Adopcja – droga do macierzyństwa

rozmawiamy o procesie adopcji z Edytą

Adopcja – droga do macierzyństwa

To rozmowa o czekaniu. O drodze często wyboistej i pod górę. Czasem zwątpieniu czyhającym na kolejnym zakręcie. I wreszcie o olbrzymiej radości na mecie, a może raczej na starcie nowego rozdziału. O adopcji rozmawiam z Edytą. Posłuchajcie jej historii.

Nie ma jednej drogi do macierzyństwa i chyba dlatego jest to temat niewyczerpanych rozmów. Czasem dzieje się to niespodziewanie, z zaskoczenia, wywracając życie do góry nogami. Dla wielu to kolejny etap, nierzadko zaplanowany i dobrze przemyślany. Bywa też tak, że od upragnionego macierzyństwa i ojcostwa dzieli nas wielokilometrowy maraton, trudny – i fizycznie, i psychicznie. Długa droga, którą warto przejść razem, o czym opowie wam przeszczęśliwa dziś Edyta.

 

 

 

Adopcja – zwieńczenie długiej drogi czy początek zupełnie nowej? 

Mam wrażenie, że to wejście na ogromnie wysoki szczyt, gdzie w końcu możemy chwilę odpocząć, spokojnie się rozejrzeć i podziwiać niesamowite widoki. Ale za chwilę wstaniemy i ruszymy, trzymając się wszyscy razem za ręce, i to będzie ta najważniejsza droga w naszym życiu.

Wejście na szczyt było bardzo ciężkie. Potykaliśmy się wielokrotnie, czasami wątpiliśmy, że kiedykolwiek się uda… A dziś niesamowite jest to, że te wspomnienia tak szybko się zacierają, chociaż przez ostatnie lata tak mocno byliśmy w tym czekaniu zakorzenieni.

Pamiętasz moment, kiedy pomyśleliście o adopcji, kiedy realnie postanowiliście, że OK, zaczynamy? Długo dojrzewaliście do decyzji?

Tutaj chyba nie można wskazać jednego momentu. Wszystko jest procesem i to takim, który zachodzi gdzieś w środku, nie do końca chyba nawet świadomie. Trudne były te wszystkie lata przed pojawieniem się w naszym życiu córki. Sama decyzja nie. Ona była dla nas naturalna, jedyna, oczywista. Oboje chcieliśmy tego tak samo mocno. Chcieliśmy zostać rodzicami, stworzyć jakiejś małej istotce dom, pokazać jej świat, być przy niej, kochać. Udało się. Nasze dziecko jest z nami prawie dwa miesiące, a ja cały czas nie mogę uwierzyć, że to się naprawdę dzieje.

 

 

 

Decydujesz się i co dalej? Jakie są kolejne kroki?

To nie jest wcale tak długa droga, jak się większości wydaje. Oczywiście najważniejszy jest ten pierwszy krok, czyli zgłoszenie się do ośrodka adopcyjnego. Dalej zostaniemy już pokierowani przez odpowiednie osoby. W naszym przypadku wyglądało to tak, że musieliśmy złożyć wszystkie potrzebne dokumenty, zaświadczenia i osobiste podanie z życiorysem. Potem byliśmy kilkakrotnie wzywani przez ośrodek na rozmowy z psychologiem i pedagogiem. Jedno z takich spotkań odbyło się u nas w domu, żeby ocenić warunki mieszkaniowe. Potem odbyliśmy szkolenie – kilka spotkań w większej grupie z innymi starającymi się o adopcję parami. Dostaliśmy zaświadczenie o ukończonym kursie i czekaliśmy. I to czekanie na telefon z ośrodka, że znalazło się nasze dziecko, trwało właśnie najdłużej.

Zastanawiam się, na ile fora, blogi innych rodziców i internet są pomocne w tym temacie?

Trzeba przede wszystkim zachować zdrowy rozsądek i zaufać swojej intuicji. Nie jestem zbyt zagorzałą czytelniczką blogów czy forów. Nie mam na to za wiele czasu i niestety te informacje trzeba dość mocno filtrować. Cenię sobie za to bardzo rozmowy prywatne z bliskimi mi osobami. Kiedy czegoś nie wiem, pytam inne mamy – te, które znam, cenię, wiem, jak wychowują swoje dzieci. Ośrodek adopcyjny bardzo pomaga w uporządkowaniu wszelkich kwestii formalnych. Jest to na tyle kompleksowe, że faktycznie nie ma potrzeby szukać pomocy gdzieś zewnątrz czy w świecie internetu. Cała reszta to miłość, problemy, szczęścia i troski, jak w każdym innym macierzyństwie.

Nieocenione jest, kiedy mamy kontakt z innymi parami, które idą taką samą drogą, jak my. Warto o takie znajomości zabiegać i je pielęgnować. Nam udaje się utrzymywać kontakt z kilkoma osobami, które były z nami na szkoleniu, i ogromnie wdzięczna jestem losowi za Danę, którą poznałam w Instagramowym świecie, a która adopcyjną mamą została chwilę przede mną. To jest taka szczególna nić porozumienia.

 

9 miesięcy. Tyle trwa system weryfikacji i przygotowań. Wiem, że to czas biurokracji, ale też spotkań z psychologiem, wizyt. Co jest w tym najtrudniejsze? Czy są na tym etapie rodzice, którzy rezygnują, bo pojawiają się jednak wątpliwości?

Szczerze mówiąc, nie znam par, które by na tym etapie zrezygnowały. Jeżeli już, to najczęściej wynika to z tego, że przewrotny los decyduje się dać im dziecko biologiczne. Wtedy faktycznie takie pary rezygnują z adopcji albo są zmuszone na jakiś czas odłożyć ten proces. Biurokracja nie jest w tym okresie najtrudniejsza. Rozmowy z psychologiem są pomocne. Mieliśmy ogromne szczęście do osób, które spotykaliśmy. Nikt nigdy nie podważał naszej decyzji. Owszem, często padały niewygodne pytania, a na samym szkoleniu poruszane były ciężkie tematy, ale to wszystko dawało nam możliwość takiej wewnętrznej pracy i wewnętrznego przepracowania podjętych przez nas decyzji. Nikt nie oczekiwał, że będziemy go przekonywać, że jesteśmy najlepszymi kandydatami na rodziców, to my sami siebie musieliśmy o tym zapewniać i być może z racji wieku, przeżytych doświadczeń albo zwykłej wewnętrznej gotowości, nigdy – na żadnym etapie – nie mieliśmy nawet najmniejszych wątpliwości.

 

W Polsce czeka się na adopcję od roku do kilku lat. Jak sądzisz, z czego to wynika? Kwestie prawne, ustalanie zrzeczenia praw rodziców biologicznych? Bo dzieci nie brakuje w domach dziecka…

Par oczekujących na dziecko jest niestety znacznie więcej niż samych dzieci. Owszem, domy dziecka są pełne, tak samo jak domy opieki tymczasowej. Niestety często te dzieci nie mają uregulowanej sytuacji prawnej. Oznacza to, że sąd nie odebrał praw rodzicielskich biologicznej matce i ojcu. Często takie procedury trwają latami – rodzina jest na tyle dysfunkcyjna, że nie może się dzieckiem opiekować, a ono długimi miesiącami przebywa w państwowej placówce, bez szans na trafienie do nowej, szczęśliwej rodziny. Polskie sądy bardzo często wychodzą z założenia, że rodzina biologiczna to ta najlepsza dla dziecka, nawet jeżeli same wydały przed chwilą nakaz zabrania dziecka z takiego domu. I czekają aż taka rodzina się zmieni… Niestety, choć oczywiście nie zawsze i tutaj nie można generalizować, żeby nikogo nie skrzywdzić, zmiana dotyczy najczęściej zaprzestania nadużywania alkoholu. Czasami nigdy do tego nie dochodzi, a dziecko po kilku latach w placówce ma mniejsze szanse na adopcję i szczęśliwe życie.

Pamiętasz emocje i dzień, kiedy poznałaś JĄ? Mogłaś pierwszy raz się spotkać, zanim jeszcze trafiła do waszego domu?

Oczywiście, że pamiętam! I pamięć o tym dniu będę pielęgnowała w sobie już zawsze. Lawinę tych najcudniejszych zdarzeń i dni uruchamia najpierw telefon z ośrodka adopcyjnego. W naszym przypadku był to spokojny głos Pani Kamili: „odnaleźliśmy waszą gwiazdkę”. To wszystko, co dzieje się potem, jest w dużej mierze jak sen, i przez ten czas prosiłam męża, żeby mnie szczypał każdego dnia, aż do chwili, kiedy zabraliśmy naszą córkę do domu. No dobra, dzisiaj też czasami jeszcze go o to proszę! (śmiech)

To pierwsze spotkanie jest wręcz nierealne. Mało w nim takiej fizycznej obecności i świadomości tego, co się dzieje. To są tak duże emocje, że właściwie słyszy się tylko bicie własnego serca. Tego się nie da opowiedzieć słowami. Podejrzewam, że są to identyczne emocje jak te, które przeżywa matka, kiedy zaraz po porodzie przytula swoje dziecko. I człowiek zapomina nagle o bólu, czekaniu, wszystkich wylanych łzach i chwilach niepewności. Wszystko wskakuje na właściwe tory i nabiera sensu.

 

Gwiazdka jest dziś z wami. Wasz Instagram zalewają kadry pełne czułości i miłości. Co powiesz dziś osobom, które czekają, które być może wątpią, które nie wiedzą, czy warto?

Warto tak bardzo, że nawet nie jestem w stanie tego opisać! To najważniejsza, najpiękniejsza i najmądrzejsza decyzja w naszym życiu. Nikogo nie będę przekonywać, że ostatnie lata były łatwe, bo nie były. Nasza droga do rodzicielstwa trwała ponad 6 lat. Najpierw walka o dziecko biologiczne, mnóstwo energii i czasu poświęconych leczeniu, szukaniu przyczyn niepowodzenia, godzenie się z kolejnymi stratami i w końcu ponad dwa lata drogi adopcyjnej. I gdybym miała przejść przez to jeszcze raz, żeby Ją odnaleźć, to nie zawahałabym się ani chwili.

Tym, którzy wątpią, powiedziałabym tylko jedno: nie pozwólcie, żeby wasze dziecko dłużej na was czekało, nie zostawiajcie go gdzieś samego w tym świecie. Ono tęskni i jest przerażone jeszcze bardziej niż wy. Codziennie wypatruje, kiedy przyjdziecie. A jak już się odnajdziecie, to cały świat się zmieni. Miłość ma niesamowitą moc.

Tej mocy życzę nam wszystkim, na co dzień, na każdym etapie macierzyństwa. Dziękuję ci bardzo za rozmowę, która łapie za serce.

 

zdjęcia: Angelika Paruboczy

rozmawiała: Kasia Karaim