Linki Pauliny
To co lubimy najbardziej
Dzień dobry, jestem matką. Tak jak być może i ty, i kilka innych matek które znam, i kilka kolejnych znanych tobie – siedzę sobie w domu.
Z piosenką na ustach dosypuję drewna do domowego ogniska, które od miesiąca, z szeroko otwartymi ramionami, przyjmuje wszystkie zbłąkane w mieście choróbska. Ależ nam wspaniale, ależ nam jak na wakacjach w Barcelonie. I kiedy tylko widać koniec tych pasjonujących wczasów od normalności, zalotnie puka do nas kolejny pan wirus i mówi do mnie seksi barytonem: my się chyba jeszcze nie znamy… A drzwi za nim zamykają się same i już tańczymy namiętne tango z dreszczykiem…
*
Co robić? O losie, co robić, kiedy jedno dziecko parzy, drugie z bolącym gardłem, a mnie od niespania wydaje się już, że idziemy na gorącą plażę i rzucam smarowanie buł masłem, by biec i zakładać bikini. Co robić? Położyć się! Położyć się z nimi do łóżka i odpalić Netflixa. Zasnąć choć na 20 minut pod baldachimem zarazków ukochanych dzieci własnych, zostawiając ich w dobrym towarzystwie. „Puffin Rock” to animacja o maskonurach, ciepła, mądra i ładna. Jest naszym numerem jeden, ja zasypiam, kiedy tylko usłyszę głos narratora, a dzieciaki chłoną. Piosenka stała się naszym hymnem domowym i zdarza nam się ją śpiewać i o 3 nad ranem, kiedy gorączka odpala nam imprezowe nastroje. Bajkę znajdziecie tu. A poniżej trailer w wersji anglojęzycznej.
*
Po takiej drzemce to i czytać mogę bez okularów. Głównie dlatego, że książki te znam już na pamięć. Przyszły do nas na początku tego zakichanego turnusu i bawią każdego dnia, kilka razy dziennie. Serię Mr Men i Little Miss recytować z pamięci mogą już rodzice z połowy świata, a teraz my dołączymy do tego chóru i powiem wam szczerze, że ja nawet z przyjemnością, bo opowiadające o cechach charakteru małe historyjki są zgrabne i zabawne. Pan Pośpiech, Mała Pomocnica i Mała Buntowniczka są naszymi ulubieńcami. Ciekawe dlaczego…
Na YouTube mają swój oficjalny kanał, gdzie znajdziecie anglojęzyczne animacje, gdyby litery zaczęły wam dziwnie wymykać się spod kontroli, a powieki robiły się bardzo ciężkie…
*
Wieczorami już wszyscy jesteśmy w tym samym stanie. Wyciszeni lekami z recept, płyniemy w stronę snów. Sny jednak mamy niczym instalacje Carstena Höllera. Zaintrygowani bierzemy, co daje: szaloną zabawę, moc wyobraźni i możliwość podróży bez mapy i celu. Ale i pewną dawkę niepokoju, która mnie pociągałaby do rana, ale dzieci przysyła wprost do mojego łóżka. I zaczyna się litania do świtu, przeplatana kasłaniem, jęczeniem i zagłuszającym cały świat, dzikim wrzaskiem nebulizatora. Panie Carsten, niech się pan zlituje i im włącza tylko karuzelę.
*
Przez ostatnie dni działo się coś, co śledziłam z zapartym tchem, nawet bardziej niż drugi sezon „This Is Us”. Zamknięta w objęciach śpiących, chorych dzieci, przenosiłam się do bazy Narodowej Zimowej Wyprawy na K2. Jeden z uczestników, Rafał Fronia, relacjonował ją w swoim Dzienniku Wyprawowym. Zaczynał w nieśmiałych słowach i starannymi obserwacjami, by dalej dać się porwać własnym narracjom i wypuścić w świat absolutną, pełną różnych odcieni, odę miłości do tego, co robi. Niestety, spadający kamień złamał mu rękę i zawrócił do kraju, relacja urywa się w XI części i zostają już tylko suche fakty z FB. Wielka szkoda, że nie mogę dłużej towarzyszyć Rafałowi w miejscu, w którym nigdy nie znajdę się sama, podglądać „niemiasto idealne” i zmagać się z „anatomią wiatru”. Wielka szkoda, że Rafał Fronia musiał odpuścić dalszą drogę. Na pewno jeszcze tam wróci, a po wszystkim wyda książkę, w której pomoże nam zrozumieć, dlaczego niektórzy dla szczytów igrają ze śmiercią.
*
Wróćmy do tej wysokości nad poziomem morza, Warszawa jest na 100 m, na której smog funduje nam kolejne zapalenie górnych dróg oddechowych. Co tu się dzieje? Dzieje się piątek, czyli nasz pediatra przyjmuje od godziny 12 do 19. Pójdziemy w podskokach i wrócimy bardziej chorzy niż wyszliśmy. I co zrobimy? Zatańczymy! Bo taniec jest dobry na wszystko. Na miłość i niemiłość, i na piątek z pediatrą też. Zmachałabym się straszliwie, ale to jedno z moich odkrytych niedawno marzeń, by tak właśnie kiedyś zatańczyć. Ze specjalną dedykacją dla wszystkich nas, rodziców dzieci z gilem i zwolnieniem z obowiązku przedszkolnego! Zatańczmy i miejmy się lepiej!
*
Na koniec, ku pokrzepieniu serc polecam wam rozmowę „O sensie poświęcenia”. Bożena we wstępie, o swojej rozmówczyni napisała tak: Jana. Myślę o niej za każdym razem, gdy jestem zmęczona dniem spędzonym z dziećmi. Albo gdy dopada mnie cicha tęsknota za utraconą niezależnością. Ale najintensywniej myślę o niej, gdy łapię momenty zwątpienia w sens oddania się macierzyństwu. Mimo że nie znam Jany, ostatnio też o niej myślę.
*
Tekst: Paulina Filipowicz