fotorelacja

Wietnam z dzieckiem

Pocztówki z raju

Wietnam z dzieckiem

A cóż to za opalona czwórka z uśmiechami, które można śmiało podpisać „chwilo trwaj”? My trwamy, owszem w pełnym zachwycie i nie ukrywajmy, też w zazdrości, obserwując ekipę #czworonas na Instagramie, gdy odkrywa najpiękniejsze zakątki świata. Dziś wspominają rodzinną podróż do Wietnamu i na Malediwy. Jesteście gotowi na dużą dawkę słońca i egzotyki?

Karolina, Jacek oraz dwie urocze młode damy Julka i Zosia – w takim składzie przemierzają świat, a gdy nie są gdzieś daleko na innych półkulach, Karolina zajmuje się swoim trzecim dzieckiem, czyli marką biżuterii boho – Oplotka. A Jacek, zapewne już planuje kolejny wyjazd, bo podobno samo planowanie, układanie tras i etap przygotowań lubi na równi z samą podróżą. Udajemy, że nie widzimy smogu i szarówki za oknem, sycimy oczy turkusem oceanu i zadajemy kilka pytań o Wietnam jako destynację rodzinną. W zestawie z Malediwami, brzmi jak podróż życia!

 

DOKĄD 

Na jedną z naszych wspólnych wypraw wybraliśmy Wietnam i połączyliśmy go z bajkowymi Malediwami. Malediwy, to jedno z tych miejsc, które zawsze chciałam odwiedzić, ale spędzanie tam całego urlopu wydawało się śmiertelne nudne. Dlatego idealną opcją było połączenie tych 2 kierunków. Tym bardziej, że Wietnam sam w sobie nie oferuje niebiańskich plaż, a każdy z nas na końcu wyprawy marzy o właśnie tego typu relaksie.

Zosia miała wtedy 6 miesięcy a Julka 3 lata. Oczywistym było dla nas, że z tytułu wieku małej Zosi naszą destynacją będzie Azja. Troszkę już ją znaliśmy, wiedzieliśmy czego się spodziewać i byliśmy prawie pewni, że bez problemu znajdziemy tam artykuły dla dzieci, takie jak pieluchy mokre chustki czy słoiczki. Całe planowanie podróży odbyło się już sporo wcześniej w Polsce. Jacek uwielbia etap przygotowań, czytania blogów, forów podróżniczych, inspirowania się i na końcu układania całej trasy. To on pełni w tym zespole rolę głównego mózgu operacyjnego.

Na poznanie Wietnamu i Malediwów mieliśmy prawie 3 tygodnie – 2 tygodnie w Wietnamie i 4 dni na Malediwach. Za każdym razem chciałoby się więcej i dłużej, ale oboje z Jackiem mamy „stacjonarne” prace, które na ten moment nie pozwalają na dłuższą przerwę. Naszą podróż zaplanowaliśmy na listopad. Po pierwsze dlatego, że w tym czasie jest tam ciepło, po drugie u nas wtedy zaczyna się plucha i słota i pragniemy przedłużyć jeszcze trochę lato!

 

TRANSPORT

Do Wietnamu dostaliśmy się samolotem z kilkugodzinną przesiadką w Istambule. Na miejscu można szaleć. Południowo wschodnia Azja ma w sobie taki jeden atrybut, którego jesteśmy absolutnymi fanami – różnorodny transport publiczny. Tuk tuki, skutery, autobusy, łódki, pociągi. Do wyboru do koloru. Tak rozwinięta sieć transportu jest dla turystów bardzo dużym ułatwieniem, ale też szansą na poznanie kultury i ludzi, bo to także naturalna forma przemieszczania się przez lokalnych mieszkańców. Wietnam nie odstaje w tej kwestii ani na krok. My spróbowaliśmy każdego wariantu.

 

POGODA

Na naszej mapie znalazło się 5 miejscowości wietnamskich plus wyspa na Malediwach. Na pierwszy ogień Hanoi, czyli stolica Wietnamu. Oprócz nieprawdopodobnego zapachu, który wita nas już po przekroczeniu drzwi lotniska ku naszemu zaskoczeniu wita nas także niecałe 20 stopni Celsjusza. Nie ukrywam, że nie byliśmy na to przygotowani. Nie pozostało nic innego jak ubierać dziewczynki na cebulkę i przetrwać. Na nasze szczęście po przedostaniu się na południe Wietnamu szerokim uśmiechem i promieniami piekącymi w twarz wita nas wielkie radosne słońce i ok 30 stopni Celsjusza.

 

MIESZKANIE

I tu znów chciałoby się rzec, że można szaleć. Wietnam i jak później się okazało także Malediwy oferują różnorodne formy noclegu. Dla fanów luksusu, znajdą się przepiękne hotele, dla fanów opcji lowcost hostele czy homestay. Każda z tych form niewątpliwie ma swój urok i znajdzie swojego amatora. Szukając noclegów korzystaliśmy głównie z portalu agoda.com lub znanego zapewne każdemu booking.com. Staraliśmy się zatrzymywać w niewielkich miejscach które prowadzi lokalna rodzina i pozwoli nam jeszcze bliżej poznać kulturę Wietnamu.

 

CO ZABRAĆ?

Nie lubimy siedzieć w miejscu. Wychodzimy z założenia, że najfajniej poznaje się kraj, przebywając z lokalnymi ludźmi, smakując tamtejsze jedzenie i chłonąc całą magię okolicy. Właśnie dlatego w każdą podróż pakujemy się w jeden plecak. Dodatkowo mamy też plecak podręczny z aparatem i wymiennymi obiektywami. Fotografia jest dla nas bardzo ważna. Pamięć jest ulotna a zdjęcia zostają na zawsze. Dzięki nim możemy wspólnie z Julką i Zosią kształtować ich wspomnienia.

Dziewczynki nigdy nie mają ze sobą plecaczków, torebek ani żadnych tego typu „bibelotów”. Zimowe kurki zostawiamy komuś bliskiemu już na lotnisku w Polsce. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego? A no dlatego, że przy tak częstym zmienianiu lokalizacji i korzystaniu z kilka rodzajów transportu w krótkim czasie po sobie ważne jest, żeby mieć jak najmniej bagażu. Przy dwójce dzieci w takim wieku ważne są „wolne ręce” – ktoś z nas zawsze musi nieść jedno w nosidle lub na rękach a drugie pchać w wózku.

Nauczyliśmy się już zabierać kapsułową garderobę, małe kosmetyki i dwa razy zastanowić się zanim coś spakujemy. Pomyślcie sami, ile razy zabieracie ze sobą coś z czego finalnie nie korzystacie! W naszym bagażu na pewno nigdy nie brakuje podstawowych i znanych nam leków dla dziewczynek w razie wypadku, ukochanych przytulanek, słuchowisk i muzyki, która towarzyszy im przy zasypaniu i daje namiastkę domu.

 

 

TOP 5 ZACHWYTÓW

Kuchnia. Zupę pho znają chyba wszyscy, to wizytówka wietnamskiej kuchni. Aromatyczny rosół z kurczaka lub wołowiny z makaronem ryżowym i przyprawami. Kuchnia Wietnamska to także feeria kolorów i smaków. Od warzywnych pozycji po mięsne uczty. Naprawdę każdy w ich kuchni znajdzie coś dla siebie. Uliczne knajpki oferują przepyszne makarony i ryż z sosami w kolorowych wzorzystych miseczkach. Na każdym rogu można też kupić w przydrożnych „wózków” lokalne przysmaki, warzywa w panierkach, placuszki i inne. A stragany hipnotyzują kolorowymi owocami.

Zatoka Ha Long Bay. Z Hanoi szybko ruszamy na 2-dniowy rejs statkiem po zatoce Ha Long tam przez cały pobyt możemy z zafascynowaniem przyglądać się otaczającym nas z niemal każdej strony skalistym wysepkom, lewitującymi na powierzchni turkusowo zielonkawej wody. Odwiedzamy też farmę pereł i korzystamy z lekcji robienia tradycyjnych Wietnamskich sajgonek.

 

Tam Coc. Prosto z portu wsiadamy w lokalnego busa i jedziemy do kolejnej destynacji – Tam Coc w prowincji Ninh Binh. W przeuroczym homestay’u umiejscowionym po środku pól ryżowych wita nas zgarbiona staruszka i już wiemy, że będzie nam tam bardzo dobrze. Wietnamczycy są bardzo rodzinni, przyjaźni i chętni do pomocy. Całe dnie spędzamy we czwórkę na skuterze eksplorując niezwykłą okolicę. Zaliczamy także rejs po rzece Ngo Dong malutką łódeczką, wpływając po drodze do kilku niskich jaskiń.

Miasto Hoi An. Czas na kolejną przygodę, tym razem podróż nocnym pociągiem do Da Nang, z którego potem dostajemy się do absolutnie magicznego miasta HOI AN. To po prostu trzeba zobaczyć, miasto czaruje swoim wdziękiem i w dzień i w nocy, kiedy wszystko dokoła mieni się w kolorowych światełkach. Postanawiamy skorzystać z miejskiej wypożyczalni rowerowej i zatracić się trochę w otchłani urokliwych, małych uliczek miasta. Nie bylibyśmy sobą nie testując i tu naszego ulubionego rodzaju transportu – mowa o skuterze. Zatem ruszamy. Kierunek oddalony o ok 50 km kompleks świątyń hinduistycznych My Son. Ostatnim Wietnamskim przystankiem na naszej mapie jest Ho Chi Minh miasto w południowym Wietnamie zwane dawniej Sajgon. Odwiedzamy tam lokalne targowiska i wzbogacamy swój bagaż o kilka rękodzieł jak np. ręcznie malowany ceramiczny dzbanek, pijąc z niego przypominam sobie o tamtej wyprawie.

MALEDIWY

Czas na trochę relaksu takiego pełną gębą. Czas na Malediwy. Ale trzeba tam dotrzeć. Najprostszą i zarazem najdroższą formą byłoby wzięcie bezpośredniego lotu, a następnie skorzystanie z wodolotu, który dowiezie nas na docelową wyspę. Nieee, to by było zbyt proste i totalnie nie w naszym stylu. My lubimy wyzwania i chociaż w danym momencie jesteśmy skrajnie wycieńczeni, potem najlepiej wspominamy te najbardziej skomplikowane podróże. Nasza podróż z Wietnamu na Malediwy trwała w sumie 36 godzin.

Aż sama nie mogę uwierzyć, że przeżyłam to z dwójką dzieci, z czego jedno jak na złość w dniu wylotu dostało gorączki 38,5 stopnia. Lot do Singapuru z 6-godzinnym przystankiem następnie lot na wyspę – Lotnisko. Z wyspy lotnisko udaliśmy się łodzią na kolejną wyspę, z której odpływają nocne promy i takim właśnie nocnym promem udaliśmy się na naszą docelową wyspę na atolu Ari. No to jesteśmy. Myśląc Malediwy chyba każdy intuicyjnie wyobraża sobie bambusowe domki na wodzie i bezkresny turkus wody. Taki wariant, nie ma co się oszukiwać, kosztuje spory majątek to na pewno jeden z minusów. Drugim jest totalne odizolowanie od lokalnych ludzi.

Na nasz 4-dniowy pobyt wybraliśmy wyspę DIGURAH, jedną z niewielu na którym mieszkają prawdziwi Malediwczycy i na której można skosztować ich tradycyjnej kuchni, której bazą jest tuńczyk. Wyspa ta słynie również z rzadko spotykanych rekinów wielorybich, które można spotkać nurkując, a że to jedna z pasji Jacka nie mogliśmy tego przegapić. Faktem jest, że kolor piasku i wody nie może równać się z niczym. Jest naprawdę bajkowy, a zachody słońca zapierają dech w piersiach.

 

NASZE RADY

Nie bać się, nie ograniczać. Wielu z nas, gdy pojawiają się dzieci rezygnuje ze swoich marzeń z obawy, że to trudne, że się nie da. To nieprawda. Wystarczy mocno chcieć i dążyć do celu, a nasze dzieciaki jeszcze nam za to podziękują.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

CENY NA MIEJSCU

Ile kosztuje kawa? Ok 3-5 zł. Komunikacja miejska – to już jest zależne od rodzaju transportu i trasy jaką mamy do pokonania. Ile kosztuje średnio lunch? Ok 10 zł!

 

CZEGO NAS TA PODRÓŻ NAUCZYŁA

Dla nas najważniejszym wnioskiem jest to, że bycie razem jest najcenniejszym skarbem na świecie. Czasu spędzonego z dziećmi wspólnych fotografii, zabaw i wygłupów już nigdy nikt nam nie zabierze. I z perspektywy czasu widzimy jak podróżowanie w takim stylu z naszymi dziewczynami otwiera je na nowe przeżycia, tolerancję i chęć poznawania świata jeszcze bardziej.

***

 

Ach jak ten błękit koi oczy podczas tej grudniowej szarugi. Jeśli możecie sobie na to pozwolić, taki zimowy wypad ku słońcu i egzotycznym smakom, ładuje baterie aż do maja! Po więcej podróżniczych inspiracji zapraszamy na profil Czworonas, a na deser… jeszcze ciepły filmik całej rodzinki z podróży do Omanu!