ciąża poronienie psycholog

Jak wspierać kobietę po doświadczeniu poronienia?

Rozmowa z psychoterapeutką Anną Zarzycką

Jak wspierać kobietę po doświadczeniu poronienia?
kadry z filmu

Poronienie jeszcze niedawno było tematem tabu. Nie mówiło się o nim wcale. Nie wiadomo było, jak zareagować, jakich użyć słów, więc wszyscy milczeli. Dziś już nie milczymy, próbujemy odnaleźć drogę do naszej straty. Jak o poronieniu rozmawiać, jak być dla kobiety po stracie i jak sobie pomóc, będąc jedną z nich? Bo może wcale nie chodzi tylko o nasze słowa?

Poronienie – jest już za mną. Ale jak wiele kobiet z tym doświadczeniem, spoglądam nadal na stratę, doglądam jej. Nie rozpamiętuję, ale pamietam, nie trzymam kurczowo, ale i nie odpędzam. Jak każda strata, i ta ma swoje etapy, swoje narracje. Jest miejsce na rozpacz, ale i nadzieję. Żaden etap nie ustępuje drugiemu miejsca, następują płynnie po sobie. Mój smutek się nasycił. Pamiętam dobrze moment, kiedy nadeszła wielka nadzieja. Była tak samo mocna jak poprzedzający ją smutek.

O tym, jak radzić sobie ze stratą i jak towarzyszyć kobietom z takim doświadczeniem rozmawiam z psychoterapeutką Anną Zarzycką z Laboratorium Psychoedukacji.

W materiale zobaczycie fotosy z filmu „Cząstki kobiety” w reżyserii Kornéla Mundruczó, zrealizowanego według scenariusza Katy Wéber, zdjęcia: Benjamin Loeb. To wstrząsający obraz opowiadający intymną historię straty dziecka przy porodzie.

*

Wiele się mówi o poronieniach. W ciągu ostatnich lat nastąpił przełom. Kobiety opowiadają o stratach. W parentingu powstaje przestrzeń na to doświadczenie. My, kobiety, które poroniłyśmy, jesteśmy gdzieś pomiędzy dwiema narracjami,  pomiędzy „nic się nie stało” a nadaniu imion, organizowaniu pogrzebów itp.

Bardzo ważne jest to stwierdzenie, od którego Pani zaczęła, że nastąpił przełom i kobiety opowiadają o stratach. Ten przełom i przestrzeń na doświadczenie straty to także stosunkowo nowa przestrzeń w doświadczeniu społecznym, która wymaga opracowania, znalezienia języka, a także takiego społecznego ugruntowania – zawarcia różnych przeżyć, próby poszukiwania wspólnych doświadczeń i przyjęcia bardzo różnorodnych sytuacji. Mam wrażenie, że następuje to także systemowo – przejawia się w różnego rodzaju procedurach, które z mniejszym bądź większym powodzeniem wprowadzają szpitale. To doświadczenie ma też umocowanie prawne, odpowiednie regulacje dotyczące zwolnienia z pracy, praw, z których można skorzystać, możliwości korzystania z badań po stracie (która ma także swoje ograniczenia).

To powoduje pewnego rodzaju napięcie wewnętrzne pomiędzy „mogę” a „może powinnam”, a także pomiędzy kobietą doświadczającą poronienia a jej otoczeniem, które czasem możliwość interpretuje i przeżywa jak konieczność – i to może powodować presję. To jest powiedziałabym taka odwrotna konsekwencja robienia miejsca w prawie i przeżywaniu społecznym dla traumatycznej sytuacji utraty zaawansowanej ciąży czy jeszcze nienarodzonego, ale całkowicie ukształtowanego dziecka, która przyjęta prawnie i społecznie, powoduje takie poczucie wśród innych, normy dla tego doświadczenia. Natomiast kluczem wydaje się to, że jest to bardzo różnorodne doświadczenie – tak w sensie formalnym, jak i wewnętrznego przeżywania. W swojej naturze, w początkach ciąży – powszechne i poprzez dostępność testów ciążowych dość szybko wykrywane.

Myślę, że wychodzimy z założenie, że każdy stan potrzebuje innych słów. Chcemy adekwatnie zareagować. Powiedzieć coś właściwego.

Niektóre kobiety nie przeżywają tego w taki intensywny sposób, ale czują przekaz od najbliższych, że trzeba to tak mocno przeżywać. Czasem czują, że być może wobec smutku innych ich smutek powinien być większy. Z kolei rodzina, martwiąc się o stan psychiczny kobiety, poszukuje jakiejś normy – punktu odniesienia i przez to przewidywalności tego doświadczenia, ale też jakiegoś społecznego schematu, który podpowiadałby, jak się zachować, co jest naturalne w tej sytuacji, a co wymaga innej pomocy, np. lekarskiej.
Natomiast chciałabym podkreślić, że to są zupełnie różne doświadczenia: kobiet, które straciły ciążę w 10., 12. tygodniu, kobiet, które straciły ciąże w późniejszych okresach, kobiet, które próbują zajść w ciążę, i każda kolejna miesiączka jest przeżywana przez nie jak strata, i w końcu kobiet, które mają doświadczenia kilku poronień.

Jeśli chodzi z kolei o wewnętrze przeżywanie – to niektóre kobiety zaczynają czuć się matkami w bardziej zaawansowanej ciąży albo nawet „na samej końcówce”, więcej wtedy myślą o sobie w roli matki i o dziecku, zaczynają inaczej się ubierać, ta zmiana ma bardzo szeroki wymiar. Niektóre natomiast bardzo szybko wchodzą w tę przestrzeń, psychicznie czują się odpowiedzialne za dziecko, noszą ubrania ciążowe mimo tego, że ciało może niekoniecznie nadąża za stanem umysłu – to też ma swoje odbicie i konsekwencje w przypadku poronienia.

Ciąża po poronieniu może stać się czymś nieosiągalnym i może nawet przerażającym. Jak sobie poradzić z taką sytuacją, kiedy balon wyobrażeń rośnie, my czujemy się coraz mniejsze, wątpimy w siebie? Ciąża staje się czymś nie dla nas, czymś niedoścignionym, może nawet niemożliwym. Jak wyjść z tej pułapki? Widok ciężarnych kobiet w tym etapie potrafi naprawdę łamać serce. 

To bardzo trudny czas, w którym ważne jest zadbanie o siebie w taki chroniący, dobry sposób. Czasem mam wrażenie, że kobiety i ich bliscy wymagają od siebie szybszego niż to możliwe zakończenia tego okresu przyjęcia i opłakania straty. Tak jakby testowali siebie i swoją możliwość powrotu do równowagi. Proces naprawczy trwa. Ciało potrzebuje regeneracji, ale i psychika potrzebuje zakończenia tego procesu. To czas wymagający spokoju, przestrzeni dla kobiety i namysłu nad tym, „czego ja po takim doświadczeniu potrzebuję, co jest dla mnie dobre”, i czego potrzebuje moja przyjaciółka, która doświadczyła poronienia. To są czasem zupełnie inne rzeczy, inne podejścia i to, co posłuży jednej kobiecie, może być krzywdzące dla drugiej, i w konsekwencji wydłużyć ten proces. Jednak nie o to tu chodzi, żeby zahamować możliwość reagowania na czyjeś nieszczęście, ale uwrażliwić na potrzeby tej osoby i jej sposób przeżywania.

To, czym kobiety czasem dzielą się jako przytłaczającym doświadczeniem, to nagle ze wszystkich stron płynące historie o poronieniach innych kobiet, które bezpiecznie przeszły kolejną ciążę i urodziły zdrowe dzieci. Czasem zdanie, które ma podnosić na duchu – „dobrze, że masz w domu starsze dzieci” – złości, wkurza, a czasem przynosi niespodziewaną pociechę. Wiele miejsca na portalach parentingowych zajmują porady, czego nie mówić i nie robić, gdy bliska osoba doświadczyła poronienia (co też może czasem paraliżować) i to bardzo dobrze, że mamy taką podręczną, szybką i krótką podpowiedź, ale najważniejsza jest więź, relacja, jaka nas łączy z tą kobietą, świadomość, co jej chcemy przekazać, jaka jest nasza intencja. To, że wspieramy, jesteśmy blisko, możemy pokazać na wiele sposobów i dowiedzieć się na wiele sposobów, jak to jest przez nią przyjmowane.
Natomiast trudne konsekwencje rodzi takie nastawienie, że szybkie zajście w ciążę jest naprawcze i ono pokazuje, że wszystko jest w porządku. Ważna jest dobra relacja z lekarzem, specjalistami, którzy pomogą zdjąć tę presję oczekiwania, sprawdzania swojego ciała, wsłuchiwania się w objawy i spirali testów ciążowych.

Chcę jeszcze nawiązać do tego, co Pani powiedziała o łamiącym serce widoku kobiet w ciąży.

Wiele razy o tym słyszałam, ale i sama tego doświadczylam. Smutek, zazdrość, pomieszanie…

To też jest proces żegnania się z własnymi planami i akceptowania straty. Czasem na kontakt z tym, co utracone, wystawia widok kobiety w ciąży, niemowlęcia, wesołej pary z dzieckiem, ale też wystawy z wózkami, akcesoriami dziecięcymi. Może to mieć nagły przebieg, ale powodować też stały ból wtedy, gdy o tym myślimy. Z jednej strony ważne jest, aby na takie sytuacje się nie wystawiać, umieć się ochronić przed wizytami bliskich z małymi dziećmi, nie oglądać treści, które o tym natrętnie przypominają. Ale też, by opłakać i przyjąć swoją stratę – bo utrata ciąży to też strata planów, nie tylko związanych z dzieckiem, ale też np. z odejściem z niechcianej pracy, stratą impulsu czy powodu do wyczekiwanej zmiany w swoim życiu.

Jeszcze wspomniałabym tu o tym, że czasem kobiety mają poczucie, że już dawno przyjęły i opłakały stratę, a nagle doświadczają jakby powrotu do tamtych uczuć, myśli. Nie rozumieją, co się dzieje, i to powoduje dodatkowo lęk – „może dzieje się ze mną coś niedobrego, to się nigdy nie skończy”. Rozpoczynająca się ciąża bardzo wpływa na to, jak widzimy naszą przyszłość, na plany – przecież bardzo wiele uczuć dotyczy właśnie przyszłości – jak to będzie, jak sobie poradzimy, jak to zmieni nasze życie. W związku z tym te lęki, ale i wyobrażenia umiejscowione są w przyszłości – związane z różnymi, czasem bardzo konkretnymi datami, np. przewidywaną datą porodu.

Pamiętam taki moment, kiedy czułam się już lepiej po stracie, ale ciągle otaczało mnie współczucie, którego już nie potrzebowałam. Chciałam, żeby ktoś ze mną wierzył, że się uda. Wiem od wielu mam, że też ich to dotyczy, takie niedopasowanie do nastrojów bliskich. Równie często zwyczajnie nie wiemy, czego chcemy, bo ani współczucie, ani pocieszanie w zasadzie nie jest pomocne i adekwatne.

Oczekiwanie od innych pełnego dopasowania jest niemożliwe do spełnienia. To ważne, że reagujemy na siebie, ale współodczuwanie nie zawsze, a wręcz często nie jest superdopasowane. Dialog to nie powtarzanie tego samego. Zresztą, za tym stoi takie przekonanie, że dokładnie wiemy, czego potrzebujemy. Natomiast w opowieściach osób korzystających z terapii bardzo wiele jest zaskoczeń i nieoczekiwanych zwrotów, po tym jak ktoś zareaguje inaczej niż byśmy chcieli. Z kolei pytania bliskich „powiedz mi, czego potrzebujesz, co by ci mogło pomóc” czasem naprawdę rozwścieczają, bo właśnie kobieta sama nie wie, a dodatkowo zmieniające się intensywne uczucia powodują wewnętrzny chaos. To pytanie sprawia, że czuje się jeszcze odpowiedzialna i dodatkowo obciążona tłumaczeniem swojego stanu.

„Widzę, że jest ci ciężko z tym, co mnie spotkało, ale ja już czuję się inaczej” – z jakiegoś względu tak ze sobą nie rozmawiamy – chcemy, żeby inni się dopasowali bezkolizyjnie. Wiedzieli, co jest potrzebne. Wcześniej nasz smutek był dla nich trudnym wyzwaniem, zastanawiali się być może, co zrobić, jak zareagować, i to ważne, że się zastanawiali, włożyli swój wysiłek w to, żeby wyobrazić sobie, jak my możemy to przeżywać. Gdy się dostroili, próbują honorować to, że dla nas świat się zatrzymał – dajmy im znać, że to była ważna, ale wystarczająca pomoc. Spróbujmy zrozumieć też to, że im może być ciężko to od razu zmienić. Wcześniej widzenie uczuć innych nie było możliwe, bo kobieta, jej partner przeżywali bardzo intensywnie tę rzeczywistość, swój ból, ale potem jest już być może na to przestrzeń.

Wydaje mi się istotne, żeby najpierw wsłuchać się w kobietę, zanim się wcieli jakąś narrację, zobaczyć, w jakim momencie straty się znajduje. Bo zdaje się, tych etapów jest kilka.

Tak, zgadzam się z tym, co Pani powiedziała. Natomiast myślę, że w czasie gdy zastanawiamy się, próbujemy zrozumieć, ważne jest, by dawać taki sygnał „jestem blisko”. Ważne jest korzystanie z różnych sposobów wspierania – nie wszystkie będą pomocne, może większość nie, ale próbowanie pozwala na znalezienie tego, co pomaga – wtedy też ryzykujemy niepowodzenie, ale działając z empatią, uczymy się drugiego człowieka.

Jest jeszcze opcja, kiedy po poronieniu nie zachodzi się w ciąże. Kiedy nie nadchodzi etap nowej nadziei, kiedy długo trwa się w oczekiwaniu i niepewności. Co wtedy?

Czasem najważniejsza jest obecność i zaangażowanie bliskich, którzy przyjmą i wytrzymają, zrozumieją i potem nie będą do tego powracać. Możliwość wyrażenia złości, gniewu wobec świata, losu, Boga, i wyrzucenia jej wobec tych, którzy przecież nie są za to odpowiedzialni, ale są wystarczająco bliscy, jest tym, co przynosi jakąś ulgę. To, że mamy komu to wykrzyczeć, nasz gniew, złość, i że ta osoba będzie z nami wtedy i potem, jest ważne. Bliskość zaangażowanej i empatycznej osoby, która trwa przy nas w smutku, złości i radości, żywo reaguje, poszukuje sposobu pocieszenia, ale jest też spontaniczna w swoich reakcjach, jest czasem największym wsparciem. Jest też impulsem do odbudowania siły kobiety, możliwości regeneracyjnych jej ciała i psychiki.

*

Anna Zarzycka – absolwentka Wydziału Psychologii UW. Od 2002 r., po zakończeniu szkolenia psychoterapeutycznego, związana z Laboratorium Psychoedukacji. Większą część aktywności zawodowej poświęca prowadzeniu terapii indywidualnej. Od 2015 r. intensywnie zaangażowana w terapię okołoporodową i terapię diady. Zainteresowana badaniem i wspieraniem więzi tworzącej się pomiędzy matką a niemowlęciem. Pracuje w nurcie psychodynamicznym.

 

Ewa Kaleta – reporterka Gazety Wyborczej. Mama 2-letniej Balbiny,

Dodaj komentarz