„Aftersun” – rewelacyjny film o kruchości relacji między rodzicem i dzieckiem
Chcesz iść na to do kina

„Aftersun”, odkrycie festiwalu w Cannes, to film o pozornie ulotnych momentach i emocjach, które jednak wspomina się przez całe życie. O kruchości relacji między rodzicem i dorastającym dzieckiem. Idźcie do kina, niezależnie od tego, w jakim wieku są wasze dzieci.
Calum i jego 11-letnia córka Sophie wyjeżdżają razem na wakacje do Turcji, gdzie spędzają czas w hotelu, w nieprzesadnie ekskluzywnym, ale przyjaznym kurorcie. Dla obojga to wyjątkowy moment, bo na co dzień Calum nie mieszka w Edynburgu z Sophie i jej matką, z którą – jak się domyślamy – zdecydowali się rozstać. Ojciec i córka wykorzystują więc okazję na uzupełnienie deficytów bliskości, co – mimo okazjonalnych różnic zdań – idzie im całkiem nieźle. Zamknięcie w hotelowej mikroprzestrzeni sprzyja zresztą budowaniu bliższej relacji… Skąd więc ten smutek i melancholia?
Sam opis fabuły filmowego debiutu Charlotte Wells brzmi dość banalnie. Cała akcja dzieje się tu bowiem na poziomie krótkich scen, relacji między bohaterami, klimatu i emocji. Siłą rzeczy przed seansem moje skojarzenia szły w kierunku niedawnego „C’mon, c’mon”, również poruszającego bliską relację dziecko – dorosły zamkniętą na przestrzeni pewnego okresu. Tam jednak grany przez Joaquina Phoenixa bohater uczył się „instrukcji obsługi” swojego siostrzeńca. Tutaj Calum i Sophie tworzą zgrany duet. Obydwoje są prostolinijni, bezpośredni, otwarci na życie. Budzą sympatię, ogląda się ich bardzo dobrze, w czym z pewnością spora zasługa doskonałej gry aktorskiej Paula Mescala (nominowany za tę rolę do Oskara) i Frankie Corio. Dodatkową przyjemność daje sprawne umiejscowienie fabuły w latach 90. (na czele z muzycznymi hitami tamtych lat – „Macarena” czy „Tubthumping” Chumbawabmy). Czyli w dekadzie złudzeń na temat radości i spokoju, kiedy wydawało się nam (szczególnie jako dzieciom), że świat nas już niczym specjalnie złym nie zaskoczy.



Emocjonalnie ten film przypomina „Między słowami” Sofii Coppoli, a może jeszcze bardziej „Somewhere. Między miejscami” tej samej reżyserki (ten drugi również opowiada o relacji ojca z córką). W każdym z tych obrazów bohaterowie wyrwani są ze swojego codziennego życia, żyją jakby w zawieszeniu, hotelowym bezruchu, gdzie mogą przez chwilę skupić się mocniej na sobie.
„Aftersun” świetnie radzi sobie z portretowaniem niuansów relacji młodego ojca i dorastającej córki.
Oboje znajdują się w sytuacji pełnej niepewności i nowych odkryć. Sophie, u progu poważnych życiowych doświadczeń, oddaje się hotelowym rozrywkom i przeżywa pierwsze młodzieńcze emocje – uczuciowe zauroczenia, ekscytacja z przebywania ze starszymi nastolatkami i podglądanie ich życia. Młody tata stawia na ciepłą ironię i bezpośredniość, wobec inteligentnej i wymagającej towarzyszki wyjazdu przyjmuje rolę kogoś w rodzaju kumpla lub starszego brata. Ale mimo praktykowania uspokajających sesji tai-chi Calum kryje w sobie jakąś tajemnicę, smutek, nieumiejętność ułożenia sobie życia lub może po prostu niedojrzałość. Klimat tej relacji mógłby niemal ulecieć, gdyby nie to, że dokumentują go nagrania na taśmach VHS (bardzo istotnych w fabule filmu) czy wyblakłe polaroidowe zdjęcie zamówione od hotelowego fotografa.



To film o kruchości relacji między rodzicem i dorastającym dzieckiem. O tym, że trzeba o nią bardzo dbać. Że czasem ciężko przekazać, co się czuje. Rezolutna, bezproblemowa, 11-letnia Sophie rzuca w jednej ze scen swojemu tacie: „Nie potrzebuję opiekuna”. Ale czy na pewno?
Dla mnie – nie mającego (jeszcze) doświadczeń z początkującym nastolatkiem – bardzo poruszający jest portret dwoistości psychiki 11-latki. Z jednej strony to już prawie młoda kobieta, samodzielna i przebojowa. Zdolna prowadzić niemal filozoficzne dyskusje. Wrażliwa na smutek i melancholię. Z drugiej – dziecko z ciekawością obserwujące świat, potrzebujące atencji i wsparcia. Oglądając ten film, byłem pod wrażeniem, jak mocno ojcowska obecność i jej styl są istotne dla dziecka w tym wieku. I jak silny kreśli ślad w psychice.
Film Charlotte Wells pozostawia nam wiele niedopowiedzeń, a jednocześnie wypełnia bardzo intensywnymi emocjami, w których większość z nas może się odnaleźć – czy to z pozycji dziecka, czy rodzica. Film jest przez większą część swego trwania ulotny jak wakacyjne chwile szczęścia. Ale pod tym kolażem krótkich, niedopowiedzianych, przeważnie trywialnych scen, kryje się ciężar i emocje, które przez wiele dni po seansie nie chcą wyjść z głowy. „Aftersun” zostawia nas w poczucie emocjonalnego niedosytu i niepewności, ale inaczej niż w relacji Caluma i Sophie, jest to uczucie, w którym można się rozsmakować.