Modoterapia #4: W szafie Agi Wawoczny
Risk made in Warsaw i Ładnebebe
Po wakacyjnej przerwie wracamy do waszych szaf. Tym razem podejrzałyśmy, co wisi na wieszakach u modowej minimalistki. Spójrzcie, co znalazłyśmy.
Aga, mama sześcioletniego Janka i czteroletniej Julki, ma za sobą doświadczenie w projektowaniu ubrań dla jednej z sieciówek i dla własnej marki, teraz robi to, co chce – maluje. Białe płótna pokaźnych rozmiarów pokrywa kolorem, przedstawiając portrety kobiet. Temat kobieta jest jej wyjątkowo bliski. Silna, zdolna, opiekuńcza, czująca odpowiedzialność za naszą planetę, szuka własnych akcentów do podkreślenia zmian, jakie w niej, kobiecie, zachodzą. Do niedawna wystarczały jej spodnie i bluzy w czarnych kolorach. Z czerni nie rezygnuje, ale w szafie powiesiła sukienkę, a do kosmetyczki schowała kilka szminek. O tym i o tym, na jaką kobietę chciałaby wychować córkę, rozmawiała z Antoniną Samecką, twórczynią Risk made in Warsaw. Zapraszamy was na kolejną odsłonę cyklu #Modoterapia.
*
Ubrania często odpowiadają na jakieś zmiany, które zachodzą w naszym życiu. Masz takie doświadczenie? Macierzyństwo jest dla ciebie etapem otwierającym?
W czasie ciąży i kiedy dzieci były małe, stawiałam przede wszystkim na wygodę. Wygodna bielizna, miękkie dresy, bluzy oversize. Praktyczne rozwiązania, chociaż moje ciało niewiele się zmieniało – miałam tylko brzuch, który w miarę szybko zrzuciłam. Ostatnio jednak mam inne potrzeby. Kupiłam sukienkę. To dla mnie nowość.
Chcesz coś wyrazić tą sukienką?
Pojawiała się we mnie potrzeba podkreślenia kobiecości. Wychodzę ze swojej strefy komfortu, z ubrań, w których znikam. Ta sukienka, mimo iż może lekko stereotypowo, wyraża chyba moje poszukiwania kobiecego stylu.
Jest taki moment, kiedy kobieta, matka odzyskuje swoje ciało, które przez kilka lat pełniło głównie funkcje użytkowe dla dzieci…
Tak, dzieci rosną, są samodzielne, mają swoich przyjaciół, bawią się super ze sobą, ja zaczynam teraz być tą od łagodzenia konfliktów i od przytulania. Przestały też chodzić za mną do łazienki (uff). Właśnie teraz czuję, że mam więcej swobody, że mogę postawić trochę na siebie, a ta kobiecość to dla mnie jakaś nowa forma. Sprawdzam, jak się czuję z czymś, co leży inaczej niż zwykle. Dobrze się czuję w mojej sukience, chociaż nie sięgam po nią za często.
Opowiedz o niej.
Prześwitująca, szyfonowa sukienka. Ma wzory kwiatowe i dodatkową halkę.
Poszłaś na całość!
Nie, jest dosyć zakryta. Oczywiście czarna, bo czerń to mój wybór. Czuję się w niej wyjątkowo, wszyscy moi znajomi pozytywnie reagują, kiedy mnie w niej widzą.
Podoba ci się to zaskakiwanie swoim wyglądem?
Chyba tak. Przychodzi taki moment, może też z wiekiem, że człowiek chce iść naprzód, nie zamykać się, tylko przekraczać swoje granice.
W jakich butach?
Załatwiam dużo spraw, buty muszę mieć wygodne, tu niewiele się zmienia.
Zmieniłaś bieliznę?
Tak, coraz częściej sięgam po koronki.
Zmiana bielizny jest czymś ekstra! Taka rzecz, której nie widać, a czujesz się zupełnie inaczej.
Zmiana ciała po dzieciach to nie jest łatwy temat. Jestem już na takim etapie, że jest mi ze sobą dobrze. Bielizna to podkreśla.
Powiedziałaś, że czerń to twój wybór.
Codziennie maluję, więc nie potrzebuję koloru w ciuchach, bo mam kolor przed oczami. Ludzie mówią, że w czerni chce się zniknąć, ja w ogóle jej tak nie odbieram. Mam taką falę uderzeniową koloru, że nie potrzebuję więcej.
Jak jeszcze zaczęłaś akcentować swoją kobiecość?
Zaczęłam malować usta. Wybieram mocne kolory pomadki: róże, bordo. To też taka rzecz, która rzuciła się w oczy ludziom, których znam.
Bardzo łatwo jest to spłaszczyć, a mnie się wydaje, że to taka chęć, żeby ludzie zauważyli, kim teraz jesteś, a nie opierali się na swoich starych przekonaniach na twój temat.
To są moje wybory. Zmieniam się. To nie gonitwa za trendami, mimo że przez lata zajmowałam się modą, projektowałam ubrania. Teraz stawiam na klasykę, ale też odkrywam dla siebie kolejne rzeczy.
A co nosiłaś zanim zostałaś mamą?
Studiowałam na ASP, to był czas eksperymentów, mocno szłam w kolor, a przez to, że w moim życiu było sporo kitesurfingu, sięgałam po sportowe rzeczy.
Czym były dyktowane twoje wybory?
Humorem. Na szczęście moja praca nie narzucała mi konkretnego stylu, nie było dress code’u.
A teraz?
Patrzę na to, co mi się podoba. Mam parę takich ubrań, które mi się spodobały, ale w nich nie chodzę. Biała tiulowa wyszywana bluzka – niby gdzie mam ją założyć?! Najczęściej myślę o praktyczności, o wygodzie. Maluję, więc nie może mi być żal, że coś ubrudzę.
Myślisz sobie, chciałabym być taką osobą, która nosi tę bluzkę, czy chciałabym mieć okazję, by ją założyć?
Chciałabym mieć okazję.
Czyli kupujesz rzeczy pod jakieś wyobrażenie tego, co się wydarzy?
Tak. Kupując ją, myślałam o ślubie (nie swoim, oczywiście) – co dziwne, bo na nie nie chodzę.
Jak teraz kupujesz rzeczy?
Przez Internet.
Jakość ma dla ciebie znaczenie?
Zaczynam powoli dorastać do tego, że chcę postawić na jedną konkretną rzecz, dobrą jakościową. Wcześniej ciągle dzieci wycierały się we mnie, więc jakoś nie myślałam o tym. Znam też całe kulisy produkcji. Byłam projektantem w jednej z polskich marek odzieżowych.
A jak z ubraniami czują się twoje dzieci?
Janek nie zwraca na to uwagi. Jula ma swoje zdanie, to już dla niej temat. Nosi róż i czasami czerń. Chcesz to nosić, to noś. Rano zawsze ją proszę, żeby naszykowała sobie rzeczy, w które chce się ubrać. Czasem się ubiera i nagle jest płacz, że ona tego nie chce. Mam na uwadze to, że mi nikt nie narzuca jak ja mam się ubrać. Poza tym jest to taka decyzja, którą ona samodzielnie może podejmować.
Myślisz, że dlaczego ubranie jest dla niej takie ważne?
Duży wpływ ma środowisko. Walczę z tym jak odzywają się do niej np. dziadkowie: o jaką masz ładną sukienkę! Jak ładnie wyglądasz. Ostatnio zwróciłam im uwagę, żeby przestali cały czas dawać komunikat ładny, ładna, bo podświadomie będzie szła w wartości wizualne. Będzie oceniała przez pryzmat wyglądu. Wiem, że ubiór jest wizytówką człowieka, dużo o nim mówi, ale ona jest mała i trochę inne rzeczy powinno jej się komunikować, np. Julka jesteś mądra, zabawna etc..
To super wątek. I ja sobie teraz przypominam, że ojciec mojej córki non stop mówi do niej: jak ty ślicznie wyglądasz.
Ubiór to wyrażanie siebie, dlatego jej na to pozawalam. Z drugiej strony, wydaje mi się, że wszyscy zaczynamy się zlewać. Coś się pojawia i wszyscy w to idą. Trochę odbiłam od trendów i dobrze mi z tym. Jula sama stawia czasem na oryginalność, niedawno był okres na syreny. Na balu była cała na czarno, zrobiłam jej ogon z cekinów, a stanik z papierowych muszli, które obsypałam brokatem w kolorze miedzi. Na imprezie królowały Elsy i Anny.
Rozmawiając z mamami, bardzo często słyszę od nich, że chciałyby, by ich córki dbały o siebie bardziej niż one.
To będzie jej sprawa. Dbanie można różnie rozumieć. Dla mnie dbaniem jest wysypanie się (co u mnie jest prawie niemożliwe), albo duża dawka świeżego powietrza. Inwestuję też w ekokosmetyki, rzeczy, które nie mają chemii, i mają bardzo proste składy. Dla mnie to ważna część dbania o siebie i o ludzi wokół. Chciałabym by Julka przywiązywała wagę do swoich wyborów. Żeby szanowała zdane innych, ale dokonywała wyborów, których ona sama będzie pewna.
Jak to było u ciebie w domu, jaka tam była rola ubrania?
Część rzeczy dostawaliśmy z Ameryki, to był wypas wtedy. Miałam taką żółtą sukienkę z dzwonkiem, którą kochałam. Posiadam kilka sukienek z dzieciństwa (podziękowania dla Babci Czesi, która je przechowywała przez 30 lat), a teraz chodzi w nich Julka. Mam plan, żeby porobić jej zdjęcia w tych samych rzeczach i miejscach, w których ja miałam robione. Ale w szafie królowały też kreszowe dresy, leginsy do kolan i bluzki z frędzlami.
Kim jest kobieta z twojego dzieciństwa?
Do południa spędzałam czas u dziadków. Można śmiało powiedzieć, że Babcia Sabinka była szafiarką w tamtych latach. Co tydzień szyła nowe rzeczy u krawcowej. Często też żartowała, że uszyje mi stanik z dziadka munduru górniczego (gruby flausz), co strasznie mnie denerwowało jako nastolatkę (śmiech). Pamiętam, że miała super szafę. Sabinka zdecydowanie zwracała na siebie uwagę. Jej rytuałem było wstawanie o 7 rano. Brała lusterko do kuchni, i kiedy ja jadłam śniadanie, ona się malowała. Dobrze pamiętam jej kruczoczarne włosy, czerwone usta, i kreskę zamiast brwi. Babcia nie pozwoliła sobie na to, żeby nie być umalowaną czy też biegać po domu cały dzień w szlafroku. Strój i biżuteria to były dla niej ważne rzeczy. Ja w ogóle biżuterii nie noszę, nie mam nawet takiej potrzeby. Bardzo źle czuję się z pierścionkami na ręce.
Pamiętam, że kiedy byłam mała, ważniejsze było dla mnie malowanie obrazów z dziadkiem, chociaż mama przypomina mi, że potrafiłam zrobić awanturę o sukienki, szczególnie te, które miały guziki. Do tej pory nie przepadam za guzikami (śmiech).
A Ty się malujesz oprócz ust?
Tylko rzęsy. Julka za to idzie po całości (śmiech).
Babcia była osobą niezależną finansowo?
Babcia pracowała w domu, zajmowała się dziećmi. Najpierw swoimi synami, a potem mną, a jak wiemy opieka nad dziećmi to praca na cały etat, 24/h. Dzięki temu dziadek też mógł się skupić na malowaniu. Jeśli chodzi o finanse, babcia była przedsiębiorczą osobą.
A twoja mama jak się ubierała, kiedy byłaś mała?
Pamiętam różne eksperymenty z odcieniem żółtego, również na głowie. Panterkę też potrafiła założyć, sporo odcieni jesieni w jej szafie można było znaleźć.
Jak chciałabyś być postrzegana przez córkę?
Chciałabym, żeby widziała mnie jako silną i niezależną kobietę, dla której strój jest tylko dodatkiem do osobowości, a nie na odwrót.
*
Z aktualnej kolekcji Risk made in Warsaw Aga wybrała dla siebie: Upper East Coat, Dłuższą Sprawę i Wybiegówki.
Całą kolekcję Risk made in Warsaw znajdziecie tu.
Kolejna #Modoterapia już niebawem, tym razem bohaterką będzie moja redakcyjna koleżanka, której szafa była moim totalnym zaskoczeniem… Tak to już z nami kobietami jest, nasze szafy kryją nie jedną tajemnicę. Jakie kryją wasze?
*
Aga Wawoczny, rocznik 85. Zajmuje się grafiką i malarstwem. Absolwentka gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, dyplom z grafiki zdobyła w 2011 r. Była projektantem ubioru w Diverse i Coalition oraz założyła własną firmę z ubraniami dla dzieci Icon Store. W 2016 r. wróciła do malarstwa. Mama Janka i Julki.
*
Rozmawiała: Antonina Samecka
Makijaż: Iwona Siepracka / Mary Kay
Ilość komentarzy: 4!
Bardzo fajny wywiad:) Wspaniałe obrazy. Az ciekawa jestem dla której sieciówki projektowała bohaterka posta:) Troche mnie zdziwiło podejście do komplementowania wygladu córki przez dziadków- moim zdaniem w naszym kraju tak mało sobie miłych rzeczy mówimy, że to szkoda! Moje własne kompleksy co do wyglądu wynikają po części z tego, że moja rodzina zawsze bardziej była skora do chwalenia moich przymiotów umysłu 🙂 niż ciała. Trzeba chyba zachować równowagę:)
równowaga to podstawa 🙂
I jeszcze jedno- co to znaczy dbać o siebie? (w kontekście mam mówiących by córki dbały o siebie bardzej niż one)? Czy to znaczy mają nakładać więcej makijażu (bo niestety tak często ludzie to rozumieją), mieć więcej ubrań? Dbać o siebie to także regularnie chodzić do lekarza, dentysty, to mieć czas na masaż, na pójście do kina, na winko z przyjaciółką. Mam wrażenie że dziś by być uznaną za zadbaną to trzeba regularnie robic botoks i chodzić wiecznie na szpilkach. Tak się głośno zastanawiam:)
pewnie każdy rozumie to w inny sposób, twój tok myślenia o dbaniu o siebie do mnie przemawia bardzo.