Uczę się od nich każdego dnia
Szymon Holcman o swoich córkach
Ostatni dzień lata i udało się! Nie, nie złapać dobrą pogodę na sesję. Udało się złapać Szymona w miejscu z dwiema cudnymi dziewczynami w ich klimatycznym domu na Bielanach. Nasze umawianie się na sesję to ciąg przebogatej i długiej wymiany dat na messengerze i oto voilà – zaglądamy na poddasze domu, w którym osobiście czuję się jak ryba w morzu.
Po pierwsze króluje tu duch retro, a to moja nieskrywana słabość, po drugie – wita mnie miks bibelotów z duszą, grafik i plakatów, a o każdym Szymon i Agata mogliby snuć osobną opowieść. Szymona, który na co dzień zawiaduje wydawnictwem Kultura Gniewu, zastaję na kanapie w trakcie pożerania z córkami, Helą i Anielą, kolejnego tomu Harry’ego Pottera. Czytanie, przytulanie, wchodzenie na głowę i moc pytań. Ot, popołudnie wśród trójki moli książkowych. Agata, żona Szymona, redaktorka magazynu Zwykłe Życie leci na spotkanie, a ja przy okazji zastanawiam się, dlaczego nie wymyślono innego, bardziej przyjaźnie brzmiącego słowa niż „macocha”? Asystuje im nierozłączny pies Piorun, którego portret w stylu Ferdynanda Wspaniałego, dumnie wisi nad stołem i łypie na mnie i moją kawę. Oj, to będzie miłe spotkanie!
Wspólne czytanie i wypady do kina to rytuał tej trójki, w tym domu apetyt na książki i filmy jest po prostu dziedziczny. O ulubionych tytułach na pewno dziś porozmawiamy, ale zanim o komiksach, które zapełniają tu niejedną półkę, muszę zacząć od patchworku. Utkać, pozszywać patchwork to rzecz niełatwa, wymagająca cierpliwości i ogromu czasu. Domyślam, się, że podobnie jest, gdy tworzy się rodzinę rekonstruowaną, choć to znów słowo brzmiące jak z definicji na Wikipedii.
Szymon, mam ciebie wpisanego w komórkę jako Szymon – komiks. Ale po godzinie spędzonej u was mam ochotę zadać ci pierwsze pytanie nie o sztukę komiksu, ale o sztukę patchworku rodzinnego! Stworzyć dwa domy, tak by w obydwu dziecko było bezpieczne i szczęśliwe, to jest sztuka. Powiedz, co jest potrzebne, by to działało tak dobrze jak u was?
Mogę tylko mieć nadzieję, że w obu domach dziewczynki czują się bezpieczne i szczęśliwe, bo faktycznie robimy wszystko, żeby tak było. Myślę, że kluczowe jest tutaj porozumienie pomiędzy rodzicami dzieci i ustalenie jasnych zasad. I mnie, i mamie Heli i Anieli zawsze zależało przede wszystkim na tym, by nasze rozstanie dotknęło nasze córki jak najmniej. Żeby ani przez chwilę nie pomyślały, że to ich wina, że są przez to mniej kochane. Jednocześnie nie mam złudzeń i wiem, że każda z nich przeżyła to na swój sposób i jeszcze kiedyś nam to wygarną. Oprócz porozumienia ważna jest też oczywiście logistyka. Na szczęście mieszkamy w miarę blisko siebie, co wiele ułatwia.
Jak się w tym odnajdują dziewczynki?
To już pytanie do nich. Ja, starając się je uważnie obserwować, mogę zaryzykować stwierdzenie, że odnajdują się dobrze. Mają po prostu dwa domy, a w nich dwie pary osób dorosłych, które się o nie troszczą.
Jak się dogadują z twoją żoną Agatą?
To bardziej pytanie do Agaty… Obserwując ich relacje, zaryzykowałbym stwierdzenie, że dogadują się bardzo dobrze. Momentami mam wrażenie, że lepiej niż ja z nimi (śmiech). Przy Agacie nie pozwalają sobie na wyskoki, których ja jestem regularną ofiarą, Agata potrafi przekonać je do rzeczy, które na moją prośbę zrobiłyby dopiero po długich namowach. Przy Agacie marudzą jakieś… 100 razy mniej.
Jakie są dla ciebie największe wyzwania w byciu rodzicem? Masz bardzo realne spojrzenie, bez wydumanych oczekiwań, gdy mówisz, że dzieci i tak będą sobą i trzeba im na to pozwolić.
I właśnie to pozwolenie na odrębność dziecka jest chyba największym wyzwaniem. Można sobie zakładać, że nasze dzieci będą takie i śmakie, że to będą lubiły, a tego nie. Ale takie podejście jest tylko źródłem frustracji, bo wypuszczone w świat: do przedszkola, szkoły, dzieci same wybiorą swoją ścieżkę. Nie zmusimy ich, żeby kolegowały się z kimś tylko dlatego, że jest grzeczny i ma dobre stopnie. Czasami najlepszym przyjacielem będzie największy klasowy rozrabiaka. A my musimy po prostu dawać im poczucie akceptacji, zrozumienia, słuchać ich i z nimi rozmawiać.
Ale gusta i zainteresowania kształtować możemy. Bo umówmy się, miłość do komiksów nie wzięła się z kosmosu, dziewczyny potrafią obudzić się przed budzikiem do szkoły, żeby poczytać… Doradź, co polecacie takim komiksowym laikom jak ja?
Możemy tylko podsuwać pewne rzeczy, licząc że może się spodobają (śmiech). Hela i Aniela od zawsze otoczone były książkami i komiksami, widziały wokół siebie czytających dorosłych, więc zainteresowanie nimi przyszło zupełnie naturalnie. Obie uwielbiają Hildę, komiksy Tomka Samojlika i serię o przygodach Misia Zbysia, „Hotel Dziwny”, czy „Bajkę na końcu świata”. W ogóle wydawane przez nas komiksy z logo krótkie gatki dziewczynom się podobają, a ja zawsze zastanawiając się nad czymś nowym do wydania, podpytuję je, co o tym myślą. Helka jest wielką fanką Hellboya, to jej ulubiony bohater, a Aniela bardzo lubi komiksy dla maluchów wydawane przez TADAM. To świetny materiał do pierwszych samodzielnych lektur. Również komiksy dla dzieci i młodzieży z Egmontu są w ciągłym obiegu: „Sisters”, „Niezła draka, Drapak”, „Pikapidula”… No i książki, jak choćby „Hej, Jędrek!”.
Pracowałeś wiele lat w Gutek Film, tworzysz teraz Wydawnictwo Kultura Gniewu. Zainteresowanie komiksem i kinem wyniosłeś z domu?
No pewnie, że z domu. Z tatą chodziłem do kina od najwcześniejszych lat. To też tata kupował mi komiksy, trzymał rękę na pulsie – w latach 80. chyba nie było tytułu, który by przeoczył. Miał też bardzo liberalne podejście do kina i komiksu. Pamiętam, że wykłócał się z bileterkami, które nie chciały mnie wpuścić na jakiś film, na który byłem według nich za mały, a tata mówił „Ma pani rację, ale pozwoli pani, że wezmę syna na własną odpowiedzialność”. I wchodziliśmy. Słynnego, m.in. ze względu na śmiałe erotyczne sceny „Szninkla” przywiózł z podróży służbowej do Warszawy. Sam przeczytał komiks Van Hamme’a i Rosińskiego w pociągu i dając mi go, powiedział „Są tam mocne sceny i chyba nie powinienem ci tego dawać, ale masz” (śmiech).
Jaki był twój dom, odnajdujesz swojego ojca w sobie?
Nasz dom – mój, siostry i rodziców – był domem dość klasycznym, a przynajmniej tak mi się wydaje. Tata zarabiał, mama zajmowała się domem i dziećmi. Klasyczny patriarchalny układ z wszystkimi jego wadami. A ojca odnajduję w sobie, a z każdym mijającym rokiem nawet więcej niż bym chciał (śmiech).
Skoro już wspominamy. Pamiętasz ten moment, kiedy sam stałeś się ojcem?
Pamiętam bardzo dobrze. Duży stres i duża radość. Początek niesamowitej przygody, jaką jest bycie rodzicem.
Wiem, że nie było kolek, dramatycznych nocy. Miałeś jakiś rozjazd między wyobrażeniem ojcostwa a rzeczywistością?
Ja sobie tego wcześniej w ogóle nie wyobrażałem (śmiech). Więc rozjazdu nie było. Były za to same zaskoczenia i trudne momenty. Choć uważam, że ojciec i tak ma nieporównywalnie łatwiej niż matka. Żadna mądra książka, opowieści znajomych i rodziny nie są w stanie przygotować na bycie rodzicem. Każde dziecko jest inne, stawia inne wyzwania i rodzi inne trudności. Człowiek uczy się w boju.
No to opowiedz o tym boju! Macie jakieś swoje rytuały, oprócz porannych naleśników w twoim wydaniu oraz grania w memo i planszówki?
Naleśniki nie pojawiają się każdego ranka (śmiech). Dziewczyny, jak większość dzieci, mają zmieniające się fazy jedzeniowe. Czasami są to naleśniki, czasami grzanki, czasami jajka na twardo, a ostatnio kaszki Bebiko. Niezmienny jest tylko rosół, wielka gastronomiczna miłość Heli i Anieli. Mamy kilka swoich przyzwyczajeń: wyjścia do kina, wizyty w Baśniowej. Poranki przed szkołą wyglądają dość podobnie, ale najważniejszym rytuałem, i dla dziewczyn, i dla mnie jest chyba wieczorne czytanie. Cokolwiek by się nie działo, zawsze staramy się to robić. Wszystkim nam sprawia to wielką frajdę, ale i uspokaja. Dziewczyny potem zasypiają błyskawicznie, a ja czuję się totalnie zrelaksowany. Traktuję to trochę jak medytację. Właśnie jesteśmy w połowie szóstego tomu „Harry’ego Pottera”.
Nie będę pytać o twoje życiowe rady dla dziewczyn, ale zapytam, czego one ciebie nauczyły lub właściwie – wciąż uczą?
Uczę się od nich każdego dnia. Przede wszystkim patrzenia na sprawy z zupełnie innej perspektywy, sięgania do tego zakopanego głęboko w sobie dziecka. To bardzo mi pomaga, choćby w pracy, bo korzystam z tego, budując linię wydawniczą krótkie gatki z komiksami dla młodych czytelników. Uczę się dzięki nim cierpliwości, elastyczności, uważności, spokoju. To cechy niezbędne w obcowaniu z dziećmi.
Jak widzisz siebie, was za kilka lat?
Nie myślę o tym, co będzie za 10 lat. Staram się raczej ogarnąć, co ma być zrobione i spakowane do szkoły na dzień następny (śmiech).
Bardzo dobre podejście! Dziękuje wam za rozmowę!
*
Szymon Holcman – absolwent filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Współwłaściciel publikującego komiksy Wydawnictwa Kultura Gniewu. Przez ponad dekadę związany z firmą Gutek Film.