kino dzieci

Genialny klan

Rozmowa zainspirowana filmem „Cały świat Romy”

Genialny klan
Kinga Hołub

Ktoś kiedyś o nich powiedział, że są jak włoska mafia, a im się to bardzo spodobało. Razem w domu, i w pracy, najbliżej jak tylko można ze sobą żyć. Bez sztywnych reguł, za to w umiłowaniu wolności i indywidualności. Międzypokoleniowa rozmowa w wytwornym gronie Anny Kłosińskiej i jej córek: Justyny, Basi i Marysi, toczy się wokół wspólnoty myśli i decyzji, budowania nierozerwalnych więzi i radzenia sobie z kryzysami. Pretekstem do spotkania jest premiera hitu ostatniej edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Kino Dzieci – filmu „Cały świat Romy”, który 17 lipca pojawi się na kinowych ekranach.

Film Mischy Kamp pt. „Cały świat Romy” spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem ze strony publiczności, która przyznała tej holendersko-niemieckiej produkcji nagrodę Kwiatu Paproci. Opowiada on historię rodzącej się przyjaźni między babcią i wnuczką. O sile wsparcia, jakim mogą być dla siebie kobiety w różnym wieku. O chorobie, która pozwala się bez lęku odsłonić i o międzypokoleniowych przepaściach, w które czasem łatwiej wpaść niż je zasypać.

Do zainspirowanej filmem rozmowy zaprosiłam genialny klan przedsiębiorczych i wspierających siebie nawzajem kobiet w składzie: mama, Anna Kłosińska – wieloletnia pracowniczka wydawnictwa naukowego, obecnie redaguje wszystkie teksty promocyjne dotyczące sieci bistro Charlotte i baru Wozownia, oraz córki: Justyna Kosmala – szefowa Charlotte, współwłaścicielka Wozowni oraz mama Stefy, Haliny i Janka, Barbara Kłosińska – współwłaścicielka Wozowni i mama Julka, a także Marysia Kłosińska – DJ-ka i organizatorka targów vintage. Wszystkie mówią zajmująco o naturze swojej pracy, sile siostrzanych zależności oraz tych, które kształtują się między mamą i córkami, i o splataniu się ich wszystkich w długi, solidny warkocz. Ale także o partnerach: Tomku Kosmali, mężu Justyny i współwłaścicielu Wozowni, Filipie Katnerze, partnerze Basi i współwłaścicielu Wozowni, oraz Pawle Kossowskim, chłopaku Marysi i menadżerze Wozowni, którzy od lat stanowią oparcie, co w konsekwencji pozwala dziewczynom bujnie rozkwitać zawodowo. Posłuchajcie, a zaraz po lekturze lećcie do kina. Bo trzeba.

Przewrotnie spytam na samym początku rozmowy: do której z was należy ostatnie słowo?

Marysia: To zależy od tematu, na który rozmawiamy. Nie ma takiej osoby, której decyzja w każdym przypadku byłaby ostateczna.

Basia: Nasze relacje opierają się przede wszystkim na współpracy, ale często jesteśmy jednomyślne.

A gdybyście miały porównać wasze relacje do ustroju w państwie albo systemu zarządzania…

Justyna: Zawsze byłyśmy wychowywane w duchu demokracji. W momentach kryzysu, jak w chwili gdy wybuchała pandemia, zwołałyśmy radę, żeby wspólnie ustalić plan działania. Zwykle to mama jest koordynatorką dyskusji.

M: U nas wieści rozchodzą się błyskawicznie, ale to mama wszystkim zawiaduje. Przykładowo, kiedy ja dowiaduję się czegoś od Basi, to mama już prawdopodobnie wie to od wczoraj (śmiech).

J: Mama jest naszym łącznikiem.

A: Dobrze, że nie plotkarą (śmiech).

J: Nasze zawodowe relacje przeplatają się z rodzinnymi. I czasem jest tak, że dwie z nas są w danym momencie bliżej ze sobą. Gdy bardzo intensywnie pracowałyśmy z Marysią w Charlotte, wiedziałyśmy o sobie więcej.

M: Byłyśmy na bieżąco, bo na briefingach poruszałyśmy też tematy prywatne.

J: Teraz z Baśką pracujemy w Wozowni, więc na ten moment najbliżej nam do siebie. Ale zaraz po narodzinach Stefy mama mi bardzo pomagała i przez to byłyśmy sobie bliższe. Wszystko zależy od aktualnych potrzeb, to one układają nasze relacje.

B: Pracujemy razem niemal codziennie, a nasze działania wzajemnie się przenikają, np. Marysia organizuje swoje wydarzenia w Wozowni. Mama też zawsze nam pomaga.

M: Bo to, że odeszłam z Charlotte i zaczęłam swoją osobną ścieżkę zawodową, nie oznacza, że się zupełnie odcięłam od sióstr. Staram się regularnie wymyślać coś wspólnego, żeby wciąż być częścią tego miejsca.

A jak organizowałyście się w czasie największych obostrzeń związanych z pandemią? Gdy zamknięte były żłobki i przedszkola? Jak wspierałyście się nawzajem w tamtym okresie?

J: Sprawna komunikacja to podstawa. Jesteśmy nowocześni, więc regularnie komunikujemy się za pomocą kanałów w social mediach, np. w specjalnych grupach na Messengerze: Mama i córki, Rodzinka, Sisters i chłopaki. W tym ostatnim przypadku już sama nazwa wskazuje, że nasza siostrzana więź jest bardzo silna. Ale chłopcy też są ważni. Po pierwszych informacjach o pandemii pisali o tym, jak opiekować się seniorami, jak zorganizować zakupy. Chłopcy szanują naszą siostrzaną i kobiecą więź, podkreślają to i mam poczucie, że lubią rolę chłopaka lub męża siostry.

A: I, co ważne, oni się świetnie ze sobą czują.

J: Mam pomysł na nową grupę: Siostry i Bracia (śmiech).

Cieszę się, że mówicie o mężczyznach, bo w filmie ,,Cały świat Romy” prawie wcale ich nie widać. To kobiety: babcia Stine i jej cóka Margot, mama Romy, dźwigają problemy codzienności, są samowystarczalne i niezależne. Zaś mężczyźni, jak Willem, czyli rozkojarzony tata Romy, to bohaterowie drugiego planu. Nie ma proporcji.

M: My zawsze podkreślamy, że bez naszych chłopaków nie byłoby tego wszystkiego. Że wszystko zbudowaliśmy wspólnie.

J: Trudno byłoby nam rozkwitnąć w wielu kwestiach zawodowych, gdyby nie obecność naszych partnerów. Okazują nam wsparcie i popychają do działania. Nie wiem nawet, czy byłybyśmy tak zgranymi siostrami, gdyby nie oni. Ich często nie widać, ale mimo to warto podkreślać ich znaczenie. Gdyby w filmie było podobnie, gdyby pojawił się silny mężczyzna, który okazałby bohaterkom wsparcie, wszystko mogłoby się potoczyć inaczej.

Jakie zasady obowiązują w waszej rodzinie?

A: Póki mój tata mieszkał w domu na działce, regularnie spotykaliśmy się tam wszyscy na weekend. Co tydzień.

J: Ja bym nie powiedziała, że to była zasada, raczej chęć i wewnętrzna potrzeba. Mam w głowie film Ingmara Bergmana „Historia małżeńska”, w którym występuje małżeństwo jeżdżące raz w tygodniu na obiad do jej rodziców – i oboje szczerze tego nienawidzą. Ale mimo to w tym trwają.

M: U nas nikt nikomu niczego nie nakazuje, nikt niczyich decyzji nie neguje i nie obmawia.

A: Jak ktoś nie ma ochoty, to nie jedzie.

J: I to jest ta zasada. Szacunek do indywidualności.

A: I dla wolności.

A jakie tradycje was ze sobą wiążą?

B: W święta jesteśmy zawsze wszyscy razem.

A: Wszyscy, czyli wszystkie małe rodziny z przyległościami. Boże Narodzenie organizujemy u Justyny i są z nami oczywiście jej teściowie z córką i jej rodziną, mama Filipa, partnera Basi, dwaj dziadkowie. To jest spontaniczne i nie ma pod tym względem żadnych spięć, nikt się nie denerwuje, można prawdziwie wypocząć.

J: Powiedziałabym jednak, że w naszej rodzinie nie celebruje się wielu okazji.

A: Nie zgodzę się z tobą. Tak się składa, że moje córki i zięciowie celebrują moje urodziny. W tym roku 12 stycznia – jestem wzruszona już na samo wspomnienie – dostałam cudowny prezent! Lot do Mediolanu i bilet do La Scali. Pojechałyśmy tam z teściową Justyny – jesteśmy bardzo zaprzyjaźnione i zdarzają nam się wspólne muzyczne wypady.

J: Ale trzeba powiedzieć, że przez wiele lat nie celebrowałyśmy twoich urodzin, to przyszło dopiero kilka lat temu.

B: Bo do tego się dojrzewa. Jest okres, w którym to rodzice organizują urodziny swoich dzieci, a potem następuje odwrócenie sytuacji. Wszystkie jesteśmy już dorosłe, same się utrzymujemy, mamy swoje związki i rodziny – teraz to nasza kolej, by opiekować się rodzicami.

A: Tak, ja zdecydowanie czuję tę opiekę.

B: My lepiej pamiętamy o twoich wizytach u lekarza niż ty, mamuś.

J: Szkoda, że w „Całym świecie Romy” tej relacji między babcią i mamą głównej bohaterki właściwie nie ma.

Relacje Stine i Margot faktycznie są lodowate, ale to właśnie w chwili, gdy Stine dowiaduje się o chorobie, ich klimat się ociepla. A między babcią i wnuczką wybucha gejzer miłości.

A: Tak się często dzieje, że ubocznym skutkiem tragedii są pozytywne wydarzenia.

J: Nasi dziadkowie byli bardzo otwarci na swoje dzieci, jak na standardy tamtych czasów, i wychowywali je w atmosferze wolności. Prawda, mamo?

A: Tak, a to przechodzi z pokolenia na pokolenie.

J: Wszyscy mi mówią, że mamy takie wspaniałe relacje z rodzicami, ale to jest efekt wielopokoleniowego wychowania. Nasi mężowie i chłopaki są z podobnych rodzin, wychowujących dzieci w atmosferze przyjaźni i zaufania. Dlatego rozumiemy się na poziomie pierwotnym.

A: Uwielbiam to, że mamy tyle wspólnego z rodzicami partnerów moich córek, np. z Dorotą, mamą Filipa, dzwonimy do siebie niemal codziennie i gadamy godzinami.

Jaki jest wasz rekord?

A: 4 godziny.

Pewnie dzieli was duża odległość?

A: Jedna stacja metra (śmiech).

Pamiętacie scenę, w której mama Romy prosi swoją matkę, by zajęła się wnuczką?

J: Mama Romy jest świeżo po rozwodzie i ma trudną sytuację finansową. Jej szef nie pozwala, żeby dziecko przychodziło do mamy do pracy, więc zdenerwowanie ze strony mamy i żądanie pomocy jest zrozumiałe. My sobie uporządkowałyśmy kwestie pomocy w opiece nad dziećmi – mamy stałe dni, kiedy mama odbiera dziewczynki po przedszkolu, one u niej nocują i potem mama odprowadza je do przedszkola. Tutaj nawet nie tyle opieka jest taka ważna, co budowanie więzi z babcią, bycie ze sobą sam na sam.

A: Kiedy jestem tylko z wnukami, zawsze dużo im czytam. Z każdym dzieckiem mamy swoje ulubione zajęcia. Z Halinką lubimy lepić z plasteliny, ze Stefanią rozwiązujemy zagadki w „Świerszczyku”. Z Jankiem konstruujemy pojazdy, z Julkiem pieczemy muffinki i śpiewamy. Nie czuję się w tym systemie przeciążona, za co jestem wdzięczna. Mam też swoje życie i zajęcia.

J: Dlatego nie opieramy wszystkiego na mamie, nie musi być na każde zawołanie. Poza tym mama wspiera nas także w naszych biznesach – od 10 lat pisze i redaguje wszystkie teksty pojawiające się na stronach i w social mediach.

J: Miałam przyjemność opowiadać w szkole na Bednarskiej o zasadach rządzących naszym rodzinnym biznesem. Wyliczałam, że Marysia jest DJ-ką w Wozowni, a jej chłopak – menadżerem. My z Basią i naszymi partnerami jesteśmy współwłaścicielami Wozowni. Wtedy rozległ się głos z sali: „Przecież to jest włoska mafia!” (śmiech). Bo naturalnie byłoby przejąć firmę od rodziców i kontynuować ich dzieło, ale z nami jest inaczej. Nasze relacje rodzinno-zawodowe wytworzyły się przy okazji. I mimo że każda z sióstr kształciła się w innym kierunku – Marysia skończyła historię sztuki, my z Basią nauki polityczne – wszystkie wylądowałyśmy w gastronomii (śmiech).

A: Jedynie Asia (czwarta siostra, która niestety nie dojechała na sesję – przyp. red.) pracuje zgodnie z kierunkiem, który studiowała. Jest pedagożką i psychoterapeutką – prowadzi Centrum Rozwoju Dziecka i Rodzica „Pestka”. Gdy miała 17 lat, wyprowadziła się do Krakowa, rok później urodziła pierwsze dziecko, syna Krzysztofa. Ma jeszcze dwoje młodszych dzieci: 16-letniego Staśka i 4-letnią Zosię.

Często się spotykacie?

A: Aśka jest spontaniczna, więc czasem wsiada w pociąg i jedzie do nas, mimo że następnego dnia o świcie musi zrywać się na pociąg, by wrócić do pracy na czas.

Czy jest coś, co łączy was wszystkie?

J: Sposób wychowania i system wartości. My w pracy z Basią myślimy podobnie, gdyby nie chłopaki, pewnie podejmowałybyśmy decyzje w sekundę, nie wiem tylko, czy właściwe (śmiech).

M: Jestem pewna, że gdybyśmy nie były siostrami, to byśmy się przyjaźniły. Wszystkie lubimy podróżować, spędzać dużo czasu z przyjaciółmi…

J: … jeździmy w te same miejsca, chodzimy nawet w tych samych ciuchach, bo się nimi w kółko wymieniamy.

Tak? A mnie się zawsze zdawało, że każda z was ma zupełnie inny styl.

J: To samo mówią nasi znajomi. My utrzymujemy, że wszystkie ubieramy się podobnie, ale nikt nam nie wierzy (śmiech).

B: Podoba nam się styl każdej siostry i dlatego myślimy, że on jest dokładnie taki jak nasz.

A: A ze mnie dziewczyny się śmieją, że noszę kolorowe ciuchy. Wszystkie cztery.

J: Mamo, masz w szafie czerwone buty (śmiech).

A: Ale to też działa w drugą stronę – nie boję się skrytykować swoich dzieci. To dlatego, że nasza więź jest bardzo silna.

J: Poza tym, ty się nie czepiasz drobiazgów, tylko ważnych kwestii. Moje przyjaciółki mówią, że mam silny charakter, bo akceptuję siebie. Tyle że moja akceptacja wynika z akceptacji rodziców.

A jak wspominacie okres nastoletniości? Która buntowała się najwytrwalej?

J: Każda przeżyła to inaczej.

M: Pamiętam tylko, że Justyna bardzo burzliwie.

A: Och tak, z Asią też było trudno. Za to Basia i Marysia bardzo łagodnie przeszły okres dojrzewania.

M: Może to jeszcze przed nami, mamuś (śmiech).

A: Niewykluczone, że to ja wychowując młodsze dziewczyny, byłam dojrzalsza jako rodzic niż w przypadku Asi i Justyny. To możliwe, że moje młodsze i starsze córki miały po prostu innych rodziców.

Jakie piękne zakończenie, dziękuję. 

Holendersko-niemiecki film „Cały świat Romy” pojawi się w kinach całej Polski już 17 lipca. Pandemia nieco przesunęła datę premiery, ale warto było czekać. Więcej informacji na temat filmu i seansów szukajcie na stronie internetowej kinodzieci.pl.

Dodaj komentarz