczcie kolekcję Many Mornings!
Wzorzyste skarpetki kupicie tutaj


CRAZY LEGS
Miła dla ciała bawełna z odrobinką elastanu dla wygodny i elastyczności – oto przepis na legginsy doskonałe! Po takie od dawna zaglądamy do kolekcji polskiej marki Crazy legs. Marta wybrała długie, superwzorzyste legginsy o przewrotnej nazwie Crazy harmony, które polecają się na jogę czy zdobywanie miejskich parków na rolkach. Zerknijcie też do kategorii z krótkimi wersjami legginsów. Wzór na letnią stylówkę!
Legginsy Crazy legs kupicie tutaj




ala natural beauty
Chyba zgodzicie się z tym, że świetnej jakości naturalne kosmetyki to prezentowy pewniak dla mamy? Mamy różne skóry i cery, różne potrzeby, ale wspólna jest jedna rzecz: troskliwa pielęgnacja. W zmyślnie skomponowanej ofercie rodzimej marki ala natural beauty znajdziecie wręcz kapsułową serię kosmetyków zamkniętych w piękne, minimalistyczne opakowania. Minimum to też cecha ilości składników, np. w łagodnym owocowym peelingu, lekkim nawilżającym kremie czy rewitalizującym serum do twarzy. A ten różany hydrolat będzie maminym pielęgnacyjnym must have na coraz cieplejsze dni.
Kosmetyki ala natural beauty kupicie tutaj


Mamy nadzieję, że nasza rozmowa i prezentownik okażą się dla was dobrą inspiracją w temacie Dnia Matki. Pierwszy odcinek z minicyklu Alfabet na Dzień Matki znajdziecie tutaj.
*
Materiał powstał we współpracy z markami: Crazy legs, ala natural beauty, Baziółka, SMEG, Olini, Many Mornings